Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Song & Voice
Imiona | Salome Grace
Nazwisko | Grimaldi
Zdrobnienia | Sal, Sally
Płeć | Kobieta
Orientacja | Biseksualna
Wiek | 16 lat
Data Urodzin | 11 listopada
Znak Zodiaku | Skorpion
Pochodzenie | Monako
Statut | Nieślubne dziecko,
nie liczy się w linii sukcesji.
Hobby | Kolekcjonerstwo się liczy?
Jak tak to gadżety z pingwinami u niej są wszędzie.
Umiejętności | Witakineza
Oznacza to, że może ona panować nad własnym zdrowiem, jak i otaczających ją ludzi. Jedynym czego w stanie uleczyć nie jest są nowotwory, czy wady wrodzone. Poza tym, w jej władzy jest również proces starzenia się ciała, może je spowolnić, jak i przyśpieszyć, choć raczej - nadal uczy się to robić.
Wygląd |
Sally nie jest najwyższa, ale niską też nazwać jej nie można - w końcu ma ponad metr siedemdziesiąt. Niewiele, bo niewiele, ale jednak. Jest drobnej budowy dziewczyną o jasnej, niemal nieskazitelnej cerze, na której wyróżnia się tylko pieprzyk pod lewym okiem. Jej włosy są krótkie, sięgające zaledwie ramion, jak i postrzępione. Z reguły ciężko jest je ułożyć, zdecydowanie częściej odstają na wszystkie strony, oraz są w nietypowym jej rodzinie kolorze - ni to brąz, a jednak wpadający w zieleń. Niczym khaki. Podobnie jak jej oczęta, lecz one są bardziej zielone, o wiele żywsze, choć głównie to przez te iskierki w nich. I nie trzeba się jej przyglądać długo by wiedzieć, że do ojca to ona prawie wcale podobna nie jest, dziedzicząc urodę po matce.
Charakterystyka |
Jakby ją opisać...? Ciche dziecko to to zdecydowanie nie jest. Ale nie, żeby też latała, jak nakręcona za nie wiadomo czym. Za to gadać to umie jak najęta przez dłuższy czas, wystarczy jej podrzucić odpowiedni temat, a tak się rozkręci, że i tak skończy omawiając jeszcze kilka, jeśli tylko jej się nie przerwie w odpowiednim momencie. Energii też ma nadmiar, ale jej to z reguły nie wykorzystuje aż tak bardzo. Ale mimo wszystko została dobrze wychowana i względem większości osób zachowuje się z szacunkiem. Chyba, że ktoś raczy jej narzucać swoją wolę - będzie się zapierać rękami i nogami, byle pozostać przy swoim. Tak uparta trochę, jak osioł, póki nie ma dobrej zachęty. A tą bynajmniej u niej ciężko jest znaleźć.
Ciekawostki |
Salome jest pierwszym dzieckiem księcia Monako, jednak nie liczy się w linii sukcesji z uwagi na to, że związek jej rodziców był zaledwie przelotnym romansem, jednym z wielu, w których był jej ojciec. Choć po kilku latach się ustatkował i ożenił, ale z obcą jego wcześniejszym dzieciom kobietą. Z nią oczywiście dzieci też się dorobił i to one są pierwsze w kolejce do tronu, jednak to właśnie Sally jako jedyna w rodzinie odziedziczyła te nietypowe umiejętności. Jakkolwiek uznana jako członek rodziny królewskiej została dopiero w wieku lat sześciu, gdy zaczęły ujawniać się jej zdolności. A miała, i nadal ma, talent do robienia sobie krzywdy, tylko wtedy nie panowała nad tym, jak szybko leczyły się jej rany.
Uwielbia pingwiny... W sumie, książę Albert jej przychylność zdobył dopiero, jak zabrał ją do oceanarium i tam właśnie pokazał te zwierzęta. Naprawdę, odciągnąć ją potem od nich to był nie lada wyczyn. Ale w końcu mogła wtedy nawiązać choć tą nić porozumienia z ojcem, który również zdawał się mieć jakąś sympatię do tych stworzonek, choć nie przyznał tego na głos. W każdym razie - później takie wycieczki zdarzały się dosyć często, a miłość do pingwinów w Sally rosła. Dlatego też teraz, jadąc do szkoły, towarzyszyć jej musiał jej pierwszy misiek, dostany od ojca. Bo zawieszek z pingwinkami nie liczę, w końcu ma je niemal przy wszystkim, do czego się je doczepić dało.
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Salome Grace Grimaldi
Jedno powiedzieć mogłam na pewno - nie miałam najmniejszej ochoty opuszczać Monako, i to jeszcze na jakiś inny kontynent! A to wszystko przez to, że komuś się uwidziało, że to świetna okazja bym nauczyła się kontrolować swoją moc. Co z tego, że się zapierałam, jak tylko mogłam, i tak mnie wnieśli do samolotu i wysłali tutaj. Tak, wnieśli, bo wejść nie miałam najmniejszego zamiaru. Oczywiście wszystko skwitowano tym, że dobrze mi zrobi, jak pobędę "trochę" wśród dzieci innych wysoko postawionych. Miałam ochotę rozszarpać tych wszystkich bubków, którzy podsunęli mojej ojcu ten pomysł, bo wiedziałam, że on sam z siebie tego nie zrobił, w końcu chciał mnie wysłać do Amherst College. W Stanach, nie w Japonii! Niby też inny kontynent, ale różne sytuacje. A i tak miałam wrażenie, że robią to po to, by monarcha skupił się na nowej rodzinie i swoim państwie, bym go nie rozpraszała. Co z tego, że akurat ja to najmniej czasu z nim spędzam.
Zamieszanie, które wywołałam na lotnisku sprawiło, że się spóźniliśmy. I to zdecydowanie mało nie było. A gdy w końcu na miejsce dotarliśmy mogłam mieć pewność co do tego, że na apel to się nie załapię. Tu już niechętnie, jednak samodzielnie, wysiadłam z limuzyny, jaką dla mnie załatwili, o czym ruszyłam za kimś ze służby wiedząc, że ktoś inny już się zajmuje moimi bagażami. Nie lubiłam z reguły, jak mnie tak otaczano służącymi, jednak dziś mi wyjątkowo w niesmak było wszystko poza nimi. W końcu oni tu najmniej zawinili, a ja już i tak im nie mało na nerwach zagrałam.
Oczywiście, gdy doszliśmy pod mój pokój, który uprzednio sprawdziliśmy na liście, to służba weszła pierwsze z bagażami. A widząc, że chcą mi to zacząć jeszcze rozpakowywać, nie przejmując się obecnością jakiegoś chłopaka, aż się we mnie zagotowało. Zdecydowanie to nie jest mój dzień...
- Zostawcie to, umiem sama to zrobić. I do widzenia! - wyrzuciłam szybko z siebie w mym ojczystym języku, po czym pokazałam im drzwi. Byli zdziwieni, jednak wykonali rozkaz, wychodząc. A ze mnie w końcu wyleciały wszystkie nerwy. Spojrzałam zmęczona na szatyna, znacznie ode mnie wyższego, uśmiechając się do niego nikle. Cóż, najgorsze to to, że ciężko było ocenić jak mam się odezwać - a raczej jakiego języka użyć. Bo z jednej strony byliśmy w Japonii, z drugiej, niekoniecznie ten język mógł być wygodny, a jak znał angielski to walałabym się nim posługiwać. Albo francuskim, choć zdawałam sobie sprawę, że do łatwych on nie należał, a jakby zaczęła za szybko nawijać to mógłby nic nie zrozumieć. Najgorszy możliwy dylemat. Ale przynajmniej się dowiedziałam po co tak te dziadki z rady na japoński w mojej edukacji narzekały. - Cześć, jestem Salome Grimaldi. A ty? I przepraszam za tą scenę sprzed chwili, mam kiepski dzień. - odezwałam się miło, decydując się w końcu na neutralny angielski. Cóż, tego języka chyba uczyli wszędzie, więc liczyłam na to, że mnie zrozumie. A zawijasy językowe w japońskim będą dla mnie ostatecznością.
Charles Bartholomew Alexander Plunkett-Greene
Zdecydowanie nie o to mi chodziło, gdy rzucił mi swoje kąpielówki, jednak je również wrzuciłem do torby. I obserwowałem jego dalsze poczynania odnośnie szykowania się na basem. Choć w sumie było to zaledwie dość szybkie poszukiwanie ręcznika, na który już w pierwszej szafce trafił. Westchnąłem teatralnie, posyłając chłopakowi niby to zbolałe spojrzenie, gdy zarzucił go na ramię.
- A już miałem nadzieję, że będę mógł cię... Osuszyć. - rzuciłem, udając, że wcale nie mam na myśli niczego innego, niż powiedziałem. Bo nie miałem, po prostu trzeba było z odpowiedniej strony do mojej wypowiedzi podejść. Uśmiechnąłem się do niego, o ile nie lepiej było określić uniesieniem jednego kącika ust, po czym wyszedłem z pokoju jako pierwszy. Rozejrzałem się szybko na boki, zastanawiając się przez moment, w którą stronę lepiej było iść. Cóż, koniec końców i tak nie wiedziałem, ale z tego co widziałem to jednak korytarz z sypialniami miał swój koniec gdzieś tam, więc i tak w pierwej w odwrotną stronę, a potem błądzić ciut po tych korytarzach. Bo określić było ciężko, czy basem mogli mieć kryty, czy też nie. A może oba? Biorąc pod uwagę, co to była za szkoła, to chyba byłoby to możliwe.
Chwyciłem dłoń Aarona, ruszając w wyznaczonym sobie kierunku. W sumie, to powinni mieć gdzieś i plan tej szkoły. A na pewno by się taki przydał.
Ostatnio zmieniony przez Nieve (23-02-2015 o 17h55)