Zedytowane za zgodą autorki, by naprawić błąd. | Nienawidzę cię za to, że kazałaś mi coś zrobić >.< Już bardziej się sobą nie mogłam zawieść. I dałam się ponieść przy pisaniu, gomen.
Link do zewnętrznego obrazka
W y o b r a ź s o b i e, ż e n i e j e s t e ś s a m.
Kap, kap, kap...
Krople deszczu uderzają o brudną szybę ekspresu. Pociąg podskakuje na nierównych torach, a mocne podmuchy wiatru uderzając w boki kołyszą nim na prawo i lewo. Jest pierwsza w nocy, a za oknem szaleje burza. Nie za dobrą porę wybrałeś na podróż w nieznane.
Życie w pociągu ustało. Jesteś sam w przedziale. Za dnia niebieskie obicia foteli w słabym świetle jarzeniówki lśnią całą gamą szarości. Dostrzegasz jej wiele, nawet nie zdawałeś sobie sprawy, że może mieć aż tyle odcieni. Podłoga też jest szara i ściany, i mały, rozkładany stoliczek, i rama okna, i drzwi, i to wszystko co za nimi. Korytarz tonie w szarej ciemności. Zaczynasz ją nazywać. Ta przypomina stal, ta wymuskany przez wodę kamyk, inna skórę trupa, a następna oczy twojej matki. Obezwładniające wymieszanie czerni i bieli jest wszędzie.
Kap, kap, kap...
Echo bombardowania kroplami szyby niesie się po całym przedziale, zakłócane jedynie przez stukot kół. Pociąg przypomina widmo. Jest druga w nocy, a ty wciąż nie śpisz. Dostrzegłeś szarość i ona również dostrzegła ciebie.
Szarość ma macki. Długie, lepkie odnóża, którymi cię otacza, ciągnie w dół, wgłąb, w siebie. To tak, jakbyś się topił. Zaczyna brakować tlenu, pustka wdziera się do płuc, rozsadza je. Przerażony machasz rękami i nogami, chcesz się wydostać. Ale nie można walczyć z czymś, co jest w tobie.
I wtedy dociera do ciebie, że nie jesteś już sam. Zamieszkała z tobą szarość.
Tu zaczyna się wasza przygoda.
Najpierw jest tylko słowem, góra dwoma. Czasem cieniem pełznącym po ścianie, jakimś chwilowym obrazem, ale nigdy czymś więcej. Ignorujesz to, choć nie powinieneś. Jesteś lekkomyślny, pozwalając jej na to wszystko. Nie zdajesz sobie sprawy z zagrożenia. Nie wiesz, kto właśnie panoszy się w twoim umyśle.
Mijają tygodnie, miesiące, a słów przybywa. Nabierają kształtu, już nie są niegodnymi uwagi podszeptami. Cieni jest coraz więcej, łączą się i wieczorami masz wrażenie, że wypełzają z każdego kąta, by cię dopaść. Pojawiają się trudności z oddychaniem, światło z mrokiem konkuruje o przewagę w widzianym obrazie. Uzmysławiasz sobie, że omijasz ciasne, wcześniej tak bardzo lubiane przejścia, ale miejsca pełne ludzi nie są wcale przyjemniejsze. Oglądasz się za siebie częściej niż zwykle, nie wiedząc kogo chcesz dojrzeć.
Czas sunie naprzód. Wiesz, że coś jest nie tak. Ktoś za tobą stoi, ktoś czyha na twoje życie. Podnosi nóż, przymierza się, by zadać cios, ale gdy się odwracasz nikogo nie ma. Jednak wrażenie pozostaje, bo zawsze jest miejsce, którego wzrok nie dosięga. To zaczyna męczyć. Panikujesz częściej niż zwykle. Słowa wypełniające głowę nie przestają płynąć. Z początku nie chcesz ich słuchać, ale to trudne, gdy tworzą rzekę treści. W końcu scalają się z twoimi, zaczynasz nimi myśleć.
Idziesz ulicą, zabij, podpowiadają. Czytasz książkę, wyjdź i zabij, podpowiadają. Jesteś na spotkani, zabij, podpowiadają. Robisz zakupy, zabij, podpowiadają. Zabij, zabij, zbij! Krzyczą, pazury słów rozdzierają ci umysł, drą go na drobne wstęgi. Nie wiesz co robić, bo nie chcesz krzywdzić.
Nie wiesz, ile czasu minęło. Nie wiesz, jaki jest dzień, kiedy ostatni raz jadłeś lub piłeś, czy ten koc, którym się nakryłeś, przyniosłeś sobie sam, czy może zrobił to ktoś inny. Jedynej rzeczy jesteś pewien - nie jesteś sam. Ktoś jest z tobą, w tym mieszkaniu, pokoju, ciele, umyśle. Ktoś z niesamowitą władzą towarzyszy ci na drodze życia. Siedzi na plecach, każąc się nieść przez pokłady błota. Nie jesteś w stanie sam decydować, bo się boisz. Żyjesz w strachu przed czymś, co widzisz i słyszysz tylko ty.
A wtedy pojawia się myśl.
Twoje oczy już dawno temu straciły zdrowy blask. Wpatrujesz się tępo w świat za oknem. Mieszkasz na dziesiątym piętrze, ludzie stąd wydają się tacy mali, tacy niewielcy i nic nie znaczący. Wszystko jest szare. Asfalt mieni się szarością, zachód słońca rozlewa po świecie szare wstęgi, szarzy ludzi w szarych samochodach mkną do szarych domów, gdzie czeka na nich szara rodzina z szarą ignorancją. Ty też jesteś szary. Wypełnia cię gęsta masa, nie masz organów, nie potrzebujesz nic, oprócz Jej myśli. One cię karmią. Są jedynym co masz, a nie masz nic. Bo co jeśli...
To nie twoje ciało?
Zamierasz na chwilę. Nie twoje ciało... Ta myśl przeraża. Bo co jeśli to prawda? Doskonale wiesz, że nie jesteś w nim sam, ale nikt ci nie zagwarantuje, że byłeś w nim pierwszy. Czy w takim razie nie jesteś zbędnym elementem? Czy nie powinieneś zwolnić miejsca?
Wstajesz z fotela i podchodzisz do szyby.
Szarość wydaje się taka pociągająca.
Szarość cię wypełnia.
Szarość chce byś się z nią zjednoczył.
Wraz z odłamkami szkła trafiasz do domu.
Ostatnio zmieniony przez Misa-chan1906 (14-08-2015 o 05h05)