Link do zewnętrznego obrazka
W nocy wielokrotnie się budziłem. Myślałem o tym, co się niedawno wydarzyło. Śniłem o życiu w pałacu z Andrew'em, o tym, że wszystko jest jak dawniej, po czym budziłem się w objęciach Roszpunki. I znów zasypiałem, i znów się budziłem. W pewnym momencie nie wiedziałem co jest snem, a co rzeczywistością. Nawet nie byłem pewien którą opcję wybrać, gdybym mógł. Z jednej strony spokojne życie z przyjacielem, przebywanie w lesie, spokój. Z drugiej konflikt z Andrew'em, pogoń, zmęczenie.. ale i ona... Czemu nie mógłbym mieć i przyjaciela i poznać Roszpunki jednocześnie? Czy to byłoby zbyt dużo dobrego na raz? Czy los chociaż raz nie mógłby podzielić się ze mną odrobiną szczęścia? Gdy się w końcu obudziłem nie chciałem otwierać oczu. Bałem się dowiedzieć co jest prawdą, a co nie. Zanim się na to zdobyłem, usłyszałem głos Roszpunki mówiący - Dzień dobry. - no i wszystko było już jasne... Niechętnie otworzyłem oczy. Czyli jednak to wszystko się wydarzyło. Leżałem teraz w namiocie razem z obcą dziewczyną, będąc w pogoni za przyjacielem utraconym z błahego powodu. Ciekawe czy przez ten cały czas kiedy przed nimi uciekał, pomyślał o mnie chociaż przez chwilę? Czy na chwilę przystanął i zastanowił się nad tym co zrobił? Czy w ogóle mu na mnie zależało? Może ja sobie to w ogóle ubzdurałem, tę całą naszą przyjaźń. Może to tylko chore urojenie. Może po prostu wmówiłem sobie to, bo chciałem mieć kogoś kto mnie rozumie. Może, może, może... Nawet jeśli przyjaźń ubzdurana, jest jedna rzecz, którą wiedziałem na pewno. Mianowicie zależało mi na Andrew'ie i dlatego musiałem za nim podążyć, zapytać... - Will? Dobrze się czujesz? - spojrzałem na nią. - Dzień dobry Roszpunko - patrzyła na mnie z troską. - Nie nic... przepraszam zamyśliłem się. - zaskakujące, nawet brudna po pogoni i z potarganymi włosami wyglądała ślicznie. - W zasadzie co tu robisz? Czemu ze mną pojechałaś? - spytałem - Nie wiem, Will. Po prostu musiałam to zrobić. - dziwne... a może nie.. nie wiem - No nic. - Powiedziałem, po czym wstałem i pomogłem jej wstać. Wyszliśmy z namiotu. Była piękna pogoda i nawet w tym gęstym lesie było wystarczająco jasno, by dostrzec ślady Alberta. Zwinąłem namiot najszybciej jak potrafiłem i wyjąłem suchary z torby przypiętej do konia. Niewiele ich było, ale na jeden posiłek dla naszej trójki powinno wystarczyć. Podałem część sucharów Roszpunce, mówiąc - Przepraszam, ale mam tylko to... Musimy oszczędzać czas... wiem, że to nie wiele, ale na obiad już zapoluję, dobrze? - Mama dała nam trochę jedzenia. - Wskazała palcem na sakwę przytwierdzoną do siodła. Wyjąłem jedzenie które dała nam jej matka. Całkiem sporo tego było... Starczy dla naszej dwójki na śniadanie i kolację. Maxowi da się suchary i będzie git. Tylko woda... Zamknąłem oczy. Gdzieś tu musi być strumyk. W końcu to z tej strony płynie ta rzeka z której wodę czerpią w zamku. Poza tym dało się słyszeć szmery wody... Po chwili skupienia udało mi się zlokalizować, w którą stronę trzeba iść. -Max! Pilnuj jej! - Chwyciłem bukłaki i popędziłem po wodę. Gdy wróciłem podałem jeden Roszpunce, a drugim napoiłem konia, po czym sam wypiłem całkiem sporo. Gdy skończyliśmy pić, poszedłem jeszcze raz napełnić bukłaki i wrzuciłem je do torby przytwierdzonej do siodła. Wyruszyliśmy w dalszą drogę. Po paru godzinach galopu dotarliśmy do miejsca, gdzie Andrew postojował. Widać, że starał się zamaskować wszelkie ślady, ale zapomniał najwyraźniej, że ma do czynienia z wyszkolonym zwiadowcą i tak naprawdę to co robił nie dawało dużego rezultatu. - Tu zrobimy sobie postój. Na pewno jesteś zmęczona. - i pewnie głodna... Zsadziłem ją z konia. Zachwiała się i upadła na kolana - Will, tam się coś rusza... - spojrzałem tam, gdzie wskazywała dziewczyna. Natychmiast naciągnąłem cięciwę łuku,
który jak zwykle spoczywał spokojnie w torbie przy boku konia. Wycelowałem i strzeliłem. Nienawidziłem zabijania zwierząt, ale tym razem nie miałem wyboru... - Co powiesz na sarnę na obiad? - spytałem, po czym pomogłem jej wstać.
Ostatnio zmieniony przez Ojsa (23-07-2015 o 15h23)