Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1

#1 11-01-2015 o 17h18

Miss'Fuzja
Iremi
Pojawiam się i znikam~
Miejsce: #teamFriś
Wiadomości: 6 802

Jest to tylko rozdział pierwszy tej historii (obecnie NAPISANE są dwa, reszta historii na razie jeszcze w głowie) i on dopiero wprowadza nas w wydarzenia, poznajemy skrawek przeszłości bohaterów... Ale tylko skrawek. Chciałabym najpierw przeczytać opinie innych i dopiero wtedy wziąć się za resztę (skończenie tej historii i innej, dużo bardziej złożonej i skomplikowanej). Sądzę, że jestem dość młoda (nawet bardzo - 14 lat) i mój styl nie jest zbyt kunsztowny i ambitny, ale to są moje początki :) Mam też tendencję do stawiania zbyt dużej ilości przecinków i co chwilę się hamuję :) Sama historia później rozwinie się bardziej w "przygodowe", ale nie wiem, czy nie będę musiała trochę cenzurować niektórych scen (planowałam dużo brutalności, a w miniregulaminie napisano, że jest to zakazane). Na szczęście jest to odległa przyszłość. No to zaczynam:

1. Decyzja

Te słowa na zawsze odmieniły ich życie. Odcisnęły swe piętno. Moment  wypowiedzenia tych kilku niepozornych słów miał uczynić ich zupełnie innymi ludźmi - połączyć ich niezwykle silną więzią. Choć prawdopodobnie jeszcze większe znaczenie miało podjęcie kilku drobnych decyzji, które pociągnęły lawinę zdarzeń. Jednak pewne jest, że to od tych słów zaczyna się ta niezwykła historia dwojga zwyczajnych nastolatków. Albo może zwykła historia niezwykłych nastolatków...?

-Pomóż mi... Proszę...

Wojtek był w szoku. Przed chwilą widział jak klasowy geniusz - dziewczyna lepsza od innych w prawie każdej dziedzinie, podchodzi do wuefisty na zajęciach dodatkowych i zwalnia się z dalszej ich części. Jak zwykle radosna, roześmiana idzie w kierunku drzwi. W momencie, w którym go mija, zatrzymuje się na chwilę i spogląda na niego, a w jej oczach odbija się rozpacz. Wtedy Wojtek ledwo usłyszał jej słowa...

Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi. Znali się od tak dawna, że nawet nie pamiętał kiedy spotkali się po raz pierwszy. Mieszkali niedaleko siebie, więc jako dzieci często razem się bawili. Nawet jej rodzice zaprzyjaźnili się z mamą Wojtka. Jeszcze w podstawówce spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Teraz również rozmawiali, ale w szkole mieli wielu innych znajomych i ich przyjaźń gdzieś zaginęła.

Stał tak przez parę chwil i jeszcze raz to sobie odtwarzał.  Droga, spojrzenie, słowa... I jeszcze raz... Droga, spojrzenie, rozpacz, słowa... Otrząsnął się i patrzył jak się oddala. Maryśka była już za drzwiami. Nagle zerwał się z miejsca. 

Dlaczego za nią pobiegł? Wtedy zdążył dostrzec tylko zdziwione spojrzenia kolegów, ale już nie słyszał ich słów. Po krótkiej chwili był na korytarzu. Rozejrzał się  i uznał, że ona na pewno jest tam. Dopiero, gdy stanął przed drzwiami szatni dziewczyn zastanowił się co robi... A jeśli mu się przywidziało? A jeśli najzwyczajniej w świecie przebiera się i uzna go za zboka podglądającego koleżanki? Zastanawiał się tak dość długo, gdy wtem wreszcie podjął decyzję.

Otworzył drzwi. Delikatnie je uchylił i zajrzał do środka. Wszędzie porozrzucane ciuchy. Uznał, że nawet u chłopaków jest większy porządek, choć zdecydowanie gorzej pachnie...  W pierwszej chwili nawet jej nie zauważył. Wszedł dalej - siedziała skulona w kącie. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Chyba go usłyszała, ponieważ powoli uniosła głowę. Niby właśnie tego się spodziewał, ale i tak był w szoku...

Z zapuchniętych, zaczerwienionych oczu wyzierała pustka. Do tego czerwony nos i grymas na twarzy...

Zauważyła go i wybuchła gwałtownym płaczem. Spróbował ją przytulić, ale się odsunęła... Czuł się tak nieswojo...

Siedział obok niej. Tak po prostu. Cały ten czas milczał. Słyszał tylko jej ciche łkanie. Nie wiedział, ile czasu już minęło, ale cały czas był na wyciągnięcie jej drobnej ręki. Postanowił nie pytać, nie naciskać. Jeśli zechce to sama powie... Nie pamiętał kiedy ostatnio widział ją płaczącą.

Mijały kolejne minuty...

Na pewno wuefista zauważył już jego nieobecność... Będzie miał kłopoty. Znów zaczął się zastanawiać nad sensem swego czynu. Bez słowa wybiegł w trakcie zajęć, a teraz siedział sam z zapłakaną dziewczyną w żeńskiej szatni i nawet nie próbował jej pocieszyć. Bo i jak, skoro nie wiedział dlaczego jest smutna? Przecież nie ma z niczym problemów, same dobre stopnie, rodzina normalna... Jeszcze dzisiaj widział się z jej mamą i zamienili kilka uprzejmych zdań. Jej rodzice zawsze byli do niego przyjaźnie nastawieni i był mile widzianym gościem w ich domu. 

Już miał wyjść, ale ją usłyszał. Mówiła jeszcze ciszej niż ostatnio.

-Ty... Dlaczego jeszcze tu jesteś...? - zapytała zachrypłym od płaczu głosem.

Dobre pytanie... Jak miał jej to wytłumaczyć, skoro sam tego nie wiedział Zamyślił się... Dlaczego w ogóle tu przyszedł? Już wiedział... Przecież wiedział to od samego początku!

-Bo... Bo poprosiłaś, żebym ci pomógł...

Spojrzenie jakim go obdarzyła było pełne niedowierzania i nieufności... Dopiero teraz zauważył, jaki ma kolor oczu. Znał ją od tylu lat i nawet tego nie wiedział! Dziwne połączenie złota z brązem. Piękne połączenie... Jeszcze nigdy takich nie widział.

-Coś się stało? - zapytał i zaraz zbeształ się w myślach za banalność tego pytania. Jasne, że tak, idioto!

Był pewny, że nie odpowie i już miał dodać coś jeszcze, gdy Maryśka zaczęła mówić.

-Ja... Dowiedziałam się od rodziców, że... - spojrzała na niego. Wyglądała, jakby powoli budziła się z amoku. -  Że ja... Ja nie zawsze byłam jedynaczką. Miałam dużo starszego brata. Był niezwykle utalentowany, popularny, przyjacielski... Aż któregoś razu na zajęciach dodatkowych... On... Mój brat... Zaatakował nożem nauczyciela i trójkę pozostałych uczniów... Najlepszego przyjaciela pchnął ostrzem w brzuch... Chłopak cudem przeżył... Gdy policjanci przyjechali na miejsce, zobaczyli, że wszystkie ofiary są nieprzytomne, ale tylko jego przyjaciel odniósł poważne rany. Reszta była ogłuszona i leżała tylko z lekkimi cięciami na skórze.

Przez chwile znowu nie mogła wykrztusić z siebie słów. Wreszcie otarła łzy i kontynuowała opowieść. Chłopak słuchał jej oniemiały. Myślał, że dobrze zna jej rodzinę... A okazało się, że nawet Maryśka nie mogła tego o niej powiedzieć.
 
-Za to mój brat... - wykrztusiła. - Mój brat! On... Leżał na podłodze z nożem wbitym w klatkę piersiową. Nie było wątpliwości, że popełnił samobójstwo... Zeznania ofiar były zgodne. Twierdzili, ze najpierw rzucił się na nauczyciela, obalając go, by później zrobić to samo z pozostałymi uczniami. Ci wszyscy stracili przytomność i nic więcej nie pamiętali. Jednak jego przyjaciel do końca był świadomy i opowiedział policji co się stało...   

Dziewczyna już się trochę uspokoiła. Spojrzała na Wojtka i uśmiechnęła się smutno. Później jej wzrok stał się nieobecny. Patrzyła niewidzącymi oczyma przed siebie, a myśli krążyły w jej głowie niczym zbyt szybko zmieniające się slajdy.   

-Zaraz po tym incydencie moja rodzina przeprowadziła się tutaj.... Nie zabrali żadnych zdjęć, fotografii, czy rzeczy, które wcześniej należały do niego... Postanowili nic mi nie mówić, dopóki nie będę wystarczająco "dojrzała emocjonalnie"... - znów spojrzała na Wojtka, a jej oczach ponownie zalśniły łzy. Zaśmiała się gorzko. - Czy to cokolwiek zmienia? Czy "dojrzałość emocjonalna" mi teraz pomoże? A najgorsze jest to... Że... Że rodzice na koniec powiedzieli, że bardzo go przypominam... Jestem do niego podobna nie tylko z wyglądu... ale i z charakteru. Zresztą... Po co ci to mówię? Ja... Proszę, wybacz...

Wojtek spojrzał na nią... Serce mu się krajało, ale nie wiedział co powiedzieć... Przecież i tak dużo zrobił. Wysłuchał jej słów, chociaż nie wiedział co zrobić z uzyskaną wiedzą... Tyle czasu tu spędził. Będzie miał duże kłopoty. Musiał już iść!

-To ja już będę leciał... Pewnie mnie szukają...

Zostawił ją tam. Gdy się obejrzał ujrzał ją zapłakaną, klęczącą w kącie szatni. Jej spojrzenie się zmieniło. Było pełne wyrzutu... Dla niego? Dla siebie? Nie wiedział... Nie mógł tego wiedzieć...

Jakoś się wytłumaczył. Mdłości, te sprawy... W nocy myślał, jak on zareagowałby gdyby rodzice wyjawili mu taki sekret. Co by zrobił, gdyby dowiedział się, ze ukrywali przed nim coś tak ważnego?! Nie mógł spać. Myślał czy Maryś pójdzie do szkoły. Uznał, że tak. W końcu przyszła dzień po odkryciu prawdy. Był ciekawy, czy miał rację.

Następnego ranka Maryśka przyszła do szkoły uśmiechnięta i pogodna jak zawsze. Tylko ewidentnie go unikała...

Wojtek ciągle miał przed oczami obraz tej płaczącej dziewczyny, którą zostawił... Czy dobrze postąpił? A co mógł zrobić? Jeszcze raz wszystko przemyślał... Droga, spojrzenie, rozpacz, słowa... Pościg, opowieść... Decyzja, spojrzenie, rozpacz...Rozpacz, zawód... Brąz i złoto... Echh... Co on zrobił? Pościg, niezręczna cisza, słowa, dużo słów... Decyzja, decyzja... Czy popełnił błąd? Dlaczego za nią pobiegł? Spojrzenie...

-Wojtek! Co się z tobą dzieje?! - głos plastyczki wyrwał go z zamyślenia. Znowu to samo... - Pytałam się ciebie już dwa razy jakie dwa kolory wybierzesz do swojej pracy!

-Brąz i złoto - odparł bez zastanowienia.

Widok płaczącej w kącie dziewczyny...





EDIT: następne rozdziały:




2. Fortel


Przygotowania do tego dnia kosztowały Wojtka dużo czasu i jeszcze więcej nadszarpanych nerwów. Do ostatniej chwili nie wiedział czy jego plan się powiedzie.Tyle rzeczy mogło pójść nie tak! Czekał w ławce aż nauczycielka ogłosi wcześniej zapowiadaną pracę w dwuosobowych grupach... Kiedy ona wreszcie to powie? Może zapomniała, albo przełożyła termin? Gwahh... Niepotrzebnie się ośmieszył... Pewnie Aga rozpowie wszystkim dziewczynom, że Wojtek podkochuje się w Maryśce. W końcu cała ta sytuacja na to wskazywała. A przecież chodziło mu o coś zgoła odmiennego!

-Jak już wcześniej wspominałam dzisiaj zaczniecie pracę grupową - głos plastyczki wyrwał go z zamyślenia. Wojtek poderwał głowę zaskoczony i gwałtownie się wyprostował. Chłopacy, którzy za nim siedzieli, spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Jeden z nich prychnął, a drugi zaśmiał się otwarcie, czym zwrócił uwagę nauczycielki.

- Przemek! Czy ja ci przeszkadzam?!

-Nie... - nie wytrzymał i prychnął śmiechem. Nauczycielka zmroziła go spojrzeniem, dlatego natychmiast umilkł i spoważniał. - Przepraszam, niech pani kontynuuje...

-Na czym to ja skończyłam...Właśnie! Każda para w ławce będzie robić to zadanie razem. Zaczniecie dzisiaj na następnej lekcji, a za tydzień przyniesiecie mi ukończone prace. Jako, że nie ma czterech osób podzielę ich sama. Taka sama ilość osób dzisiaj nie ma pary. Wojtek! Maryśka! Siedzicie niedaleko siebie, więc będziecie pracować razem. To samo z Patrycją i Magdą. A co by tu zrobić z tą czwórką nieobecnych...

-Proszę pani, mam prośbę... - Wojtek zgłosił się ku zdziwieniu wszystkich. - Zdaje się, że Agnieszka i Kacper nie przepadają za sobą... Czy mogłaby pani ich nie łączyć?

-Zatem będzie to wspaniała okazja by ich pogodzić! Zawsze bardzo zależy mi na zgraniu w mojej klasie. Tak więc Kacper z Agnieszką będą razem pracować. Pozostała dwójka, czyli Marcin i Tomek również staną przed tym zadaniem we dwóch.

Zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec godziny wychowawczej. Wszyscy poczekali, aż nauczycielka gestem przyzwoli im pójść na przerwę. Gdy tylko wyszli na korytarz, Wojtek uśmiechnął się do siebie. Co prawda wszyscy nienawidzili pani Guzowskiej, a ich klasa miała z nią nie tylko plastykę, ale i godzinę wychowawczą, ale Wojtek uważał, że ta kobieta jest bardzo przewidywalna , co łatwo wykorzystać. 

-Ej, stary! - Przemek podszedł do niego i szturchnął go w ramie.- Porąbało cię?
 
-W sensie, że o co ci chodzi? - Wojtek wiedział, że tak będzie, ale musiał wypełnić umowę. Teraz wszyscy będą patrzeć na niego jak na idiotę...

-Najpierw zerwałeś się w środku lekcji, a ta jędza chciała mnie udupić! Widziałeś jak na mnie patrzyła? A potem nagle chciałeś żeby Kacper nie musiał być w parze z Agą. Powinieneś wiedzieć, że ona zawsze odmawia, a nie jak debil się pytać...

-Ty naprawdę jesteś zupełnie nieskomplikowany... Czasami trzeba przewidzieć kilka następnych ruchów przeciwnika, zanim samemu zrobi się ten pierwszy.

-O czym ty gadasz? - Przemek ponownie spojrzał na Wojtka jak na idiotę. - Bez różnicy. Ty będziesz z Maryśką... Masz trochę fartu, pewnie odwali za ciebie całą robotę.

-Naprawdę myślisz, że pozwoliłbym komuś zrobić wszystko nie po mojej myśli? Zresztą nieważne - urwał, ponieważ znowu wyszedłby w jego oczach na kompletnego durnia. Dlaczego ten facet o niczym nie myśli? 

Wojtek usiadł pod ścianą. Spod półprzymkniętych powiek obserwował Maryśkę. Długie, kręcone włosy o brązowym kolorze okalały jej lekko pociągłą twarz. Miała wysokie kości policzkowe, długi nos i duże oczy o niezwykłym kolorze.  Większość chłopaków uważała, że jest najładniejszą dziewczyną w klasie, albo nawet szkole.

Śmiała się. Ale uśmiech nie dosięgał jej oczu. Jakim cudem jej koleżanki niczego nie zauważyły? Czy nikt nie widzi, że coś ją trapi? Jej gesty, słowa... Wszystko było inne niż zwykle. Pamiętał ją jeszcze w przedszkolu. Wtedy śmiała się jak teraz, ale w jej oczach błyskały iskierki. Obecnie jej oczy były pełne zwątpienia...

Dzwonek. Guzowska jak zwykle zdążyła dojść do drzwi zanim wybrzmiał do końca. Kiedy uczniowie pozostałych klas dopiero zaczynali się podnosić, oni już wchodzili do sali. Tak było zawsze - za każdym razem ta sama sytuacja, która wszystkich bawiła. 

Wojtek postanowił, że przejdzie do ławki Maryśki, ale gdy wszedł do klasy ona już siedziała na miejscu nieobecnego dziś Kacpra. Powoli podszedł do ławki i usiadł naprzeciwko niej. Nie spojrzała na niego. Zadziwiające, jak uparta i zawzięta potrafiła być. On również postanowił nie odpuszczać i jak gdyby nigdy nic zaczął mówić. 

-Cześć Maryś! Co za ironia... Kiedyś zawsze robiliśmy prace razem, a teraz przez przypadek będzie jak za dawnych czasów! - dziewczyna ciągle unikała jego spojrzenia, ale postanowił brnąć dalej. Modlił się, żeby go nie zignorowała. - Kiedy to ostatnio pracowaliśmy w dwójkę?

-Nie wiem... - mówiła cichutko, jakby nie chciała, żeby Wojtek ją usłyszał. Była speszona, ale powoli wracała do normalności. Po chwili namysłu leciutko się uśmiechnęła, ale był to szczery uśmiech, jakiego dawno u niej nie widział - Zapewne jeszcze w podstawówce.

-Taak... - spojrzał przenikliwie na jej delikatnie rozpromienioną twarz - Trochę dziwnie mi to mówić... Ale chyba za tym tęskniłem.

Maryśka patrzyła teraz na niego jak na chodzącą zagadkę... Jakby zastanawiała się nad ukrytym sensem tych słów. Wojtek pomyślał, że jest chyba jedyną osobą w tej klasie, która by to wychwyciła. Prawdopodobnie nikt z pozostałych nie zorientowałby się, że niekoniecznie chodzi o tęsknotę do wspólnej pracy, tylko do ogólnego kontaktu, jej szczerego uśmiechu... Sam Wojtek nie był pewien jak można by to wytłumaczyć... Nie wiedział, czy było to w ogóle możliwe do wychwycenia, jednak jej jakoś się udało.

Patrzyli na siebie. Próbowali wzajemnie odczytać swoje emocje i myśli. Traktowali swoje twarze niczym książki napisane w słabo znanym języku, przez który trzeba się niebywale natrudzić by zrozumieć sens tekstu i jego znaczenie. Chociaż oboje wiedzieli, co naprawdę miał na myśli, żadne nic nie powiedziało. Maryśka w dziwny sposób cieszyła się z zaistniałej sytuacji.

Zaczęli pracę. Zadaniem były wzajemne portrety, ograniczające się do samej twarzy. Nie przeszkadzało im to, ponieważ Maryśka ogólnie miała talent artystyczny (jak zresztą do większości pozostałych dziedzin nauki, sportu i sztuki, czym budziła ogólną zazdrość), a Wojtek często hobbistycznie rysował właśnie portrety, do czego nie przyznał się dotąd żadnemu z kolegów. Reszta prac, takich jak pejzaże czy martwa natura, nie wychodziła mu tak dobrze. Dodatkowo dzięki tematyce mogli bez skrępowania przyglądać się swoim twarzom, co było największą zaletą tego tematu.

Maryśka spojrzała przeciągle na siedzącego naprzeciw niej chłopaka. Przez ostatnie lata bardzo się zmienił, ale ciągle miał te same, piękne oczy, które pamiętała z dzieciństwa. Od tamtego czasu jego  włosy ściemniały z ciemnego blondu do brązu, choć w dużym słońcu jeszcze widać było ich złotawy odcień.  Wojtek już zaczął pracę i spoglądał na nią przelotnie spod długich rzęs, które w podstawówce bardzo go irytowały - do tego stopnia, że przycinał je nożyczkami. Uśmiechnęła się na te wspomnienia i zaczęła szkicować. Delikatnie muskała kartkę miękkim ołówkiem myśląc o czasach, gdy nazywała go przyjacielem.

Rysowali, prawie nie odrywając od siebie oczu. W ich spojrzeniach było coś magicznego, a umysły pracowały na najwyższych obrotach. Nie liczyło się zupełnie nic, tylko tu i teraz. Ich wzrok ograniczał się do osoby siedzącej naprzeciw, bloku i ołówka.

I tak trwali w milczeniu przez cały ten czas, jednak było to milczenie pełne słów.
Zupełnie zatracili się w czasie i przestrzeni. Dla nich wszechświat zmniejszył się do obrębu ławki, przy której siedzieli. Ile to już trwało? Minutę, pięć minut, może godzinę? Nie wiedzieli. Nie zastanawiali się nad tym. Czas się nie liczył. Według większości takie prace byłyby już prawie skończone, ale oni ciągle znajdowali w twarzy partnera coś, co wymagało uwiecznienia.

Nie słyszeli. Nie widzieli. Nie czuli.

Po co mieliby stąd wstawać, żeby skończyć w domu, skoro teraz wszystko jest takie idealne? Ta harmonia odciążyła ich od zbędnych myśli i wprawiła w swego rodzaju błogostan. Każde delikatne muśnięcie ołówkiem o fakturę kartki pogłębiało to wrażenie.

Niezliczona ilość niewypowiedzianych słów. Cisza.

-CO TO ZA ZACHOWANIE? Jak śmiecie mnie ignorować?! Wasza dwójka! Idziecie ze mną do dyrektora! JUŻ! - krzyk pani Guzowskiej sprawił, że się ocknęli i rozejrzeli po klasie.

Wszystkie miejsca były już puste. Zauważyli, że ich koledzy ciągle stoją pod klasą i obserwują ze śmiechem jak wychowawczyni robi im awanturę. Powoli podnieśli się z miejsc spakowali w milczeniu. Ktoś mógłby pomyśleć, że się boją i nie odzywają ze strachu przed ewentualnymi konsekwencjami, jednak ta dwójka po prostu nie widziała sensu w rozmowie. Postanowili poczekać z tym do spotkania z dyrektorem.

Szli szybkim tempem za nauczycielką widząc przed sobą tylko jej kasztanowe włosy. Pani Guzowska stukała głośno obcasami na śliskiej posadzce. Stuk, stuk, stuk. Ich wychowawczyni była młoda i na swój osobliwy sposób ładna, czego wiele osób nie dostrzegało przez jej charakter. 

Szli równym tempem. Jeszcze dwa korytarze. Stuk, stuk, stuk. Ostatni korytarz był prawie zawsze pusty i wszystkie dźwięki stawały się kilkakrotnie głośniejsze. STUK, STUK, STUK. A może tylko tak im się zdawało? Drzwi. Podchodzą. PUK, PUK, PUK. Zaraz tam wejdą. Już za momencik.

Drzwi się otworzyły i stanął w nich wyraźnie poirytowany dyrektor. Wojtek zaczął się jednocześnie lekko denerwować i trochę go to rozbawiło. Zły dyrektor równa się kłopotom. Z drugiej zaś strony nie zrobili nic złego, wręcz przeciwnie: wzięli powierzone im zadane bardzo na poważnie. Chyba aż za bardzo. Dyrektor zwrócił się do nich.

-Poczekajcie chwilę na korytarzu, a ja zamienię kilka słów z panią Guzowską - jego głos był głośny i niski, miało się wrażenie że wręcz przenikał do kości - zaraz was zawołam i wyjaśnimy tę sprawę, ale najpierw dowiem się od waszej wychowawczyni co się stało, że przyprowadziła do mnie dwoje najzdolniejszych uczniów z jej klasy.

Drzwi się zatrzasnęły a oni znowu zostali sami. Spojrzeli po sobie i roześmiali się w głos. Kto by pomyślał, że akurat oni zostaną wezwani do dyrekcji za jakieś przewinienie. W momencie, w którym przestali się śmiać na chwilę zapadła niezręczna cisza. Maryśka spojrzała na blok Wojtka.

-Mogę zobaczyć? - zapytała wskazując w tamtym kierunku.

-Pod warunkiem, że ja też będę mógł zobaczyć twoją pracę już teraz - uśmiechnął się i gdy ona kiwnęła głową podał jej blok.

Maryśka patrzyła w rysunek swojej twarzy jak zaczarowana. Udało mu się uchwycić w jej oczach coś, co uważała za swoją tajemnicę. Czuła się obnażona, bezbronna, ale jednocześnie szczęśliwa. Zrozumiała, że w jego oczach jest kimś więcej niż dobrą uczennicą i lojalną koleżanką. Ta myśl ją zaniepokoiła, ponieważ sama nie była pewna swoich uczuć. Czy mogła znowu nazywać go swoim przyjacielem, jak to robiła jako dziecko?

Równocześnie Wojtek nie mógł uwierzyć, że patrzy na swoją podobiznę. Tak długo udawał, że jest taki sam jak jego znajomi, że zapomniał, jaki jest naprawdę. Może oni wszyscy czują to samo, tylko boja się tego przyznać? Na tak długi okres zatracił prawdziwego siebie... Ale przy niej ożył na nowo. Patrząc na ten rysunek nie mógł w to uwierzyć. Zawsze wolał siebie w tej dawnej wersji - człowieka, który ukrywał prawdziwe znaczenie swych myśli, tego, który wszędzie zostawiał zagadki, lekko się przy tym uśmiechając. Czy przy niej znowu tak wyglądał? Sądził, że powrót był niemożliwy...

Spojrzeli na siebie. Ich oczy były pełne niemego podziękowania. Bali się odezwać, żeby ta chwila nie prysła nagle niczym bańka mydlana. Woleli wejść do gabinetu dyrektora razem z tą magią, która ponownie się wytworzyła. To już nie było krępujące milczenie w szatni, tylko błoga cisza kojąca zmysły wraz z bliskością... przyjaciela. 

Drzwi się otworzyły i stanął w nich spokojniejszy już dyrektor. Pani Guzowska przeszła obok niego i po oficjalnym pożegnaniu oddaliła się nawet nie patrząc na Maryśkę i Wojtka. Dyrektor zwrócił się do nich i powiedział, żeby weszli do środka.

-Przepraszam, że musieliście czekać na korytarzu, ale chciałem najpierw omówić tę sprawę z panią Guzowską. Już wiem co się stało i nie musicie się martwić - nie spotkają was za to żadne nieprzyjemności.

Maryśka i Wojtek spojrzeli po sobie. Skoro sprawa jest wyjaśniona, dlaczego jeszcze tu stoją? Czekali, aż dyrektor powie coś jeszcze. Przez chwilkę stał i przyglądał się im w milczeniu, a po chwili zaczął ponownie mówić.

-Jednak proszę nie ignorować, nawet przypadkiem, pani Guzowskiej. Jest to coś, czego nienawidzi najbardziej - zmierzył ich wzrokiem. - Jesteście nie tylko uzdolnieni, ale także można na was polegać, dlatego mam nadzieję, że takie zachowanie już nigdy się nie powtórzy... Zrozumiano?

Potwierdzili i Wojtek już miał się zapytać, czy będą mogli wyjść, ponieważ dzwonek już dawno ogłosił początek lekcji, gdy dyrektor spojrzał na ich bloki.

-Czy mógłbym zobaczyć nad czym byliście tak pochłonięci, że nie zauważyliście końca lekcji?

-Ale... Nasze rysunki nie są jeszcze skończone... Mamy dokończyć je w domu - Maryśka nie chciała pokazywać żadnego z rysunków. Były dla nich zbyt osobiste.
 
Dyrektor spojrzał na tę dwójkę. Dziewczyna się zarumieniła, a chłopak lekko zmieszał. A przecież zawsze byli tacy przebojowi. Czyżby pierwsza miłość? Ach te młodzieńcze lata... Ta myśl go rozbawiła i postanowił  nie odpuszczać.

-Chyba nie rysowaliście żadnych aktów, co? - roześmiał się w głos.
Zaprzeczyli i niechętnie podali mu bloki. Otworzył je i zerknął z nad nich na Maryśkę i Wojtka. Uznał, że naprawdę mają talent, zwłaszcza chłopak. Mocno go to zaskoczyło, zważywszy na fakt, że to dziewczyna zdawała się być bardziej utalentowana artystycznie. Zastanowił się, dlaczego chłopak tyle czasu ukrywał swoje umiejętności, skoro teraz postanowił stworzyć tak piękne dzieło. Uśmiechnął się i znowu pomyślał o młodzieńczych miłostkach.

W ich pracach coś go uderzyło, coś czego nie potrafił pojąć, ani opisać. Pochwalił ich i oddał im rysunki, po czy pozwolił wyjść. Spóźnili się na ostatnią lekcję, jaką była historia, ale usprawiedliwili się rozmową z dyrektorem. 

Po lekcji stali się głównymi obiektami zainteresowania i byli o wszystko wypytywani. Zbywali znajomych zdawkowymi odpowiedziami i uśmiechami, nie mogąc się doczekać momentu, w którym zostaną sami. Mieszkali niedaleko siebie, dlatego wracali ze szkoły razem. Niestety, razem z nimi wracali także Magda, Marcin i Tomek. Dom ostatniego znajdował się blisko szkoły, ale pozostała dwójka szła z nimi bardzo długo.

Gdy wreszcie zostali sami, umówili się, że dokończą rysunki u Wojtka. W domu Maryśki, odkąd rodzice powiedzieli jej prawdę, panowała trochę dziwna atmosfera. Wojtek powiedział jej, że jego mama dziś jest w domu, więc pewnie przygotowała jakiś obiad i na pewno bardzo ucieszyłaby się, gdyby Maryśka zjadła z nimi.

Mama Wojtka była stosunkowo młoda - urodziła go, gdy miała niecałe 20 lat, jednak utrzymywała bardzo dobre relacje ze sporo starszymi rodzicami Maryśki. Wojtek uważał ją za trochę dziwną kobietę... W ogóle jego sytuacja rodzinna była co najmniej dziwna.

Magdalena Walczak, bo tak się nazywała, była osobą drobnej postury. Miała krótkie blond włosy i szare oczy, które odziedziczył jej syn. W młodości trenowała sztuki walki, a obecnie była prezesem w dużej firmie farmaceutycznej i często nie było jej w domu. Była wyjątkowo ładna, a z wiekiem jej uroda nie przemijała. 

Wojtek zawsze uważał ja za osobę żywiołową i energiczną, a czasem wręcz wybuchową. Od bardzo wczesnego dzieciństwa kazała Wojtkowi ćwiczyć sztuki walki oraz ogólną siłę, wytrzymałość, gibkość i szybkość. Nawet zainstalowała w siłowni kamerę, żeby móc sprawdzać, czy jej syn nie zaniedbuje sporządzonego przez nią planu ćwiczeń. Morderczego planu.

Pani Walczak rzadko przebywała długo w domu, a gdy przychodzili koledzy Wojtka od razu się ulatniała, rzucając na odchodne jakiś złośliwy żarcik. Najbardziej ze wszystkich jego znajomych lubiła Maryśkę, którą traktowała prawie jak córkę. Prawie, bo nie zmuszała jej do morderczych treningów (choć jej to proponowała).

Wojtek zastał panią Walczak rozmawiającą przez telefon w jej biurze. Siedziała na bocznym oparciu fotela zamaszyście machając nogami. Właśnie śmiała się z czegoś, co powiedział jej rozmówca. Gdy zobaczyła Wojtka skończyła rozmowę i, zeskakując z fotela, podbiegła do syna.

-Cześć Wojtek! Jadę do centrum handlowego, chcesz ze mną pojechać? - Wojtek jak zwykle był w szoku szybkością zadawania przez nią pytań. 

-Emm... Nie? Umówiłem się z Maryśką, że dokończymy dzisiaj prace z plastyki u nas w domu. Możemy? - chłopak znał odpowiedź, ale zawsze pytał, tak samo jak jego matka. Pytania w tym domu były swego rodzaju formą przekazywania informacji, ponieważ prawie zawsze wiedzieli, jak będzie brzmiała odpowiedź.

-Oczywiście, że możecie. Obiad jest gotowy, tylko do odgrzania, zjedzcie zanim zaczniecie. A, właśnie! Może Maryśka zostanie na kolację, bo dzisiaj wieczorem przyjeżdża twój tata. Przed chwila z nim rozmawiałam - pani Walczak promieniowała radością, jednak w duszy obawiała się o reakcję syna, który jeszcze nie był w stanie zrozumieć tej całej porąbanej sytuacji rodzinnej. Zrozumiałby tylko, gdyby mu o wszystkim powiedzieli... A jeszcze nie czas na to.

-Zapytam się jej. To ja idę na górę. Możesz już jechać.

Uciekł przed jej spojrzeniem i pobiegł na górę. Magdalena Walczak westchnęła i zaczęła się zbierać. Chłopak teraz cierpi, ale gdy nadejdzie ten czas i będą musieli mu powiedzieć... Kto wie, co się stanie?






3. Ojciec 


Wojtek stał przy oknie i wpatrywał się w ulicę, na której o tej porze był duży ruch. Myślał o ojcu, o Maryśce, o sobie. Obserwował przechodniów z ponurymi minami i zastanawiał się, ilu z nich jest tak naprawdę szczęśliwych. Obcokrajowcy często nazywają nas marudnym narodem... A może po prostu jesteśmy od nich bardziej szczerzy?

Wreszcie dostrzegł osobę, której wypatrywał. Szła równym, energicznym krokiem i uśmiechała się do wszystkich przechodniów. Czyżby stwierdzenie, że najpiękniej śmieją się ci, którzy najbardziej cierpią, było prawdą? A może po prostu cieszyła się, że go zobaczy? Szybko odrzucił tę myśl, choć w głębi serca miał nadzieję, że właśnie taki był powód jej radości.
 
Po chwili przypomniał sobie, że Maryśka potrafiła udawać szczęśliwą w prawie każdej sytuacji. Była jedną z tych osób nieokazujących słabości. Z tego co wiedział, nie otworzyła się przed nikim innym oprócz niego, przez co czuł się dziwnie szczęśliwy. Znów szybko postanowił przestać o tym myśleć. To uczucie działało na niego jak narkotyk, a on zawsze wystrzegał się wszelkiego rodzaju używek. Przez ostatnie dni często nawiedzały go tego typu myśli, a on za każdym razem uparcie je odrzucał. Powodowały, że przez chwilę czuł dziwne ciepło i ucisk w żołądku... Na razie nie chciał tego zrozumieć, ponieważ miał na głowie inne sprawy... Matka powinna go uprzedzić! Przecież wiedziała, że ojciec źle wpływa na jego stan psychiczny.

Chłopak usłyszał dzwonek do drzwi i zbiegł szybko po schodach, żeby je otworzyć, przy okazji zeskakując z kilku ostatnich stopni. W drzwiach zobaczył Maryśkę, którą powitał uśmiechem i zaprosił do środka. Mieszkanie było urządzone nowocześnie i ze smakiem, jednak było w nim coś, co uderzało osoby odwiedzające rodzinę Wojtka. A przynajmniej panią Walczak i jej syna, ponieważ ojca chłopaka prawie nigdy nie było w domu - zjawiał się raz na kilka miesięcy i udawał dobrego tatusia. Większość z gości na początku nie była w stanie stwierdzić, co powoduje to dziwne uczucie. Dopiero po pewnym czasie to zauważali. Powodem była bezosobowość tego miejsca - żadnych zdjęć, notatników, czy pocztówek. Mieszkanie wyglądało na świeżo kupione, jakby rodzina jeszcze nie zdążyła się urządzić. 

Wojtek zdążył się już do tego przyzwyczaić, choć na początku nie mógł się z tym pogodzić, ponieważ nie zrozumiał, z jakiego powodu mama nie pozwala mu trzymać w domu rodzinnych fotografii, ani innych pamiątek. Jednak po pewnym czasie machnął na to ręką - w końcu przy innych wymysłach jego rodzicielki, to wydawało się być błahostką. 

Usiedli do stołu w przestronnej, jasnej kuchni. Maryśka rozejrzała się i pomyślała, że nic tu się nie zmieniło od jej ostatniej wizyty. Przyprawy były chaotycznie poukładane na półkach, a na blacie mebli leżały kosze z owocami i warzywami. Jasne światło dzienne wpadało do pomieszczenia przez delikatną, białą firankę z subtelnymi wzorami. Maryśka lubiła przebywać w kuchni tego mieszkania, ponieważ tu czuła bardziej rodzinną atmosferę, niż w innych pomieszczeniach.

Pani Walczak przygotowała ryż z sosem słodko-kwaśnym, który Wojtek bezceremonialnie odgrzał w mikrofalówce. Chłopak do tej pory nie wierzył matce, że to ona przygotowuje te posiłki (podejrzewał, że po prostu je zamawia). Jednak rzadko miał okazję zjeść obiad "przygotowany" przez nią, więc lubił, kiedy zastawał go w domu. Był z niej nawet trochę dumny, ponieważ musiała włożyć w to choć trochę wysiłku - w końcu trzeba to jedzenie odebrać i za nie zapłacić! Maryśka uśmiechnęła się na wspomnienie jego dawnych wywodów na ten temat i zaczęła jeść ryż. Według niej te dania smakowały jak "domowe", co nieraz mówiła Wojtkowi, a on odpowiadał, że jest bardzo prawdopodobne, że jego matka poprosiła kogoś z firmy o sporadyczne gotowanie obiadów, bo pani Walczak nigdy nie chciała gotować, gdy chłopak był w domu.

Zjedli, przez cały czas milcząc i posyłając sobie nieśmiałe uśmiechy. Co chwilę spoglądali na siebie i nie myśleli o niczym. A przynajmniej starali się, bo co jakiś czas w ich głowach pojawiały się złośliwe duszki, pragnące zepsuć im tę chwilę błogiego spokoju, przypominając im o kilku sprawach. A dokładniej o dwóch - u dziewczyny ścisk żołądka i niepokój powodowała myśl "brat", a chłopakowi duszki przypominały: "ojciec". Wojtek szybciej zjadł swoją porcję, więc teraz przyglądał się Maryśce. Ta szybko pochłonęła resztkę ryżu z sosem i poszli do jego pokoju.
 
Jak dla każdego nastolatka pokój Wojtka był jego azylem. Ten co prawda różnił się od pokojów większości ich rówieśników - panował tam niezwykły ład i porządek, a kolory były stonowane i uspokajające. Obok łóżka leżała mata do medytacji, z której Wojtek rzadko korzystał, ponieważ drugą miał w swojej siłowni. Wnętrze było wyjątkowo estetyczne i przestronne, na ścianach nie znajdowały się żadne plakaty, a podłoga była wolna od wszelkiego rodzaju śmieci. Jedyne, co wzbudzało zachwyt i podziw kolegów Wojtka, to sprzęty elektroniczne znajdujące się w tym pokoju. Chłopak posiadał nowoczesny komputer z trzema wielkimi ekranami oraz kilkanaście drobniejszych urządzeń takich jak laptop, tablet czy smartphone. 

Mimo tych wszystkich udogodnień Wojtek raczej rzadko grał w gry komputerowe, co jego koledzy uznawali za niewybaczalne marnotrawstwo. Chłopak więcej czasu spędzał na ćwiczeniach indywidualnych i tych z matką, która była mistrzynią sztuk walki. Prawdopodobnie nikt z okolicznych bandziorów nie wygrałby z tą drobną kobietą. Pani Walczak nigdy nie karała syna za przewinienia biciem - po prostu potem, na treningu, dawała mu taki wycisk, że następnego dnia ledwo mógł zwlec się z łóżka. Na zajęciach z panią Walczak, chłopak nie mógł zwracać się do niej "mamo", tylko "mistrzu" czy innym tytułem, zależnie od sztuki, której akurat go uczyła.

Mało osób było w pokoju Wojtka, a i oni często czuli się w nim trochę nieswojo, co prawdopodobnie było spowodowane zbyt idealnym porządkiem, niespotykanym w pokojach większości nastolatków. Chłopak nie wyglądał na pedanta, wręcz przeciwnie - sądzili, że jest taki jak "większość" nastolatków - dlatego jego koledzy, po wejściu do tego pomieszczenia, doznawali uczucia obcości i odmienności Wojtka. Maryśka nigdy nie widziała w tym pokoju nic dziwnego i czuła się tu bardzo dobrze. Kolory, jakie tu zastosowano, koiły jej zmysły i przywracały harmonię.

Usiedli na perfekcyjnie zasłanym łóżku obok perfekcyjnie ułożonych poduszek w perfekcyjnie dobranych kolorach. Mimo wszystko Maryśka widziała w tym inwencję twórczą Wojtka. Ułożenie barw i kształtów za każdym razem było inne, było zależne od jego nastroju, co zrozumiała dawno, gdy jeszcze odwiedzała go prawie codziennie. 

-To co? Zaczynamy? - Wojtek uśmiechnął się do niej i wyjął blok.

Maryśce zrobiło się cieplej na sercu, gdy zobaczyła jego uśmiech skierowany tylko do niej. Również wyjęła swój blok, który trzymała w dużej, sportowej torbie. Odwzajemniła uśmiech i zaczęła rysować. Starała się uwiecznić melancholię wypisaną na jego twarzy, gdy siedzieli obok siebie w szkole oraz radość pomieszaną z niepewnością, którą widziała teraz. Nie wiedziała co spowodowało to drugie uczucie, ale była pewna, że Wojtek je odczuwa.

W pewnym momencie chłopak przerwał pracę i spojrzał na nią.

-Maryś, może zostałbyś na kolacji? - zapytał z udawaną beztroską.

-Nie wiem... Nie chciałabym się wam narzucać. A i moi rodzice będą się pewnie martwić, jeśli wrócę tak późno bez uprzedzenia.

-Mogłabyś do nich zadzwonić...

Niepewność. Tak... Teraz Maryśka była stuprocentowo pewna. W jego oczach widziała niepewność i... strach? Odrzuciła blok i złapała go za rękę, a on gwałtownie przysunął się do niej i ją objął. Czuła jak szybko bije mu serce, jak pocą mu się dłonie. 

-Co się stało? - wyszeptała troskliwie.

-Ojciec...

Nie musiał mówić nic więcej. Maryśka jako jedyna ze szkoły, a może nawet i okolicy, wiedziała tyle o jego sytuacji rodzinnej. Jego rodzice prowadzili wielką firmę farmaceutyczną, a ich biuro znajdowało się wiele kilometrów od domu. Nie wiadomo czemu zamieszkali tak daleko od swojego miejsca pacy, do którego dojazd zajmował bardzo długo. 

Magdalena Walczak i Konrad Radomski nie mieli ślubu, choć kobieta była katoliczką i w tej wierze wychowywała syna. Codziennie widywali się w pracy i razem spędzali czas. Jednak tylko pani Walczak przyjeżdżała do domu systematycznie. Kiedyś, gdy ich syn był mały, wracała codziennie, a teraz robiła to tylko kilka razy w tygodniu. Za to ojciec chłopaka przyjeżdżał raz na miesiąc, a czasem syn nie widział go nawet kilka miesięcy. 

Wojtek wiele razy zastanawiał się, czy jego rodzice po prostu "wpadli" i wcale nie chcieli mieć dziecka. Miał wrażenie, że jest tylko i wyłącznie balastem dla ojca, który chętnie zrzuciłby to obciążenie, jednak nie chciał stracić partnerki. Jednak najgorsze dla chłopaka było zachowanie swojego rodziciela, gdy ten w końcu łaskawie odwiedził swojego jedynego syna. Wtedy udawał kochanego tatusia, jakby zależało mu na Wojtku... A później znowu nie było go kilka miesięcy. Matka zawsze broniła jego ojca, co jeszcze bardziej bolało chłopaka. 

Maryśka poczuła, jak na ramieniu jej koszulka robi się wilgotna. Wojtek był silny i twardy, ponieważ na takiego mężczyznę wychowywała go matka, jednak na wspomnienie o ojcu łzy mimowolnie wzbierały się w jego oczach. W dzieciństwie czasami o nim rozmawiali i wtedy albo szalał z wściekłości, albo płakał... Czasami i jedno i drugie. Maryśka sądziła, że przez te lata trochę się uodpornił, ale prawdopodobnie tylko udawał i dusił w sobie te emocje, którym w końcu dał upust. 
-Spokojnie, zostanę... - szepnęła.

Jeszcze niedawno to ona potrzebowała pocieszenia, a teraz przytulała dużo większego od niej chłopaka, w którym ciągle kryło się zranione dziecko. Gdy tak siedzieli wtuleni w swoje ciała, pomyślała o swoim bracie. Czy on kiedyś potrzebował pocieszenia? A jeśli tak, to czy je od kogoś otrzymał? Chociaż jakie to miało znaczenie? Jej brat był samobójcą i niedoszłym mordercą, a przynajmniej taka jest oficjalna wersja... Poprawka! Jedyna wersja! Skąd jej to przyszło do głowy? Czyżby nie chciała dopuścić do siebie tej prawdy?

Wojtek już dawno przestał ronić łzy, jednak ciągle siedzieli w tej samej pozycji. W końcu podniósł się, co wyszło mu bardzo niezgrabnie, ponieważ strasznie ścierpły mu nogi.

-Przepraszam za to... Ja...

-Nieważne, to nic takiego - przerwała mu Maryśka. - Lepiej chodźmy się ogarnąć, ponieważ nie wiemy, o której wrócą twoi rodzice.

Wojtek nieznacznie skinął głową i ruszył w kierunku łazienki. Przemył twarz wodą i spojrzał w lustro. Codziennie musiał się zmagać z tym samym widokiem. Był przystojny, jednak dałby naprawdę wiele, żeby wyglądać inaczej. Prawdziwego ojca widywał w najlepszym razie raz w miesiącu, jednak jego młodszą kopię - codziennie. Jedyne, czego po nim nie odziedziczył, to oczy. Takie podobieństwo do któregoś z rodziców było prawie niemożliwe, a jednak w tym wypadku tak było. Gdyby Wojtek odwiedził firmę rodziców, pracownicy spokojnie mogliby ich pomylić. Co prawda chłopak był jeszcze bardzo młody, jednak przemyślane, dostosowane do wieku ćwiczenia i zdrowy tryb życia (oraz zapewne dobre geny) spowodowały, że  bardzo szybko dorósł i zmężniał.

Wojtek otarł twarz ręcznikiem i wyszedł z łazienki nie oglądając się za sobą. Lustra były jego największą zmorą. Gdy wrócił do pokoju zobaczył Maryśkę poprawiającą upięcie włosów. Czuł się źle przez to, że pierwszy wszedł do łazienki, jednak dziewczyna zdawała sobie nic z tego nie robić. Gdy wstawała, posłała mu ciepły uśmiech i ruszyła do drzwi. Wojtek znowu stanął przy oknie i zanurzył się w swoich wspomnieniach. Nie pamiętał, kiedy dokładnie uświadomił sobie to podobieństwo, ale ciągle było to dla niego bolesne. W końcu każdy syn potrzebuje ojca...

-To co robimy? Schodzimy na dół? - Dziewczyna stanęła w drzwiach i czekała co postanowi Wojtek.

-Możemy. 

To był koniec rozmowy. Maryśka nie naciskała, ponieważ widziała, jak wzbiera w nim gniew i strach. Przez tyle lat ciągle się z tym nie uporał i na wspomnienie o ojcu robił się dość niestabilny. Gdy był mały, wierzył rodzicom, że tatuś nie może przyjechać, ale bardzo tęskni za swoim synkiem. Jednak kiedyś uznał, że to nie zależy od "może" lub "nie może", tylko od "chce" i "nie chce". Ta wiedza przyszła stopniowo, budując coraz większy mur między Wojtkiem i jego ojcem oraz zakorzeniając się głęboko w podświadomości chłopaka.

Usiedli na krzesłach w kuchni. Zawsze tu przychodzili, jeśli nie szli do pokoju Wojtka. Tylko te dwa miejsca były im bliskie. Pozostałe pomieszczenia (których było wiele) były tylko "na pokaz" i nie miały za grosz przyjemnej atmosfery - mimo umeblowania i udekorowania, ciągle pozostawały puste.

Usłyszeli trzask drzwiczek samochodu i spojrzeli na siebie pytającym wzrokiem. Pani Walczak, czy pan Radomski? Otworzyły się drzwi i stanął w nich rosły mężczyzna w białej koszuli i jeansach. 

-Ahoj! - zawołał i wszedł do mieszkania.

W odpowiedzi usłyszał kobiecy głos wołający: "dzień dobry". Jednak nie był to głos jego partnerki. Poczuł ucisk w żołądku. Mówiła, że jedzie do sklepu, ale sądził, że już wróciła... Wolał nie zostawać z synem bez jego matki, ponieważ wiedział, że jego pierworodny go nienawidził. Od tylu lat chciał mu powiedzieć, dlaczego tak jest, jednak Magda ciągle go powstrzymywała. Jego ukochana była pod tym względem chyba aż nazbyt ostrożna. Rozejrzał się po mieszkaniu i tak jak sądził, prawie nic się tu nie zmieniło.

Powoli ruszył do miejsca, skąd usłyszał odpowiedź. Gdy wszedł do kuchni, zastał tam Marię i swojego pierworodnego. Wojtek siedział z zaciśniętą szczęką, patrząc w przestrzeń. Chłopak ciągle mu tego nie wybaczył... To nie może trwać ani dnia dłużej! Nieważne co uzna Magda, dzisiaj im powiedzą!

-Witam, droga młodzieży, Magdy jeszcze nie ma? - spytał, choć znał już odpowiedź.

-Pani Walczak jeszcze nie wróciła z zakupów - Konrad nie zdziwił się, że to Maria mu odpowiedziała.

Dawno jej nie widział, jednak przez ten czas jeszcze bardziej się upodobniła do swojego brata. Słyszał od Magdy, że rodzice już powiedzieli jej o tym wypadku. Więc teraz ich kolej. Nie mogą przecież wiecznie okłamywać tę dwójkę już i tak skrzywdzonych dzieciaków! Co z tego, że to niebezpieczne? Przecież to zniszczy ich psychikę! Już i tak za długo czekali...

-Jak tam żyliście przez ten czas, co?
 
-Och, dobrze.

Znowu tylko ona mu odpowiedziała. I to w sposób typowy dla przeciętnych nastolatków, czyli nietypowy dla nich. Maria spoglądała troskliwie na jego syna, który przez cały czas ani drgnął. Czyżby plan ochrony dziewczyny przez znajomość z ich synem poskutkował aż tak dobrze? Oboje potrzebowali teraz pomocy, choć jeszcze o tym nie wiedzieli. W końcu kiedyś ten psychol odkryje prawdę o Wojtku lub przypomni sobie o Marii. Do tego czasu powinni być bezpieczni, ale ile to może potrwać? Rok? Dwa? A może już się zorientował...

Nie wiedział co powiedzieć. Widział, że jego ukochany, jedyny syn ma szkliste, przekrwione oczy i to przez niego - tatusia roku. Nie mógł na to patrzeć. Wojtek był taki podobny do niego... Był jego dumą, a jednak musiał cierpieć przez coś, o czym nie miał nawet pojęcia. Ale dziś musi się dowiedzieć. 

Już miał coś powiedzieć, gdy na podjazd wjechał drugi samochód. Trzasnęły drzwiczki i po chwili do domu wpadła jego ukochana. Jej krótkie blond włosy były w lekkim nieładzie, a ręce miała zajęte wypchanymi torbami. Podbiegła do niego i cmoknęła go w policzek, po czym przytuliła jego syna. Konrad Radomski zobaczył łzę płynącą po jego policzku. Magda długo go nie puszczała, po czym również cmoknęła go w policzek i zabrała się za przygotowywanie kolacji. A dokładniej do włączenia piekarnika i wrzucenia tam wcześniej przygotowanej przez niego pieczeni. Magda była dobrą kucharką, ale to jemu sprawiało to większą przyjemność i co jakiś czas gotował coś dla niej i  Wojtka. Przynajmniej tyle mógł dla niego zrobić. 

Nie wiedział co ze sobą zrobić, więc zaczął nakrywać do stołu. Już wcześniej ustalili, że nie będą urządzać wykwintnej, bogatej kolacji, tylko zwyczajną, bardziej rodzinną. Mimo wszystko przygotował kieliszki do wina, ponieważ mogły się przydać, gdy prawda wyjdzie na jaw. Obejrzał się za siebie i zobaczył Wojtka pochylonego nad stołem, jakby coś za bardzo mu ciążyło i nie mógł unieść głowy. Westchnął i wrócił do rozkładania zastawy. Z roku na rok było coraz gorzej - nie mogli już dłużej czekać...

W końcu, gdy wszystko było gotowe, usiedli do stołu. Konrad nalał wszystkim czerwonego wina i usiadł obok Magdy. Wojtek ciągle na niego nie patrzył, co po raz kolejny było dla mężczyzny wielkim ciosem. Zaczęli jeść. Pieczeń smakowała wyśmienicie, chłopak nie mógł nic przełknąć. Czuł, że zaraz wybuchnie, jednak Maryśka ciągle go uspokajała, gładząc jego rękę. W pewnym momencie Konrad się odezwał.

-Dziś dowiecie się czegoś, co powinniśmy powiedzieć wam już dawno, jednak jest to bardzo niebezpieczna wiedza i woleliśmy trochę się z tym poczekać...

O dziwo Magda nie protestowała. Pokiwała spokojnie głową, jakby zrozumiała, że kiedyś i tak się dowiedzą. W oczach Marii zobaczył strach - nic dziwnego, biorąc pod uwagę to, czego dowiedziała się ostatnio.

Wojtek spojrzał na niego pierwszy raz odkąd przyjechał. Wściekłość. Strach. Niepewność. Ciekawość. Nadzieja. Konrad doznał szoku. Wiedział, że chłopak bardzo to przeżywa, jednak to co zobaczył na chwilę odebrało mu mowę. Zebrał myśli i zaczął mówić.


4. Prawda

Konrad wielokrotnie wyobrażał sobie ten moment. Przez kilkanaście lat. Codziennie. W snach Wojtek mu przebaczał, a w koszmarach... Wolał teraz o tym nie myśleć. Kilkanaście lat wyrzeczeń... Musi się udać! Pamiętał, co miał powiedzieć. Przez te wszystkie lata zdążył nauczyć się tego perfekcyjnie, a przynajmniej tak mu się wydawało.

-Od początku istnienia naszego gatunku, wśród nas rodzili się ludzie w pewien sposób lepsi od innych. Znacznie lepsi. Już w starożytnych cywilizacjach tworzono ich tajne organizacje. Alchemicy, filozofowie, najwięksi doradcy... Później takie organizacje często przechodziły pod opiekę rządu czy władcy.  Współcześnie w większości państw wie o nich kilka najważniejszych osób w kraju. Czasami tego typu organizacje działają w zupełnym ukryciu przed rządem, ale w obecnym świecie nie jest to opłacalne. W naszym kraju tacy ludzie nie są zbyt mocno wykorzystywani przez rząd i raczej nie angażują się zbyt mocno w politykę państwa, chyba że prywatnie. Po prostu są zapisani w organizacji zwanej "Wybrańcy Boga" lub częściej "Wybrańcy Losu". Za to w państwach takich jak  Rosja czy Stany Zjednoczone, ci "lepsi" ludzie zostają najważniejszymi w kraju agentami, urzędnikami czy szpiegami.

Konrad wziął głęboki wdech. Czy mu uwierzą? Co by nie mówił, wszystko zabrzmi zbyt nieprawdopodobnie, żeby móc być prawdziwe. Wypuścił powietrze z płuc i kontynuował.

-W Polsce organizacja "Wybrańcy losu" skupia się głównie na wyodrębnianiu takich jednostek i kształceniu ich talentów. Później są klasyfikowani w hierarchii. Wybierani są przywódcy oraz główna rada, a także nauczyciele i trenerzy przyszłych wybrańców. Bardzo ważne jest otoczenie takich osób opieką, bo im bliżej komuś do ideału, tym więcej wykształca się w nim wad. 

A teraz czas na najtrudniejsze, choć jednocześnie najbardziej oczywiste. Zawahał się i spojrzał na dzieciaki. Dziewczyna chyba była w szoku, a Wojtek siedział nieruchomo patrząc mu prosto w oczy. Oczekiwali na ciąg dalszy, nie wiedząc, czy wierzyć w tę historię.

-Jak pewnie zaczęliście się domyślać, my również należymy do tej organizacji. Magda jest jednym z trenerów, a ja jestem kilka stopni wyżej w hierarchii i pracuję w głównym biurze. Firma farmaceutyczna to tylko dodatkowa praca. Jest wiele par, czy nawet małżeństw, składających się z dwojga członków organizacji, a większość z nich ma dzieci. Jest to zupełnie naturalne, ponieważ czas spędzamy głównie w swoim gronie. Do tej pory, przynajmniej w Polsce, żadne z takich dzieci nie odziedziczyło tej "inności". Jednak całkiem niedawno urodził się pewien chłopiec. Jego wyjątkowość nie była zbyt wielka, jednak z czasem zauważalna.  Rozwijał się w dziwny sposób - inaczej zarówno od wybrańców, jak i zwyczajnych ludzi. Z wiekiem coraz więcej jego cech zaczęło pasować do tych "innych" i wychowywał się w budynku organizacji. Jednak jedno zdarzenie całkowicie odmieniło jego życie.

Konrad spojrzał na Marię - teraz trzeba zacząć drugą część historii.  Spokojnie, kawałek po kawałeczku. Upił z kieliszka łyk czerwonego wina i spojrzał w okno. Mimo późnej pory, jeszcze nie robiło się ciemno. Zrobiło mu się gorąco, ponieważ wiedział, ile zależy od tej chwili.  Jak zawsze, chciał wszystko zrobić perfekcyjnie. Magda chyba zauważyła, że zachowuje się nieswojo, ponieważ złapała go za rękę. Spojrzał na nią i nabrał swojej codziennej pewności siebie. Zawsze tracił ją przy Wojtku, a zyskiwał przy swojej żonie.

-W tym czasie w organizacji zaczęli się wybijać dwaj młodzieńcy. Pierwszy z nich był bardzo porywczy i władczy, a jego talent był ogromny, jednak z czasem coraz bardziej uwidaczniało się, że to ten drugi powinien zająć wyższe miejsce w hierarchii. Byli przyjaciółmi i obaj starali się o zajęcie w przyszłości miejsca obecnego przywódcy. Większość dorosłych nie zwracała na nich większej uwagi, w końcu dla nich to tylko dzieciaki. Tylko niektórzy, planujący umieszczenie nowych członków w odpowiednich oddziałach, rozpatrywali ich wady i zalety. Wydawało się, że mimo rywalizacji, jest między nimi nić szczerej, nieprzerwanej przyjaźni, której nie zerwie ich, momentami chora, ambicja. Jednak pewnego zwyczajnego dnia, w ich zwyczajnej szkole, na zwyczajnych zajęciach, ten drugi zaatakował uczniów i nauczyciela, po czym usiłował zabić swojego "przyjaciela" pchnięciem nożem w brzuch, a gdy zobaczył co zrobił, postanowił popełnić samobójstwo. Brzmi znajomo, prawda?

Ponownie przyjrzał się dzieciakom, których wyraz twarzy wyraźnie się zmienił. Wspomnienie o tej historii sprowadziło ich na ziemię i spowodowało, że stało się to dla nich dużo bliższe. Zwłaszcza wyraz twarzy Marii stał się zupełnie inny. Zresztą nie ma się co dziwić. Z tego co wiedział, jej rodzice dopiero jej o tym opowiedzieli, więc zawarcie identycznej sytuacji w tak kuriozalnej i nierzeczywistej historii na pewno musiało ją zszokować.

-Jednak... To tylko oficjalna wersja. - Konrad potarł dłonią nadgarstek. - Jest wiele elementów, które nie pasują do całej układanki. Ten chłopak jako jeden z jedynych został zauważony już wcześniej i był szkolony przez ostatnie kilka lat. Gdyby chciał zabić, jego przyjaciel leżałby martwy. Do tego dlaczego popełnił samobójstwo? Dlaczego usiłował zabić przyjaciela? Przecież to oczywiste, ze po morderstwie konkurenta nie zostałby wybrany na przywódcę. Dlaczego usiłował zabić przy świadkach, a nie gdy byli sami? Jest bardzo wiele niewiadomych, jednak większość szych  z organizacji na nie nie zważała i ofiarę tego wydarzenia mianowano zastępcą przywódcy, żeby mógł się przez kilka najbliższych lat podszkolić i później objąć jego stanowisko. Kadencja trwa najczęściej 10 lat i można ją objąć 3 razy, jednak czasami  jej długość ulega zmianie. W tym wypadku była to wyjątkowa sytuacja, ponieważ przywódca zmarł we śnie niedługo po wybraniu chłopaka na zastępcę. W ten sposób został on najmłodszym przywódcą w historii obecnej organizacji.

Konradowi zaschło w gardle, więc upił kolejny łyk wina. Zazwyczaj bardzo mu smakowało, jednak tym razem wydawało mu się zbyt intensywne i słodkie. Lekko się skrzywił, po czym dalej kontynuował swój monolog.

-Chłopak miał bardzo radykalne poglądy, lecz bardzo szybko zyskał aprobatę ówczesnej rady. Chciał przeprowadzać eksperymenty, aby dzieci wybrańców dziedziczyły ich zdolności. Rodzice chłopca, o którym opowiadałem wcześniej, szybko zorientowali się, że ich syn stałby się głównym królikiem doświadczalnym i szybko zabrali go z organizacji. Ich wspólnicy pomogli im zatuszować jego wcześniejszą obecność tam. Nie mówiono o nim, usunięto wszystkie nagrania. Pomogły w tym wpływy jego wysoko postawionego ojca. Jednocześnie ci rodzice, którzy znali martwego przyjaciela nowego przywódcy oraz jego małą siostrę, która również zaczynała stawać się coraz bardziej do niego podobna, zapragnęli chronić tę małą dziewczynkę. Wiedzieli, że młody przywódca, gdy tylko dowie się, że ona również jest jednym z wybrańców, w obawie o detronizację, będzie mógł próbować się jej pozbyć. Dlatego rodzice chłopca postanowili wykupić dom nieopodal nowego miejsca zamieszkania rodziny byłego przyjaciela przywódcy, gdzie mieszkałaby matka z synem.

To był dla niego najboleśniejszy fragment historii. Opowiadanie o tym było trudne, zwłaszcza, że jego własny syn go nienawidził.

-Ojciec chłopca był wysoko w hierarchii organizacji, a zbyt częste wyjazdy takowych członków stają się monitorowane. Nie mógł zaryzykować życia swojego syna, więc musiał większość czasu spędzać w biurze, nie przyjeżdżając do własnego domu i rodziny. Jego żona wynajęła nianię i przyjeżdżała do pracy, jednak wracała do syna. Zmieniła nazwisko na panieńskie, żeby w organizacji nie rzucało się w oczy ich małżeństwo. Chodzili bez obrączek. Nie rozmawiali o sobie z innymi. Obserwowali syna, któremu matka, jedna z trenerek, zafundowała ciężki trening, aby w przyszłości był w stanie obronić się przez ewentualnymi wysłannikami radykalnego przywódcy. W międzyczasie chcieli monitorować rozwój siostry nieżyjącego już kandydata na przywódcę. Wszystko wykonywała matka chłopca, która przekazywała swoją wiedzę mężowi i razem obmyślali co dalej robić. Okazało się, że ich syn i ta dziewczynka są w tym samym wieku. Z czasem matka chłopca zaprzyjaźniła się z jej rodzicami. Później ta dwójka wylądowała w jednej klasie. Co ciekawe, stali się najlepszymi przyjaciółmi. Z czasem matka chłopaka wychowywała go na obrońcę dziewczyny, ponieważ wiedziała, że sam siebie już jest w stanie obronić...

Wojtek i Maria patrzyli na niego z niedowierzaniem, ciężko było im przyswoić tyle informacji naraz. Czy to jest prawda? Bali się zapytać, bo sami nie wiedzieli, w co chcą wierzyć.

-Z czasem ich drogi się rozeszły, jednak ostatnio znowu się do siebie zbliżyli, a rodzice chłopaka uznali, że to już czas, aby dowiedzieli się prawdy. Wiedzieli, że to wszystko jest niewiarygodne i zapewne dzieciaki uznają ich za wariatów, jednak nie mogli ich dłużej okłamywać.

Policzki Marii były wilgotne od łez, a po policzku Wojtka spłynęła jedna, której pozwolił spłynąć. Przytulił ją do siebie. Kiedyś traktowali się jak rodzeństwo, później jak przyjaciele, a potem byli zwykłymi znajomymi. Teraz byli sobie bliżsi niż kiedykolwiek. Zadziwiające, jak okazanie swoich słabości, potrafi zbliżyć do siebie dwoje ludzi. 

-Czyli myśli pan, że mój brat nie próbował zabić swojego przyjaciela? - zapytała Maria.
-To tylko domysły, jednak sądzę, że to nie on jest mordercą... - Konrad się zamyślił. Ciągle brakowało mu kilku elementów układanki, bez których nie potrafił dostrzec całości, co bardzo go irytowało.

Wojtek wstał. Konrad, nie wiedząc co ma zrobić, postąpił tak jak jego syn. Chłopak zbliżył się do niego wystarczająco, aby ten mógł go objąć, co zresztą uczynił. Po chwili usłyszał szept niewiele niższego od niego Wojtka.

-Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć... Czy potrafię wybaczyć wam.

W oczach Konrada zebrały się łzy, ale on nie pozwolił im spłynąć. Spełniał się jego najgorszy koszmar. Puścił syna, którym życie nie dało mu się zbyt długo nacieszyć. Co ma począć znienawidzony ojciec, który tylko chciał chronić swoje dziecko?

-Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć - powtórzył Wojtek. - Ale chyba cię rozumiem. Na razie muszę wszystko przemyśleć.

Szybko zwrócił się w kierunku schodów, po czym zapytał Marię, czy pójdzie razem z nim. Złapał ją za rękę, po czym uciekli na górę. Weszli do pokoju Wojtka, który od razu rzucił się na swoje łóżko. W głowie miał tysiące myśli, z którymi nie wiedział co zrobić. Poczuł, że dziewczyna usiadła obok niego. Czuł się jak najgorsza świnia, nie zważając na to, jak ona to przyjęła, więc niechętnie oderwał głowę od poduszki.

-Maryś, a co z tobą?

Pytanie było na tyle nieścisłe, że Maryśka mogła z tego wybrnąć bez wyraźnej odpowiedzi, jednak mu jej udzieliła.

-Ja... Chyba się cieszę. - Spojrzała na niego. - To dało mi nadzieję, że mój brat nie był mordercą i wiele mi wyjaśniło.

-Ale nie jesteś zła, że powiedzieli to dopiero teraz?

-Jestem zła, jednak wiem, że wcześniej bym nie zrozumiała. Rodzice nie chcieli mi o tym powiedzieć, a twoi pewnie woleli nie informować mnie o tym bez ich zgody. Jeszcze przed chwilą nie wiedziałam co ze sobą zrobić, jednak kiedy ty rozmawiałeś ze swoim ojcem, ja uświadomiłam sobie, ile dla nas zrobili. I tak, jak od początku rozumiałam, dlaczego chcieli chronić ciebie, tak do tej pory nie potrafię dostrzec powodu ich troski o mnie. Ta niewiadoma sprowadziła mnie na ziemię i pozwoliła dostrzec to wszystko z ich strony. A przynajmniej tak mi się wydaje. Tym razem moje łzy płynęły chyba nie z rozpaczy a z poczucia ulgi.

Maryśka położyła się obok Wojtka po czym szepnęła mu do ucha.

-Wybacz mu, przecież wiesz, że chciał dla ciebie jak najlepiej...

-Jeszcze nie wiem, czy mu wybaczę - wychrypiał.

Leżeli tak przez dłuższy czas, aż na dworze zaczęło robić się ciemno. Maryśka wstała. Wiedziała, że jej rodzie niedługo zaczną się martwić. Pogłaskała po policzku leżącego nieruchomo Wojtka, który spojrzał jej w oczy. Lekko się podniósł, po czym musnął jej usta swoimi wargami. To zaskoczyło Maryśkę, która mimo to odwzajemniła pocałunek. 

-Maryś... Dziękuję - wyszeptał Wojtek.

-To ja powinnam ci dziękować... - Wstała i jeszcze raz go pocałowała. 

Zostawiła go samego i zeszła na dół, gdzie siedział jego ojciec. Wyglądał na załamanego, więc do niego podeszła.

-Niech pan nie traci nadziei. Wojtek zawsze pana nienawidził i kochał jednocześnie. Teraz nie wie, co o tym myśleć, ale w końcu powinno do niego dotrzeć, dlaczego pan to zrobił.
Nie czekając na jego odpowiedź zwróciła się w kierunku drzwi, powiedziała "dobranoc" i wyszła. Na dworze, mimo późnej wiosny, było dość chłodno. Nie wzięła ze sobą żadnej bluzy ani swetra, więc wiatr owiewał jej gołe ramiona. Postanowiła szybko pobiec do swojego domu, który znajdował się zaledwie kilkaset metrów dalej. 

Konrad usłyszał trzaśnięcie drzwi. Słowa Marii trochę podniosły go na duchu, ale ciągle czuł się bezradny. Nie wiedział, czy ma iść do Wojtka, czy lepiej zostawić go samego. Długo walczył ze sobą, aż w końcu wino, które pił, dodało mu odwagi i postanowił pójść do pokoju syna. Powoli wchodził po schodach i niezmiernie cieszył się, że nie skrzypią. Stanął przed drzwiami pokoju Wojtka i się zawahał. Czy jego własny syn wygna go z pokoju? Czy pozwoli mu zostać? W końcu podjął decyzję i delikatnie uchylił drzwi. 
Wojtek leżał na łóżku z twarzą wciśniętą w poduszkę. Musiał nie usłyszeć kroków ojca, bo nie poruszył się nawet o milimetr. Dopiero, gdy Konrad usiadł obok niego, ten się poderwał.

-C-co ty tutaj robisz? - zapytał zachrypłym głosem. - Nigdy nie zostawałeś w domu na noc...

-Dzisiaj mam gdzieś wszelkie środki ostrożności. Zbyt długo trwałem w tej absurdalnej konspiracji.

Wojtek mu nie odpowiedział. Patrzył na niego swoimi szarymi oczami, które wbrew pozorom były zupełnie inne od oczu Magdy. Żona Konrada zawsze wmawiała sobie i innym, że syn odziedziczył po niej oczy. Jednak jej były błękitno-szare, a Wojtek miał oczy jak dwa księżyce w pełni.

-W tej historii zapomniałem wspomnieć o jednym. - Nie było to może zbyt ważne w historii, ale dla Konrada miało olbrzymie znaczenie. - Im ten chłopiec był starszy, tym stawał się bardziej podobny do ojca. Nie dało się już ukryć pokrewieństwa. Teraz każdy, kto znał tego mężczyznę, rozpoznałby w nim ojca chłopaka. Choćby spotkał ich w supermarkecie czy parku - od razu skojarzyłby pokrewieństwo. Od tego czasu również matka chłopaka musiała uważać, żeby nikt z pracy nie zobaczył jej z synem. ich domu nie było żadnych zdjęć, żeby ewentualni interesanci nie zauważyli pokrewieństwa. Syn zawsze musiał wychodzić, gdy miał przyjść ktoś z pracy, ponieważ prawda wyszłaby na jaw. Tyle lat w konspiracji, z zafałszowanymi aktami i nagle wszystko poszłoby na marne. 

Nastała niezręczna cisza. Ku zdziwieniu Konrada, to Wojtek ją przerwał.

-Ale dlaczego mnie ukrywaliście? Nie mogliście po prostu skłamać, że jestem normalny? Zresztą, ja jakoś nie widzę, żebym mocno odstawał...

-Ja również nie odstaję zbyt mocno, zwłaszcza jeśli chodzi o stronę fizyczną - moje zdolności ograniczają się do sfery umysłowej. W organizacji poszukuje się osób z moimi zdolnościami, ale w normalnym życiu wyróżniała się tylko moja zdolność przyjmowania wiedzy. A twoja mama jest w tej "klasie" organizacji, której osoby została zauważona przez przypadek, najczęściej na zawodach sportowych lub  konkursach naukowych. Jednak im bardziej ktoś wybija się ponad innych, tym łatwiej mu dostrzec swoich "pobratymców". Ja szybciej zauważyłem, że również jesteś wyjątkowy. A ten szalony facet, który teraz nami rządzi mimo wszystko jest klasą samą dla siebie i na pierwszy rzut oka potrafi posegregować ludzi pod względem ich stopnia niezwykłości. 

-Chyba to rozumiem, ale nie łudź się, że nagle zacznę cię traktować jak kochanego tatusia - powiedział zgorzkniałym tonem.

-Szczerze, kiedyś myślałem, że gdy ten chory przywódca skończy swoją kadencję, staniemy się normalną rodziną. Miałem nadzieję, że będę spędzał z tobą mnóstwo czasu, aby odkupić ci te lata. Potem powoli traciłem nadzieję. Z roku na rok coraz bardziej mnie nienawidziłeś, a ja nic nie mogłem na to poradzić. A może mogłem, tylko nie potrafiłem? Sam nie wiem...

Wojtek milczał. Odwrócił się od ojca, który delikatnie uścisnął jego ramię, po czym wyszedł. Za drzwiami czekała na niego chmura burzowa w postaci jego żony. A miał nadzieję, że nie będzie zła za jego samowolkę.

-Nie dosyć, że bez wcześniejszego skonsultowania się ze mną powiedziałeś im o tej całej sytuacji, to jeszcze teraz tak po prostu zostajesz na noc i narażasz Wojtka na niebezpieczeństwo?! Taaak "rodzice chłopaka uznali, że to już czas, aby dowiedzieli się prawdy". No co ty nie powiesz? Może ja o czymś zapomniałam? 

Magda przyparła go ręką do ściany. Wbrew pozorom była bardzo silna. Silniejsza od Konrada. 

-Kochanie... - Konrad ciężko złapał oddech. - Może porozmawiamy u siebie? Tutaj Wojtek może nas usłyszeć, a ja mam ograniczony dopływ powietrza...

Magda puściła jego klatkę piersiową i szybkim krokiem ruszyła ku sypialni. Konrad mówiąc "u siebie" myślał o salonie, ale wolał jej tego nie wspominać. Nie teraz, gdy była zła. Bardzo zła. Przez najbliższą godzinę z pomieszczenia słychać było dwoje krzyczących na siebie ludzi, głównie kobietę, która miała donośniejszy głos. Potem stało się ciszej, dużo ciszej.... A po pewnym czasie znów dało się słyszeć głośniejsze głosy, bynajmniej nie wynikające z kłótni.

Ostatnio zmieniony przez Iremi (02-07-2015 o 19h45)

Offline

#2 11-01-2015 o 19h22

Miss'nałogowa
Likoris
HWAITING MINEŁO!!!
Miejsce: Byle były żelki!!!
Wiadomości: 2 754

Ogólnie niesamowicie mnie wciągneło i bardzo mi się spodobało  /modules/forum/img/smilies/bimbo/amoureuse.gif 
Gdybym miała się troszke przyczepić to zwróciłabym uwagę na delikatny chaosik przy wstępie historii (choć nie psuje on ogólnie całości więc nie wydaje mi się że trzeba coś zmienić) i fakt że odrobine brakuje mi opisu bohaterów ale gdzieś na 95% mogę się załorzyć że miałaś go w planie w przyszłości :3
Bardzo podoba mi się jak działa umysł Wojtka, zauroczył mnie tryb jego myślenia i to jak przedstawiłaś je zapętlając, naniosło to bardzo fajny efekt /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png
A tak jeżeli chodzi o mój gust to średnio podobają mi się imiona Wojtek i Maryśka ale to tylko tak na marginesie bo to kwestia gustu jest i do calokształtu historii nic nie wnosi ale też nie odbiera /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png
Czekam z niecierpliwieniem na kontynuacje <3
A co do wstępu przed historią to mam identyczne zagwostki, tylko że ja pracuje jeszcze nad roz.1, gotowy mam tylko "prolog".
/modules/forum/img/smilies/bimbo/gros-sourire.gif


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63505.jpg

Offline

#3 11-01-2015 o 19h53

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

WoW WoW Iremi, jestem pozytywnie zaskoczona ❤️ Rozdział bardzo mi się podoba, coś mnie ciągnie do dramatów xD Będę czekać niecierpliwie na kontynuację. Nie pogniewam się, jeśli od razu jak opublikujesz do mnie napiszesz ❤️ *tak bardzo ciekawa co będzie dalej*

Ostatnio zmieniony przez Ojsa (11-01-2015 o 19h53)


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#4 12-01-2015 o 16h08

Miss'Fuzja
Iremi
Pojawiam się i znikam~
Miejsce: #teamFriś
Wiadomości: 6 802

Miałam dać go dużo później, ale nie mogłam się doczekać waszych opinii. Było to napisane dość niedawno i jeszcze nie robiłam żadnej korekty, a ta którą zrobiłam teraz może być nazwana co najwyżej wstępną. Nie spodziewajcie się żadnej ostrej jazdy ani dramatycznych momentów - to jest rozdział, który miał za zadaniu przedstawić wygląd bohaterów, zainteresowania i ogóle bardziej ich poznać. Do tego błagam, nie zrażajcie się ich "perfekcyjnością"! Sama rzygam książkami, w których wszyscy są tak wybieleni, ale tutaj to wyjaśni się w dalszych rozdziałach. No cóż tutaj może być więcej błędów językowych, logicznych itp. ale nie chciało mi się czytać tego tyle razy - znam tę historię już na pamięć... Ostatnie zdania są wstępem do następnego rozdziału, który nie jest jeszcze napisany. I pewnie szybko nie będzie bo nie mam na to czasu... Dobra, stop! Mogłabym tak pisać w nieskończoność :)

2.Fortel

Ostatnio zmieniony przez Iremi (05-07-2015 o 20h47)

Offline

#5 12-01-2015 o 18h43

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Szczerze? Nie mam bladego pojęcia, po co pisałaś, że rozdział rozczarowujący itp. Bardzo mi się podobał i teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać następnego.. Tylko na następny pewnie będę musiała dłużej czekać T^T eh... Oby tak dalej ❤️


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#6 12-01-2015 o 18h52

Miss'Fuzja
Iremi
Pojawiam się i znikam~
Miejsce: #teamFriś
Wiadomości: 6 802

Pisałam tak, ponieważ ten pierwszy był poddawany wielokrotnym poprawkom i byłam pewna, że jego treść jest dość logiczna i spójna... Teraz pojawiło się przedstawienie mamy Wojtka, co było dla mnie wyjątkowo trudnym zadaniem... Ciężko jest oddać moje wyobrażenie o niej, a jest dla mnie dość ważną postacią w tej historii. Do tego obawiałam się, że przegięłam z tymi opisami, gdy rysowali i wyszły flaki z olejem XD No i chyba jeszcze ciężej było mi ukazać "dawne ja" Wojtka, co może wyszło takie... słabe?
Jednak cieszę się, że Ci się podoba ♥ Może to zmotywuje mnie do szybszego pisania? Tylko powiem nauczycielom, że napiszę sprawdziany później, bo najpierw muszę napisać trzeci rozdział XD

Offline

#7 12-01-2015 o 20h32

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

Przeczytałam oba rozdziały i generalnie są całkiem dobre. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png Masz lekkie pióro, czyta się płynnie i przyjemnie. Historia wydaje się ciekawa. Bardzo podobają mi się momenty silnie nacechowane emocjami, naprawdę można się w nie wczuć! Gratuluję, nie każdy to potrafi, więc to ważny atut. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png Co do momentu, w którym opisywałaś, jak bohaterowie rysowali swoje portrety - nie, wcale nie było to zbyt długie i wcale nie wyszły flaki z olejem. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/tongue.png Co więcej, tą scenę mogłabyś nieco rozwinąć, z resztą tak samo, jak kilka podobnych momentów w pierwszym rozdziale - są bardzo fajne ale nieco zbyt krótkie i pozostawiają u czytelnika lekki niedosyt. Czegoś tam brakuje - dwóch, trzech, a może pięciu zdań, które pozwoliłyby lepiej zrozumieć sytuację. Także jest super, ale z małym dopiskiem, że może być jeszcze lepiej!

Co do Twojego stylu, to jest bardzo przejrzysty, tylko jakby trochę... niedopicowany. xD Czasami tłumaczysz trochę na okrętkę i mam wrażenie, że zdarza Ci się walczyć z konstrukcjami zdań. Pisz dalej, a tego typu drobnostki same znikną. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

Fabularnie przyczepię się do różnicy w zachowaniu Maryśki w pierwszym i drugim rozdziale. Rozumiem, najpierw była sam na sam z dawnym przyjacielem i "pozwoliła" sobie na to, żeby się rozpłakać, a potem, wśród znajomych z klasy, udawała, że wszystko jest ok... I niby gdzieś nawet wspomniałaś, że Wojtek wyczuł to udawanie... ale za mało tego było. Spróbuj może trochę podkreślić ten aspekt, bo póki co kreujesz tą bohaterkę na taką głupkowatą histeryczkę - najpierw sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała popaść w depresję, a potem nagle stwierdziła, że już jej przeszło i wszystko jest cacy. xD Zgaduję, że nie taki był zamysł i nie w takim świetle chciałaś postawić tą postać. Trzeba to tylko mocniej podkreślić w tekście.

Dobra, to teraz może kilka byczków, które rzuciły mi się w oczy podczas czytania.

Przygotowania do tego dnia kosztowały Wojtka dużo czasu i jeszcze więcej nadszarpanych nerwów.

Nadszarpniętych.

-Nie... - nie wytrzymał i prychnął śmiechem.

Śmiechem się nie prycha! /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png Śmiechem się parska.


Zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec godziny wychowawczej. Wszyscy poczekali, aż nauczycielka gestem przyzwoli im pójść na przerwę.

Buahaha, nice try! Co prawda w szkolnej ławce nie siedzialam już jakiś czas, ale nie sądzę, by pewne schematy aż tak się zmieniły... Kapuję, że babka jest tyranem i uczniowie trochę przy niej pękają, ale mimo to nie wmówisz mi, że cała klasa grzecznie siedziała, kiedy rozległ się dzwonek. Zbyt wielu różnych nauczycieli widziałam i zbyt wiele dzwonków słyszałam, żeby w to uwierzyć. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png

Śmiała się. Ale uśmiech nie dosięgał jej oczu.

Kropka w tym miejscu trochę nie ma sensu. Te dwa zdania lepiej by współgrały połączone w jedno - zwłaszcza, że dalej masz kolejne dwa relatywnie krótkie, co troszkę zaburza harmonię. 


-Cześć Maryś! Co za ironia... Kiedyś zawsze robiliśmy prace razem, a teraz przez przypadek będzie jak za dawnych czasów!

Nie, nie, zdecydowanie nie ironia, toć ta sytuacja koło ironii nawet nie stała. Tylko i wyłącznie przypadek, no, może ewentualnie niespodzianka...

Dodatkowo dzięki tematyce mogli bez skrępowania przyglądać się swoim twarzom, co było największą zaletą tego tematu.

Ta końcówka... Nie wiem, coś mi tutaj nie leży. Może podobieństwo między "tematyką" a "tematem"?...

Od tamtego czasu jego  włosy ściemniały z ciemnego blondu do brązu, choć w dużym słońcu (...).

Nie ma takiego związku frazeologicznego, jak "duże słońce". Pełne słońce, jeśli już. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png


Nie słyszeli. Nie widzieli. Nie czuli.

Te trzy zdania są bardzo ładne. Zabieg konstrukcyjnie ciekawy, nawet taki trochę poetycki, no ogółem wypada fajnie, tylko troszkę leży logistycznie. We wcześniejszych fragmentach dość mocno akcentowałaś oczy - jakby nie patrzeć, najważniejsze narzędzie artysty - i to się, niestety, bardzo kłóci ze stwierdzeniem "nie widzieli". Innymi słowy, trzeba je albo zastąpić czymś innym, albo zmienić jego sens.

Po co mieliby stąd wstawać, żeby skończyć w domu, skoro teraz wszystko jest takie idealne?

Nie zmieniamy czasu! /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png Skoro już zaczęłaś pisać w czasie przeszłym, to musisz się tego trzymać i tak jakoś przekombinować to zdanie, żeby zamiast "jest" wstawić "było".



-Poczekajcie chwilę na korytarzu, a ja zamienię kilka słów z panią Guzowską - jego głos był głośny i niski, miało się wrażenie że wręcz przenikał do kości

Tego typu wstawki powinny zaczynać się wielką literą, jak normalne zdanie. A to oznacza, że poprzednie zdanie (tzn. w tym przypadku wypowiedź dyrektora) musi zostać zakończone kropką. Niby pierdoła, a jednak ważne... ^^ Podobny błędzik chyba wkradł Ci się kilkukrotnie, ale już nie pamiętam, w których miejscach.


-Czy mógłbym zobaczyć nad czym byliście tak pochłonięci, że nie zauważyliście końca lekcji?

Nie "nad czym", tylko "czym". I chyba brakuje mi tu gdzieś przecinka... /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

No, to tyle z mojego pobieżnego szukania. Była masa przecinków w niewłaściwych miejscach i masa miejsc, które rozpaczliwie prosiły się o przecinek, ale wyłapanie ich wszystkich jest już ponad moje siły. xD To teraz czekam na kolejną część!

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (12-01-2015 o 20h36)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

#8 12-01-2015 o 20h35

Miss'nałogowa
Likoris
HWAITING MINEŁO!!!
Miejsce: Byle były żelki!!!
Wiadomości: 2 754

Moim zdaniem ta część historii była niesamowicie wciągająca nawet bardziej niż poprzednia! Mam wrażenie że dzięki temu że nie zostało tu narzuconych niewiadomo ile poprawek to sam tekst jest bardziej przyjazny i podczas czytania go bardzo naturalnie można sobie wszystko zwizualizować  /modules/forum/img/smilies/bimbo/amoureuse.gif
Zachwyciła mnie ogólna postać Wojtka (choć dalej nie potrafie zdzierżyć jego imienia)
jest tajemniczy, wrażliwy, a jego charakter to połączenie romatyka i wywarzonego taktyka, choć dostrzegam też w nim bardzo malutkie diabelkie ziarenko które gdzieś tam w nim siedzi.
Ogólnie ta część podobała mi się nawet bardziej niż pierwszy wstęp  /modules/forum/img/smilies/bimbo/amoureuse.gif
Nie mogę się doczekać kontynuacji, ale też nic na siłe bo to może popsuć efekt, poczekaj aż wena znowu cię kopnie bo wtedy efekt jest najlepszy  /modules/forum/img/smilies/bimbo/bave.gif  /modules/forum/img/smilies/bimbo/amoureuse.gif  /modules/forum/img/smilies/bimbo/bave.gif  /modules/forum/img/smilies/bimbo/amoureuse.gif  /modules/forum/img/smilies/bimbo/bave.gif  /modules/forum/img/smilies/bimbo/amoureuse.gif


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63505.jpg

Offline

#9 22-02-2015 o 17h03

Miss'Fuzja
Iremi
Pojawiam się i znikam~
Miejsce: #teamFriś
Wiadomości: 6 802

Kolejny rozdział bez żadnej (tym razem nawet wstępnej XD) korekty. Znając życie zaraz to przeczytam i znajdę tryliard błędów, których nie będzie mi się chciało poprawiać </3 Dziś się nie rozpisuję, bo mi się nie chce :D (Iriś leń ;P)

3. Ojciec

Ostatnio zmieniony przez Iremi (05-07-2015 o 20h46)

Offline

#10 24-02-2015 o 10h25

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

Aghr, urwać w takim momencie - to już zakrawa o trollowanie! xD

A tak na poważnie, to ten rozdział czytało mi się zdecydowanie najlepiej. Jakiejś megawielkiej korekty tu nie trzeba, były jakieś drobne błędy, ale kompletnie nie przeszkadzały w czytaniu. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

Trochę zaczynają mi się zlewać postaci. Tzn. wszyscy wydają się być (przynajmniej na razie) tacy... hm, nie powiem, że "idealni", ale dobrzy, mili, sympatyczni, pomocni, a przede wszystkim - podobni. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe wrażenie... ^^

Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i te rewelacje, które ojciec ma Wojtkowi i Maryśce do przekazania...

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (24-02-2015 o 10h25)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

#11 24-02-2015 o 14h12

Miss'Fuzja
Iremi
Pojawiam się i znikam~
Miejsce: #teamFriś
Wiadomości: 6 802

Już wcześniej pisałam, żeby nie zrażać się ich "perfekcyjnością" XD Wszystko miało się wyjaśnić w tym rozdziale, ale za mocno go przeciągnęłam i nie chciałam wpychać na siłę wytłumaczenia tego wszystkiego. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko dobrze wyjaśnić, ponieważ to będzie naprawdę trudne. W planach mam opisanie kilku zdarzeń, wyjaśnienie tytułu i ich perfekcyjności. Jeszcze nie wiem, czy wprowadzę nową postać w przyszłym rozdziale, czy w późniejszym. Ten rozdział to będzie dla mnie jazda bez trzymanki XD

Ostatnio zmieniony przez Iremi (24-02-2015 o 14h12)

Offline

#12 24-02-2015 o 15h21

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Yeey, w końcu kontynuacja ^^
Ale uwaga. Klasyczne pytanie "IRUŚ CZEMU TERAZ?!". Urwałaś wyjaśniając połowę a nawet mniej.
*udaje oburzoną, ale będzie siedzieć jak na szpilkach dopóki nie wstawisz następnego rozdziału*
Osa ~ forevah fan będzie czekać ❤️


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#13 02-07-2015 o 19h49

Miss'Fuzja
Iremi
Pojawiam się i znikam~
Miejsce: #teamFriś
Wiadomości: 6 802

Monolog, monolog i jeszcze raz monolog... Starałam się jak mogłam, aby wyjaśnić jak najwięcej i jak najlepiej, ale jeszcze tyle nie zostało wyjaśnione... Podejrzewam, że przez moje starania rozdział stracił na jakości, a ciągle jest mnóstwo niedopowiedzeń, ale już nie chciałam wciskać na siłę. Najbardziej żałuję, że nie napisałam o jednej rzeczy, ale potem to już nigdzie nie pasowało, więc zostawię to na przyszłość.


4. Prawda

Konrad wielokrotnie wyobrażał sobie ten moment. Przez kilkanaście lat. Codziennie. W snach Wojtek mu przebaczał, a w koszmarach... Wolał teraz o tym nie myśleć. Kilkanaście lat wyrzeczeń... Musi się udać! Pamiętał, co miał powiedzieć. Przez te wszystkie lata zdążył nauczyć się tego perfekcyjnie, a przynajmniej tak mu się wydawało.

-Od początku istnienia naszego gatunku, wśród nas rodzili się ludzie w pewien sposób lepsi od innych. Znacznie lepsi. Już w starożytnych cywilizacjach tworzono ich tajne organizacje. Alchemicy, filozofowie, najwięksi doradcy... Później takie organizacje często przechodziły pod opiekę rządu czy władcy.  Współcześnie w większości państw wie o nich kilka najważniejszych osób w kraju. Czasami tego typu organizacje działają w zupełnym ukryciu przed rządem, ale w obecnym świecie nie jest to opłacalne. W naszym kraju tacy ludzie nie są zbyt mocno wykorzystywani przez rząd i raczej nie angażują się zbyt mocno w politykę państwa, chyba że prywatnie. Po prostu są zapisani w organizacji zwanej "Wybrańcy Boga" lub częściej "Wybrańcy Losu". Za to w państwach takich jak  Rosja czy Stany Zjednoczone, ci "lepsi" ludzie zostają najważniejszymi w kraju agentami, urzędnikami czy szpiegami.

Konrad wziął głęboki wdech. Czy mu uwierzą? Co by nie mówił, wszystko zabrzmi zbyt nieprawdopodobnie, żeby móc być prawdziwe. Wypuścił powietrze z płuc i kontynuował.

-W Polsce organizacja "Wybrańcy losu" skupia się głównie na wyodrębnianiu takich jednostek i kształceniu ich talentów. Później są klasyfikowani w hierarchii. Wybierani są przywódcy oraz główna rada, a także nauczyciele i trenerzy przyszłych wybrańców. Bardzo ważne jest otoczenie takich osób opieką, bo im bliżej komuś do ideału, tym więcej wykształca się w nim wad. 

A teraz czas na najtrudniejsze, choć jednocześnie najbardziej oczywiste. Zawahał się i spojrzał na dzieciaki. Dziewczyna chyba była w szoku, a Wojtek siedział nieruchomo patrząc mu prosto w oczy. Oczekiwali na ciąg dalszy, nie wiedząc, czy wierzyć w tę historię.

-Jak pewnie zaczęliście się domyślać, my również należymy do tej organizacji. Magda jest jednym z trenerów, a ja jestem kilka stopni wyżej w hierarchii i pracuję w głównym biurze. Firma farmaceutyczna to tylko dodatkowa praca. Jest wiele par, czy nawet małżeństw, składających się z dwojga członków organizacji, a większość z nich ma dzieci. Jest to zupełnie naturalne, ponieważ czas spędzamy głównie w swoim gronie. Do tej pory, przynajmniej w Polsce, żadne z takich dzieci nie odziedziczyło tej "inności". Jednak całkiem niedawno urodził się pewien chłopiec. Jego wyjątkowość nie była zbyt wielka, jednak z czasem zauważalna.  Rozwijał się w dziwny sposób - inaczej zarówno od wybrańców, jak i zwyczajnych ludzi. Z wiekiem coraz więcej jego cech zaczęło pasować do tych "innych" i wychowywał się w budynku organizacji. Jednak jedno zdarzenie całkowicie odmieniło jego życie.

Konrad spojrzał na Marię - teraz trzeba zacząć drugą część historii.  Spokojnie, kawałek po kawałeczku. Upił z kieliszka łyk czerwonego wina i spojrzał w okno. Mimo późnej pory, jeszcze nie robiło się ciemno. Zrobiło mu się gorąco, ponieważ wiedział, ile zależy od tej chwili.  Jak zawsze, chciał wszystko zrobić perfekcyjnie. Magda chyba zauważyła, że zachowuje się nieswojo, ponieważ złapała go za rękę. Spojrzał na nią i nabrał swojej codziennej pewności siebie. Zawsze tracił ją przy Wojtku, a zyskiwał przy swojej żonie.

-W tym czasie w organizacji zaczęli się wybijać dwaj młodzieńcy. Pierwszy z nich był bardzo porywczy i władczy, a jego talent był ogromny, jednak z czasem coraz bardziej uwidaczniało się, że to ten drugi powinien zająć wyższe miejsce w hierarchii. Byli przyjaciółmi i obaj starali się o zajęcie w przyszłości miejsca obecnego przywódcy. Większość dorosłych nie zwracała na nich większej uwagi, w końcu dla nich to tylko dzieciaki. Tylko niektórzy, planujący umieszczenie nowych członków w odpowiednich oddziałach, rozpatrywali ich wady i zalety. Wydawało się, że mimo rywalizacji, jest między nimi nić szczerej, nieprzerwanej przyjaźni, której nie zerwie ich, momentami chora, ambicja. Jednak pewnego zwyczajnego dnia, w ich zwyczajnej szkole, na zwyczajnych zajęciach, ten drugi zaatakował uczniów i nauczyciela, po czym usiłował zabić swojego "przyjaciela" pchnięciem nożem w brzuch, a gdy zobaczył co zrobił, postanowił popełnić samobójstwo. Brzmi znajomo, prawda?

Ponownie przyjrzał się dzieciakom, których wyraz twarzy wyraźnie się zmienił. Wspomnienie o tej historii sprowadziło ich na ziemię i spowodowało, że stało się to dla nich dużo bliższe. Zwłaszcza wyraz twarzy Marii stał się zupełnie inny. Zresztą nie ma się co dziwić. Z tego co wiedział, jej rodzice dopiero jej o tym opowiedzieli, więc zawarcie identycznej sytuacji w tak kuriozalnej i nierzeczywistej historii na pewno musiało ją zszokować.

-Jednak... To tylko oficjalna wersja. - Konrad potarł dłonią nadgarstek. - Jest wiele elementów, które nie pasują do całej układanki. Ten chłopak jako jeden z jedynych został zauważony już wcześniej i był szkolony przez ostatnie kilka lat. Gdyby chciał zabić, jego przyjaciel leżałby martwy. Do tego dlaczego popełnił samobójstwo? Dlaczego usiłował zabić przyjaciela? Przecież to oczywiste, ze po morderstwie konkurenta nie zostałby wybrany na przywódcę. Dlaczego usiłował zabić przy świadkach, a nie gdy byli sami? Jest bardzo wiele niewiadomych, jednak większość szych  z organizacji na nie nie zważała i ofiarę tego wydarzenia mianowano zastępcą przywódcy, żeby mógł się przez kilka najbliższych lat podszkolić i później objąć jego stanowisko. Kadencja trwa najczęściej 10 lat i można ją objąć 3 razy, jednak czasami  jej długość ulega zmianie. W tym wypadku była to wyjątkowa sytuacja, ponieważ przywódca zmarł we śnie niedługo po wybraniu chłopaka na zastępcę. W ten sposób został on najmłodszym przywódcą w historii obecnej organizacji.

Konradowi zaschło w gardle, więc upił kolejny łyk wina. Zazwyczaj bardzo mu smakowało, jednak tym razem wydawało mu się zbyt intensywne i słodkie. Lekko się skrzywił, po czym dalej kontynuował swój monolog.

-Chłopak miał bardzo radykalne poglądy, lecz bardzo szybko zyskał aprobatę ówczesnej rady. Chciał przeprowadzać eksperymenty, aby dzieci wybrańców dziedziczyły ich zdolności. Rodzice chłopca, o którym opowiadałem wcześniej, szybko zorientowali się, że ich syn stałby się głównym królikiem doświadczalnym i szybko zabrali go z organizacji. Ich wspólnicy pomogli im zatuszować jego wcześniejszą obecność tam. Nie mówiono o nim, usunięto wszystkie nagrania. Pomogły w tym wpływy jego wysoko postawionego ojca. Jednocześnie ci rodzice, którzy znali martwego przyjaciela nowego przywódcy oraz jego małą siostrę, która również zaczynała stawać się coraz bardziej do niego podobna, zapragnęli chronić tę małą dziewczynkę. Wiedzieli, że młody przywódca, gdy tylko dowie się, że ona również jest jednym z wybrańców, w obawie o detronizację, będzie mógł próbować się jej pozbyć. Dlatego rodzice chłopca postanowili wykupić dom nieopodal nowego miejsca zamieszkania rodziny byłego przyjaciela przywódcy, gdzie mieszkałaby matka z synem.

To był dla niego najboleśniejszy fragment historii. Opowiadanie o tym było trudne, zwłaszcza, że jego własny syn go nienawidził.

-Ojciec chłopca był wysoko w hierarchii organizacji, a zbyt częste wyjazdy takowych członków stają się monitorowane. Nie mógł zaryzykować życia swojego syna, więc musiał większość czasu spędzać w biurze, nie przyjeżdżając do własnego domu i rodziny. Jego żona wynajęła nianię i przyjeżdżała do pracy, jednak wracała do syna. Zmieniła nazwisko na panieńskie, żeby w organizacji nie rzucało się w oczy ich małżeństwo. Chodzili bez obrączek. Nie rozmawiali o sobie z innymi. Obserwowali syna, któremu matka, jedna z trenerek, zafundowała ciężki trening, aby w przyszłości był w stanie obronić się przez ewentualnymi wysłannikami radykalnego przywódcy. W międzyczasie chcieli monitorować rozwój siostry nieżyjącego już kandydata na przywódcę. Wszystko wykonywała matka chłopca, która przekazywała swoją wiedzę mężowi i razem obmyślali co dalej robić. Okazało się, że ich syn i ta dziewczynka są w tym samym wieku. Z czasem matka chłopca zaprzyjaźniła się z jej rodzicami. Później ta dwójka wylądowała w jednej klasie. Co ciekawe, stali się najlepszymi przyjaciółmi. Z czasem matka chłopaka wychowywała go na obrońcę dziewczyny, ponieważ wiedziała, że sam siebie już jest w stanie obronić...

Wojtek i Maria patrzyli na niego z niedowierzaniem, ciężko było im przyswoić tyle informacji naraz. Czy to jest prawda? Bali się zapytać, bo sami nie wiedzieli, w co chcą wierzyć.

-Z czasem ich drogi się rozeszły, jednak ostatnio znowu się do siebie zbliżyli, a rodzice chłopaka uznali, że to już czas, aby dowiedzieli się prawdy. Wiedzieli, że to wszystko jest niewiarygodne i zapewne dzieciaki uznają ich za wariatów, jednak nie mogli ich dłużej okłamywać.

Policzki Marii były wilgotne od łez, a po policzku Wojtka spłynęła jedna, której pozwolił spłynąć. Przytulił ją do siebie. Kiedyś traktowali się jak rodzeństwo, później jak przyjaciele, a potem byli zwykłymi znajomymi. Teraz byli sobie bliżsi niż kiedykolwiek. Zadziwiające, jak okazanie swoich słabości, potrafi zbliżyć do siebie dwoje ludzi. 

-Czyli myśli pan, że mój brat nie próbował zabić swojego przyjaciela? - zapytała Maria.
-To tylko domysły, jednak sądzę, że to nie on jest mordercą... - Konrad się zamyślił. Ciągle brakowało mu kilku elementów układanki, bez których nie potrafił dostrzec całości, co bardzo go irytowało.

Wojtek wstał. Konrad, nie wiedząc co ma zrobić, postąpił tak jak jego syn. Chłopak zbliżył się do niego wystarczająco, aby ten mógł go objąć, co zresztą uczynił. Po chwili usłyszał szept niewiele niższego od niego Wojtka.

-Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć... Czy potrafię wybaczyć wam.

W oczach Konrada zebrały się łzy, ale on nie pozwolił im spłynąć. Spełniał się jego najgorszy koszmar. Puścił syna, którym życie nie dało mu się zbyt długo nacieszyć. Co ma począć znienawidzony ojciec, który tylko chciał chronić swoje dziecko?

-Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć - powtórzył Wojtek. - Ale chyba cię rozumiem. Na razie muszę wszystko przemyśleć.

Szybko zwrócił się w kierunku schodów, po czym zapytał Marię, czy pójdzie razem z nim. Złapał ją za rękę, po czym uciekli na górę. Weszli do pokoju Wojtka, który od razu rzucił się na swoje łóżko. W głowie miał tysiące myśli, z którymi nie wiedział co zrobić. Poczuł, że dziewczyna usiadła obok niego. Czuł się jak najgorsza świnia, nie zważając na to, jak ona to przyjęła, więc niechętnie oderwał głowę od poduszki.

-Maryś, a co z tobą?

Pytanie było na tyle nieścisłe, że Maryśka mogła z tego wybrnąć bez wyraźnej odpowiedzi, jednak mu jej udzieliła.

-Ja... Chyba się cieszę. - Spojrzała na niego. - To dało mi nadzieję, że mój brat nie był mordercą i wiele mi wyjaśniło.

-Ale nie jesteś zła, że powiedzieli to dopiero teraz?

-Jestem zła, jednak wiem, że wcześniej bym nie zrozumiała. Rodzice nie chcieli mi o tym powiedzieć, a twoi pewnie woleli nie informować mnie o tym bez ich zgody. Jeszcze przed chwilą nie wiedziałam co ze sobą zrobić, jednak kiedy ty rozmawiałeś ze swoim ojcem, ja uświadomiłam sobie, ile dla nas zrobili. I tak, jak od początku rozumiałam, dlaczego chcieli chronić ciebie, tak do tej pory nie potrafię dostrzec powodu ich troski o mnie. Ta niewiadoma sprowadziła mnie na ziemię i pozwoliła dostrzec to wszystko z ich strony. A przynajmniej tak mi się wydaje. Tym razem moje łzy płynęły chyba nie z rozpaczy a z poczucia ulgi.

Maryśka położyła się obok Wojtka po czym szepnęła mu do ucha.

-Wybacz mu, przecież wiesz, że chciał dla ciebie jak najlepiej...

-Jeszcze nie wiem, czy mu wybaczę - wychrypiał.

Leżeli tak przez dłuższy czas, aż na dworze zaczęło robić się ciemno. Maryśka wstała. Wiedziała, że jej rodzie niedługo zaczną się martwić. Pogłaskała po policzku leżącego nieruchomo Wojtka, który spojrzał jej w oczy. Lekko się podniósł, po czym musnął jej usta swoimi wargami. To zaskoczyło Maryśkę, która mimo to odwzajemniła pocałunek. 

-Maryś... Dziękuję - wyszeptał Wojtek.

-To ja powinnam ci dziękować... - Wstała i jeszcze raz go pocałowała. 

Zostawiła go samego i zeszła na dół, gdzie siedział jego ojciec. Wyglądał na załamanego, więc do niego podeszła.

-Niech pan nie traci nadziei. Wojtek zawsze pana nienawidził i kochał jednocześnie. Teraz nie wie, co o tym myśleć, ale w końcu powinno do niego dotrzeć, dlaczego pan to zrobił.
Nie czekając na jego odpowiedź zwróciła się w kierunku drzwi, powiedziała "dobranoc" i wyszła. Na dworze, mimo późnej wiosny, było dość chłodno. Nie wzięła ze sobą żadnej bluzy ani swetra, więc wiatr owiewał jej gołe ramiona. Postanowiła szybko pobiec do swojego domu, który znajdował się zaledwie kilkaset metrów dalej. 

Konrad usłyszał trzaśnięcie drzwi. Słowa Marii trochę podniosły go na duchu, ale ciągle czuł się bezradny. Nie wiedział, czy ma iść do Wojtka, czy lepiej zostawić go samego. Długo walczył ze sobą, aż w końcu wino, które pił, dodało mu odwagi i postanowił pójść do pokoju syna. Powoli wchodził po schodach i niezmiernie cieszył się, że nie skrzypią. Stanął przed drzwiami pokoju Wojtka i się zawahał. Czy jego własny syn wygna go z pokoju? Czy pozwoli mu zostać? W końcu podjął decyzję i delikatnie uchylił drzwi. 
Wojtek leżał na łóżku z twarzą wciśniętą w poduszkę. Musiał nie usłyszeć kroków ojca, bo nie poruszył się nawet o milimetr. Dopiero, gdy Konrad usiadł obok niego, ten się poderwał.

-C-co ty tutaj robisz? - zapytał zachrypłym głosem. - Nigdy nie zostawałeś w domu na noc...

-Dzisiaj mam gdzieś wszelkie środki ostrożności. Zbyt długo trwałem w tej absurdalnej konspiracji.

Wojtek mu nie odpowiedział. Patrzył na niego swoimi szarymi oczami, które wbrew pozorom były zupełnie inne od oczu Magdy. Żona Konrada zawsze wmawiała sobie i innym, że syn odziedziczył po niej oczy. Jednak jej były błękitno-szare, a Wojtek miał oczy jak dwa księżyce w pełni.

-W tej historii zapomniałem wspomnieć o jednym. - Nie było to może zbyt ważne w historii, ale dla Konrada miało olbrzymie znaczenie. - Im ten chłopiec był starszy, tym stawał się bardziej podobny do ojca. Nie dało się już ukryć pokrewieństwa. Teraz każdy, kto znał tego mężczyznę, rozpoznałby w nim ojca chłopaka. Choćby spotkał ich w supermarkecie czy parku - od razu skojarzyłby pokrewieństwo. Od tego czasu również matka chłopaka musiała uważać, żeby nikt z pracy nie zobaczył jej z synem. ich domu nie było żadnych zdjęć, żeby ewentualni interesanci nie zauważyli pokrewieństwa. Syn zawsze musiał wychodzić, gdy miał przyjść ktoś z pracy, ponieważ prawda wyszłaby na jaw. Tyle lat w konspiracji, z zafałszowanymi aktami i nagle wszystko poszłoby na marne. 

Nastała niezręczna cisza. Ku zdziwieniu Konrada, to Wojtek ją przerwał.

-Ale dlaczego mnie ukrywaliście? Nie mogliście po prostu skłamać, że jestem normalny? Zresztą, ja jakoś nie widzę, żebym mocno odstawał...

-Ja również nie odstaję zbyt mocno, zwłaszcza jeśli chodzi o stronę fizyczną - moje zdolności ograniczają się do sfery umysłowej. W organizacji poszukuje się osób z moimi zdolnościami, ale w normalnym życiu wyróżniała się tylko moja zdolność przyjmowania wiedzy. A twoja mama jest w tej "klasie" organizacji, której osoby została zauważona przez przypadek, najczęściej na zawodach sportowych lub  konkursach naukowych. Jednak im bardziej ktoś wybija się ponad innych, tym łatwiej mu dostrzec swoich "pobratymców". Ja szybciej zauważyłem, że również jesteś wyjątkowy. A ten szalony facet, który teraz nami rządzi mimo wszystko jest klasą samą dla siebie i na pierwszy rzut oka potrafi posegregować ludzi pod względem ich stopnia niezwykłości. 

-Chyba to rozumiem, ale nie łudź się, że nagle zacznę cię traktować jak kochanego tatusia - powiedział zgorzkniałym tonem.

-Szczerze, kiedyś myślałem, że gdy ten chory przywódca skończy swoją kadencję, staniemy się normalną rodziną. Miałem nadzieję, że będę spędzał z tobą mnóstwo czasu, aby odkupić ci te lata. Potem powoli traciłem nadzieję. Z roku na rok coraz bardziej mnie nienawidziłeś, a ja nic nie mogłem na to poradzić. A może mogłem, tylko nie potrafiłem? Sam nie wiem...

Wojtek milczał. Odwrócił się od ojca, który delikatnie uścisnął jego ramię, po czym wyszedł. Za drzwiami czekała na niego chmura burzowa w postaci jego żony. A miał nadzieję, że nie będzie zła za jego samowolkę.

-Nie dosyć, że bez wcześniejszego skonsultowania się ze mną powiedziałeś im o tej całej sytuacji, to jeszcze teraz tak po prostu zostajesz na noc i narażasz Wojtka na niebezpieczeństwo?! Taaak "rodzice chłopaka uznali, że to już czas, aby dowiedzieli się prawdy". No co ty nie powiesz? Może ja o czymś zapomniałam? 

Magda przyparła go ręką do ściany. Wbrew pozorom była bardzo silna. Silniejsza od Konrada. 

-Kochanie... - Konrad ciężko złapał oddech. - Może porozmawiamy u siebie? Tutaj Wojtek może nas usłyszeć, a ja mam ograniczony dopływ powietrza...

Magda puściła jego klatkę piersiową i szybkim krokiem ruszyła ku sypialni. Konrad mówiąc "u siebie" myślał o salonie, ale wolał jej tego nie wspominać. Nie teraz, gdy była zła. Bardzo zła. Przez najbliższą godzinę z pomieszczenia słychać było dwoje krzyczących na siebie ludzi, głównie kobietę, która miała donośniejszy głos. Potem stało się ciszej, dużo ciszej.... A po pewnym czasie znów dało się słyszeć głośniejsze głosy, bynajmniej nie wynikające z kłótni.

Ostatnio zmieniony przez Iremi (02-07-2015 o 19h50)

Offline

#14 06-07-2015 o 10h53

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Faktycznie trochę ci się pokotłasiło w stylu, ale tylko troszeczkę.
I tak jestem jak zwykle zachwycona, chociaż wyjaśnień mogłoby być trochę mniej - im mniej się wie, tym bardziej nurtujący jest tekst i z tym większą ochotą sięga się po następne rozdziały c;
W każdym razie, ciekawie, ciekawie. Czekam na kolejny rozdział i dalszy rozwój akcji <3

EDIT: + boli mnie lekko fakt, że tak szybko sparowałaś bohaterów. Ale rozmawiasz z osą, która w erpeżku pozwoliła na pierwszy pocałunek bohaterów po 20 stronach gry xDDDDD

Ostatnio zmieniony przez Ojsa (06-07-2015 o 11h10)


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1