Link do zewnętrznego obrazka
Spokojnie, jestem przy tobie.
To jedno zdanie, brzęcząc delikatnie odbijało się od ścian czaszki Lucy. Słowa te, nie wiadomo gdzie biorące swoje źródło, przebijały się przez mentalne mury śliwkowowłosej i zapadały na dnie jej świadomości.
Chłodna dłoń, trzymająca świadomość Lucy na swoim miejscu, zacisnęła się mocniej. Tak jakby na prawdę nie chciała pozwolić jej na odpłynięcie i rozmycie się w ciemności.
Po chwili, do świadomości dziewczyny dotarło także to, że jest głaskana. Po ramieniu, po włosach... Ten delikatny dotyk dawał jej siłę. Chłodne palce, na powierzchni jej "ciała" wyzwalały ciepło - ciepło, które dawało siłę, powoli przepływało przez jej organizm. Przeszywało ją na wylot. Trafiło nawet do organu, który normalnie każdy ma i słyszy, a który u Lucy, od kiedy tylko zmarła, zamilkł jak zaklęty. Serce - zawsze przypominające swoim miarowym biciem o tym, że żyjemy, a które do tej pory u czarnookiej dziewczyny uparcie milczało, nagle zadrżało i uderzyło jeden pojedynczy raz. Potem następny. I jeszcze jeden. A chwilę później, biło już miarowo. Jak u żywej istoty.
Lucy zamrugała oczami. Kolejne łzy wyciekły jej z oczu. Znalazła w sobie wystarczająco dużo siły, by się unieść, usiąść i objąć niczego nie spodziewającą się Amandę. Roniąc łzy wyszeptała jedynie ciche - Dziękuję
Nie wiedziała co się właśnie stało. Nie rozumiała tego wszystkiego co się działo. Wiedziała tylko, że b y ł a
- miała kształt, nie rozmyła się i nie zniknęła. I to wszystko dzięki kucającemu w jej objęciach, czarnowłosemu stworzonku. Wiedziała, że jej dziękuje nawet nie umywa się do tego, co dziewczyna dla niej zrobiła. Niezależnie od tego, co to było, ani ile ją to kosztowało. I Lucy była pewna, że prawdopodobnie nigdy nie będzie jej się w stanie odwdzięczyć.

