Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1 ... 10 11 12

#276 09-11-2015 o 20h18

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
Dudnienie. Tylko to słyszałem. Obraz rozmazywał mi się przed oczami. Skuliłem się i zatkałem uszy, ale to nie pomogło. Ba! Wzmocniło ten efekt. Parzyste uderzenia... serce? To ja jednak posiadam ten wspaniały organ zwany tak często siedziskiem uczuć?
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Starałem się uspokoić oddech, ale moje ciało wciąż drżało z wściekłości na samego siebie.
Dudnienie powoli się wyciszało. Zbyt wolno.
A przed oczami wyskoczył mi Andrew. Uniosłem się szybko, by kazać mu wracać do namiotu, jednak coś mi się nie zgadzało. Przede wszystkim poważny wyraz jego twarzy skłonił mnie, by jednak zobaczyć o co chodzi.
Wsłuchałem się w odgłosy lasu. Faktycznie dało się słyszeć ludzkie kroki. Ktoś się nie ostrożnie skradał. Przekląłem się w myślach za to, że nie słyszałem wcześniej.
Pokiwałem głową. Niestety mój łuk (podobnie jak i ubrania) zostały parę metrów dalej przy strumieniu. Chwyciłem księcia za nadgarstek.
- Proszę, schowaj się w namiocie. Jeśli jeszcze nie wytropili Alberta, mamy szansę uniknąć walki. - wyszeptałem mu cicho do ucha.


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#277 04-12-2015 o 20h50

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Po moich słowach Will zamilkł na chwilę, wsłuchując się w odgłosy lasu. Teraz słyszałem kroki jeszcze wyraźniej, szelest ubrań niósł się jak echo z głośnością skręconą na minimum. Niewątpliwie ktoś spieszył nam na spotkanie, którego przebieg nie był żadnej ze stron choć w połowie znany. I dlatego następne słowa przyjaciela tak bardzo mnie zaskoczyły. Wracać? Do namiotu? Przewróciłem oczami.
- Żartujesz? Myślisz, że tych krzyków nie było słychać? Zresztą nie musi to być nikt wrogo nastawiony, a jedynie mieszkańcy pobliskiej wioski. Na drzewach widziałem spałę żywiczarską, ktoś musi w pobliżu mieszkać.
Odsunąłem się nieznacznie i spojrzałem Willowi głęboko w ciemne oczy. Niepokojąco spokojne sprawiały wrażenie odległych, widzących coś, co przerażało go dogłębnie, paraliżowało i wywierało wpływ na czynnościach życiowych. I miałbym go zostawić samego, chowając się jak pierwszy lepszy tchórz? Nigdy.
Wyjąłem zza paska jeden nóż i uważając, by promienie słoneczne nie odbiły się w gładkim ostrzu, włożyłem go w dłoń Willa.
- Może to nie łuk, ale lepiej, byś miał się czym w razie czego bronić -wymamrotałem, gdy gałązka trzasnęła niebezpieczne blisko. - Roszpunka też ma broń, nie martw się.

Offline

#278 14-12-2015 o 18h42

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
- Andrew. Andrew. Andrew. Dlaczego on nigdy mnie nie słucha? Jeszcze przed chwilą ledwo stał na nogach, a teraz chce walczyć? - pomyślałem, ale już się nie kłóciłem. Nie mieliśmy na to czasu. Kimkolwiek były zbliżające się osoby - a było ich dokładnie 2, to dało się wydedukować po odgłosie kroków - były coraz bliżej. Ścisnąłem mocno chłodny trzon noża, który podał mi Andrew. Nie wiedziałem co jest głośniejsze. Kroki zbliżających się do nas ludzi, czy moje własne serce.
Spojrzałem jeszcze raz na Andrewa skulonego w pozycji bojowej obok mnie. W walce wręcz nie miał sobie równych. Ale teraz nie miał przy sobie miecza. Miał tylko prosty, krótki nóż.
- Wiedz tylko, że jeśli coś ci się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. - wymamrotałem, po czym dałem nura w zarośla przede mną. Moja dłoń szybkim ruchem pochwyciła nadgarstek rosłego mężczyzny i równie szybko wygięła całą jego rękę za plecami. Mężczyzna jęknął z bólu. Wyszarpnął mi się i przez chwilę mocowaliśmy się, stojąc twarzą w twarz.
- Dlaczego mnie nie dziwi, że to akurat ty go znalazłeś pierwszy? - wycedził szyderczo przez zęby Rodley - jeden z zamkowych zwiadowców.
Moja głowa przetwarzała w tym momencie multum informacji. Rodley zawsze trzymał się z Barleyem, więc pewnie właśnie z nim w tym momencie zmagał się książę. Barley może był łysym i tępym wojownikiem, ale wciąż był wyszkolony do zabijania. Teoretycznie Andrewa ratował fakt, że miał być dostarczony na zamek żywy. Pytanie tylko, czy łysy o tym pamięta. Jeśli nie pamięta, może być źle. Jeśli pamięta, pewnie nie pojedzie bez Barleya. Chyba, że zbudzi się w nim pragnienie zgarnięcia dla siebie honorów za zwrócenie księcia. Co nie byłoby dziwne dla człowieka jak on. Bo czymże jest przyjaźń?
- Jak zwykle milczący... Za twoją głowę król też już wyznaczył nagrodę. - odparł dysząc mój przeciwnik, a ja w tym momencie przepchnąłem go przez wystający z ziemi korzeń.
Po chwili leżał na glebie przygnieciony moim ciałem, z chłodnym ostrzem na szyi.
- Dlaczego? - wycedziłem przez zęby, patrząc prosto w ciemne oczy brodatego mężczyzny. On w odpowiedzi jedynie szyderczo się zaśmiał. A raczej zabulgotał. Zacisnąłem mu z całej siły dłoń na szyi, odciągając głowę do góry. Rodley krztusząc się, wydusił z siebie coś, co brzmiało jak "Por..khwałeś... Zdhrajdza...".
Nie mając czasu ani siły na sentymenty, poderżnąłem mu gardło. Tak jak to robią rzeźnicy świniom. Bolało mniej niż zabijanie zwierząt. Zwłaszcza wiedząc jakim człowiekiem był Rodley. Posłałem ostatni raz pogardliwe spojrzenie na wyłupiaste oczy łotra. Nie wiem jakim cudem znalazł się w królewskiej gwardii... A nie - wiedziałem. Król lubi otaczać się ludźmi z haniebną przeszłością, by tym większy hołd oddawali mu w zamian za "nadanie dobrego imienia". Skrzywiłem się z obrzydzenia. Szkoda, że za nowym imieniem nie idzie nowe postępowanie.
Otarłem szybko nóż o ściółkę obok ciała i poderwałem się na równe nogi. Bijące szybko serce i przyspieszony oddech nie pozwalały zebrać myśli. Zupełnie nie interesował mnie fakt, że król wycenił moją głowę. W tym momencie liczyła się tylko jedna sprawa. Nie miałem bladego pojęcia gdzie jest Andrew...


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#279 24-12-2015 o 00h30

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Link do zewnętrznego obrazka

Po wymamrotanych słowach Willa, które skwitowałem krótkim prychnięciem, w lesie zapadła cisza. Nawet wcześniej słyszane kroki umilkły, pozostawiając po sobie tylko wyobrażenie dźwięku. Stanąwszy pewnie na nogach, wsłuchałem się w ten bezgłos. Zwiadowca zniknął w zaroślach i już po chwili dochodziły stamtąd przytłumione odgłosy walki. Gdzie zniknęła druga osoba? Skupiłem całą uwagę na otoczeniu, rejestrując każdy najmniejszy dysonans. Jakiekolwiek trzaśniecie gałązki, szelest liści... Cokolwiek.
Jak na zawołanie za moimi plecami zaszeleściły drzewa. Napastnik nie zbliżał się do mnie, a oddalał. Groza mną zawładnęła, gdy uświadomiłem sobie, dokąd się kieruje. Roszpunka!
Rzuciłem się w stronę namiotu, wpadając do niego bez namysłu. Barczysty łysol przytrzymywał pod gardłem dziewczyny nóż. Nie wiele myśląc przygotowałem się do ataku, jednak przed ruszeniem z miejsca powstrzymał mnie zimny, pewny głos.
- Rzuć broń - wycedził głębokim głosem człowieka, który bywał w podobnych sytuacjach miliony razy i powoli zaczynało go to nudzić. Wzdrygnąłem się pod jego pozbawionym skrupułów, a jednocześnie lekko tępawym spojrzeniem. W ciemnym namiocie białka oczu mężczyzny błyskały groźnie. Nie potrzebowałem nie wiadomo jakiej wiedzy, by domyślić się, co planuje. Urozmaicenie, huh?
- Dalej - delikatne uniesienie głowy, gdy przykucnąwszy, położyłem nóż na ziemi. Walcząc z irytacją, odkopnąłem broń pod ścianki namiotu, tracąc tym samym źródło teoretycznego powodzenia w walce z gigantem. Jeśli coś choć na chwilę nie odwróci jego uwagi, Roszpunka pożegna się z głową, a ja wrócę do pudełka z kamieni wyłożonego usłużnym "tak ojcze". Ewentualnie obydwoje skończymy jako karma dla leśnych drapieżców.
- Czego chcesz? - spytałem, mając nadzieję, że facet nie dysponuje podzielnością uwagi i zajęty przedstawianiem celów nie poderżnie Roszpunce gardła, a z opóźnieniem zareaguje, gdy sięgnę po miecz. Na lewo ode mnie, przy wejściu do namiotu, leżała broń, którą w trakcie podróży mieliśmy przy sobie. Mężczyzna nie mógł jej nie zauważyć, ale nawet nie tknął rynsztunku.
Wyczekawszy na odpowiedni moment, skoczyłem w tamtą stronę i pochwyciłem miecz w ręce. Przyjemny ciężar wywołał pewny uśmiech. Teraz to ja miałem przewagę.
Odwróciłem się w stronę mężczyzny dokładnie w momencie, gdy ten, zorientowawszy się w sytuacji, przycisnął Roszpunkę mocniej do siebie, myśliwskim nożem kalecząc lekko jej szyję. Z pewnych oczu wyczytałem, że nie zawaha się przycisnąć mocniej.
- Nie radziłbym - wycedził, uśmiechając się w ohydny sposób, ukazując rządek białych zębów. Przez chwilę miałem wrażenie, że kły zwiadowcy są ostro spiłowane. Przesada.
- Zaryzykuję.
Jednym sprawnym ruchem ciąłem przed sobą, wytrącając z ręki łysego nóż. Może nie było to zbyt przemyślane i w pełni taktyczne posunięcie, bo przy odrobienie nieszczęścia, zamiast upuścić ostrze, mógłby wbić je aż po rękojeść w gardło kłaka, ale skutek wywołało pozytywny. Doskoczyłem do dziewczyny i popchnąłem ją w stronę wejścia do namiotu, gdzie, jak przez chwilę mi się zdawało, stał rozkojarzony Will. Zwiadowca z krwawiącą dłonią rzucał mi nienawistne spojrzenia. Jego twarz przybrała jeszcze szpetniejszy wyraz. Stanąłem pewnie naprzeciwko niego w pozycji kierunkowej, uginając w kolanach lekko rozstawione nogi i  ważąc miecz w dłoni. Mężczyzna sięgnął po upuszczony nóż, a ja nie miałem zamiaru przeszkadzać mu w tym. W końcu pokonany zbyt szybko przeciwnik nie jest zbyt interesujący, a ja czułem potrzebę rozćwiczenia się w szermierce. Przekrok, krok, przekrok. Czubek sztychu trafił w ramię niemal bezbronnego mężczyzny, lekko go raniąc. Szybkie uderzenie poprzeczne i nóż ponownie wylądował na ziemi. Bez jaj, żadne z niego wyzwanie. Tym razem nie pozwoliłem łysolowi podnieść ostrza, unosząc mu głowę czubkiem miecza. Obróciłem głowę w stronę wejścia i potoczyłem lekko nieobecnym spojrzeniem po stojącej tam parze.
- Co z nim? – spytałem, trącając łysego delikatnie ostrzem.

Offline

#280 28-12-2015 o 23h59

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
- Boże, niech tylko mu się nic nie stanie! - krzyczałem w myślach, przeklinając siebie za to, że nie zmusiłem go jednak to tego, żeby wrócił do namiotu. Miałem ochotę krzyczeć, żeby dowiedzieć się gdzie jest. I krzyczałbym, gdyby nie fakt, że krzyczenie w głuchy las imię księcia, który prawdopodobnie toczył teraz walkę na śmierć i życie, mogłoby go rozproszyć i tym samym zadecydować o nieprzyjemnym zakończeniu starcia - o czym wolałem nawet nie myśleć.
Dopiero po chwili panicznego i bezsensownego biegu praktycznie bez wyznaczonego kierunku, przypomniałem sobie o jeszcze jednej ważnej osobie, którą miałem chronić - Roszpunka!
Pobiegłem natychmiast w stronę polanki leśnej, patrząc z niepokojem na dziwne ruchy namiotu. Pokonałem błyskawicznie tych ostatnich kilka metrów od wejścia do namiotu i od razu wpadła mi w ramiona przerażona Roszpunka. Miała skaleczone gardło.
Widząc, że opanowany Andrew trzyma w dłoni swój miecz, a Barley - tępy osiłek polegający zawsze tylko na sile własnych mięśni, ma w dłoni wyłącznie sztylet, ze spokojem w sercu zająłem się Roszpunką. Posadziłem dziewczynę na pieńku obok wejścia do namiotu i poszukałem jakichś bandaży w jukach. Przemyłem ranę wodą i delikatnie zawiązałem kawałkiem cienkiego materiału, uważając przy tym, by nie ograniczać dopływu krwi do mózgu ani oczywiście powietrza do płuc.
- Całe szczęście ten osioł nie przeciął tętnicy. Chociaż mało brakowało. - pomyślałem, po czym kończąc wiązać bandaż odparłem - Skończyłem.
Chwilkę później dotarło do nas pytanie Andrewa.
- Musimy go zabić. - odparłem chłodno - Albo przynajmniej przywiązać do drzewa. Może będzie miał szczęście i zwierzęta rozszarpią go, zanim przymrze głodem. - i uprzedzając pytanie, o powód takiego postępowania, marszcząc czoło dodałem - Byłem pierwszym zwiadowcą, który ruszył na poszukiwania. Twój ojciec wyznaczył cenę za moją głowę, twierdząc, że cię porwałem. - Ciekawe, czy w ogóle powiedział o tym królowej. - dodałem gorzko w myślach.


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#281 05-01-2016 o 23h08

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

I takim oto sposobem nasi bohateriowie, po ówczesnym rozprawieniu się z łotrami, docierają do wieży, gdzie cała w łzach czeka na nich Czarownica. Wszystko się dobrze kończy.
"I żyli długo i względnie szczęśliwie."
Bo tego wymaga autor.

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1 ... 10 11 12