Zgubiłaś się. Wystarczyło na chwilę zejść ze ścieżki, odwrócić się od reszty grupy, dać się uwieść tej pięknej róży, rosnącej tuż przy ścieżce, jakby nieświadomej, że powinna znajdować się w ogrodzie, a nie w samym sercu lasu. Była tak piękna, tak kusząca, że musiałaś podejść i choćby dotknąć jej płatków. Wyobraziłaś sobie tajemniczego nieznajomego, obdarowującego cię takim właśnie kwiatem w dowód miłości - to była trochę naiwna, ale też i urocza wizja.
Następna róża, jeszcze piękniejsza, kwitła kawałek dalej. A jeszcze dalej - kolejna... Aż zdałaś sobie sprawę, że nie słyszysz już sennego głosu przewodnika, nie docierają do ciebie rozmowy współtowarzyszy, a ścieżka, którą przemierzaliście, najzwyczajniej w świecie wyparowała. Zdawało ci się, że szłaś cały czas w jednym kierunku - spróbowałaś więc intuicyjnie wrócić po swoich śladach. Nic z tego! Im dłużej, im uporczywiej szukałaś ścieżki - tym bardziej się od niej oddalałaś. Wreszcie musiałaś przyznać przed samą sobą: zgubiłaś się w tym ciemnym lesie, zalegającym pośród gór. Nie miałaś mapy. Brak zasięgu w komórce. Wycieczka na pewno już się zorientowała, że ciebie nie ma. Będą cię szukać, prawda? A jeśli im się to nie uda - wezwą pomoc. A zatem może powinnaś po prostu stać w miejscu i czekać?
Tyle, że był wieczór, a pod kopułą drzew zmrok zapadał szybciej. Miałaś latarkę, ale jej światło było niczym wobec napierającej zewsząd ciemności - krótkie, ostre światło było marną pociechą, za to wyławiało z głębi lasu cienie, które tylko wzmagały twój strach. Nie, za nic w świecie nie będziesz tu bezczynnie stać i czekać. Ruszasz więc przed siebie, licząc, że po drodze na coś trafisz - na wioskę, schronisko górskie lub po prostu na zwyczajną asfaltówkę. Las przecież nie może ciągnąć się w nieskończoność.
Przedzieranie się przez chaszcze przychodzi ci z niemałym trudem - w końcu jesteś mieszczuchem, nie umiesz poruszać się po dziczy. Zaczyna siąpić deszcz. A jakże! Najwyraźniej siły przyrody sprzysięgły się przeciw tobie. Tym bardziej chcesz pozostać w ciągłym ruchu - przynajmniej trochę się rozgrzejesz. Serce wali ci jak szalone, każdy szmer budzi do życia najgorsze, mityczne potwory, a każdy twój krok zdaje się nieść echem po całym lesie.
Wreszcie coś dostrzegasz. To brama - stara, opleciona bluszczem brama, strzeżona przez dwa kamienne gargulce. Dziedziniec jest mocno zapuszczony, jakby od lat nikt nie strzygł traw i nie przycinał krzewów. Cały teren zdominowały róże. Nie wygląda to zachęcająco, ale ponad dziczejącą roślinnością wznosi się kilka wieżyczek. Dworek, zamek? Jest zbyt ciemno, by to ocenić. Niemniej - budowla. Cywilizacja. Wzdychasz z ulgą.
Brama jest zamknięta, ale wspinasz się na nią bez problemu. Gdy znów dotykasz stopami ziemi, znajdujesz się już wewnątrz zamkniętego kręgu ogrodzenia.
Budynek okazuje się niewielkim pałacykiem - zapuszczonym i zaniedbanym równie mocno, jak ogród. A jednak wiodąca do drzwi ścieżka jest zamieciona, widzisz ślady kół (ewidentnie nie samochodowych, raczej kół od powozu) oraz koni. Nie sądzisz, by ktoś mógł mieszkać w takim miejscu, ale przecież wiele podobnych budowli przeznaczonych było na muzea lub ekskluzywne hotele - może ten był właśnie odrestaurowywany? Jeśli tak, to na pewno przebywa tu ktoś w rodzaju stróża. Ktoś, kto mógłby ci pomóc.
Drzwi budynku otwierają się ze skrzypnięciem, które wwierca ci się w mózg. Wewnątrz jest ciemno, tylko z trudem sączące się światło księżyca maluje srebrne plamy na zakurzonej i pokrytej opadłymi liśćmi posadzce.
- Jest tu ktoś? - wołasz drżącym głosem. Odpowiada ci cisza. Zaglądasz do kilku pobliskich pomieszczeń - wszędzie znajdujesz jedynie rozkład i zapomniane relikty dawnej świetności tego miejsca. Nic, co świadczyłoby o czyjejś obecności.
Pocieszasz się tym, że wewnątrz przynajmniej jest sucho. Ostatecznie nawet opuszczona budowla może posłużyć za schronienie - do rana jeszcze daleko, a ty jesteś zmęczona. Tutaj przynajmniej będziesz mogła zasnąć.
Decydujesz się zwiedzić to miejsce. Napotykasz jedynie kilka szczurów i wiewiórkę. Pałacyk, choć od dawna jedynie niszczejący, pełen jest zakurzonych drobiazgów i pamiątek po tych, którzy go wcześniej zamieszkiwali. Na ścianach wiszą obrazy, przysłonięte pajęczynami niczym kotarami. Na toaletkach walają się kobiece bibeloty. W jednej ze szkatułek znajdujesz całą kolekcję biżuterii. Nie znasz się na klejnotach, ale to zdecydowanie nie wygląda na szklane podróbki.
Nagle zdajesz sobie sprawę z czegoś niepokojącego. Dywan z kurzu i liści miejscami jest przetarty, jakby coś tamtędy przechodziło. Na szkatułce widzisz wyraźnie odciśnięte w brudzie ślady palców. Ktoś odgarnął pajęczyny z lustra. Nieopodal leży piękna, czarna suknia, rzucona byle jak u stóp szafy - jest czysta, jakby ktoś zostawił ją tam niedawno. Światło latarki przesuwa się dalej, na łóżko. Biała pościel również jest świeża. W jednym miejscu kołdrę zdobi wyszywana, intensywnie czerwona róża. Jest w niej coś niepokojącego. Podchodzisz bliżej i zamierasz z wytrzeszczonymi oczyma i rodzącym się w gardle krzykiem. To, co wzięłaś za różę, okazuje się być plamą krwi. Świeżej, jeszcze nie skrzepłej krwi.
Zaczynasz się bać nie na żarty. Zdajesz sobie sprawę, że to irracjonalny lęk, a wszystkie te dziwy dałoby się logicznie wytłumaczyć, ale twój mózg zawzięcie broni się przed jakąkolwiek logiką. Nie chcesz dłużej przebywać wśród tych ruin. Zalany deszczem las nagle okazuje się być o wiele bezpieczniejszym i bardziej przyjaznym miejscem. Odwracasz się, chcesz na oślep biec do drzwi, ale oto jakaś postać zagradza ci wejście. Jest to kobieta. Zauważasz jedynie czarną suknię, gorejące czerwienią oczy i szeroki uśmiech.
- Och, kolejna zagubiona duszyczka – odzywa się kobieta, zbliżając się do ciebie z nadnaturalnym szybkością. Gdy mówi, coś dziwnego dzieje się z jej uśmiechem - masz wrażenie, że dwa z jej zębów wydłużają się i stają ostrzejsze. - Wiele was tu ostatnio dociera...
Potem czujesz mocne szarpnięte, żelazny uścisk i ból tuż nad prawym ramieniem. Próbujesz się wyrywać - nadaremno. Czujesz, jak opuszczają cię siły, jak ucieka z ciebie życie. Latarka wypada ci z dłoni. Ostatnie, z czego zdajesz sobie sprawę, to dźwięk jakiejś gęstej cieszy, kapiący miarowo gdzieś blisko. Szkoda, że nigdy się nie dowiesz, jak piękna róża powstała z twojej rozchlapanej tuż przy toaletce krwi.
Link do zewnętrznego obrazka
Mówią o niej Krwawa Dama bądź Różana Hrabina. Za życia nazywała się Różą Mieckowiczową. Była młodą, piękną kobietą o alabastrowej skórze i niespotykanych, czerwonych włosach - to właśnie im zawdzięcza imię, gdyż kolor ten jej rodzicom kojarzył z czerwienią róż i symbolizowaną przez nie miłością. Zostawała wydana za podstarzałego hrabiego (jako jego czwarta już żona), który miał zapewnić jej życie w dostatku. Mimo różnicy wieku Róża była bardzo oddana swojemu mężowi. Tym większym ciosem było dla niej, gdy przyłapała go ze służącą - w ogrodzie, pośród róż, które tak ukochała...
Młoda hrabina zamordowała i męża, i jego kochankę. Ponoć zawładnął nią morderczy szał - zaślepiona zranionym sercem i zranioną dumą popadła w amok. Każdą znajdującą się na posesji kobietę bestialsko zabiła, oskarżając o uwiedzenie hrabiego. Ostatecznie przywdziała żałobną czerń na znak żalu po utracie ukochanego i odebrała życie także sobie.
Legenda głosi, że za swoje potworne zbrodnie została przeklęta. Odmówiono jej przywileju odejścia ze świata - jej ciało uczyniono nieśmiertelnym, jej urodę ponadczasową, a jej żądzę krwi i mordu - nienasyconą. Jako wampir miała trwać w półżyciu aż po kres świata, łaknąc zemsty na wszystkich pięknych kobietach, w których widziała jedynie podstępne uwodzicielki swojego męża. Kolejni właściciele pięknej posesji donosili o tajemniczej postaci w czarnej sukni, nocą pielęgnującą różane krzewy, które wyrastały w najdziwniejszych miejscach, mimo, że uporczywie próbowano się ich pozbyć. Dochodziło też do tajemniczych zniknięć młodych, urodziwych dziewcząt. Po zaginięciu czwartej z nich pałacyk porzucili ostatni jego właściciele, pozwalając, by popadł w ruinę i zapomnienie.
Mówi się, że hrabina, nie mogąc opuścić swego domostwa w poszukiwaniu ofiar, wabi je do swego leża różami - kusząc je nie tyle samymi kwiatami, co miłością, którą symbolizują.

Supercieżki wybór 













