SEBASTIAN (SKY) CLARCK
W barze zamówiłem jakiegoś dość mocnego drinka, którego nazwy nie pamiętam. Za wczesna pora na upicie? A kogo to obchodzi?!
Wypiłem kilka takich dość szybko i po chwili poczułem lekkie zawroty głowy. Zaraz też przypomniałem sobie o Lizzy. Napisałem Jamie'mu, że idę do niej i żeby nas znalazł, jak zje śniadanie, bo jestem porządnie napty i nie zamierzam tego "szampańskiego humoru" marnować. Zebarałem się z baru i poszedłem na klify. Liz była na parkiecie. A z nią Emma...
Wymierzyłem sobie siarczysty policzek.
Emma nie istnieje, jest za to Jamie, któremu mogę zaufać... - myślałem, próbując się doprowadzić do porządku. Ale co ja mogę poradzić na to, że ile razy widzę Emmę czuję w sercu niesamowite ukłucie bólu? Listu od niej nawet nie przeczytałem, wylądował prawdopodobnie w piasku gdzieś na plaży. Nie wiem, byłem wtedy zajęty czym innym. A raczej kim innym. Podszedłem do nich.
- Hej, ktoś wzywał pomocy? - uśmiechnąłem się i uścisnąłem Liz. Ta piosenka, to chyba była salsa, ale się nie wsłuchiwałem.