Ethan Lim
Ciemnoczerwona dioda, sygnalizująca nakaz zapięcia pasów, zaświeciła się dając mi tym samym do zrozumienia, że zaraz nadejdzie najgorszy moment w całym i tak spędzonym w strachu locie samolotem. Nie musiałem robić tego, czym zajęli się teraz wszyscy pasażerowie, dla bezpieczeństwa siedziałem zapięty przez cały czas i nie odważyłem się nawet choćby przekręcić. Gdy znajome i jakże niepożądane odczucie opadania dało o sobie znać, zamknąłem oczu i skuliłem się na fotelu, jakbym chciał się w nim schować. Dłońmi zakryłem uszy, by nie słyszeć pełnego przerażenia krzyku ludzi. Proszę, niech śmierć nastąpi szybko... Koła samolotu dotknęły ziemi, a ja oczyma wyobraźni widziałem, jak pojedyncze, najmniejsze śrubki odkręcają się, a wielka maszyna rozlatuje na kawałki przygniatając załogę i pasażerów swoją ciężką konstrukcją. W nozdrzach poczułem zapach krwi, a ten sam płyn wypełnił mi usta. Byłem gotowy na zwrócenie niewielkiego śniadanie, jakie zdołałem rano w siebie wcisnąć, gdy chłodne i niezwykle drobne dłonie oderwały mi ręce od uszu i stewardesa uspokajającym tonem zaczęła tłumaczyć, że wylądowaliśmy i wszyscy żyjemy. Mimo tych zapewnień intensywna woń nie zniknęła i ostatni posiłek ujrzał światło dzienne i buty kobiety. Teraz mieszanina stała się jeszcze bardziej nie do wytrzymania i zmusiła mnie do opróżnienia żołądka z reszty pokarmu, jaki jeszcze w nim pozostał. Świat przed moimi oczami wirował, gdy silne ręce chwyciły mnie za ramiona i wyniosły na świeże powietrze. Odetchnąłem głęboko parę razy. Wszystko powoli wracało do normy, zapach krwi opuścił moje nozdrza, jedynie w gardle pozostał nieprzyjemny posmak. Stojącą obok mnie stewardesę ochrypłym głosem poprosiłem o szklankę wody i moje bagaże, których i tak nie było za wiele. Niepewnie wstałem i wspierany przez kobietę ruszyłem do autobusu. Późniejsze zdarzenia przebiegały już bez rewelacji i tak z małą walizką i tobą podręczną zajechałem taksówką pod dom Paula.
Byłem podniecony i nie mogłem sobie wyobrazić, jaką minę zrobi mój przyjaciel, gdy mnie zobaczy. To miała być niespodzianka - nic nie mówiłem mu o moim powrocie z Austrii, a rodzinę prosiłem o dochowanie tajemnicy. Wziąłem głęboki oddech i zajrzałem tam, gdzie chłopak zwykł wkładać zapasowy klucz. W dzieciństwie używałem go często, by przychodzić do niego w nocy i straszyć, lub też po prostu zasypiać na jednym z wygodnych foteli, gdy w domu była awantura. Machnięciem ręki odgoniłem wspomnienia i przekręciłem klucz w zamku. Wszedłem do dziwnie cichego pomieszczenia. O tej porze powinien być w domu, w każdym razie zawsze był. Ogarnęły mnie wątpliwości, czy to na pewno był dobry pomysł. Może należało go uprzedzić? Albo chociaż zadzwonić do drzwi? W tym momencie i tak nie miało to dużego znaczenia. Zrezygnowany miałem już wychodzić, gdy z głębi mieszkania usłyszałem zduszone jęknięcie. Po cichu i po woli wszedłem głębiej i stanąłem przed drzwiami Paula. Lekko nacisnąłem klamkę i zamarłem z uśmiechem na ustach.
Walizki wypadły mi z ręki zdradzając moją obecność, a nim zakryłem usta dłonią krzyknąłem, bardziej z zaskoczenia i niedowierzania niż strachu. Paul wraz z innym mężczyzną... Odwróciłem się szybko i wybiegłem z mieszkania. Zdyszany i zmęczony wypadłem na dwór bez sił na dalszy bieg. Nigdy nie miałem tyle wytrzymałości, by przebiec coś więcej niż 100 metrów, a każde większe zmęczenie kończyło się długą wizytą w szpitalu. Więc zamiast biec dalej usiadłem na murku, by złapać oddech. Łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu. Czułem się zdradzony i skrzywdzony, a mojej tragedii dopełniał fakt, że przez najlepszego przyjaciela. Zawsze, ale to zawsze zdawało mi się, że wiem o nim wszystko. Myśl, że jednak się myliłem i to, co brałem za prawdę było kłamstwem raniła mnie jeszcze bardziej. Stanąłem na chwiejnych nogach i miałem zamiar oddalić się w kierunku przystanku, by podjechać autobusem lub wezwać taksówkę, gdy przypomniałem sobie, że portfel zostawiłem w torbie, która leżała teraz w drzwiach do pokoju Paula. Otarłem łzy i nabrałem powietrza. Muszę tam wrócić, może to tylko mi się wydawało. Zawróciłem i po paru minutach znalazłem się przed drzwiami przyjaciela, tym razem przezornie dzwoniąc najpierw do drzwi.