Link do zewnętrznego obrazka
- CIA, a tak konkretnie to wydział broni nuklearnej i przemytu materiałów wybuchowych... - westchnąłem. - I nie, nigdy nie byłem sprzedawcą hot-dogów. Za to Coen to moje prawdziwe nazwisko... - westchnąłem, siadając obok niej na podłodze. Ech...
Od czego ja mam niby zacząć tłumaczenie się... Przecież jej na litość Boską nie powiem, że jej ojciec jest przemytnikiem i współpracuje z muzułmańskimi terrorystami, bo nie uwierzy! Poza tym, gdybym to zrobił, Patrick najpierw zabiłby mnie, żeby następnie obedrzeć ze skóry i powiesić ją jako trofeum na ścianie pamiątkowej w hallu centrali.
- Nie bardzo wiem, jak zacząć, ale... - westchnąłem. - Siedzę w CIA już około czterech lat i zajmuję się zbieraniem informacji na różne tematy, które potem wykorzystuję w terenie. Widziałem twoją kartotekę, owszem, ale to nie oznacza, że ją czytałem. To po pierwsze. Po drugie : masz pojęcie ile ja kartotek widziałem w swoim życiu? Są marne szanse, że zapamiętałbym akurat twoją. To tak w roli uspokojenia. A w nocy wyszedłem z domu, bo kumpel wpakował się w małe bagno. Wyszedł sam, bez broni, na akcję i musiałem ratować mu tyłek, żeby przypadkiem go nie zastrzelili, ok? Wszystko jasne? - zapytałem, patrząc na nią niepewnie. Spodziewałem się, że za chwilę dostanę w twarz, albo coś w podobie. Wstałem z miejsca, po czym westchnąłem cicho.
- Przepraszam, jeśli cię czymś uraziłem. Kiedy jestem wykończony zachowuję się, jak dupek... - uśmiechnąłem się. - W razie czego, to CIA nie ma nic wspólnego z policją, jeśli się tego obawiasz. Czasami bierzemy od nich informacje, ale nie ścigamy ludzi za akty wandalizmu. Nie mamy po prostu na to czasu... A ta blizna na plecach... To po takiej jednej akcji, mały pocisk, kaliber jedenaście... Myślałem, że już po mnie. Ale to było już dawno... - zagłębiłem się na chwilę w swoich wspomnieniach. Znów poczułem ten ból, aż musiałem się skulić. Simon coś wspominał o tym, że mam poharatane tkanki i kości, oraz o tym, że te kości uszkadzają tkanki, powodując krwotoki wewnętrzne, ale oczywiście nie chciałem go słuchać... Chyba będzie musiał to obejrzeć.
- W każdym razie, nie mam zamiaru utrudniać ci życia. Mieszkaj tu sobie ile chcesz, ja po prostu mogę znikać o dziwnych porach. W razie czego nic nie wiesz - jęknąłem. Bolało, jak cholera. - Idę pod prysznic, potem jadę do pracy... - starałem się jakoś przezwyciężyć ból pleców, ale bezskutecznie. W tym momencie rwało mnie już tak, że po prostu musiałem usiąść na ziemi. Dotknąłem pleców. Krew... Czyżby kość przebiła skórę...?
No pewnie, ale ze mnie idiota! Spałem na lewym ramieniu, kość musiała ponownie wypchnąć bark z obwodu... I ja im kazałem nie zakładać sobie śrub? Ja, ciężki idiota... Swoją drogą sądziłem, że po trzech miesiącach już się nie otworzy...
Cholera...
- Emili, zadzwoń po Simona... - rzuciłem w nią moim telefonem. - Masz go w spisie połączeń...
Ostatnio zmieniony przez Rachel8 (13-05-2014 o 21h36)