Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1

#1 09-01-2015 o 20h37

Miss'nałogowa
Likoris
HWAITING MINEŁO!!!
Miejsce: Byle były żelki!!!
Wiadomości: 2 754

Postanowiłam pobawić się w pisarke /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png
Z góry przepraszam za wszelkie możliwie znajdujące się w tekście błędy.
Nareszcie udało mi się ukończyć rozdział 1.
Potraktowałam pisanie dość poważnie przez to ten rozdział jest dość rozbudowany i jest w nim dość spory nacisk na wygląd postaci, miejsc oraz na relacje łączące ich ze sobą  /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png
I tak pewnie nikt tego nie przeczyta, a jeżeli komuś się uda to jest hardcore'm /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png
Dziękuje i życze:
                                                 

                                                             Powodzenia!!!
                                                                      /modules/forum/img/smilies/bimbo/bisous.gif

//photo.missfashion.pl/pl/1/43/moy/34178.jpg

                                                               "Prolog"
   Historia tych dwojga zaczyna się długo przed ich narodzinami. W czasach gdy Universum składało się z sześciu niezależnych od siebie ale związanych ze sobą światów, podzielonych na dwie strony. Strone światła, inaczej nazywaną Lux w której znajdowały się światy Arinkron, Meleanoen i Izron oraz strone cienia inaczej Tenebris gdzie swoje miejsce miały światy Strioprian, Krystrios i Lidon.
Fatum nie istniejących jeszcze istot rozpoczeło się od starodawnej przepowiedni, mówiącej o narodzinach bliżniąt zrodzonych z miłości ciemności i światła, których przeznaczeniem będzie przynieść katastrofe i cierpienie wszystkiemu co żyje, a także dokonać zniszczenia absolutnego. Choć mogła być to tylko plotka lub bajeczka wymyślona przez szaleńca, to historia ta w formie pieśni bardzo szybko obiegła wszystkie światy, nie omijając przy tym zasięgu słuchu sześciu władców.
Wiadomość ta wprowadziła ogromny strach i panike co doprowadziło do roprzestrzeniania się chaosu. Władze żeby niedopuścić do tragedii i uspokoić poddanych wydali dekret o kompletnej separacji stron Lux i Tenerbis, nie było to proste i z wielu powodów organizacyjnych jak np, brak dostępu do różnych surowców i szlaków prowadzących przez doliny ciemności i oazy światła, ale i prostego powodu jak to że Tenerbijczycy i Luxończycy żyli w zgodzie, harmonii i byli częścią swojej codzienności. Mimo wielu przeszkód z czasem udało się uzyskać pożądany efekt i wrócić z grubsza do normalności.
Lata mijały i coraz to rzadziej słychać było pamiętną pieśń, aż dzwięki jej słów całkowicie ucichły, a ludzie zapomnieli czego się bali. Po tym nastąpiło 300 lat spokoju, mieszkańcy cienia i światła zapominając o strachu, zapomnieli również powód rozdzielenia się stron. Zaczeły na ten temat powstawać niestworzone historie i plotki co wprowadziło nienawiść między nich i doprowadziło do konfliktu, którego prawdziwym powodem była naiwność, niewiedza i głupota.
Jednak znależli się wśród nich też tacy, którzy o legendzie przeklętego rodzeństwa bardzo dobrze pamiętali, a wręcz było to ich przekleństwo przekazane im wraz z ogromną odpowiedzialnością.
Pieśń niczym mantra była przekazywana wraz z władzą z pokolenia na pokolenie następcom tronu, dwóch najpotężniejszych królestw, Arinkronu i Lidonu. Mając świadomość że kiedyś przeznaczenie się wypełni, królowie nakazali tak zwanym "Neutralnym" inaczej radzie Oracula obserwować ludy zamieszkujące wszystkie ziemie, za pomocą wszystko widzących zwierciadeł. Ich zadaniem było znależć nowonarodzone dzieci, które wyglądać będą jak swoje odbicia lustrzane, a na szyjach ich znajdować się będą wrośnięte w skóre przypominające kształtem kolie, kryształowe perełki, piękne mieniące się niczym tęcza.
Jednak przez ponad 300 lat nic podobnego się nie wydarzyło, aż do pewnego dnia, który może być zwiastunem wypełniającego się przekleństwa . . .



                                                               Rozdział 1
                                                              "Rozdzieleni"
   Celestion, stolica Arinkronu, nazywana również królewskim miastem za względu na fakt znajdowania się w nim Pałacu królewskiego, ale i bogactwa jakie widać już na pierwszy rzut oka po wstąpieniu w jego mury.
Można by wręcz nazwać to miejsce rajem. Głód, przestępstwa  czy nawet bezrobocie nie miały w nim praktycznie miejsca. Przepiękne ulice i uliczki, przy których stoją okazałe, urocze i wielokolorowe budynki. Wszędzie kwitnące krzewy, drzewa, najróżniejsze gatunki kwiatów i roślin, których cudowny aromat otula całą metropolie, a olśniewające kolory cieszą oko mieszkańców przez cały rok. Celestion to ogromne miasto zamieszkiwane przez rozmaite istoty typowe dla strony Lux, większośią jednak byli Preirini. Ich liczebność zdecydowanie przewyższała inne ludy zamieszkujące Arinkron. Czasami przez cechy ich wyglądu nazywano ich ludzmi królewskiej krwi. Były to istoty bardzo dostojne, posiadające bardzo charakterystyczne dla ich gatunku szpiczaste uszy, cere w barwach od oliwkowego po delikatne brązy,  włosy w odcieniach szarości, bieli i białego prawie blądu oraz duże bystre oczy w kolorach od ciemnej miedzi, aż po bladą zółć do miejscami wpadającymi w zieleń odpryskami. Oczy Preirinów były w ich kulturze bardzo ważne, w starożytności były najważniejszym aspektem branym pod uwagę przy przypisywaniu statusu społecznego, im bardziej oczy wpadały w wyrazistą i przejżystą zieleń, tym wyższy posiadał status. Z czasem zaczęto odchodzić od tych przekonań, choć nie do końca. Tron Arinkronu może przejąć tylko potomek poprzedniego władcy, pod warunkiem, że oczy jego będą niczym czyste bezskazy szmaragdy.

   Najpiękniejszym miejscem w Celestionie był oczywiście Pałac Królewski, który wznosił się ponad wszystkie budynki, a jego wieże i filary lśniły od złota i marmurów, które dostrzec można było z ogromnych odległości. Siedziba króla, nie była na codzień otwarta dla poddanych ale jako najważniejsza osoba w tym mieście i na tamtym świecie chciał mieć kontakt z ludem którym rządził.
Raz dziennie ukazywał się poddanym na balkonie najniżej położonym w głównej wieży, żeby móc być możliwie najbliżej ludzi. Słuchał wtedy o ich zmartwieniach i odpowiadał na nurtujące ich pytania, aż pewnego dnia . . .

   W głębi pałacowych murów, w ciemnym korytarzu prowadzącym do sali tronowej, usłyszeć można było męski głos przerywany cięzkim oddechem i dzwiękiem pośpiesznie stawianych kroków.

- Wasza wysokość! . . . yhhyy . . hyyhay . . wasza wysokość! - wołał.
Jedyne co można było dostrzec w ciemności to sylwetka biegnącej osoby.

Mężczyzna dobiegając do bramy za którą była sala tronowa, zamachnoł się z ogromną siłą otwierając mocarne drzwi na oścież.
Jego oczom ukazała się straszny widok, leżącego bezwładnie niczym kukła króla. Na twarzy mężczyzny pojawiło się przerażenie, bez namysłu w pośpiechu podbiegł do władcy, krzycząc.

- Wasza wysokość, Tenarius błagam odezwij się - próbując ocucić króla delikatnie szturchał jego ramie.

Mężczyzna był już na skraju ataku paniki, aż tu nagle z okolic brzucha króla zaczął wydobywać się głośny odgłos burczenia w brzuchu.
Przed chwilą jeszcze szalejącego ze strachu mężczyzne ogarneło zdziwienie.
Nagle, z bezwładnych ust króla wydobył się cichy głos.

- Jeść . . . jeść . .

Po chwili gdy umysł mężczyzny wrócił do swych zmysłów, zadał królowi pytanie.

- Królu mój, czy to możliwe że leżałeś tu niczym trup, tylko dlatego, że byłeś głodny?

- Tak! - odpowiedział nieskromnie król - Moje baterie są na wyczerpaniu.

Na czole mężczyzny pojawiła się pulsująca żyłka, cała jego twarz poczerwieniała, a w oczach zapaliły się ogniki. Nagle wybuchnoł.

- To ja tu się o ciebie śmiertelnie martwie, żyły sobie wypruwam, panikuje, wręcz umieram ze strachu, a ty co?! TO CHYBA JAKIEŚ JAJA!!! JESTEŚ KOMPLETNYM IDIOTOM!!! ZRÓB TAK JESZCZE RAZ, A WŁASNORĘCZNIE CIĘ ZAMORDUJE, WEŚ SIĘ WRESZCIE DO ROBOTY BEZUŻYTECZNY DZIADYGO!!!!! -  krzyczał do tego stopnia, że zabrakło mu tchu.

- Uspokój się, nic się wsumie takiego nie stało. A tak apropos, nie masz przy sobie ciasteczek? - zapytał z uśmiechem.

- Zamknij twarz, jeżeli nie chcesz powiedzieć nic mądrego!!! - odpowiedział, rzucając w króla butem.

- Skończmy już z tymi wygłupami. - przemówił masując policzek po zderzeniu z lecącym przedmiotem. - Nie przyszedłeś tu w takim pośpiechy, żeby się na mnie powydzierać. Chciałeś powiedzieć mi coś ważnego, prawda?

- Prawda. - Przytaknoł.

- Mam nadzieje że dotyczy to dzisiejszego obiadu, bo inaczej nie chce słuchać.

- Ty wiesz, że mam drugi but.

- Tylko nie w twarz!!!

Mężczyzna złapał się za głowe i jak zwykle od wielu lat miał w zwyczaju znowu pomyślał.
"Boże, czymże ja ci zawiniłem, że skazałeśmnie na służbe u takiego króla"
Choć myśl ta potrwała tylko chwilke, zanurzył się w swych przemyśleniach głębiej jak zawsze w chwilach zwątpienia.
"Boże, czymże ja ci zawiniłem lub czym się zasłużyłem, że ja Marcus Krein Lenos stoje u boku tak wspaniałej, mądrej ale i męczącej osoby"
A osoba o której myślał był sam władca Arinkronu i najważniejsza osoba po stronie Luz, niejaki Tenarius Syrius del Luzion I nazywany również hojnym.

Był bez dwóch zdań dobrym królem, przejmował się problemami ludzmi i zawsze starał się je rozwiązywać. Arinkron dzięki jego decyzjom był niczym oaza dobrobytu i radości.

Marcus był mężczyzną o miedzianych oczach, krępej budowie. Jego włosy miały odcień bardzo jasnego blądu, sięgały mu do ramion otulając jego okrągłą twarz. Nie można było nazwać go przystojnym ale nie zasługiwał również na miano brzydała, można powiedzieć, że był po prostu niezbyt wysokim, 30 letnim, przeciętnym mężczyzną.
Jego stosunki z królem były dość niestandardowe, a było to spowodowane wspólnie spędzonymi latami wczesnej młodości. Marcus urodził się w pałacu i w nim też dorastał. Jego matka była nadworną nianią, która opiekowała się Tenariusem, gdy ten był jeszcze mały. Tenarius w swoich wczesnych latach był bardzo słaby, a jego zdrowie było dość kruche. Przez to nie mógł uczęszczać do szkoły królewskiej, brać udziału w oficjalnych uroczystościacj, a o zabawach z rodzeństwem i rówieśnikami nie było wogule mowy. Marcus, choć sporo młodszy od księcia, szybko znalazł z nim wspólny język. Tenarius był nazywany skarbem Arinkronu, głównie dlatego, że z dwunastki rodzeństwa tylko jego oczy były niczym kamienie szlachetne o zielonej barwie, przez to restrykcje i nadopiekuńczość w stosunku do niego była jeszcze większa. Zabraniano mu wszystkiego do tego stopnia, że całym jego światem stał się mały pokój. Mały pokoik wypełniony zabawkami i ozdobami, których nie potrzebował, żeby nie powiedzieć nie lubił. W całym tym jego smutnym świecie, Marcus i niania byli jedyną radością i światełkiem które wypelnialo pustke w jego sercu. Dlatego nawet po objęciu tronu tenarius trzymał ich blisko.

Do Marcusa, który oddał się wspomnieniom, zaczoł docierać głos króla.

- Haaloo Marcus! Żyjesz? Jesteś tam jeszcze?

- Tak, przepraszam. Zamyśliłem się.

- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony Tenarius - Wiem, że bardzo dużo zawsze zostawiam na twojej głowie.

- Nie, wszystko dobrze. Po prostu chodze ostatnio z głową w chmurach.

- To dobrze, nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało. W końcu, nie znalazł by się pewnie taki drugi co chciałby za mnie odwalać papirkową robote. - powiedział z głupim wyrazem twarzy król.

- Jak to miło, że się o mnie martwisz. - stwierdził sarkastycznie Marcus - Mniejsza z tym. Mam dla ciebie ważną wiadomość od "Neutralnych"

Twarz Tenariusa spowarzniała.

- I co takiego jest w tej wiadomości, że byłeś w aż takim pośpiechu?

- Niewiele - odpowiedział, zdziwiony zmianą w zachowaniu króla - Napisali tylko, że masz jak najszybciej zjawić się osobiście na ziemi niczyjej w klasztorze międzyświata.

- Marcus, zajmiesz się Celestionem pod moją nieobecność, wyruszam jeszcze dziś. Przygotuj mi najszybszego konia do podrózy.

- Co? Oszalałeś? Nie dam sobie sam rady, nawet nie jestem oficjalnie twoim doradcą.

- Właśnie, w związku z tym. - Tenarius wyciągnoł z kieszeni małą, podłużną, drewnianą szkatułką - Miałem ci je dać podczas oficjalnej ceremonii mianowania ale
ten moment jest chyba bardziej odpowiedni.
Król delikatnie otworzył skrzyneczke i Marcus zobaczył broszę z insygniami królewskimi, wręczaną tylko doradcą tych którzy zasiadali na tronie. Był to piękny misternie wykonany srebrny liść ze złotą lilią, kwiatem który był symbolem Arinkronu.

- Co? Dlaczego teraz? - zapytał oniemiał.

- Jesteś jedyną osobą, której ufam na tyle, żeby powierzyć jej to stanowisko.

- Nie mogętego przyjąć, nie wiem czy jestem odpowiednią osobą do tak ważnego zadania, nie poradze sobie.

- I tak na moją prośbę wywiązujesz się z wszystkimi zadaniami prawej ręki władcy Arinkronu. Wiem, że nikt nie poradzi sobie z tym zadaniem jak ty.

- Jaa, hm - Marcus zastanawiał się przez minute, westchnoł i powiedział - Zgoda ale będe nosił broszę tylko podczas twojej nieobecności, póżniej nie myśl, że będe chodził z czymś tak babskim przypiętym do ubrania.

- Umowa stoi - przytaknoł Tenarius - A właśnie Marcusie, mam do ciebie jeszcze jedną dość nietylową prośbe, a wręcz rozkaz.

"Rozkaz tego słowa jeszcze nigdy nie usłyszałem z jego ust" pomyślał Marcus

- Słucham wasza wysokość?

- Powiadom władce Lidonu, że ma on zjawić się w klasztorze międzyświata, gdzie i ja się stawie - powiedział z powagą.

Marcus jeszcze nigdy w swoim życiu nie był aż tak oszołomiony słowami przyjaciela. Choć świeżo upieczony oficjalny doradca, chciał zadać wiele pytań, postanowił milczeć i z dozą zaufania dziecka po prostu wypełnić rozkaz.

   Król już miał wyruszać, gdy usłyszał przy pałacowej bramie cieńki chłopięcy głos.

- Tatusiu, tatusiu proszę cię nie  jedź!

Zobaczył on malutką postać, która ledwie odrastała od ziemi, przytulona do niewiele mniejszego od siebie misia. Był to najmłodszy syn Tenariusa, jego oczko w głowie i duma, choć większość uwarzała go za dziecko przeklęte. Mimo, że maluch urodził się z typowymi cechami wyglądu dla rodziny królewskiej to problemem były jego oczy.
Jedno oko niczym najczystrzy, przejrzysty szmaragd bez skazy ale drugie za to niczym niebo po burzy. Jeszcze zachmurzone ale z przebiciami promieni słonecznych, właśnie tak wyglądało, przytłumione ale pełne światła.
Były to oczy piękne, żadkie i egzotyczne ale Preirini uważali je za zły omen
bo zjawisko heterochromii nie miało wcześniej nigdy miejsca.
Bylo to prześliczne dziecko, jego włosy srebrno białe, lśniące niczym nitki pajęczej sieci na których osiadły krople rosy, oliwkowa cera, typowe dla dziecka rysy, łagodne piegi niczym namalowane pod dużymi bystrymi oczami. Jak gdyby tego było mało był malutkim geniuszem. Już gdy miał zaledwie trzy lata znał podstawy szermierki i sztuke kaligrafii.
Prawda jest taka, że jego uroda była tak uboga w typowe dla chłopców cechy wyglądu, że można było łatwo pomylić go z dziewczynką.Jak gdyby tego było mało był malutkim geniuszem. Już gdy miał zaledwie trzy lata znał podstawy szermierki i sztuke kaligrafii.  Poza faktem również słabego organizmu w niczym nie przypominał swojego ojca, który nie był zbytnio urodziwym mężczyzną. Tenarius był postawny, mocarnie zbudowany i miał bardzo dostajną sylwetke, jego twarz miała charakterystyczne i charyzmatyczne kwadratowe rysy. Miał on szmaragdowe oczy ukryte pod krzaczastymi brwiami i krótkie szare włosy. Był on uważany za króla mądrego i dobrego, choć jeżeli chodzi o wiedze nie był on prymusem.

- Kurea! Co ty tu robisz synku? - martwił się ojciec - Powinienyś być w łóżku.

- Wój Marcus powiedział, że wyjeżdzasz i że nie będzie cię pare dni, a obiecałeś się ze mną dzisiaj pobawić.

- Tak, wiem moje słońce i przepraszam ale pobawimy się kiedy indziej, dobrze?

Na twarzy chłopca pokazało się rozczarowanie.

- Dobrze, - odpowiedział smutnym głosem - a kiedy wrócisz?

- Nie wiem dokładnie, tacie wypadło coś bardzo ważnego ale nie wiem ile to potrwa - powiedział z uśmiechem gładząc Kureę po niewielkiej główce, która gdyby była odrobine mniejsza, zmieściła by się cała w dużej dłoni króla.

- Hahahaha - mały zaśmiał się - Tatusiu nie mów do mnie jak do dziecka. Jestem już duży.

Słysząc te słowa od zaledwie 3 letniego chłopca, który nawet jeżeli był nadprzeciętnie inteligentny wciąż był tylko dzieckiem, sprawiło, że Tenarius nie mógł przestać się uśmiechać. Widząc jak twarz jego syna pojaśniała radością, wiedział, że może z czystym sumieniem wyruszać w drogę.

   Samotna podróż przez Arinkron do ziemi niczyjej zajeła pięć dni. Ziemia niczyja położona była między stroną światła, a stroną ciemności i znajdowała się pod protektoratem rady "Neutralnych", od odcięcia się stron nikt się tu nie zapuszczał. Legendy mówiły, że kiedyś za panowania boga Diosa to miejsce pełne było rajskich roślin, kwiatów i istot wszelkiego rodzaju, choć były to tylko legendy i mity o których dzieci czytały w książkach. Ziemia niczyja z wyglądu przypominała pustynie, w odległości wielu kilometrów nie rosła tu żadna roślina i nie żyła żadna istota. Jedyne co można było tam ujrzeć to bezkres kryształowego pyłu, który wyglądał niczym jedwab otulający tamtejszą ziemie. Ziemia niczyje przez niektórych nazywana międzyświatem była bardzo wrogą dla wszystkiego co żyje ziemią, była ona niebespieczna bo, choć brak tam był jakichkolwiek grożnych kreatur i kryształowa pustynia była zawsze spokojna, to łatwo było na niej postradać zmysły. Ponoć gdy się tam zgubisz to nigdy nie odnajdziesz drogi powrotnej, Tenarius wolał nie sprawdzać czy to fakt czy tylko plotka.
Była to jednak droga konieczna do przebycia jeżeli celem podróży jest klasztor międzyświata. Klasztor międzyświata był olbrzymią budowlą z wieloma strzelistami wieżami wznoszącymi się wysoko ku niebu. Nie przynależała do żadnego z sześciu królestw i nie byłoby kłamstwem dodanie, że nie była również częścią ziemi niczyjej zwarzywszy na fakt, że cała rozbudowana kondygnacja była oderwana od lądu i unosiła się wysoko nad ziemią. Całość przypominała ogromny pałac jak z baśni zawieszony tuż pod błękitnym neboskłonem. Niestety nigdy nikomu z zewnątrz nie dane było zobaczyć go od środka. Zamieszkiwali go "Neutralni", którzy nigdy nie wpuszczali nikogo przez bramy pałacu, oni sami nazywali pałac Świętym Klasztorem Międzyświata.
Lecz dzisiaj, miała się wydarzyć chwila iście historyczna. Dwóch władców, możliwe, że jedyne istoty poza członkami klasztoru w dziejach, które mieły wstąpić w jego mury.

Tenarius był już na miejscu, klasztor znajdował się wysoko nad jego głową.
Gdy krol przestał podziwiać przepiękne jak z kryształu mury pałacu, zdał sobie sprawe, że nie ma zielonego pojęcia jak dostać się na góre, gdy nagle dosięgły go słowa.

- Wasza królewska mość z Arinkronu?

Była to smukła postać z ogoloną głową, ubrana w białe szatu z namalowanym na czole dziwnym znakiem w kształcie oka.

- Tak, to ja.

- Najwyższy kapłan czeka na waszą wysokość - przemówił delikatnie kłaniając się władcy.

Na biało ubrany mężczyzna narysował wokół siebie i króla krąg.

- Proszę o cierpliwość, za dosłownie chwile znajdziemy się na górze - zapewnił Tenariusa i wbił laske w środek kręgu wypowiadając słowa "Nomem Diosa Volanti"

Krąg wrazz Tenariusem i kapłane zaczoł unosić się do góry, po chwili znajdowali się tuż przed bramą klasztoru. Przed murami siedziby "Neutralnych" właśnie król Arinkronu spotkał się po raz pierwszy w życiu z władcą Lidonu, chciał jak mówi dobre wychowanie przywitać się i oddać mu honory, gdy król z ciemnej strony odezwał się

- Co się tak guzdrasz staruszku, czyżby twoje stare kości doskwierały ci boleśnie w podróży. - uśmiechnoł się szyderczo - Już wolniej się nie dało?

Tenarius oniemiał, nie był pewny jak ma się zachować przy tak zuchwałej osobie, więc postanowił nie być mu zbyt długo dłużny.

- Nie marudz dzieciaku, musiałem załatwić coś przed wyjazdem. Młodziak z mlekiem pod nosem nie zrozumie.

- Eeee ... - Na twarzy króla Lidonu pojawił się sadystyczny uśmieszek - Jeszcze, że kazałeś mi na siebie czekać to masz jeszcze czelność nazywać mnie dzieciakiem.

Król Arinkronu poczuł się nieswojo, w młodym władcy Lidonu dostrzegał głęboką ciemność. Nie wiedział czego może się po nim spodziewać, choć wiele historii krążyło o jego osobie.

Król Lidonu, Leone Ilinion I miał opinie tyrana i słynoł ze swojej zarozumiałości. W porównaniu z postawnym Tenariusem był dość cherlawej budowy, choć nie można było osądzać jego siły po wyglądzie bo faktem było, że był najsilniejszy po stronie Tenebris.
Jego kasztanowe przeplatające się z rudymi pasmami długie, sięgające mu do pasa włosy były idealnie proste, delikatnie otulały one jego niezbyt szerokie ramiona. Jego cera blada, wchodziła odcieniem w szarości, twarz owalną i pociągłą, były na niej osadzone lekko skośne spore ale wąskie oczy o ciemnobrązowych tęczówkach, które były niemalże czarne i nie można było zastać w nich światła, miał też dość wąskie usta. Był on względnie przystojny, a do tego bardzo młody bo zaledwie 17-letni, jego uroda była specyficzna, nie można było nazwać go pięknym ale i tak z wszech i wobec złaziły się kobiety walczące o względy najpotężniejszego człowieka Lidonu. On sam za to zbytnio nie zwracał na nie uwagi. Uwarzał, że żadna nie jest dla niego dość dobra.

- Otworzyć bramę!!! - Rozległ się donośny głos przenikający panującą między królami cisze.

- Nareszcie - odetchnoł Leone.

Władcy weszli do ogromnej białej hali gdzie dookoła wielkiej mównicy zasiadali w ławach kapłani.

"Wszyscy wyglądają jak mężczyzna z przed chwili, tak samo ubrani, z tym samym symbolem na czole, do tego wszyscy łysi. Nie dał bym rady tu żyć jak w jednym wielkim gabinecie luster. Pewnie jak gdzieś widzą swoje lustrzane odbicie to się z nim witają myśląc, że to inny kapłan" Zamyślił się Tenarius, zadume tą przerwał ten sam donośny głos.

- Witam was w murach naszego klasztoru wielcy władcy, mam nadzieję, że podróż mineła wam bez większych problemów i że zostawiliście królestwa w dobrych rękach.

- Oczywiście - przyznał Tenarius - Nie zostawił bym Arinkronu w rękach kogoś komu nieufam.

- Ta, powiedzmy, że u mnie też gdzieś koło tego - dodał Leone - Dowiemy się wreszcie po kiego nas tu łysolcu weswałeś?

- Jak śmiesz odzywać się tak do najwyższego kapłana, czcigodnego Delectoruma - oburzył się jeden z  kapłanów.

- Czcigodny phi, nie rozśmieszaj mnie! Ja mu czci nie oddawałem - stwierdził król Lidonu.

- Pozbawie cię tego brudnego języka!!!

- To dawaj!

- Spokój!!! - krzyknoł Delectorum - nawet jeżeli brakuje mu manier to wciąż jest on naszym gościem.

- Tak wasza świętobliwość - powiedział kapłan wycofując się.

- To, dowiemy się co tu robimy? - zapytał jeszcze raz Leone jesze bardziej zniecierpliwiony.

- Otóż, ponad trzysta lat temu przyjeliśmy na siebie bardzo ważne zadanie i ogromną odpowiedzialność - gdy słowa najwyższego kapłana wypełniły swym dzwiękiem całą hale, królowie w skupieniu zaczeli wsłuchiwać się w ich treść - Wiele lat mineło ale członkowie naszego klasztoru nie zapomnieli o swojej powinności, aż po dziś dzień wypełnialiśmy nasze obowiązki z pełną powagą i dokładnością. Niestety przepowiednia zaczeła się wypełniać.

W hali przez chwile zapanowała lodowata wręcz cisza.

- Co to znaczy? - zapytał nerwowo Tenarius - Odpowiedz!

- Wnieść je! - Nakazał kapłan swym braciom.

Kapłani wnieśli na wielkiej tacy z kości słoniowej dwa zwitki materiału. Królowie dostrzegli w nich nikły ale istniejący ruch. Kapłani ściągneli z powierchni chuste odkrywając dwoje dzieci, zaledwie narodzone.

Królowie stali wpatrując się w nie jak sparaliżowani. Najwyższy zaczął przemawiać dalej.

- Oto bliżnięta, które mają przynieść zgube wszystkiemu co istnieje. Oto dzieci, które niosą ze sobą klątwe.

- Co? Jak to możliwe? - zapytał Leone niedowierzając - Słyszałem tą przepowiednie i to nie raz ale zawsze myślałem, że to tylko taka bajeczka, mit, który wymyślił jakiś szaleniec.

- Szczerze mówiąc myślałem, że jest tak jak powiedział przedmówca, choć zawsze byłem przygotowany mentalnie na to, że ta pieśń ma w sobie ziarnko prawdy - stwierdził drugi król - Z drugiej jednak strony, ciężko mi uwierzyć, że te dwie niewinne istoty mogą przynieść nam jaką kolwiek tragedie, a co dopiero taką katastrofę. Na pewno nie jest to zwyczajna pomyłka?

- Na nasze nieszczęście, nie ma mowy o pomyłce. Spójrzcie na szyje niemowląt - wskazał palcem w strone zawiniątek.

Królowie podeszli do maluszków, kapłani rozchylili warstwy materiału, które przykrywały dzieci, aż po główki.
Oczom władców ukazały się kamienie o nieziemskiej urodzie. Każde z niemowląt miało ich po trzy. Przypominające perły kryształowa kolia mieniła się cudownymi hipnotyzującymi kolorami, kamienie wyglądały jakby był w nich odbity cały wszechświat.

Wszelkie wątpliwości królów znikneły w mgnieniu oka. Bliżnięta narodziły się tak jak mówiła przepowiednia, identyczne niczym odbicia lustrzane, nawet pieprzyk w kształcie łezki pod okiem, które jedno dziecko miało po prawej stronie, drugie miało po stronie lewej więc wyglądały jak gdyby spoglądały w lustro gdy były odwrócone do siebie twarzami. Niestety nie mogły się zobaczyć, były jeszcze tak maleńkie, że ich oczy były wciąż zamknięte.

W głowie Tenariusa zrodziło się miliony pytań, jednak wiedział, że nie ma wystarczająco dużo czasu by zadać je wszystkie. Wybrał te, które w danym momencie wydały mu się najistotniejsze.

- Co się stało z ich rodzicami? -  zapytał.

- Matka zmarła przy porodzie, była słaba i schorowana, a ojciec zginoł przysypany w podziemiach szukając minerałów, które mogły by pomóc żonie przy porodzie. - odpowiedział kapłan.

- Wiesz może, wasza świętobliwość, kiedy dokładnie się narodziły?

- Dwa dni temu. Narodziły się bardzo słabe, prawie martwe. Szczerze mówiąc mieliśmy nadzieje, że odejdą w zaświaty ale niestety, mimo że nic nie zrobiliśmy nabrały na sile.

Tenariusa zmroził chłód słów Delectoruma. Nawet Leone, wychowany na okrutnych ziemiach Lidonu, nie był wpełni w stanie zrozumieć jak ten człowiek, nazywany świętym, jest w stanie z taką dozą spokoju mówić o takim okrucieństwie. Z drugiej strony oboje wiedzieli czym to jest spowodowane i o jaką stawke chodziło więc zrezygnowali z komentarza.

- Jakiej płci są te dwie zaplute  maszkary? - zapytał Leone ze swoją typową zuchwałą manierą.

- Chłopiec i dziewczynka wasza wysokość - udzielił mu odpowiedzi jeden z kapłanów trzymających tace.

Leone zwykle arogancki spojrzał na dwie kruche istotki i z pokąrą w głosie zadał kapłanowi jeszcze jedno pytanie.

- Mają imiona?

Gdy pytał jego głos był niepewny jak nigdy, starał się swojego wzroku nie skupiać na niczym kąkretnym, wpatrywał się jakby w nicość, całą swoją energie skupił na wyczekiwaniu odpowiedzi, którą gdzieś w głębi duszy tak naprawde znał.

- Nie mają imion - orzekł najwyższy spoglądając z pogardą na dzieci - Nie nadaje się imion czemuś, czego trzeba się pozbyć. Nie potrzebują ich, skoro nikt ich nigdy nimi nie nazwie.

W Leone coś pękło, wróciły do niego wspomniania wczesnego dzieciństwa, wspomnienia pełne bólu i cierpienia. Jako król słynoł on z okrucieństwa i sam dobrze o tym wiedział, jednak miejsce w którym się wychował i którym teraz rządził, wymagało tego od niego. Było to nieodzobnym warunkiem, który trzeba było spełnić żeby przeżyć. Nie był on zbytnio miłosierny ale zawsze robił wszystko co w jego mocy, żeby być sprawiedliwym, także jego tyrania nie była nieuzasadniona. Znał na pamięć przepowiednie i miał co do niej mieszane uczucia. Chciał coś powiedzieć ale wiedział, że jeżeli się teraz odezwie to jego głos się załamie i okaże w ten sposób słabość, a to było coś na co nie mógł sobie pozwolić. Nie okazywanie słabości była jedyną zasadą w jego życiu, którą się kierował i przestrzegał bez względu na okoliczności.
Postanowił milczeć i nasłuchiwać dalszej wypowiedzi pana "świętego".
Tenarius również milczał czekając na slowa kapłana.

- To co jest ważne to co zrobić z tym problemem - Głos Delectoruma znowu przerwał cisze - Zgodnie z zasadami naszego klasztoru,  żaden z nas nie może zabić żywej istoty więc nie mogą one zginąć z mojej ręki, ani żadnego z moich braci. Ich krew nie może również zostać przelana na ziemi niczyjej ponieważ byłoby to świętokractwo i zaburzyłoby to równowage wszechświata.. Jedyne co można zrobić, żeby uratować nasze biedne, bezbronne światy to wywieść je za granice ziemi niczyjej i tam unicestwić. Dlatego pytam was królowie, czy podejmiecie się tego heroicznego czynu i ocalicie miliony istnień, wypełniając tą ważną dla Universum misję.

Kapłan spojrzał na królów z delikatnym uśmiechem oczekując odpowiedzi.

- Tak, zrobie to na ziemiach Lidonu - odpowiedział Leone.

Mimo, że wciąż był targany całą gamą emocji postanowił zmierzyć się z tą odpowiedzialnością. Wiedział, że nie powinno być to trudne, niemowlę na terenie Lidonu ma marne szansę na przetrwania, żeby nie powiedzieć zerowe.

- Królu Tenariusie, a jaka jest twoja decyzja? - Kapłan skierował swój wzrok na milczącego władce.

- Zgoda wywioze dziecko z ziemi niczyjej ale - jego wzrok niczym włócznia przebiła dusze kapłana - odmawiam wykonania egzekucji na tej bogu winnej istocie!

Słowa Tenariusa sprawiły, że twarz Delectoruma skamieniała w wyrazie niezadowolenia, na hali zapadła cisza.
Trwała ona tylko chwile, zaledwie minutę ale dla zgromadzonych była to wieczność.

- Jeżeli tak chcesz uczynić, to i niech tak będzie. Nie nam cię oceniać mój królu, miejmy nadzieje, że gdy jedno z rodzeństwa zginie przepowiednia się nie wypełni. - Głos kapłana był niezwykle spokojny, można było w nim usłyszeć nutkę zadowolenia. Uśmiechnoł się - Skoro to co miało być powiedziane, powiedziane zostało moi bracia odeskortują wasze wysokości na dół. Wracajcie do swych królestw.

Żaden z króli już się nie odezwał, wzieli na ręce maleństwa i w ciszy opuścili mury lewitującego klasztoru. Gdy władcy rozeszli się i wyruszyli w drogę powrotną do swych światów w klasztorze  rozgorzało poruszenie.
Najwyższy kapłan wezwał do swojej komnaty znajdującej się na szczycie nawyższej wieży czterech ludzi, Na jego twarzy pokazało się ogromne wzburzenie i złość.

- Wezwałem was tu, żebyście zapobiegli katastrofie! Choćby nawet za cene własnego istnienia nie wolno wam pozwolić Tenariusowi przekroczyć granic międzyświata z tym bękartem.

- Co mamy robić? - zapytał jeden z czterech.

- Nie możemy rozlać krwi dziecka na ziemi niczyjej, nie możemy również przekroczyć jej granic. Dlatego przynieście je z powrotem.

- A co z królem Arinkronu?

- Zabić! Ten głupiec zapłaci za nieposłuszeństwo wobec mojego majestatu!!!

- Niech będzie jak rozkarzesz!!! - czwórka wyruszyła.

Gdy ludzie rozeszli się, Delectorum poszedł krętymi korytarzami w miejsce do którego tylko on miał dostęp, doszedł do końca ciemnego tunelu i stanoł przed wielką zamkniętą bramą.
Dotknoł jej zaplombowanego zamka i w zadumie z nienawiścią w spojrzeniu powiedział do siebie.

- Nawet nie myśl, że znowu ci na to pozwole. . .


          I o to koniec rozdziału 1, przebrnołeś do tej pory, gratuluje /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png ! Napisz komentarz czy ci się podobało, jeżeli nie to też napisz. Jeżeli jakaś postać wywarła na tobie wrażenie, umieść o niej kilka słów w komentarzu. Drugi rozdział powinien być gotowy do 16 lutego!


                                                    Dziękuje za odwiedziny!

Ostatnio zmieniony przez Likoris (23-01-2015 o 02h33)


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63505.jpg

Offline

#2 10-01-2015 o 11h30

Miss'wtajemniczona
rozali10
ヾ(o◕ω ◕)ノ
Miejsce: Neverland
Wiadomości: 2 050

Przyznaję że bardzo mi się podobało i wciągnęło, czekam na rozdział 1 /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png


☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Offline

#3 19-01-2015 o 15h40

Miss'nałogowa
Likoris
HWAITING MINEŁO!!!
Miejsce: Byle były żelki!!!
Wiadomości: 2 754

Nie jest to zgodnie z zapowiedzią ale skończyłam dość rozległy rozdział 1, na tą chwile umieściłam tylko połowe z braku czasu  /modules/forum/img/smilies/bimbo/goutte.gif
Ale piszcie tu czy choć troche wam się podoba.
Wciągu najbliższych dni postaram się umieścić tu 2 połowe rozdziału pierwszego  /modules/forum/img/smilies/bimbo/gros-sourire.gif


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63505.jpg

Offline

#4 20-01-2015 o 19h57

Miss'gadułka
Sszyszka
...
Miejsce: Okolice Jeleniej Góry
Wiadomości: 3 443

Zostałam zaproszona i proszę~-spodobało mi się /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png Moją miłość zdobyłaś opisami, oh jak ja lubię opisy. Już podczas prologu wiedziałam, że to będzie coś co zdobędzie moje serce. Tak więc czekam na więcej :3


|Ask|Blog|Instagram|

WRÓCIŁAM~~

https://45.media.tumblr.com/5e1ed6549c0d6ceeb4a08a5434504f7b/tumblr_nxw2qxPJIa1up7gxfo5_400.gifhttps://45.media.tumblr.com/57397f448f8e7f4e15ba1dba6d386309/tumblr_nxw2qxPJIa1up7gxfo1_400.gif

Offline

#5 23-01-2015 o 02h38

Miss'nałogowa
Likoris
HWAITING MINEŁO!!!
Miejsce: Byle były żelki!!!
Wiadomości: 2 754

Tadam, cały 1 rozdział  /modules/forum/img/smilies/bimbo/gros-sourire.gif


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63505.jpg

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1