Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1 ... 9 10 11 12

#251 04-06-2015 o 00h38

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
Zobaczyłem skinienie głowy Andrew'a - ledwo dostrzegalne, bo oświetlane jedynie przez płomienie ogniska. Wbiłem w nie swoje niechętne spojrzenie. Gdy Książę oddalił się z dziewczyną ugasiłem ogień i zająłem miejsce pod tym samym drzewem, pod którym planowałem zostać, gdy byłem tu jedynie z Roszpunką. Na wspomnienie tamtej dziwnej nocy serce szybciej mi zabiło, a po chwili poczułem przeszywający ból w ramieniu i prośbę Angeli, żebym zbytnio nie myślał i się nie ekscytował, bo to tylko przyspiesza proces, poprzez przyspieszenie krążenia krwi. Wziąłem głęboki wdech i oparłem głowę o korę drzewa. - Już niedługo to wszystko się skończy. - przemknęło mi przez myśl i o dziwo przyjąłem to dosyć spokojnie. Już bez paniki i bez specjalnego żalu. - Dziś Andrew pojedzie dokąd chciał, a jutro bądź pojutrze odstawię Roszpunkę do matki. Oboje będą szczęśliwi. Beze mnie. -  Dopiero gdy spojrzałem na to z tej perspektywy ścisnęło mi się serce. - Głęboki wdech i będzie znów dobrze. - ale ucisk nie ustępował. Skrzywiłem się po prostu i wsparłem mocniej o drzewo. Niedługo później przyszedł Andrew. Spytałem go, czy jest pewien, że Roszpunka już śpi, a gdy przytaknął poklepałem miejsce obok siebie.
Milczeliśmy przez chwilę, bo nie wiedziałem jak zacząć. Wiedziałem co mówić. Ale nie wiedziałem jak to ująć. Po kilku niezwykle długich minutach zacząłem.
- Pewnie pamiętasz, jak mówiłem, że zanim straciłeś pamięć byliśmy przyjaciółmi, prawda? - oczywiście głos mi zadrżał. Pewnie gdybym spędzał więcej czasu z ludźmi niż ze zwierzętami potrafiłbym ukrywać uczucia. Ale w sumie, po co? Po co ukrywać się z tym co siedzi w nas w środku? - Wiesz dlaczego w ogóle tu jesteśmy? Chciałeś uciec przed przeszłością, odpowiedzialnością, a nawet przed wspomnieniami. A ja cię goniłem, bo bałem się zostać sam. Prócz ciebie nie miałem nikogo. Jednocześnie swoją osobą boleśnie przypominałbym ci o wszystkim. Przepraszam. To było cholernie egoistyczne z mojej strony. - Powiedziałem dosyć cicho, ale już odrobinę pewniej. - Jeśli chcesz... możesz... po prostu teraz uciec. Tak jak zawsze chciałeś. Być wolnym. Bez wspomnień, bez przeszłości. Dokładnie tak jak chciałeś. - głos znów mi drżał. I nie tylko głos. Oddech mi się trząsł. Podobnie jak i dłonie. Dawałem mu przyzwolenie na odejście, bo zawsze tego chciał. A ja i tak... Ale wciąż nie chciałem go tracić. Stracić kogoś bliskiego, to jak wydrzeć z siebie brutalnie kawałek ciała. A Andrew był moim jedynym na prawdę bliskim, więc wydarłbym połowę siebie. Co najmniej. Lepiej byłoby, żeby odszedł sam, nie pamiętając, niż żeby musiał patrzeć na to jak umieram, pamiętając już naszą przeszłą relację.
Drżącą dłonią otarłem spływającą po policzku łzę, nadal wpatrując się w ciemność przed sobą.

Ostatnio zmieniony przez Ojsa (21-07-2015 o 16h39)


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#252 10-06-2015 o 21h35

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Minuty mijały, podczas gdy my siedzieliśmy w milczeniu pod drzewem, wpatrując się każdy w inną część otaczającego nas świata. Ciemność zaległa w lesie, okryła bezpiecznym mrokiem, przynosząc ze sobą ostre, chłodne powietrze i ciszę przerywaną czasem pojedynczym trzaskiem gałązki lub bliżej niezidentyfikowanym dźwiękiem. Myślami błądziłem gdzieś daleko, byłem w pobliżu wieży z opowieści, w pobliżu zamku i tego, co utraciłem wraz ze wspomnieniami. Zalewały mnie dumną w swojej potędze falą i kazały nad sobą rozmyślać, dopóki Will drżącym głosem nie zakłócił ciszy.
Słuchałem go z uwagą, a serce przyspieszało wraz z każdy następnym słowem. Pozwoli mi... Odejść? Poczuć wolność, spojrzeć w dal, za szczyty najwyższych gór i wiedzieć, że kiedyś, za parę dni może tygodni, znajdę się tam? Nabrałem głośno powietrza. Jeszcze moment i zachłysnąłbym się rozwijającym wewnątrz pragnieniem. Mimo utraty wspomnień to wciąż we mnie żyło. I było silne, za wszelką cenę chciało postawić na swoim. Choćby musiało w tym celu sprzeciwić się zdrowemu rozsądkowi i tej części mnie, która krzyczała, wręcz błagała, by zostać. Bo oczywiście taka także istniała. I zadziwiająco szybko zapanowała nad sporą częścią wewnętrznego mnie, podporządkowując sobie część aktualnych myśli. Raz co raz przypominała historię o nas i przyjaźni, o której zapomniałem, bombardowała obrazem pleców Willa i pytała, czy czuję się za to winny, po czym, jakby wiedząc jaka będzie odpowiedź, mówiła, że powinienem. Że przecież czynnie uczestniczyłem w jego życiu i przeze mnie powstała ta najpoważniejsza, ta która teraz go zabija. Zabija... Oczywiście, że przeze mnie, gdybym tylko zauważył to wcześniej, lepiej się nim opiekował jeszcze za czasów pałacowego życia, dostałby odpowiednie leki i rana by się zasklepiła. A tak to wygląda, jak wygląda.
Nerwowo zacisnąłem palce na krańcu płaszcza i wziąłem jeszcze jeden głęboki oddech. - Will... - zacząłem niepewnie, wpatrując się w ciemny, nagle niebezpieczny las. - Nie mów, że odszedłbym bez wspomnień, wyrzutów sumienia i bólu. Wczoraj owszem, zanim opowiedziałeś mi naszą historię byłeś mi zupełnie obcy, wrogi i obojętny. Ale teraz nie potrafię. Myśl, że gdzieś tam jesteś... Martwy, byłoby za ciężka. Myślisz, że nie widzę, co się dzieje? - spytałem, odciągając wzrok od powykrzywianych drzew i przenosząc go na zwiadowcę. Światło księżyca padało na jego bladą, zmęczoną twarz, błądziło po wilgotnych od łez policzkach i zaskakiwało na splecione palce. Ten widok sprawił, że momentalnie wyprostowałem się i przez chwilę walcząc z tysiącem sprzecznych myśli wahałem się, by w końcu objąć go i oddzielić od świata. Był to mocny, pokrzepiający uścisk, wyrażający więcej niż jakiekolwiek słowa mogące paść aktualnie z ust. - Wybrałem odzyskanie wspomnień, więc zostańmy przy tym, dobrze? Gdybym chciał odejść już dawno bym to zrobił, miałem ku temu tyle okazji. Ale wciąż tu jestem, więc proszę, nie proponuj mi już nigdy więcej odejścia. - wyszeptałem, nie wypuszczając go z objęć. Doprawdy, że cokolwiek takie mogło mu do głowy przyjść.

Offline

#253 22-06-2015 o 16h22

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
Andrew milczał przez chwilę, a następnie pozwolił słowom płynąć. A popłynęły tak, że odniosłem wrażenie, że przebijają się przez gęstą kurtynę otaczających nas drzew. A każde z nich wydawało mi się uważnym słuchaczem. Pochłaniającym łakomie każde słowo, które tak na prawdę miało trafić do mnie. Książę zamilkł, a mnie z oczu wypłynęły kolejne łzy. - Widzisz Will? Mogłeś mu pozwolić iść od razu. A tak, będąc nadętym egoistą powiedziałeś mu o tym wszystkim i przez wzgląd na ciebie wróci po te cudowne wspomnienia, których tak bardzo chciał się pozbyć. Przez ciebie nie spełni się jego odwieczne marzenie. Co z ciebie za przyjaciel? - Po chwili poczułem, że Andrew mnie mocno obejmuje i szepcze pokrzepiające słowa. Zależało mu na mnie. I to bardzo. A ja tak bardzo go zawiodłem.
Również obejmując swojego "brata" wyszeptałem mu do ucha dosyć bolesne, zapewne dla nas obu pytanie - A jesteś pewien, że wolisz być przy mnie i patrzeć jak umieram? - zaraz po tym poczułem jak przez całe moje ciało przebiega dosyć bolesny dreszcz. - Przepraszam - wyszeptałem, sam tak na prawdę nie wiedząc już za co przepraszam. Czy za swoje ostatnie słowa, za swój egoizm czy za odebranie mu możliwości bycia wolnym w sposób w jaki zawsze pragnął?
Po chwili przez moje bezsilne, bezwładne usta przemknęły mi dwa słowa, których się zupełnie nie spodziewałem - a mianowicie - Kocham cię. - No proszę... czego ja tu się dowiaduję... Widzę, że sam przed sobą to głęboko ukrywałeś... - bo czymże byłoby życie bez pikantnej dogryzki Angeli? - ale mimo wszystko miała rację. A mnie zrobiło się strasznie głupio.

Ostatnio zmieniony przez Ojsa (21-07-2015 o 16h38)


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#254 23-06-2015 o 22h06

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, ściśnięci w mocnym, braterskim uścisku. Łzy spływające po podbródku Willa wsiąkały mi w płaszcz, ale w tym momencie nie obchodziło mnie mokre ubranie. Ważniejsze było to, co się działo wewnątrz przyjaciela. Jakie uczucia kryją się pod postacią łez i czy jestem w stanie je odpowiednio odwzajemnić. - Wybij sobie z głowy umieranie! Myślisz, że pozwoliłbym ci odejść? Zawsze jest jakiś sposób, trzeba go tylko znaleźć. - powiedziałem, nie wypuszczając go z objęć. Na następne słowa nie widziałem, jak zareagować. Były... No cóż, niespodziewane. Objąłem go po prostu mocniej, wdychając ten charakterystyczny, willowy zapach. Moje nozdrza go pamiętały, zmysły rozpoznawały, a pamięć... Pamięć na próżno szukała wspomnień. - Też cię kocham - wyszeptałem lekko zażenowany tymi słowami. No bo jak to, facet facetowi? Przyjaciele między sobą? Zdecydowanie były inne słowa na określenie uczuć towarzyszących tej relacji.


Boziu, nigdy więcej takich scen XD Musiałam się powstrzymywać przed zrobieniem z tego gejozy i wrzuceniem czegoś na kształt "rzuciłem się na niego jak na słodkie ciastko oblane czekoladą" XD Mózgu, nie uciekaj...

Offline

#255 25-06-2015 o 14h17

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
A Andrew... przycisnął mnie mocniej do siebie, jakbym powiedział zupełnie coś innego.  Jakby mu to nie przeszkadzało. Jakby czegoś potrzebował – szukał. Po chwili jednak odezwał się lekko zażenowanym tonem, twierdząc, że on też mnie kocha. Odetchnąłem z ulgą – pewnie uznał, że to było po prostu niezbyt męskie wyznanie przyjaźni. Pokręciłem głową szepcząc mu do ucha – Nie mów tak. Nie wiesz, bo nie pamiętasz. – po czym wypuściłem księcia z objęć. Otarłem łzy i ponownie wbiłem wzrok w leśną nicość. - Wracaj do namiotu. Powinieneś się wyspać. Jeszcze długa droga przed nami.
Po chwili, chwyciłem go za nadgarstek. Była jeszcze jedna rzecz o której musiałem dziś powiedzieć. W końcu jutro już może być troszkę za późno. Patrzyłem w przestrzeń szukając odpowiednich słów. Jakiś czas mi się zeszło zanim udało mi się je znaleźć. - Gdyby jednak nie udało się... znaleźć sposobu... To proszę cię. Zaopiekuj się Roszpunką. – powiedziałem, po czym przeniosłem spojrzenie prosto w ukryte w cieniu oczy przyjaciela. - Obiecaj mi to, proszę..



Ja nie mam nic przeciwko gejozie, przecież wiesz... Yehet ^^

Ostatnio zmieniony przez Ojsa (21-07-2015 o 16h38)


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#256 30-06-2015 o 19h21

Miss'Superstar
Majerankowa
Beemoov ogarnij się
Wiadomości: 27 291

Tam tam tam, niewiarygodne, Roszpunka się pojawiła! xD

Link do zewnętrznego obrazka
Książę wstał, pogłaskał mnie po głowie i wymamrotał pod nosem coś, czego nie dosłyszałam. Obserwowałam go uważnie gdy siadał na pniu obok Willa i szeptał mu coś do ucha. Zwiadowca odpowiedział tylko, że powinniśmy iść spać, a on zostanie na warcie. Nie umknęło mi, że bąknął coś jeszcze do Andrewa, jednak nie chciałam dociekać co takiego. To ich prywatne sprawy. Ziewnęłam, czując jak ogarnia mnie zmęczenie. W drodze do namiotu skubałam nieco przypalone sarnie mięso, którego nie zdążyłam zjeść wcześniej ze względu na atakującego nas ptaka. Książę zaprowadził mnie do namiotu i dopilnował, żebym wygodnie umościła się pod kocem. Wyszeptałam "Dobranoc" i zamknęłam oczy, kuląc się, żeby było mi cieplej. Powoli uspokoiłam oddech, sen jednak nie nadchodził. Andrew po dłuższym czasie wstał i wyszedł z namiotu, a ja poderwałam głowę. Przez chwilę śledziłam wzrokiem ciemną sylwetkę chłopaka, a potem znów opadłam na zwinięty worek robiący mi za poduszkę. Dokąd poszedł książę? Spotkać się z Willem? Jeśli tak, to dlaczego zrobił to potajemnie? Zaraz, a może on chce znów uciec? Zerwałam się na równe nogi, zaplątałam się w koc i przewróciłam się z rumorem. Andrew najwyraźniej nic nie usłyszał, bo nie zawrócił. Wręcz przeciwnie. Przewróciwszy się znalazłam się bliżej wyjścia, co sprawiło, że wyraźnie widziałam sylwetki obu siedzących na kłodzie chłopaków. Uspokojona wróciłam na swoje miejsce i w końcu usnęłam, nie zastanawiając się nawet nad tym, o czym rozmawiali.


https://66.media.tumblr.com/a79585b15b7fc52ce6d27f2f9814a19b/tumblr_inline_op9jh0YOA71t67szg_540.gif

Offline

#257 03-07-2015 o 14h34

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Och, no tak, przecież nie mam wspomnień. Przecież jestem obcy. Przecież mógłbym odejść, bo oni są dla mnie nikim. Przecież szastam takimi słowami na prawo i lewo. Przecież niemożliwym jest, bym pamiętał same uczucia i potrafił przyporządkować je odpowiednim osobom. Oczywiście, nie inaczej. Już siedzę cicho.
Maska spokojnego uśmiechu zakrywała smutek, a radosny głos nie wskazywał na to, jak zraniony się poczułem. Wystarczyło poudawać, trochę pograć i oszukać świat. - Nie jestem śpiący, ty powinieneś wrócić odpocząć. Dobrze by było, gdybyśmy jutro dotarli do wieży, a do tego potrzebujesz energii. Ja i tak nie mógłbym teraz zasnąć. - zaśmiałem się nerwowo. W tym momencie jedyne na co miałem ochotę to polowanie w samotności. I ciemności. Niestety, wkroczenie do mylnie postrzeganego za śpiącego lasu, nie byłoby przemyślanym posunięciem. To, co nie odważyło się wyjść w dzień, w nocy pokazywało kły. Gdzieś tam w podświadomości pamiętałem surowy, oschły głos zabraniający mi opuszczania murów zamku po zmroku. Teraz mogłem go mieć gdzieś, nie siedziałem pod kluczem, była noc, a określenie czyj to głos i czemu go pamiętam to rzecz całkowicie niemożliwa. Przez chwilę wahałem się, po czym mrucząc coś do siebie, wstałem z kłody z zamiarem pogrążenia się w ciemności, gdy poczułem, jak Will chwyta mnie za nadgarstek. - Obiecuję - odpowiedziałem cicho i wstąpiłem między drzewa.


I gejowski nastrój diabli wzięli...

Offline

#258 05-07-2015 o 19h53

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
Andrew doradził mi bym wrócił do namiotu, bo on nie miał ochoty spać. A powinien. Mnie sen już niewiele zmieni. Moja energia i tak upływa z sekundy na sekundę, krótka senna regeneracja tego nie zmieni. Gdy po prośbie by zajął się Roszpunką po mojej... jak już... jeśli się nie uda znaleźć rozwiązania, spojrzałem w jego czy dostrzegłem ból. Wciąż się uśmiechał i mówił tym samym tonem co wcześniej, ale ewidentnie musiałem go czymś zranić. Ale się uśmiechał. Kogo on chciał oszukać? Przebywałem z nim od malutkiego. Zdążyłem już poznać jego reakcje i odczytywać uczucia... Obiecał i zanim zdążyłem zareagować zniknął pomiędzy drzewami, zostawiając mnie samego ze swoimi myślami. Wyszeptałem za nim tylko ciche "przepraszam" które prawdopodobnie nawet nie dobiegło do jego uszu. Podkurczyłem nogi i objąłem je ramionami. Nie miałem bladego pojęcia którymi słowami mogłem zranić księcia. Bo ciężko mi było uwierzyć w to, że z sekundy na sekundę po prostu przestał wierzyć w ratunek dla mnie i tak bardzo się przejął. Musiałem coś powiedzieć... Tylko co?
Nagle odniosłem wrażenie, że wszystkie drzewa wokół jakby się ze mnie śmieją i wytykają mnie gałęziami. Jakby wiedziały co zrobiłem nie tak i bardzo bawił je fakt, że ja nie wiem. Śmiały się z mojej głupoty, z niepohamowania, ze szczerości, z losu, który postanowił się ze mną pobawić i przybrać postać królestwa, w którym wszyscy byli dla mnie przychylni - poza władcą - a jak wiadomo "słowo władcy rzecz święta". Nagle stanęła mi przed oczami zatroskana twarz Andrew'a z bloku szpitalnego, zmieniającego mi okład z czoła. Coś do mnie mówił, ale wciąż był zagłuszany przez śmiechy wokół - nie udało mi się usłyszeć ani słowa. A potem się rozpłynął a na jego miejscu stanął roześmiany złowieszczo król - machał mi przed oczami lekarstwem i opatrunkiem, śmiejąc się i powtarzając jaki jestem głupi i nieudolny, a także że w końcu udało mu się mnie pozbyć. Odłożył je na stoliku, po czym pobudzając drzewa do jeszcze głośniejszego śmiechu, spalił medykamenty. Pochylił się nade mną - z ust dało się wyraźnie wyczuć zapach siarki. - Trzymaj się z daleka od mojego Andrewa. -  Uśmiechał się szyderczo i wyciągnął dłoń w kierunku mojego ramienia. Tak. Tego ramienia. Chciałem się odsunąć, uciec przed tą przerażającą dłonią - przed bólem, ale nie mogłem nawet drgnąć. Byłem sparaliżowany. - Już niedługo przestaniesz być problemem na zawsze! - Wielka dłoń pochwyciła swój cel, wywołując tym falę cierpienia. Cały obraz zniknął - został zastąpiony krwistą czerwienią. Miałem przed oczami morze krwi, a w głowie - tylko ból. Ostry, nieprzerwany, tępy ból.
Uniosłem głowę wciągając głośno powietrze. - To tylko sen - a jednak ból mnie nie opuścił. Czułem, że obficie spływa ze mnie pot, zapewne efekt gorączki. A może strachu? A w sumie co za różnica. Czułem się źle. Bardzo źle. Wszystkie zdarzenia, jakie kiedykolwiek miały miejsce w moim życiu przeskakiwały mi właśnie przed oczami. Z wciąż przewijającym się tym samym motywem - niechęci i nienawiści.
Potrzebowałem wody. I to szybko.
Z trudem uniosłem się na nogi i chwiejąc się, przeszedłem kilka kroków dzielących mnie od rzeki. Nie do końca myśląc o tym co robię rzuciłem z siebie odzienie i powoli zanurzyłem się w wodzie. Jej chłód nieco uśmierzył ból rany w ramieniu. Po dłuższej chwili prawdopodobnie obniżył temperaturę mojego ciała, bo poczułem się odrobinkę lepiej - wystarczająco by być samemu w stanie opuścić wodę - ale w jakim celu? Byłem tylko nieprzydatnym ciężarem opóźniającym podróż. Balastem, który i tak zniknie za jakiś czas - czemu nie pozwolić mu na to wcześniej? Nawet Angela ucichła - ból oznacza, że prawdopodobnie zaczęła się wyczerpywać i żyje już ostatkiem sił. - Zginiemy razem. - szepnąłem jej w myślach i zanurzyłem głowę. Zamknąłem oczy i otworzyłem usta pozwalając wodzie spokojnie przepływać. Nie ma potrzeby już dłużej niepokoić przyjaciół. Czas pozwolić im na bycie szczęśliwym ze sobą bez zbędnego, chorego balastu.

Ostatnio zmieniony przez Ojsa (21-07-2015 o 16h38)


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#259 14-07-2015 o 23h47

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Ciepły wiatr błądził między gałęziami drzew, porywał co delikatniejsze listki i unosił z dała od domu. Niektórym powierzał te ciekawsze z plotek, prosząc przy tym cicho, by nie rozpowiadały nikomu. Te, upadłszy na ziemię, powtarzały je swoim sąsiadom, zapominając o czczym gadaniu wiatru. Cały las rozbrzmiewał ich stłumionymi szeptami, zmieniając to miejsce w pewien rodzaj często odwiedzanej świątyni. Wiadomości powtarzane od drzewa do drzewa niebawem znał cały las. Księżyc leniwie przetaczał się po sklepieniu, roztaczając ochronę nad uśpioną ziemią. Blada twarz rozświetlała nieprzebytą ciemność, a niewielkie z tej odległości gwiazdy migotaniem wysyłały między sobą zaszyfrowane wiadomości. Ukryte w mroku zwierzęta polowały na mniejsze stworzenia, stojące na początku łańcucha pokarmowego. Wszystko zdawało się być idealnie wymierzone, dopasowane z największą starannością. Nawet obdrapana gdzieniegdzie kora wyglądała jakby wyszła spod dłuta najlepszego rzeźbiarza.
A ja między tym wszystkim czułem się jak niepotrzebny kamyk między zgranymi trybikami. Mimo że las mnie wolał, przyciągał porządkiem rzeczy, kusił obietnicami wolności... Jednocześnie pokazywał, że nie tu moje miejsce. Nie o tej porze. Za dnia zdawał się być bardziej gościnny, otwarty. Teraz wyraźnie mówił "wyjdź". Niewzruszony na własne odczucia brnąłem głębiej, pchany jakimiś niewidzialnymi dłońmi. Aż do czasu, gdy usłyszałem krzyk. Rozdzierający, pełen strachu i paniki krzyk, który mógł wydrzeć się tylko z jednych płuc. Stanąłem osłupiały, nie wiedząc nagle co robić. Zawracać, owszem, to było pewne. Ale w jakiś sposób gęstwina przede mną ciągnęła bardziej, niż ognisko za plecami. Potrzebowałem drugiego, wypełnionego histerią krzyku, by podjąć jedyną słuszną decyzję. Z każdym krokiem w stronę obozu czułem, jak krew gwałtownie przyspiesza mi w żyłach, serce pompuje jej więcej i więcej, a płuca domagają się więcej powietrza. Przyspieszyłem kroku, potem już niemal biegnąc do rysującej się w oddali linii krańca drzew. Zziajały wypadłem na polanę, szukając wzrokiem przyjaciół. Roszpunkę dostrzegłem od razu, z szeroko otwartymi oczami klęczała niedaleko potoku, dłońmi zakrywając usta. W tym momencie zapaliła mi się pierwsza czerwona lampka. Nigdzie wkoło nie dostrzegłem Willa, jedynie jego ubrania leżały na brzegu. Cały rządek żarzących się ostrą czerwienią lampek rozbłysł momentalnie w mojej głowie. Na miękkich nogach podszedłem do Roszpunki, bojąc się dostrzec to, co ona zobaczyła w wodzie. Wypuściłem, powietrze, po omacku zrobiłem jeszcze dwa kroki i niepewnie uchyliłem powieki. Ciemne włosy unosiły się na powierzchni wody, a ciało ich posiadacza ginęło w skalistych odmętach potoku. Nie myśląc dużo wyciągnąłem przyjaciela z wody i położyłem na trawie. Skórę miał bladą, usta zsiniałe z zimna, a jedyną kontrastującą rzecz stanowiły czarne rzęsy, broniące dostępu do równie ciemnych oczu. Głos mi drżał, gdy prosiłem Roszpunkę o przyniesienie ręczników i ciepłych ubrań, by ogrzać wychłodzonego przyjaciela. Sam zająłem się uciskaniem klatki piersiowej Willa, aż do momentu, gdy ten charcząc i plując wodą, przewrócił się na bok.

Ostatnio zmieniony przez Misa-chan1906 (18-07-2015 o 17h47)

Offline

#260 16-07-2015 o 00h41

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
- Zginiemy razem... żegnaj przyjaciółko. - szepnąłem jej w myślach i otworzyłem usta pozwalając na swobodny przepływ wody. Czułem, jak zalewa mi krtań. Zacząłem się krztusić - standardowa reakcje obrona organizmu. Ważne było, by nie wypłynąć. By nie być ciężarem.
Całe życie wypełniałem polecenia króla i ochraniałem Andrewa - teraz stałem się bezużyteczny. Nie podołałem tej misji. Mogłem umrzeć, ale przynajmniej Andrew żyje. Niedźwiedź go nie tknął.
Ciemność ogarniała mnie z każdej strony. Mrok pochłonął mnie. Był tak gęsty, że można byłoby w nim pływać. Gdybym tyko mógł się poruszyć...
Więc tak wygląda śmierć? Toniemy w mroku, bez możliwości poruszania się? Stajemy się ślepymi paralitykami, którzy nie czują zupełnie nic poza bólem wywołanym wspomnieniami? Dobrymi, czy złymi - żadna różnica. Złe sprawiają ból same w sobie, a dobre tym, że nigdy nie wrócą. Nic nie wróci i nic już nie będzie się dało naprawić.
A jak to wyglądało z mojej strony? Przez większość życia popychadło, wiecznie wykorzystywane przez innych. Bez zezwolenia na własną wolę i własne uczucia. W końcu rodzinie królewskiej byłem winien wieczną wdzięczność, więc nie miałem prawa odmawiać, a uczucia... uczucia są oznaką słabości. Ktoś taki jak ja, nie mógł sobie nie nie pozwolić. Nie oficjalnie. Nikt nie mógł wiedzieć.
Jedyne z czego mogłem być dumny to to, że uratowałem Andrewa. I tego udało mi się mu przyznać, nawet zrozumiał mnie inaczej...

Ciemność zaczęła ustępować. Przerodziła się w ból. Przeogromny ból klatki piersiowej. I ramienia oczywiście. Ale ten drugi był prawie niewyczuwalny w porównaniu z tym pierwszym - ostrym, przeszywającym bólem, wzmaganym przez naciski na klatkę piersiową pojawiające się co chwilę. Znów zacząłem się krztusić. Czułem, jakbym miał płuca pełne żrącego kwasu. Plecy same mi się wygięły i ciało automatycznie próbowało pozbyć się cieczy. Poczułem okrywające mnie ciepłe koce i dostrzegłem oślepiający blask pierwszych promieni słonecznych dnia. Gdy już wyzbyłem się prawdopodobnie większej części cieczy zalegającej mi w płucach, otarłem usta i z lekkimi trudnościami usiadłem przyciągając kolana pod brodę i szczelnie naciągając na siebie koc. Wiedziałem, że nade mną stoi spanikowany Andrew. Wiedziałem, jak wiele bólu prawdopodobnie mu zadałem, pomimo utraty jego wspomnień. A mimo wszystko było mi przykro, że mi się nie udało. Że nadal będą się musieli mną męczyć. Ba! W tym momencie stałem się jeszcze większym problemem.
Schowałem twarz w kocu okrywającym moje kolana. Nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Ani jemu ani Roszpunce. Powinienem był umrzeć. Spaliliby moje szczątki i pozostawieni z bólem ruszyć dalej. A tak ruszą z bólem głębszym i innego rodzaju, a ponadto wciąż tachając ze sobą bagaż w postaci mnie - chorego, bezsilnego, problematycznego i nie potrafiącego nawet utrzymać na długo w dłoniach lejców niegdyś dobrego zwiadowcę.
- Przepraszam... - wyszeptałem słabym głosem w kolana.

Ostatnio zmieniony przez Ojsa (21-07-2015 o 16h37)


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#261 21-07-2015 o 13h47

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Ogromny kamień z łoskotem spadł mi z serca i potoczył się po brzegu strumienia, gdy Will wykazał oznaki życia i nawet podniósł się do siadu. W pierwszej chwili poderwałem się na równe nogi, pchany chwilową radością, jednak zaraz tego pożałowałem. Nerwy i brak snu nadszarpnęły siły organizmu. W efekcie momentalnie zakręciło mi się w głowie i musiałem kucnąć. Parę głębszych wdechów i świat odzyskał ostrość, a mnie doleciały słowa Willa. Poczułem się jak uderzony mokrą ścierką. Myśli gwałtownie przyspieszyły, zwiększyła się również ich siła i zmienił kontekst. Z pełnych łagodności i miłości baranków przetransformowały w dzikie, natarczywe bestie wypełnione nieokiełznanym gniewem. - Nie przepraszaj, tylko powiedz, @#%&!, co to miało być?! - krzyknąłem, nie panując nad sobą i językiem. To nie tak, że byłem na niego wściekły (no może trochę byłem). Silne emocje targające mym ciałem po prostu dały częściowy upust w słowach i jak już poznały ich zakres oraz moc, nie chciały tylko na tym zaprzestać. - Nie mógłbyś się uspokoić?! Ciągle tylko bezsensownie sprowadzasz wszystko do śmierci! "Rana mnie wyniszcza", "gdybym miał umrzeć", a teraz to! Nie potrafisz spojrzeć na to z innej strony? Masz szansę, może ci się polepszyć, musimy tylko dotrzeć do wieży. A ty? Uparcie robisz wszystko, by i ta forma pomocy okazała się nieskuteczna. Sam się wyniszczasz. Nie wierzysz w swoje życie. Jesteś egoistą - rzuciłem z wyraźnym obrzydzeniem w głosie. Słowa płynęły i nie byłem w stanie ich zatrzymać, lecz gdybym dusił to w sobie, prawdopodobnie wybuchłoby w jeszcze gorszym momencie. Choć ten i tak nie był zbyt dobry. - Nie patrzysz na innych, którym na tobie zależy. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że jestem to tylko ja i Roszpunka, choćby przez to, co mówiłeś. Moja matka pewnie rozpaczałaby nad twoim losem. I co z tego, że ojciec ciebie nienawidzi. To jedna osoba, jedna nic nie znacząca osoba. Nie ma prawa pozbawiać cię szczęścia, tylko dlatego, że on tak chce. Tu, z daleka od zamku i królestwa, nie ma nad tobą żadnej władzy, więc otrząśnij się i uwierz. Po prostu zacznij chcieć żyć ze świadomością, że masz ludzi dla których jesteś ważny. - trzęsące się dłonie położyłem na policzkach zwiadowcy, wygłaszając ten marny monolog. - Will, zrób to dla mnie, proszę.

Offline

#262 02-08-2015 o 16h53

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
Andrew zaczął na mnie krzyczeć. Bolało. Jego słowa docierały głęboko i niczym kwas wyżerały dziury w moim sercu. Jeszcze nigdy nie był w takim stanie. Nawet wtedy, gdy udało mi się go dogonić w wieży. Jego głos pobrzmiewał taką wściekłością i żalem, że można było odnieść wrażenie, że aż kipiał. Skuliłem się bardziej pod tłokiem zbudowanym ze słów przyjaciela. Przygniotły mnie bardziej, niż mogłoby cokolwiek innego. Były ciężkie, niemal nie do udźwignięcia. Brzmiał pogardliwie. Brzydził się mnie. I słusznie. Nie pamiętał mnie. Jedyne co o mnie teraz wiedział, to że zachowuję się jak dziecko zlęknione śmierci, które na dodatek samo po nie sięga, bo jak coś się odkryje samemu, to wydaje się mniej straszne, bo jest "własną" decyzją. Miał całkowitą rację, że jestem tylko egoistą, który swój strach skrywa troską o innych. Może wciąż mnie nie pamiętał, ale znał mnie jak nikt inny na całym świecie. Chciałem mu odpowiedzieć, ale jedynym słowem, które udało mi się z siebie wydusić, było kolejne "Przepraszam.". Łzy spływały mi z oczu obficie mocząc i tak już wilgotny od mojego ciała koc.
Nie miał racji co do swego ojca. Ta "jedna nic nie znacząca osoba" była królem i miała ogromny wpływ na wszystkich wokół. Przed tą "nic nie znaczącą osobą" drżała ze strachu sama królowa - jego żona i synowie. No i oczywiście Andrew zapomniał jeszcze o Carolu, który wdał się w ojca i naśladuje każdy jego ruch chcąc być "równie wspaniałym władcą". Więc nienawidzą mnie 2 "nic nie znaczące osoby". Aktualny król i jego następca.
A potem wspomniał, że oni są daleko. I nie mają nade mną już żadnej władzy. ŻADNEJ. Uniósł moją twarz i przytrzymał ją w dłoniach. Spojrzał mi prosto w oczy swoją zmizerniałą, wychudłą i zmęczoną twarz. Ten widok wycisnął ze mnie kolejne łzy. Ale miał rację. Byliśmy tu. Razem. Poza władza króla. Kiwnąłem powoli głową dając Andrewowi do zrozumienia, że dotarło do mnie to co chciał mi przekazać, a także, że dla niego się postaram. Najchętniej po prostu bym go przytulił. Ale nie chcę zmuszać go to tego, żeby musiał dotykać egoistycznego potwora, który właśnie próbował się utopić. Nie teraz, kiedy tak bardzo się mną brzydzi. - Przepraszam. - wyszeptałem po raz trzeci, wiedząc, że i tak nie zasługuję na przebaczenie. Spuściłem wzrok - nie było mnie stać na nic więcej.


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#263 09-08-2015 o 21h36

Miss'Superstar
Majerankowa
Beemoov ogarnij się
Wiadomości: 27 291

Link do zewnętrznego obrazka
Obudziłam się, gdy tylko słońce zajrzało do namiotu przez wejście i połaskotało mnie po nosie. Usiadłam powoli i rozejrzałam się po wnętrzu, jednak było ono puste. Co więcej, posłania chłopaków były nienaruszone, co oznaczało, że wcale się tu nie pojawili. Przestraszył mnie ten fakt, więc zerwałam się na równe nogi. Zakręciło mi się w głowie i przed oczami pojawiły mi się mroczki, ale mimo to przeklinając ruszyłam przed siebie. Udało mi się o nic nie potknąć, a czarne plamki szybko zniknęły, ustępując miejsca jasności poranka. Rozejrzałam się dookoła - ognisko dymiło lekko, więc w środku wciąż musiał tlić się ogień, mimo, że nie było go widać. Nigdzie jednak nie widziałam ani Willa, ani Andrewa. Zawołałam ich głośno po imionach, jednak żaden się nie odezwał. Mój wzrok przykuła kupka szmat leżących na brzegu potoku. Gdy podeszłam bliżej, rozpoznałam płaszcz Zwiadowcy. Zaczęłam gorączkowo rozglądać się za jego właścicielem. To, co zobaczyłam w wodzie, zmroziło mi krew w żyłach i sprawiło, że wydałam z siebie krzyk głośniejszy, niż myślałam, że potrafię z siebie wydać.
Will tonął.
Uklękłam na brzegu, niezdolna do innego ruchu. Chyba coś bełkotałam, ale nie jestem pewna co ani czy w ogóle to robiłam. Nie umiałam pływać, nie umiałam go uratować... Wydawało mi się, że minęła wieczność, zanim przybiegł Książę i wskoczył do wody. Wyciągnął nieruchomego Willa na brzeg i zaczął uciskać jego klatkę piersiową. Obserwowałam to wszystko jak zahipnotyzowana, nadal się nie poruszając. Po kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu takich uciśnięciach Zwiadowca przekręcił się na bok i wypluł z siebie rzekę wody. Kaszlał dłuższy czas, po czym usiadł i powiedział ciche "Przepraszam". Wbiłam w niego zszokowany wzrok - dotąd byłam przekonana, że zaplątał się w coś albo dostał skurczu podczas pływania, podczas gdy to krótkie słowo wskazywało na to, że zrobił to specjalnie. Jęknęłam cichutko, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Andrew zaczął wrzeszczeć na Willa, pytając co ten sobie wyobrażał. Dalej nie słuchałam - nie byłam zdolna do skupienia się na czymś innym, niż fakt, że Zwiadowca chciał się zabić. Chciał zostawić mnie i swojego najlepszego przyjaciela, chociaż jeszcze wczoraj mówił mi, że wszystko w porządku. Zupełnie nie rozumiałam jego decyzji. Dlaczego zdecydował się na coś takiego? Dlaczego teraz? Czyżby aż tak bolało go to, że Książę stracił wszystkie swoje wspomnienia? A może aż tak doskwierała mu rana, którą zadał mu niedźwiedź? Od wieży dzieli nas zaledwie kilka godzin drogi, a moja mama prawdopodobnie potrafi go uratować. Dlaczego wolał utopić się w potoku, zamiast doczekać chwili, w której rana zniknie, uleczona magią?
Tyle pytań, których nie śmiałam nawet zadać...
Gdy Książę przestał krzyczeć, Will ponownie nas przeprosił. Poczułam, że moje policzki są całe mokre od wylanych łez. Podczołgałam się do chłopaka, wbiłam w niego smutne spojrzenie i złapałam za rękę Andrewa. Decyzję podjęłam w ułamku sekundy.
Otworzyłam usta i zaczęłam szeptać cicho, dotykając dłonią czoła Zwiadowcy. Dwa pierwsze unieruchomiły go, bo wiedziałam, że za wszelką cenę będzie chciał przerwać to, co zaczęłam. Ścisnęłam mocniej dłoń Księcia, bo odruchowo próbował ją cofnąć. Szpetałam dalej, czując przepływającą przeze mnie energię. Nie wiem, skąd znałam Słowa - to było tak, jakby ktoś szeptał mi je prosto do umysłu i kazał mi ich użyć. Nie byłam pewna, czy nie robię Zwiadowcy krzywdy, ale w tej chwili to było jedyne, co mogłam zrobić. Starałam się nie czerpać zbyt wiele siły z Księcia - gdy ostatnio to robiłam, on stracił wspomnienia. Świadomość tego, co może się stać, jeśli popełnię błąd, dała mi siłę, żeby starać się bardziej. Siły opuszczały mnie po trochu z każdym słowem. Gdy byłam już naprawdę słaba, z lasu zaczęły wychodzić zwierzęta. Widziałam je kątem oka - stawały obok, dotykały mnie nosem, łapką, kopytem... Każde z nich oddawało część swojej siły, żeby nam pomóc, po czym znów znikało między drzewami. Skąd wiedziały, że są potrzebne? Czy powiedział im to ten sam Głos, który szeptał mi Słowa?
Trwać mogło to kilka dni, ale równie dobrze mogły to być zaledwie minuty i ku temu drugiemu się skłaniałam. Nagle Głos w moim umyśle kazał mi przestać, a ja opadłam bez sił na trawę. Strumień energii ustał. Gapiłam się beznajdziejnie w niebo, słuchając spowolnionego rytmu swojego serca i starając się nie osunąć w mrok, który gościnnie rozpościerał przede mną ramiona. Wiedziałam, że mogę z niego nie wrócić, a wciąż jestem potrzebna tutaj. Po nieskończenie długim czasie byłam w stanie przekręcić się na bok. Zobaczyłam Andrewa, klęczącego nad Willem i przeklęłam w myślach - czyżbym jednak nie pomagała mu, tylko robiła mu krzywdę? W moich oczach znów wezbrały łzy.
Co ja najlepszego narobiłam?
Przeklęłam głos w swoim umyśle, który nakazał mi to zacząć. Spróbowałam przekręcić się na brzuch i zacząć czołgać, ale tylko pierwsza część tego "zadania" została przeze mnie wykonana. Leżałam z nosem w trawie, a moje łzy skapywały prosto na ziemię. Czułam, że mrok zachęca mnie zoraz bardziej. Wystarczyło, że zamknę oczy i już więcej ich nie otworzę.
"Uspokój się, głupia. Nic mu nie jest, uzdrowiłaś go. Na razie jest w szoku. Cała wasza trójka musi porządnie wypocząć. Jeden jeleń poświęcił się i oddał całą swoją moc - myślę, że możecie go zjeść."
Głos w mojej głowie był silniejszy niż wtedy, gdy szeptał mi Słowa.
"Kim jesteś?" spytałam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi. Głos zniknął. Przekręciłam się z powrotem na plecy, żeby móc obserować sytuację i normalnie oddychać. Czułam ogromną ulgę, chociaż nie do końca wierzyłam w to, co Głos przed chwilą powiedział. Chciałam na własne oczy przekonać się, że Will czuje się już dobrze i że go uzdrowiłam.

Ostatnio zmieniony przez Majerankowa (09-08-2015 o 21h38)


https://66.media.tumblr.com/a79585b15b7fc52ce6d27f2f9814a19b/tumblr_inline_op9jh0YOA71t67szg_540.gif

Offline

#264 17-08-2015 o 00h17

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Ja wiem, że miałam wstawić w rocznicę, ale kilka dni po to nie tak źle, nie~? Przepraszam T^T W ramach rekompensaty mam coś innego, hi hi hi ^^ Stokuś jest niesamowita <3



Andrew

Bolało. Smutne, pełne cierpienia i wewnętrznej odrazy do samego siebie spojrzenie Zwiadowcy zmiażdżyło mnie doszczętnie, rozerwało resztki wiary w słuszność wykrzyczanych słów. Mogłem je wypowiedzieć, a nie cisnąć w niego jak mokrą ścierką. Mogłem wiele rzeczy. Równie dobrze powinienem inaczej to wyrazić, użyć łagodniejszych sformułowań, nie ostrych kamieni będących w stanie poharatać skórę. Ominięcie niektórych kwestii też nie byłoby takim złym pomysłem, zatrzymałbym je w sobie i pozwolił wyżerać kawałek po kawałku. Niewiedza i brak świadomości to czasem tak przyjemna rzecz. Wręcz niezbędna, jeśli nie chce się zwariować i zbyt wcześnie opuścić tego przytułku dla najbardziej egoistycznych istot chodzących po ziemi.
Niepewnie zabrałem dłoń z twarzy przyjaciela, by móc go objąć i tym samym zapewnić, jak wiele nawet bez wspomnień dla mnie znaczy. Niestety napotkałem pewną przeszkodę - drobne palce oplotły mój nadgarstek, całkowicie skupiając moją uwagę na ich właścicielce. Chciałem spytać, o co chodzi, czy zrobiłem coś nie tak, jednak nie zdążyłem. Świat lekko zawirował, okręcił się wokół własnej osi, zrobił ze trzy salta i wylądował twarzą w dół, gdyż momentalnie miałem czarno przed oczami. Skądś znałem to uczucie przepływających prądów, niematerialnych palców brnących po ciele, macek poruszających się gęstą ścieżką nerwów. Pamiętałem je i dlatego chyba pozwoliłem, by dobrały się do zgromadzonych, choć znacznie uszczuplonych zasobów energii. Miejsce zabieranego życia zajmowały te same obrazy co wcześniej, jednak teraz nie odczuwałem lęku przed nimi. Las nie wydawał się aż tak ciemny i nieprzebyty, chuda sylwetka straciła ostre kształty, a w płaczu dziecka było coś uspokajającego, jakby właśnie znalazło dom. Wsłuchiwałem się w niecichnący dźwięk, aż strumień wewnątrz mnie ustał i została tylko ciemność - pusta, nieprzebyta martwota.
Otworzyłem oczy, ale nic się nie poprawiło. Uznałem to za chwilowy efekt uboczny tego, co miało chwilę temu miejsce i postanowiłem zignorować mrok. Druga dłoń wciąż tkwiła na policzku przyjaciela, więc powoli zjechałem aż do jego odpowiedniczki i uścisnąłem mocno.
- Will, wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - spytałem zmartwiony, nie mogąc dostrzec nic na jego twarzy. Mimo że ciemność powoli ustępowała i teraz między czernią byłem w stanie dojrzeć granatowe i ciemnozielone plamy, to i tak nie dawało to możliwości ujrzenia uczuć Zwiadowcy.

Ostatnio zmieniony przez Misa-chan1906 (17-08-2015 o 15h38)

Offline

#265 23-08-2015 o 14h28

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Faktycznie! Cudeńko *-*
Niestety w przeciwieństwie do tego co tu zobaczycie. Błagam wybaczcie, że musicie to czytać T^T



Link do zewnętrznego obrazka
Siedziałem skulony wciąż zalewając się łzami. Z jednej strony żałowałem, że mnie uratował, a z drugiej przeklinałem się za swój egoizm. Nie mogłem spojrzeć w twarz księcia. Było mi wstyd tego, jak bardzo go zmartwiłem.
Poczułem nagle dotyk palców Roszpunki na czole. Mimowolnie uniosłem głowę. Dziewczyna ściskała mocno dłoń Andrewa i była zalana łzami. Zaczęła coś szeptać i nucić, a ja już wiedziałem co się kroi. Próbowałem otworzyć usta by krzyczeć jak najgłośniej tylko potrafię, by tylko ją powstrzymać, ale nie mogłem. Najwyraźniej mnie unieruchomiła. Wszystkie moje mięśnie były sztywne i niemożliwe do poruszenia. Spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem, ale ona już na mnie nie patrzyła. Była zbyt skupiona. A Andrew... Resztki kolorów odpłynęły z jego twarzy. Wyglądał jakby wpadł a jakiś trans. Zebrałem się w sobie by znów krzyknąć, znów z podobnym efektem. - Dlaczego ona nie widzi, że tylko robi mu krzywdę? Ostatnim razem gdy sobie nim pomagała stracił wszystkie wspomnienia, co straci tym razem? Może życie? Tak samo powinna pomyśleć o sobie. Ranę próbowała już leczyć Angela i jak się to skończyło? Poświęciła swoje ciało by mnie uratować, co wcale nie oznaczało całkowitego uleczenia. - Nie miałem bladego pojęcia co robić. Czułem jak ciepło i życie przepływają do mnie z palców dziewczyny, ale nie chciałem ich przyjać. To było jej życie i życie Andrewa. Jeśli cokolwiek im się stanie... Nigdy sobie nie wybaczę – nawet jeśli nie miałem na to wpływu.
Pojawiły się zwierzęta. Dużo zwierząt. Nie wiedziałem już czy mam zwidy, czy na prawdę tam są. W głowie miałem tylko ciało nieprzytomnego Andrewa, Którego nie udało mi się ochronić. A potem widok lasu.
Dużo lasu. I zwierząt. Ale obcych mi zwierząt i obcego lasu. Spacerowałem powoli rozglądając się w poszukiwaniu pożywienia, gdy nagle poczułem, że ktoś mnie potrzebuje. Zza krzaków dostrzegłem sylwetki 3 dziwnych stworzeń kryjących swe skóry. Ale mnie potrzebowali. Więc oto jestem
A następnie znów tylko ciemność. I ociężałość. Ale nie byłem sam. Czułem ciepły uścisk dłoni. I jakby z zaświatów dotarł do mnie zmartwiony głos Andrewa. Z trudem uniosłem powieki, wciąż czując sztywność mięśni.
Ta twarz... Trupioblada, zmartwiona, ale wciąż tak jasna, prawdziwa i piękna. Uniosłem się do pozycji siedzącej i objąłem księcia mocno, odczuwając wielką ulgę, że nic mu się nie stało. Że wciąż żyje. A potem przypomniałem sobie o Roszpunce. Nie wypuszczając z ramion księcia zacząłem poszukiwać jej wzrokiem. Leżała w pobliżu na plecach równie blada co Andrew. Skrzywiłem się. Miałem wielką ochotę skrzyczeć ja za to co bezmyślnie zrobiła. A jednocześnie jej podziękować. Kryjąc twarz z powrotem twarz w ramieniu księcia, wyciągnąłem dłoń w stronę jej dłoni i ścisnąłem ją mocno. Miałem nadzieję, że zrozumie. - Zrozumie. – wyszeptała mi cicho Angela.


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#266 04-09-2015 o 22h47

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Niemoc zobaczenie twarzy przyjaciela i tego, co działo się dokoła, sprawiała, że stawałem się poddenerwowany. Nie widziałem nic, prócz zielono-brązowych plam, więc nie mogłem dostrzec niebezpieczeństwa. Nie mogłem zareagować. Owszem, może i miałem inne zmysły, jednak stracenie po części nawet tego jednego stało się ogromną przeszkodą. To tak, jakbym stracił prawą rękę i jednocześnie chciał strzelać, dajmy na to,  z łuku. Paraliż, a przy tym wzbierająca wściekłość niemocy. Z
A w końcu rezygnacja.
Ponieważ przez chwilę, którą poświęciłem na ledwo zauważalne panikowanie, ze strony Willa nie wyczułem żadnych oznak życia, chciałem powtórzyć pytanie. Na szczęście ten poruszył się pod moimi palcami, a potem zostałem otoczony przez jego ramiona. - Uznam to za "tak" - wymamrotałem, będąc podduszanym przez Zwiadowcę. Objąłem go równie mocno, ciesząc się, że żyje i nie spoczywa przede mną jako trup. Największe podziękowania i tak należały się Roszpunce, bo raz, przez jej spanikowany krzyk tu wróciłem, dwa, użyła magii i postawiła Willa na nogi. Chciałem odszukać ją wzrokiem i posłać pokrzepiający uśmiech, jednak wciąż świat jawił mi się, jako skupisko różnokolorowych i różnokształtnych plam.

Offline

#267 07-09-2015 o 21h50

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
Uniosłem wzrok i ogarnąłem nim twarz księcia. Na prawdę wyglądał strasznie blado i sińce pod jego oczami zdawały się tylko pogłębiać. A oczy... Natychmiast puściłem dłoń Roszpunki i odgarnąłem włosy księcia z twarzy. Chwyciłem ją oburącz i spojrzałem w te oczy. Były rozbiegane, tak jakby nie mógł skupić na niczym wzroku. - Andrew, wszystko w porządku? - spytałem zlękniony. Jeśli jednak coś mu się stało, jeśli stracił zbyt dużo energii, którą Roszpunka pobrała by ratować mnie... Dlaczego znów zachowała się tak nieodpowiedzialnie!? Nie jestem wart tego, by mnie ratować, a na pewno nie tego, by poświęcać książęce zdrowie bądź życie. Nie powinien musieć nawet ryzykować. Pogładziłem kciukiem skórę pokrywającą policzek księcia. Chciałbym, żeby wszystko było w porządku. Chciałbym móc wszystko naprawić. Wszystkie błędy, które popełniłem do tego momentu. Powinienem nie być tak bardzo oddanym królowi. Powinienem już z nim uciec. Wtedy to wszystko nie miałoby miejsca. Andrew nie musiałby przeze mnie cierpieć. Nie musiałby się dla mnie poświęcać...


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#268 11-09-2015 o 22h59

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Oczywiście, że wszystko było w porządku. Wszystko poza jednym, małym faktem, który i tak już schodził na dobrą drogę. A to, że jak na razie świat ciągle nie odzyskał dostatecznej ostrości, nie było czymś, o co Zwiadowca powinien w tej chwili się martwić. Pozostawały ważniejsze rzeczy, jak wyruszenie do wieży, czy choćby jego zdrowie. Zajmowanie się mną nie miało sensu, wszystko kiedyś minie.
- Will, na pewno wszystko w porządku. Jak już, to bardziej martwiłbym się o ciebie - powiedziałem opanowanym głosem. Dłonie ułożyłem na jego dłoniach, splotłem palce i zsunąłem je z twarzy. Przez chwilę jeszcze trzymałem Zwiadowcę za rękę, po czym zastanowiwszy się chwilę, puściłem je i spytałem, czy kontynuujemy podróż do wieży.

Offline

#269 16-09-2015 o 19h33

Miss'Superstar
Majerankowa
Beemoov ogarnij się
Wiadomości: 27 291

Link do zewnętrznego obrazka
Will złapał w ramiona księcia, ściskając go, jakby nie widzieli się od lat. Długo trwali w uścisku - dla zmęczonej mnie była to cała wieczność. Dopiero po tym czasie zwiadowca wyciągnął rękę w moją stronę i chwycił moją dłoń. Zrozumiałam, że to gest podziękowania. Łzy dalej płynęły z moich oczu, jednak teraz były to łzy szczęścia - a więc wszystko się udało. Will już czuje się dobrze. Pozwoliłam sobie odpłynąć nieco dalej, głaszcząc chłopaka kciukiem po dłoni i nie myśląc już o niczym. Wreszcie byłam spokojna.
Prawie.
Zimny sztylet przeszył me serce, gdy dotarły do moich uszu słowa Andrewa. Rozważał... Nie wracanie do wieży? Otworzyłam gwałtownie oczy i spróbowałam się podnieść, jednak mocne zawroty głowy zmusiły mnie do wrócenia do pozycji leżącej.
- Jak to? - jęknęłam. - Nie możemy nie wrócić! Tam jest moja mama!


https://66.media.tumblr.com/a79585b15b7fc52ce6d27f2f9814a19b/tumblr_inline_op9jh0YOA71t67szg_540.gif

Offline

#270 16-09-2015 o 21h58

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Źle, źle, źle! Znów nie tak się wyraziłem. Nie miałem na myśli definitywnego nie wracania, moje słowa ograniczały się jedynie do tej chwili. Wciąż uważałem, że Willowi potrzebna jest pomoc kogoś bardziej doświadczonego niż Roszpunka. Nie do końca ufałem skuteczności jej działań, zwłaszcza że w większości robiła to intuicyjnie. Po drugie chciałem odzyskać wspomnienia, a bez matki dziewczyny było to niemożliwe.
Jednak tylko szaleniec zgodziłby się na wymarsz w tej chwili. Długowłosa ledwo żyła po transakcji energią, a każda minuta odpoczynku działa zbawiennie na dwoje moich towarzyszy.
- Spokojnie, Roszpunko - powiedziałem w stronę, z której dobiegł mnie głos rudowłosej. - Wracamy do wieży, nie inaczej, jednak może nie w tej chwili. Czujesz się na siłach, by spędzić jeszcze dzień w siodle? Nie lepiej odpocząć i dotrzeć tam szybciej? Decyzja zależy od was, to tylko moje spostrzeżenia.

Offline

#271 18-09-2015 o 16h09

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
Spojrzałem głęboko w oczy księcia starając się znaleźć jakiekolwiek oznaki zdrowego rozsądku. - Ze mną już chyba wszystko w porządku, ale nigdzie się stąd nie ruszymy, dopóki nie wrócisz do w miarę normalnego stanu. - Powiedziałem z troską, ale stanowczo. Kompletnie nie rozumiałem dlaczego to robił. Z jakiego powodu dbał o mnie, kiedy w tym momencie Roszpunka mnie uleczyła, kosztem jego cennej życiowej energii, omal pozbawiając go życia, on wciąż przejmuje się moim bezużytecznym tyłkiem, zamiast pomyśleć o swojej niezwykle cennej osobie? Po co w ogóle podejmował się ratowania mnie z tej głupiej rzeki? Teraz przez to wszystko był na prawdę w złym stanie...
Uśmiechnąłem się lekko słysząc reakcję dziewczyny, która doszła do wniosku, że Andrew proponował nie wracanie do wieży w ogóle.
Wypuściłem Andrew'a, podniosłem się szybko i wciągnąłem swoje spodnie, które leżały nieopodal, po czym nie zważając na to, jak zareaguje, wziąłem go na ręce. Ból z ramienia zniknął całkowicie i znów byłem w pełni sił. Szkoda tylko, że takim kosztem. Całe szczęście, że przynajmniej jeszcze żyją...
- Przepraszam, ale dopóki oboje nie będziecie wyglądać jak ludzie, ja nie wyrażam zgody na to, by gdziekolwiek jechać. - odparłem cicho, stanowczo i starając się unikać wzroku obydwojga. - Zaczekaj tu, zaraz po ciebie wrócę. - zwróciłem się do dziewczyny i skierowałem się w stronę namiotu.

Ostatnio zmieniony przez Ojsa (03-10-2015 o 19h59)


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#272 01-10-2015 o 20h22

Miss'Superstar
Majerankowa
Beemoov ogarnij się
Wiadomości: 27 291

Link do zewnętrznego obrazka
Andrew uspokoił mnie, a mi zrobiło się głupio, że tak fatalnie zinterpretowałam jego słowa. Uniosłam się na łokciach i skinęłam głową, na znak, że go rozumiem, po czym nią pokręciłam, dając mu do zrozumienia, że absolutnie nie mam siły na dalszą podróż. Nie ma nawet mowy o tym, żebym zdołała wsiąść na konia, a co dopiero wytrzymać pół dnia w siodle. Po za tym, miałam wrażenie, że konie także muszą porządnie wypocząć. Biedne zwierzęta, jeszcze trochę, i zajeździmy je na śmierć, tak jak myśliwy w jednej z książek, którą przeczytałam... Wzdrygnęłam się na myśl o tym.
Will wstał, stanowczo odmawiając ruszenia w dalszą podróż, zanim ja i książę nie wydobrzejemy. Ponownie pokiwałam głową, dając tym samym znak, że całkowicie się z nim zgadzam. Chłopak włożył spodnie i wziął księcia na ręce, mówiąc mi, że zaraz wróci. Wyszeptałam słabe: "Ok", po czym powolutku uniosłam się do pozycji siedzącej i czekałam na Willa, skubiąc źdźbła trawy.

Ostatnio zmieniony przez Majerankowa (07-10-2015 o 17h10)


https://66.media.tumblr.com/a79585b15b7fc52ce6d27f2f9814a19b/tumblr_inline_op9jh0YOA71t67szg_540.gif

Offline

#273 07-10-2015 o 21h54

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Milczenie dziewczyny mogłem odebrać dwojako - jako zgodę i przyswojenie moich słów lub, choć to wydawało mi się mniej prawdopodobne, wciąż utrzymujący się foch spowodowany niezrozumieniem. Z tego, co zdążyłem zauważyć rudowłosa nie należała do osób kategorii drugiej, więc za pewnik mogłem obrać założenia pierwsze. Posłałem pełen zadowolenia i spokoju uśmiech w jej stronę. A w każdym razie w miejsce, gdzie świat formował jeszcze niezbyt wyraźny, rudy obraz kontrastujący z lasem i trawą. Mrugnąłem parę razy z nadzieją, że to coś pomoże, jednak zbyt wielka poprawa nie nastąpiła. Mniej lub bardziej ostre plamy wciąż były tylko plamami z rozmazanymi konturami. I tak lepsze to, niż zostawiona w tyle brunatna maź.
- Will, co ty robisz?! - wykrzyknąłem z zaskoczeniem i powstałą na skutek zażenowania pretensją wymieszanymi w głosie, gdy moje stopy zostały oderwane od stabilnego podłoża. - Postaw mnie natychmiast, umiem sam chodzić!
Doprawdy, nie wiedziałem co teraz. Ok, byłem trochę zmęczony, ale nie na tyle, by wykorzystywać cudze ledwie co odbudowane siły. No i z jego ramieniem... Zdecydowanie nie powinien się przemęczać. Od razu podzieliłem się z przyjacielem spostrzeżeniami, robią jednocześnie wszystko, by opuścił mnie na ziemię

Offline

#274 14-10-2015 o 21h23

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Link do zewnętrznego obrazka
- Nawet mnie nie denerwuj. - wycedziłem przez zęby, starając się nie patrzeć na protestującego księcia. Wyglądał jakby już nie żył. Nie mogłem dopuścić do tego, że na prawdę przestanie. - Proszę.
Stawiałem długie kroki w kierunku namiotu. Bałem się, że ciało księcia rozpadnie się w moich dłoniach na milion kawałeczków, których nie będę w stanie nigdy pozbierać. - I po co ruda mnie ratowała? Po co wlewała we mnie jego energię? Czemu naprawiała mnie jego kosztem? Kiedy on jest dużo ważniejszy. Ba. Jest Bezcenny...
Ułożyłem księcia w namiocie i bez słowa wybiegłem po Roszpunkę. Ją również przeniosłem. A potem jeszcze koce. Cały czas starałem się unikać kontaktu wzrokowego z księciem.
Gdy tylko podałem Roszpunce koce, szybkim tempem opuściłem mały skórzany namiot i... zaatakowałem pierwsze lepsze drzewo. Łzy ciekły z moich oczu, a pięści uderzały rytmicznie. Raz za razem. Dostarczając bólu i sobie i drzewu, za to pozbywając się ślepej wściekłości.
Gdy już skończyłem, usiadłem, opierając się o to samo drzewo i dokładnie przyjrzałem się pustym wzrokiem zakrwawionym kostkom moich dłoni.


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#275 03-11-2015 o 20h40

Miss'gadułka
Misa-chan1906
Jestem chodzącym memem z Schopenhauerem
Miejsce: bez szału
Wiadomości: 3 443

Andrew

Zaciętość i upór wymalowane na twarzy Willa kazały mi już nie protestować i poddać się jego żądaniom. W każdym razie po części.
- Zachowujesz się, jakbyś był moją matką - mruknąłem jeszcze, choć nie mogłem pamiętać, jaka ta kobieta w rzeczywistości była.
Stwierdziłem, że dla zadowolenia Willa posiedzę trochę w namiocie, a potem najzwyczajniej w świecie wyjdę i przygotuję konia. Zupełnie nie rozumiałem, czemu zwiadowca tak się uparł, bym zażył niepotrzebnego odpoczynku. Przecież w tym czasie mógłbym zrobić tyle przydatniejszych rzeczy! Jednak zwiadowca miał na ten temat inne zdanie i już za chwilę siedziałem wraz z Roszpunką w namiocie. Uparcie wpatrywałem się w Willa, gdy tylko zaglądał do nas, chcąc wyczytać coś z jego twarzy i oczu, jednak ten odwracał wzrok. Nie to nie. Okryłem dziewczynę kocem, oddając jej również swój, by na pewno nie marzła. Ja i tak go nie potrzebowałem. Po chwili zapadła zwyczajna jak na leśne warunki cisza. I wtedy między podmuchami wiatru przedarło się niemal niedosłyszalne trzaśnięcie gałązki, sekundowy hałas łatwy do przeoczenia. Nie mogłem dłużej tego ignorować. Ze zgromadzonej przez nas broni wybrałem dwa noże, jakie przed rozbiciem obozu nosiłem skrzętnie ukryte w odzieniu, a zaskoczonej Roszpunce podałem mniejsze ostrze. Trzon jakby sam dostosował się do mojej dłoni, wypełnił luki i po prostu wrócił na swoje miejsce. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, czując jak ożywa we mnie nieznana wcześniej siła. Zostawiając dziewczynę z nakazem zachowania milczenie i ostrożności, opuściłem namiot.
Zwiadowcę dostrzegłem od razu, siedział oparty o jedno z drzew. Przyłożyłem palec do ust na znak zachowania milczenia i pospieszyłem, by rzucając ukradkowe spojrzenia na gęstwinę, jak najszybciej znaleźć się przy nim. Nic z jego postawy nie dawało mi jasnych sygnałów do twierdzenia, że wie, ale równie dobrze mógł maskować spostrzeżenia Przybliżyłem się, konspiracyjnie szepcząc mu do ucha, jednocześnie ukradkiem wskazując na las:
- Słyszysz?

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1 ... 9 10 11 12