/ Tayler kłamie idealnie xD /

Z pewnym zdziwieniem przyjąłem, że tak łatwo na to przystała. Ale cóż... trzeba iść. Chciałem jeszcze zapytać, czy potem nie przynieść jej czegoś, ale już zamykała za mną drzwi. Westchnąłem zażenowany. Tak... zje**łem... No to na łowach sobie pozwalam winę na Jaska, a co mi tam - I tak myśląc poszedłem na te łowy, no bo w końcu musiałem.
* * *
Wróciwszy z szybkich łowów szedłem na górę, do pokoju Taya i naszych gości. Powolnie, bo niezbyt miałem na to ochotę, a i byłem zmęczony. No ale jako osobisty lokaj kobiety, która ich zaprosiła, to musiałem się nimi zająć jak najlepiej...
Wchodząc jednak po ostatniej serii schodów mijał mnie <cenzura> Tayler. Moje zdziwienie sięgnęło takiego poziomu, że ledwo ogarnąłem, aby mu się z drogi sunąć. Nie dochodząc jeszcze do siebie odprowadzałem go na dół schodów wzrokiem.
- Uważaj aby Hay-
- Ta, wiem! - Przerwał mi gwałtownie nie zwalniając tempa i znikając za rogiem.
Myśląc nad tym, co właśnie zobaczyłem wszedłem do końca na górę i wszedłem do pokoju Taya, gdzie zobaczyłem całe zbiorowisko wraz z kapelusznikiem. Chciałem wybuchnąć śmiechem, ale wiedziałem, że byłoby to bardzo bolesne, więc powstrzymując się rzekłem tylko:
- Jeśli to twoja sprawka to naprawdę jesteś niesamowity. - Byłem niezmiernie ciekaw, czy pokazał im się w takim stanie, czy dopiero za drzwiami taki był... Poprawiłem się i kontynuowałem. - Czegoś wam brakuje? Coś przynieść? - Zapytałem życzliwym tonem.
/ No a bynajmniej kłamał xD /

- Dla Enseia? - Wycedziłem groźnie przez zaciśnięte zęby pokazując kły, co się nigdy wcześniej w domu Ariany jeszcze nie wydarzyło.
Skarciłem się w myślach, wstałem i dziecinnym tonem zwróciłem się do Mel.
- Byakko domaga się już pieszczot, więc pójdę się z nim pobawić... dołączysz do nas potem, prawda? - Zrobiłem swoje bunny oczka.
Kiedy uzyskałem odpowiedź wskazującą na wynik pozytywny, uśmiechnięty d ucha do ucha pożegnałem się z resztą mile i wyszedłem. Kiedy jednak byłem na zewnątrz i zamykałem już drzwi, nie wytrzymałem i wyżyłem się na nich - po prostu jednym ruchem trzasnąłem, zamiast spokojnie zamknąć. Tylko tak, że prawie wyleciały z zawiasów. Schodząc po schodach minąłem Tima, ale nie przejąłem się nim - chyba i tak już dawno mnie przejrzał. Kiedy jednak chciał mnie przestrzec wkurzyłem się jeszcze bardziej. Nie o to, że śmie, czy coś, tylko że mówił prawdę.
W połowie drogi do Ariany przystanąłem, wziąłem głęboki oddech i uspokoiwszy się wróciłem do mojego codziennego... nocnego* stanu i zaraz byłem już przy Arianie.
- Ciociu, dzień dobry wieczór! - Krzyknąłem rozradowany i przytuliłem ją. - Masz te baterie dla mnie? - Zapytałem po chwili.
Ostatnio zmieniony przez Minwet (12-04-2015 o 12h51)