Link do zewnętrznego obrazka
Obudziłam się, gdy tylko słońce zajrzało do namiotu przez wejście i połaskotało mnie po nosie. Usiadłam powoli i rozejrzałam się po wnętrzu, jednak było ono puste. Co więcej, posłania chłopaków były nienaruszone, co oznaczało, że wcale się tu nie pojawili. Przestraszył mnie ten fakt, więc zerwałam się na równe nogi. Zakręciło mi się w głowie i przed oczami pojawiły mi się mroczki, ale mimo to przeklinając ruszyłam przed siebie. Udało mi się o nic nie potknąć, a czarne plamki szybko zniknęły, ustępując miejsca jasności poranka. Rozejrzałam się dookoła - ognisko dymiło lekko, więc w środku wciąż musiał tlić się ogień, mimo, że nie było go widać. Nigdzie jednak nie widziałam ani Willa, ani Andrewa. Zawołałam ich głośno po imionach, jednak żaden się nie odezwał. Mój wzrok przykuła kupka szmat leżących na brzegu potoku. Gdy podeszłam bliżej, rozpoznałam płaszcz Zwiadowcy. Zaczęłam gorączkowo rozglądać się za jego właścicielem. To, co zobaczyłam w wodzie, zmroziło mi krew w żyłach i sprawiło, że wydałam z siebie krzyk głośniejszy, niż myślałam, że potrafię z siebie wydać.
Will tonął.
Uklękłam na brzegu, niezdolna do innego ruchu. Chyba coś bełkotałam, ale nie jestem pewna co ani czy w ogóle to robiłam. Nie umiałam pływać, nie umiałam go uratować... Wydawało mi się, że minęła wieczność, zanim przybiegł Książę i wskoczył do wody. Wyciągnął nieruchomego Willa na brzeg i zaczął uciskać jego klatkę piersiową. Obserwowałam to wszystko jak zahipnotyzowana, nadal się nie poruszając. Po kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu takich uciśnięciach Zwiadowca przekręcił się na bok i wypluł z siebie rzekę wody. Kaszlał dłuższy czas, po czym usiadł i powiedział ciche "Przepraszam". Wbiłam w niego zszokowany wzrok - dotąd byłam przekonana, że zaplątał się w coś albo dostał skurczu podczas pływania, podczas gdy to krótkie słowo wskazywało na to, że zrobił to specjalnie. Jęknęłam cichutko, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Andrew zaczął wrzeszczeć na Willa, pytając co ten sobie wyobrażał. Dalej nie słuchałam - nie byłam zdolna do skupienia się na czymś innym, niż fakt, że Zwiadowca chciał się zabić. Chciał zostawić mnie i swojego najlepszego przyjaciela, chociaż jeszcze wczoraj mówił mi, że wszystko w porządku. Zupełnie nie rozumiałam jego decyzji. Dlaczego zdecydował się na coś takiego? Dlaczego teraz? Czyżby aż tak bolało go to, że Książę stracił wszystkie swoje wspomnienia? A może aż tak doskwierała mu rana, którą zadał mu niedźwiedź? Od wieży dzieli nas zaledwie kilka godzin drogi, a moja mama prawdopodobnie potrafi go uratować. Dlaczego wolał utopić się w potoku, zamiast doczekać chwili, w której rana zniknie, uleczona magią?
Tyle pytań, których nie śmiałam nawet zadać...
Gdy Książę przestał krzyczeć, Will ponownie nas przeprosił. Poczułam, że moje policzki są całe mokre od wylanych łez. Podczołgałam się do chłopaka, wbiłam w niego smutne spojrzenie i złapałam za rękę Andrewa. Decyzję podjęłam w ułamku sekundy.
Otworzyłam usta i zaczęłam szeptać cicho, dotykając dłonią czoła Zwiadowcy. Dwa pierwsze unieruchomiły go, bo wiedziałam, że za wszelką cenę będzie chciał przerwać to, co zaczęłam. Ścisnęłam mocniej dłoń Księcia, bo odruchowo próbował ją cofnąć. Szpetałam dalej, czując przepływającą przeze mnie energię. Nie wiem, skąd znałam Słowa - to było tak, jakby ktoś szeptał mi je prosto do umysłu i kazał mi ich użyć. Nie byłam pewna, czy nie robię Zwiadowcy krzywdy, ale w tej chwili to było jedyne, co mogłam zrobić. Starałam się nie czerpać zbyt wiele siły z Księcia - gdy ostatnio to robiłam, on stracił wspomnienia. Świadomość tego, co może się stać, jeśli popełnię błąd, dała mi siłę, żeby starać się bardziej. Siły opuszczały mnie po trochu z każdym słowem. Gdy byłam już naprawdę słaba, z lasu zaczęły wychodzić zwierzęta. Widziałam je kątem oka - stawały obok, dotykały mnie nosem, łapką, kopytem... Każde z nich oddawało część swojej siły, żeby nam pomóc, po czym znów znikało między drzewami. Skąd wiedziały, że są potrzebne? Czy powiedział im to ten sam Głos, który szeptał mi Słowa?
Trwać mogło to kilka dni, ale równie dobrze mogły to być zaledwie minuty i ku temu drugiemu się skłaniałam. Nagle Głos w moim umyśle kazał mi przestać, a ja opadłam bez sił na trawę. Strumień energii ustał. Gapiłam się beznajdziejnie w niebo, słuchając spowolnionego rytmu swojego serca i starając się nie osunąć w mrok, który gościnnie rozpościerał przede mną ramiona. Wiedziałam, że mogę z niego nie wrócić, a wciąż jestem potrzebna tutaj. Po nieskończenie długim czasie byłam w stanie przekręcić się na bok. Zobaczyłam Andrewa, klęczącego nad Willem i przeklęłam w myślach - czyżbym jednak nie pomagała mu, tylko robiła mu krzywdę? W moich oczach znów wezbrały łzy.
Co ja najlepszego narobiłam?
Przeklęłam głos w swoim umyśle, który nakazał mi to zacząć. Spróbowałam przekręcić się na brzuch i zacząć czołgać, ale tylko pierwsza część tego "zadania" została przeze mnie wykonana. Leżałam z nosem w trawie, a moje łzy skapywały prosto na ziemię. Czułam, że mrok zachęca mnie zoraz bardziej. Wystarczyło, że zamknę oczy i już więcej ich nie otworzę.
"Uspokój się, głupia. Nic mu nie jest, uzdrowiłaś go. Na razie jest w szoku. Cała wasza trójka musi porządnie wypocząć. Jeden jeleń poświęcił się i oddał całą swoją moc - myślę, że możecie go zjeść."
Głos w mojej głowie był silniejszy niż wtedy, gdy szeptał mi Słowa.
"Kim jesteś?" spytałam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi. Głos zniknął. Przekręciłam się z powrotem na plecy, żeby móc obserować sytuację i normalnie oddychać. Czułam ogromną ulgę, chociaż nie do końca wierzyłam w to, co Głos przed chwilą powiedział. Chciałam na własne oczy przekonać się, że Will czuje się już dobrze i że go uzdrowiłam.
Ostatnio zmieniony przez Majerankowa (09-08-2015 o 21h38)