Link do zewnętrznego obrazka
Oczywiście, że na nią czekałem. Miałem zostawić ją tam samą? W pewnym sensie musiałem, przecież tylko ona mogła tam wejść, nawet jeśli nie miałem na sobie munduru... Ale wolałem zostać na korytarzu, w razie czego.
Opuściła pokój jakiś czas później. Co prawda nie trwało to zbyt długo, jednak czułem, że będzie tam teraz spędzać więcej czasu. Czy byłem zazdrosny? Naprawdę, muszę na to pytanie odpowiadać?
Wiem, myślicie pewnie, że przesadzam, że to ledwo pierwsza wizyta, a ja zachowuję się jak chory psychicznie. Możliwe, że taki byłem, jednak to nie moja wina. Dla mnie oni wszyscy tacy byli. To przez jednego z nich moja rodzina nigdy więcej nie miała szans być naprawdę kompletna. Może i nie byłbym o to tak zły, gdyby nie to, że widziałem tego mężczyznę. Jeden raz, ale to wystarczyło. Wystarczył jego zdradliwy, nieszczery uśmiech i pogardliwy wzrok kiedy zupełnie niepasującym do wyrazu twarzy głosem mówił, jak miło jest mu mnie poznać. A potem zginął, jak oni wszyscy... No, prawie wszyscy, pomyślałem, gdy Jane opuściła pokój.
Drzwi za nią same się zamknęły, a lampka na nich zaświeciła na czerwono, co oznaczało, że się zablokowały. Zaraz znalazła się przy mnie i przytuliła... Pozwoliłem jej na to, niezależnie od tego, czy byliśmy w wojskowej placówce, zwłaszcza, że tu działy się różne rzeczy. A poza tym, przy niej... Tak jakoś zawsze miękło mi serce. Nie mógłbym jej chyba niczego odmówić.
Chwilę potem zaczęła płakać, mówiąc coś szeptem. Przeniesienie? O co chodzi, czyżby on...
Objąłem ją szybko.
- Jane, nie płacz... Co się stało? - powiedziałem cicho, a kiedy złapałem ją za ramiona i spojrzałem w oczy, mój głos zaraz spoważniał. - Jakie przeniesienie? Zrobił Ci coś?
Czekałem na jej odpowiedź. Jeśli faktycznie z tego powodu płakała, mam gdzieś ten cholerny, automatyczny zamek. Rozwalę te drzwi i pokażę temu Azjacie, w jaki sposób zapewne zginęła jego rodzina.


