
Działa się rzecz niepokojąca. Przed chwilą jeszcze byłem w drodze na zajęcia, a teraz znalazłem się znowu w swoim laboratorium. Nie pasowało mi jednak coś w obrazie przed moimi oczami. Było za czysto.
Porozrzucane po podłodze książki, na które nie wystarczało mi już miejsca zniknęły, jakby nigdy ich tu nie było. Grube warstwy niesprzątanego przez nikogo nigdy kurzu wyparowały sprawiając, że wszystkie stare rzeczy, których od dawna nie używałem wyglądały jak nowe. Pliki wypisanych arkuszy, które zawsze znajdowały swoje miejsce praktycznie w całym pomieszczeniu stały teraz równo ułożone na biurku tuż obok pustych probówek.
- Sprzątaczka? Przecież ja nie... - podrapałem się po głowie patrząc na laboratorium podejrzliwie. - Nie stać mnie na to!
Zdenerwowałem się i zrobiłem krok do przodu irytując się tym, że nie wiem, co jest grane.
Wtem uderzyłem w czyjś tors i wylądowałem boleśnie na plecach. Spojrzałem wściekły przed siebie, ale zobaczyłem tylko wysoką sylwetkę mężczyzny oddalającą się w głąb pomieszczenia. Facet śmiał się pod nosem.
Uznałem, że chce wykraść moje wyniki badań. Szybko pozbierałem moje kości z ziemi. Jedyne o czym myślałem to dorwać się do tego nicponia, który chciał obrabować dzieło mojego życia. Niestety, tak szybko jak wstałem napotkałem przeszkodę.
Stanęła przede mną najpiękniejsza istota na ziemi. Wielka paszcza lwa ryknęła mi tuż przed nosem. Z zaskoczenia zrobiłem kilka kroków do tyłu. Spojrzałem na sylwetkę zwierzęcia. Miało ono ciało kozła, a zamiast ogona zobaczyłem wijącego się węża. W oczach pojawiły się mi łzy wzruszenia. Dziecko Tyfona i Echidny właśnie stało przed moim obliczem, dumne i budzące zgrozę. Pragnąłem je dotknąć.
Zbliżyłem się do stwora nie zważając na żadne z ludzkich zahamowań, które mogłyby mnie powstrzymać i ostrzec przed niebezpieczeństwem. Chimera rzuciła się na mnie z rykiem. Przynajmniej życie stracę będąc spełniony, pomyślałem.
Mimo wszystko śmierć nie nadchodziła, ale czułem, że ktoś szturcha moimi ramionami. Chrzęsnąłem głośno zagrodą nosową, bo pewnie chrapałem. W mgnieniu oka wybudziłem się ze swojego niedorzecznego snu, który prawdę mówiąc był dla mnie znakiem, że wkrótce stanie się coś przełomowego w moim życiu.
Odskakując spojrzałem przed siebie. Obudził mnie jakiś dziwnie ubrany student z bardzo przyjemnym głosem. Rozejrzałem się dookoła i dotarło do mnie, że jestem już na sali, gdzie powinienem prowadzić wykład. Na twarzy odkryłem coś mokrego. Cholera, śliniłem się przez sen. Kilka studentek zaśmiało się głośno nie szczędząc uwag takich jak ''dziwak''.
Chrząknąłem, poprawiając głos zupełnie udając, że to, co przed chwilą miało miejsce nigdy się nie zdarzyło. Zrobiłem poważną minę. Powinienem pić więcej kawy, przyszło mi do głowy.
Poczekałem jeszcze chwilę na spóźnialskich uczniów i zacząłem przeprowadzać lekcje.
Ludzie nie brali mnie na poważnie. Już po chwili po pomieszczeniu krążyły szmery rozmów, ale nie leżało to w moim interesie. Zobaczymy jak tym nieukom pójdzie na sesjach. Mimo wszystko byli też i tacy uczniowie, który z chęcią mnie słuchali.
- Chimerami mogą być bakterie, rośliny i zwierzęta, wśród nich także i ludzie. Dość oczywiste jest, że chimerą jest człowiek, który przeszedł przeszczep organu, np. nerki lub szpiku kostnego. W jego organizmie znajduje się bowiem populacja komórek z odmiennym DNA – DNA dawcy. Taki przypadek to sztuczna chimera. - mówiłem nie przerwanie gdy zauważyłem, że kończy się czas zajęć. - Na dzisiaj to będzie tyle. Jakieś pytania?
Rozejrzałem się po grupie, pragnąc jak najszybciej wrócić do laboratorium. Czułem się natchniony do kolejnych badań.
Ostatnio zmieniony przez Mineo (22-06-2015 o 16h42)