Link do zewnętrznego obrazka
By wyzbyć się paskudnego smaku śniadania, jakie dziś rano otrzymałam (brr, już chyba nigdy nie zamawiam czegoś, czego nazwy nigdy nie słyszałam!), zamówiłam sobie jednego z tych cudnych, kolorowych drinków, jakie można tam było dostać. Z resztą, choć ilość alkoholu zawsze w takowych jest niewielka, ponoć nawet po takim bawi się lepiej~ Choć była to teoria osób, którym by osiągnąć "lepszą zabawę" potrzeba większej ilości alkoholu w żyłach, niż jest tam krwi... Ojtam, ojtam, nie oceniajcie! Spędziłam z nimi większość mojego życia, a wyszłam na ludzi! Z resztą, słońce dawało dziś całkiem nieźle, przez co nawet fakt, że usiadłam w cieniu, pod daszkiem, i miałam na sobie dość skąpy ubiór, dawał chłód minimalny w porównaniu do temperatury, dlatego na samą myśl o takim cudownie zimnym, pysznym napoju robiło mi się chłodniej. Jednak wyobraźnia to nie to samo, co rzeczywistość, jaka czekała mnie niedługo potem. Nie zdążyłam jednak nawet pochłonąć połowy barowego specjału, kiedy nagle usłyszałam za sobą znajomy głos.
No, może nie aż tak znajomy... Ale usłyszałam go, konkretnie wczoraj wieczorem. Z tego co pamiętam, należał on do pewnego osobnika, którego wczoraj uznałam za intruza. No przepraszam, ile razy słyszy się o kradzieżach na statkach wycieczkowych?! A ja, fortunnie uzbrojona w kastet, nie chciałam sobie na to pozwolić, toteż, no cóż, zaatakowałam go. Nic mu takiego poważnego nie zrobiłam, jakoś zdołałam mu jeszcze uwierzyć, że po prostu pomylił numery drzwi. Miał szczęście, że jesteśmy w takim miejscu, a nie innym, bo akurat na statku pełnym mniej lub bardziej nocą zachlanego w trupa burżujstwa byłam mu w stanie uwierzyć.
Niemniej jednak, ton jego głosu sugerował wyraźnie, że i tak niezbyt mu się spodobała moja wczorajsza próba ochrony własnego terenu. Odwróciłam się powoli na obrotowym krześle barowym, by zobaczyć wyraz jego twarzy. I przysięgam - dobrze, że ulica nauczyła mnie zachowywać w pewnych sytuacjach pokerową twarz. Bo z pewnością, gdyby było inaczej, mogłabym pęknąć ze śmiechu.
- Uhm, cześć - mruknęłam, jak gdyby nigdy nic. No, teraz, proszę pana! Proszę mi zrobić scenkę, jaka to ja jestem zła, niedobra... Ech, ilu to takich się przewinęło...
Choć w sumie, stęskniłam się nawet za takimi choćby niewielkimi konfliktami, więc nawet, jeśli szanowny jednak-nie-intruz faktycznie miałby ochotę na coś takiego, z przyjemnością przyjęłabym taką deklarację wojny.
Nim mój wzrok zdążył zmienić się na bardziej wyzywający, sylwetkę tamtego chłopaka przysłoniła mi czyjaś klata. O cholera, mało tego, ta klata po chwili do mnie przemówiła. Uniosłam głowę do góry, żeby upewnić się, iż wielki twór ma głowę, po czym z ulgą stwierdziłam, że faktycznie ją miał. No, przepraszam, nie przyzwyczaiłam się do widoku tak wysokich mężczyzn. Nie przeszkadzało mi to ani trochę, chyba to oczywiste, ale słysząc luźną propozycję nieznajomego, spokojnie mogłam wywnioskować, jaki to typ człowieka. I zdecydowanie nie chciałam być na jego liście "rzeczy" do "zrobienia", jak to najdelikatniej określić.
Tu postanowiłam wykorzystać moją biedną, niedoszłą ofiarę ze wczoraj. Chrząknęłam znacząco, po czym powiedziałam do mężczyzny:
- Nie jestem zainteresowana. A teraz wybacz, ale czy byłbyś tak miły i pozwolił mi z powrotem patrzeć na osobę, która ma zamiar mnie opieprzyć? - spytałam słodko (aż sama się zdziwiłam, że osiągnęłam coś takiego moim paskudnym, niskim wokalem), co oczywiście było zabiegiem zamierzonym. Zamierzałam tym oczywiście dać do zrozumienia temu człowiekowi, który zaraz przeszedł ze mną na "ty", że dałam mu kosza, po czym odsunęłam go lekko i liczyłam, że ten ktoś ze wczoraj będzie w stanie mnie uratować. No weź, rozmawiałam z Tobą wcześniej, a choć wtedy średnio miałam na to ochotę, teraz wręcz o tym marzyłam, byleby pan podrywacz mnie zostawił.
- Bo w końcu masz mi coś jeszcze do powiedzenia, nie? - spytałam, odkładając drinka i krzyżując ręce na piersiach.
Ostatnio zmieniony przez Lynn (30-09-2014 o 18h12)