Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1

#1 01-03-2015 o 22h58

Miss'Żółtodziób
...
Wiadomości: 2

Prolog



                       Wiał wiatr,  ciemność okrywała swym mrocznym płaszczem całą dolinę. Nad którą panowała przerażająca cisza, w której słychać było tylko echo koszmaru który się tu rozegrał. Nadal było słychać krzyki i błagania o litość umierających w straszliwych męczarniach mieszkańców doliny. Winę, za ich śmierć ponosiła Czarna Królowa, straszliwa wampirza władczyni, panująca w Królestwie Istot Nocy od ponad  pięciuset lat, i nic nie wskazywało na to, żeby to miało się zmienić. Jedyną nadzieje pokładano w przepowiedni, według której Czarna Królowa miała zostać obalona przez niezwykłą istotę…





                                       Rozdział I

                 „A niech to szlag” pomyślała Weronika patrząc na oddalający się PKS, którym codziennie wracała do domu. Tego dnia prześladował ją pech. Nie dość ze się spóźniła na ostatni autobus, to jeszcze w sklepie w którym pracowała jako ekspedientka stłukła butelkę bardzo drogiego wina, za co nieźle się jej dostało od szefowej. Zastanawiała się co ją jeszcze czeka. Z westchnieniem  wyjęła z torebki telefon i nacisnęła klawisz szybkiego wybierania.
Po kilku sygnałach połączenie zostało odebrane.
- Halo?- usłyszała w słuchawce.
Odetchnęła z ulgą słysząc melodyjny sopran siostry.
- Hej Majka, przekaż mamie że się spóźnię i żeby się nie martwiła – powiedziała siadając na ławce.
- Ok. Ale co się stało? – zapytała Majka.
W tle było słychać śmiech mamy. Weronika przymknęła powieki.
- Spóźniłam się na ostatni autobus. Muszę już kończyć. Niedługo będę w domu. Pa! – już miała się rozłączyć, gdy siostra ją powstrzymała.
- Czekaj mała. Zadzwonię do Matiego i zapytam czy mógłby po  Ciebie podjechać. – dziewczyna miała już zaprotestować, ale Majka już się rozłączyła. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko czekać. Schowała telefon i rozejrzała się po okolicy. Na przystanku była tylko ona. Nic dziwnego, gdyż była już godzina 22.30. Poczuła że burczy jej w brzuchu, od obiadu minęło już wiele długich godzin. Była bardzo głodna. Przypomniała sobie o  batoniku zbożowym, którego kupiła poprzedniego dnia w kiosku. Baton mógł minimalnie oszukać głód. „Dobre i to” pomyślała, wyciągając go z torebki. Ugryzła kawałek roskoszując się delikatnym cynamonowym smakiem. Chwile ciszy przerwał dzwonek telefonu.
-  Tak? Słucham – zapytała grzecznie odbierając połączenie
- Córeczko? Tu mama. Gdzie jesteś? – Weronika uśmiechnęła się do siebie. Głos mamy zawsze dawał  jej poczucie bezpieczeństwa .
- Na przystanku, uciekł mi autobus. – odparła patrząc na swoje paznokcie które pomalowała lakierem w kolorze lawendy, kolor ten przypadł jej szczególnie do gustu. Uspakajał ją. W jakieś gazecie przeczytała, że kolory mają duży wpływ na życie. Coś w tym było.
- Och skarbie, mam nadzieję, że nie kręcą się koło Ciebie podejrzane osoby. Teraz jest tak niebezpiecznie wszędzie – głos mamy był zatroskany. Weronika wiedziała że się martwi o nią.
- Nie martw się mamo. Nic mi nie będzie – powiedziała uspokajającym tonem.
- Majka dzwoniła do Mateusza, podjedzie po Ciebie w ciągu 20 minut córeczko. Uważaj na siebie. Do zobaczenia kochanie.
- Pa mamo.
Po zakończeniu rozmowy Weronika wsunęła dłonie do kieszeni kurtki. Musiała czekać jeszcze 20 minut na chłopaka siostry. Liczyła na to ze uda mu się dotrzeć wcześniej. Zdążyła już porządnie zmarznąć. Z nudów uniosła głowę i się zamyśliła patrząc na czarne jak smoła niebo.





                                                         ***
                         


            Aaron stał zamyślony, przyglądając się treningowi swojego ukochanego brata Edgara. Był wspaniałym wojownikiem. Ale jeszcze lepszym wampirem. Tak Edgar miał dobre serce. Tkwił w nim ogromny potencjał, który Aaron zauważył już dawno temu. Sam należał do najlepszych wojowników klanu Północnych Ziem. On i Edgar byli synami Gordona mającego już czterysta lat i pięknej Lorny liczącej sobie lat trzysta siedemdziesiąt. Bracia mieli jeszcze cudownej urody  siostrę o imieniu Sophia, która skończyła zaledwie sto lat. Obaj kochali ją bezgranicznie. Z pozostałej czwórki rodzeństwa pozostała tylko ona. Seamus, Wolter i Hilda zostali zabici w dolinie. Lorna cierpiała straszliwie, po utracie połowy swoich dzieci. Codziennie błagała los o ich pomszczenie. Ich zabójczynią okazała się Wirginia, zwaną Czarną Królową. Oprócz rodzeństwa zostało zamordowanych ponad pięćdziesięciu wampirów. Zrozpaczonej Lornie i reszcie rodziny udało się zbiec. Od tego wydarzenia minęło pół wieku, jednak ból nie zelżał ani trochę. Do Aarona, podeszłą Sophia. Jak zwykle w jej zielonych oczach widział ogromny smutek. Siostra najbardziej była podobna do matki. Miła równie wielka wrażliwość . Swoje piękne czarne włosy związane miała w długi warkocz. Gdy Aaron ją zauważył, wspieła się na palce i ucałowała go w policzek. Oboje spoglądali w milczeniu na Edgara. Sophia, zerkała co jakiś czas na Lionela. Była nim zauroczona . Lecz on nie wracał na nią uwagi, gdyż swe serce oddał zjawiskowej Naomi. Z tego powodu, Sophia cierpiała jeszcze bardziej.
- Sophio zapomnij o Lionelu. On świata nie widzi , poza Naomi – powiedział Aaron, zerkając z troską na siostrę, która spojrzała na niego lekko zaskoczona.
- Wiem. Ależ ja jestem nieszczęśliwa! – wykrzyknęła, w jej oczach lśniły łzy. Była taka delikatna. Aaron objął ją i mocno przytulił. Tyle już wycierpiała.Za każdym razem widząc ognistorudą Naomi, wybuchała płaczem. Wszyscy mężczyźni interesowali się tą pięknością. Zawsze była otoczona przez adoratorów, którzy patrzyli na nią z nieskrywanym zachwytem. Sophia chociaż była piękna, nie miała wielbicieli.
- Nie płacz, siostrzyczko . Jeszcze spotkasz miłość swojego życia. Jesteś piękną niewiastą. – szepnął Aaron
Miał racje, problemem było to że zamknęła się w sobie. Brak jej było pewności siebie. Dawna tragedia odznaczyła się boleśnie, na jej wrażliwym sercu. Straciła swą dawna radość, być może  już na zawsze. Z dawnej pięknej wampirki , której uśmiech nie schodził z twarzy mimo ciężkich czasów, pozostało tylko pomału blaknące wspomnienie. Przez ostatnie pół wieku ani razu się nie uśmiechnęła. Z całego serca nienawidziła Czarnej Królowej. Która miała na sumieniu tyle niewinnych istot.
- Ach, Aaronie, ale ja go kocham. – wyszeptała Sophia, przełykając łzy  - Wiem że kocha Naomi, lecz kocham go mimo tego. – dodała zamykając oczy.
Aaron ujął jej śliczną maleńką dłoń, i złożył na jej czułku braterski pocałunek . Nie puszczając dłoni siostry przeniósł wzrok na Lionela. Mężczyzna czyścił swój miecz. Jego jasne włosy lśniły w promieniach słońca. Patrząc na nie miało się wrażenie że są ze złota. Sophia była pod wrażeniem jego urody. Podziwiała jego piękne atletycznie zbudowane ciało, i piękne jasno błękitnę oczy. Gdy skończył czyszczenie miecza wstał i ruszył w kierunku Aarona.
- Witajcie mój drodzy – przywitał się z szacunkiem, oglądając się za ramię. Sophia wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma. Był tak blisko. Serce jej pękało z bólu wiedząc że nie może być jej. Lionek był całkowicie oddany swojej Naomi. Byli już ze sobą nawet zaręczeni. Chcieli wstąpić w związek małżeński.
- Witaj, coraz lepiej władasz mieczem Lionelu – odparł Aaron, wyczuwając niema rozpacz siostry.
Lionel spojrzał na niego z szerokim uśmiechem na swej pięknej twarzy.
- A jakże! W końcu  wywodzę się z walecznego rodu Suchadów – rzekł wybuchając gromkim śmiechem
Aaron zauważył, że Sophia spuściła wzrok i boleśnie westchnęła.
Lionel spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Czy coś się stało,  Sophio? – zapytał przenikliwie się jej przyglądając. Dziewczyna puściła rękę brata i cofnęła się krok do tyłu.
- Nie...Ja już pójdę – wykrztusiła  powstrzymując łzy cisnące się do jej oczu. Zasłaniając twarz jedwabnym szalem pobiegła ku domostwu.
- Biedna Sophia – powiedział do siebie Aaron – Lionelu postoisz tu chwilę? – rzekł, patrząc na bardzo zdziwionego Lionela. Po czym ruszył, za siostrą. Dogonił ją koło stajni, stała oparta o ścianę i szlochała .
- Sophio, nie płacz, pęka mi serce widząc Twój smutek – powiedział dotykając jej policzka – Już…spokojnie. Wszystko będzie dobrze – kontynuował nie spuszczając z niej oczu. Sophia zaczęła się uspokajać
- Tak bardzo, bym chciała poczuć się kochana. Poznać tą miłość, jaką Ty kochałeś Ellene – powiedziała cichutko, nieco drżącym głosem. Patrzyła przed siebie. Aaron, stanął bez ruchu, słysząc imię swojej ukochanej. Przypomniał sobie jej piękne złote loki, w których często zanurzał twarz. Zaczął pogrążać się we wspomnieniach…Stał nad jeziorem i przyglądał, się gromadce pląsających dziewcząt. Szczególnie jednej, ślicznej jasnowłosej dziewicy, przyobleczonej w zieloną suknie. Była taka niewinna i cudowna. W pewnej chwili spojrzała w jego stronę, ale bardzo szybko się odwróciła zmieszana. Jedna z jej towarzyszek nachyliła się ku niej,  zaczęły chichotać, chwyciły się za ręce i pobiegły w stronę lasu. Wieczorem tego samego dnia podczas wieczerzy, Gordon spojrzał na swojego syna z uśmiechem,
- Synu, czuję że w Twoim życiu dzieję się coś szczególnego – powiedział, patrząc na zdziwionego Aarona – Zauważyłem jak patrzysz, na Ellene. – dodał
- Jest bardzo piękna niewiastą ojcze. Pełną wdzięku. Obserwuję ją od paru tygodni. Jest wspaniała – odparł Aaron
Gordon pokiwał głową.
- Masz rację. Wiem ze ją kochasz. Powiedz jej to, zanim ci ktoś ją zabierze z przed nosa.
…To były piękne czasy…
Aaron otrząsnął się ze wspomnień.
- Siostrzyczko, na prawdziwą  miłość  warto czekać. Muszę wracać do Edgara. – rzekł i odszedł w stronę placu. Sophia chwile za nim patrzyła, potem się odwróciła i wbiegła do domu.


                                                             ***


Zadzwonił budzik, Weronika pomału otworzyła oczy, i sięgnęła ręką do szafki nocnej, na której stał by go wyłączyć. Przez przypadek strąciła zapachowa świeczkę. Z lekkim ociąganiem podniosła się z posłania. Zamglonym wzrokiem rozejrzała się po pokoju , odrzuciła kołdrę i zsunęła stopy na ziemie. W tej samej chwili do pokoju wpadł żywy huragan.
- Ej, no! – wykrzyknęła, patrząc ze złością na Majkę, która w odpowiedzi zachichotała.
- Wreszcie się obudziłaś. Już jest 12. Jedziesz z nami na zakupy? Muszę sobie kupić nową kieckę – powiedziała przysiadając na brzegu łóżka . Weronika nic nie odpowiedziała. Majka zaczęła się jej badawczo przyglądać.
- Siostra, co jest? – zapytała
- Nic, po prostu nie czuję się najlepiej – odpowiedziała Weronika przecierając oczy.
- No weź, nie żartuj Wera. Ubieraj się i jedziemy.
- Czy Ty do cholery nie rozumiesz?! Nigdzie nie jadę!
Majka wpatrywała się w młodsza siostrę z otwartymi ustami.
- Nie to nie – odparła urażonym tonem – Ja spadam. Nara – dodała pośpiesznie i obrażona wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
Weronika zaczęła żałować swej gwałtownej reakcji. Niepotrzebnie się tak uniosła wobec swojej starszej siostry. Postanowiła że ją przeprosi gdy wróci. Podeszła do okna i rosuneła zasłony. Za oknem, była paskudna pogoda. Padał deszcz. Zadrżała, zerknęła na stojące na parapecie niewielkie podręczne lusterko. Stwierdziła,  że wygląda tragicznie, szybko więc wyjęła z szafki szampon i żel. Chciała wziąć kąpiel. Wyszła na korytarz i zapukała do drzwi łazienki, gdy nikt nie odpowiedział weszła do niej zamykając za sobą drzwi na klucz. Rozebrała się, przyglądając  się swojemu ciału. W ostatnim czasie trochę przytyła, nabrała bardziej kobiecych kształtów. Piersi wydawały się pełniejsze, a biodra nieco zaokrąglone. Do tego pod względem psychicznym poczuła, się bardziej kobieca. Wszyscy jej mówili, że wyładniała. Często wyrażali zachwyt nad zmianami w niej zachodzącymi. Uśmiechnęła się lekko i odkręciła kurek z wodą. Przez chwile czekała na odpowiednią temperaturę wody, i weszła do brodzika. Uniosła twarz, ku strumieniowi wody, który spływał gorącymi strużkami po ciele. Nieświadome dotknęła jedwabistej skóry i rozkosznie westchnęła. Zaczęła się zastanawiać, jak to jest być z mężczyzną. Teraz pomalutku się dowiadywała o doznaniach, których nigdy dotąd nie znała. Nagle zamarła. „Cholera o czym ja właściwie myślę. Opamiętaj się dziewczyno. To temat tabu, dla mnie zakazany dopóki nie poznam odpowiedniego mężczyzny” zbeształa samą siebie. Wzięła do ręki szampon ,nalała go sobie na dłoń. Myła włosy masując delikatnie skórę głowy, gdy skończyła spłukała pianę wodą. Kilka minut później odświeżona i zrelaksowana owinęła się ręcznikiem. Włosy wysuszyła suszarką, potem przeszła do pokoju by się ubrać. Założyła dżinsy, i czerwoną sportową bluzę. Zdecydowała się tez na lekki  makijaż, oczy podkreśliła konturówką, pomalowała też usta. Oceniła efekty, wzięła telefon i zbiegła do kuchni.
- Dzień dobry mamo – przywitała stojącą przy stole mamę, która uśmiechnęła się promiennie na jej widok.
- Dzień dobry córeczko. Wyspałaś się? – zapytała.
Weronika nagle posmutniała.
- Tak mamo.
Matka spojrzała na nią z troską.
- Źle się czujesz Weroniczko? Jesteś jakaś blada.
Weronika pokręciła głową.
- Nie mamo, chodzi o Majkę. Chyba ją uraziłam – głos Weroniki wskazywał na ogromne przejęcie. Mając wyrzuty sumienia, opowiedziała całe zajście. Matka słuchała jej, od czasu do czasu kiwając głową, gdy Weronika skończyła mówić uśmiechnęła się czule.
- Och córciu, zawsze byłyście wrażliwe na krzywdy drugiej. Majce na pewno przejdzie, w dzieciństwie gdy się kłóciłyście to po chwili byłyście pogodzone. Jak wróci z zakupów, już nie będzie pamiętała o tym - powiedziała – Znasz ją przecież – dodała, podchodząc do lodówki. Weronika patrzyła na nią jak wyjmuje kurczaka. Matka była taka mądra i dobra. Bez zastanowienia zerwała się z krzesła, podeszła do niej i ją ucałowała.
- Dziękuję mamo. Kocham Cię. – szepnęła jej na ucho, i z radosnym śmiechem się do niej przytuliła.


                                                            ***


Koło 16 wróciła Majka. Weronika słysząc na dole śmiech siostry, odłożyła książkę którą czytała. Chciała porozmawiać i przeprosić siostrę za swój wybuch. Usłyszała że Majka wbiega po schodach, stukając nowiutkimi szpilkami. Wzięła więc głęboki oddech i policzyła do trzech uchylając drzwi.
- Majka, pogadamy? – zapytała nieśmiało. Siostra przystanęła i podniosła na nią wzrok, na jej twarzy pojawił się przyjazny uśmiech.
- Tak, możemy. Widzę, że ci przeszło. Co tam? – odparła pytająco patrząc w oczy Weroniki. Dziewczyna przygryzła wargę.
- Chciałam Cię przeprosić, za to że się uniosłam – wyrzuciła, wbijając wzrok w podłogę.
Majka się jej  dłuższą chwilę przyglądała, po czym rozłożyła ramiona.
- Chodź tu moja mała siostrzyczko – Weronika nie zastanawiając się ani chwili dłużej uściskała się pojednawczo z siostrą. Mama się nie myliła, obie siostry, nie potrafiły się na siebie długo gniewać. Były przyjaciółkami. Bardzo się kochały i starały się sobie zawsze nawzajem pomagać. Mogły na siebie liczyć.
- Chodź Werka. Mam coś dla Ciebie – Majka nagle pociągnęła Weronikę  w stronę swojego pokoju. Kilka toreb które niosła rzuciła na łóżko, i zaczęła w nich szperać. Z jednej z nich wyciągnęła śliczną czerwoną sukienkę, z dużą biała kokardą z przodu. Z okrzykiem zadowolenia podała ją siostrze. Weronika dotknęła miękkiego materiału.
- Jest śliczna. Dziękuję! – wykrztusiła.Była wzruszona, gestem Majki. Siostra zaśmiała się serdecznie, widząc zaskoczoną minę Weroniki.- No dalej, przymierz ją -  zachęcała, podskakując lekko jak mała dziewczynka, biorąc od siostry ubranie, które właśnie zdejmowała. Chwile później, Weronika miała na sobie sukienkę. Majka spoglądała na nią z zachwytem.
- Jesteś taka piękna – zaszczebiotała wirując wraz z siostrą w szalonym tańcu, zaśmiewając się przy tym do łez. Potem padły zmęczone na posłanie, a ich radosny śmiech roznosił się po całym domu.

                                                            ***


               Gordon, uchodził za przystojnego mężczyznę. Mądrego, o wspaniałym wnętrzu. Lorna pokochała go za serce przepełnione miłością do niej. Tego wieczoru, stał koło okna, patrzą na gwiazdy. Był w głębokiej zadumie. Wspominał trójkę swoich tragicznie zmarłych dzieci i czarująca Ellene, która miała zostać jego synową. Aaron tak bardzo ją kochał. Nawet teraz, gdy jej nie było wśród żywych. Gordon nawet nie chciał myśleć jak bardzo cierpi jego syn, bo sam wiedział najlepiej. Czuł to samo. Stracił ukochanych synów i córkę. Ból był nie do zniesienia. Wciąż widział ich twarze. Każdego dnia o nich myślał. Codziennie przeżywał na nowo tamte straszliwe wydarzenia.
- Mężu, dzieci pytały czemu nie było Cię na wieczerzy – oznajmiła Lorna wchodząc do izby. Gordon odwrócił się w jej stronę,
„ Lorno, moja najdroższa ptaszyno, Ty też cierpisz, być może odczuwasz to bardziej dotkliwie niż my, przez swoją wrażliwość. Tak bardzo bym chciał złagodzić Twój ból, ale to jest niemożliwe, musimy z tym żyć. Wiem, że płaczesz po nocach, siedząc sama przy kuchennym stole. Chociaż Ty myślisz, ze o tym nie wiem. Musimy żyć ze świadomością tej jakże straszliwej straty moja słodka różyczko” Pomyślał patrząc w smutne oczy ukochanej żony.
- Chciałem posiedzieć w ciszy i pomyśleć – powiedział, obejmując żonę.
Kobieta wtuliła się w jego ramiona.
- Nasza córka, cierpi bardziej niż dotychczas – rzekła, jej głos był przytłumiony. Gordon uniósł jej piękną twarz ku swojej.
- Sophia odziedziczyła wrażliwość po Tobie moja kochana Lorno. Nic dziwnego ze cierpi, najpierw straciła braci i siostrę, a teraz doszła nieszczęśliwa miłość. Ona po prostu chce być kochana – przemawiał łagodnie.
- Wiem mężu. Boję się o nią. To nasza jedyna córka, jedyna która nam została. Nie możemy jej stracić. Więcej bólu już nie zniosę. Ja umrę jak stracę kolejne dziecię. Serce matki bardzo słabe jest, jeśli umiera dziecko to serce jej obumiera, aż w końcu bić przestaje z żalu i bólu – Gordon zaczął gładzić żonę po włosach. Gdy zgodziła się wiele lat temu wyjść za niego, był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Wtedy byli tacy szczęśliwi, nie mieli żadnych trosk i kłopotów. W tamtym czasie nie wiedzieli o wielkim niewyobrażalnym cierpieniu, jakie ich czeka. Byli szczęśliwi, ze są razem, myśleli ze szczęście ich nie opuści. Jednak bardzo się mylili. Wirginia wpadła w szał, gdy wielu wampirów się przed nią nie ukłoniło, mówiąc że nie będą jej służyć. Chcąc ich ukarać, zarządziła najazd na dolinę i zabicie wszystkich jej mieszkańców. Domostwa zostały splądrowane i spalone wraz z ciałami zabitych. Gordonowi  Lornie i pozostałym udało się uciec. Lecz Wolterowi, Seamusowi i Hildzie, szczęście nie dopisało. Im pisana według przeznaczenia była śmierć. Od tamtej pory, wielu mężczyzn postanowiło stać się wojownikami, którzy by w odpowiednim momencie zadali śmiertelny cios Czarnej Królowej. Oni wszyscy nade wszystko pragnęli jej obalenia. Chcieli zemsty. Wirginia zasługiwała na śmierć. To przez nią cierpiała cała rodzina Gordona. Aaron i Edgar, codziennie trenowali, a Sophia…Ach, nie było żadnego dnia żeby nie płakała…
Lorna patrzyła na męża z ufnością, w swych oczach które przepełnione były bólem.
- Moja kochana, nie pozwolę skrzywdzić nikomu naszej córki – powiedział delikatnie całując żonę w usta. W tym momencie do izby wszedł Aaron, był zdenerwowany w dłoni ściskał mocno kawałek pergaminu. Gordon i Lorna, spojrzeli na syna jednocześnie. Jego oczy pałały gniewem. Bez słowa podał przedmiot ojcu. Był to list, z pieczęcią należącą do Czarnej Królowej. Gordon rozwinął go niepewnie i zaczął czytać. A oto treść owego listu:
Na chwałę Moją i Królestwa Istot Nocy,
Wydaję rozkaz by, odnaleźć wszystkich
Zbiegów z doliny, którzy pragną Mojej
Zguby. Wydaję na nich wyrok śmierci.
Rozkaz ten ma być wykonany bez zwłoki.
- Co  za (..) – syknął – Synu skąd to masz?
- Kilkoro z naszych, znalazło martwego wysłannika Virgini, list był przy jego ciele – odpowiedział Aaron.
- Cóż się stało mężu? – zapytała z niepokojem Lorna. Aaron wyczuł w niej strach.
- Ta przeklęta gnida Virgina, wydała na nas wyrok śmierci – powiedział uderzając pięścią w ścianę. Lorna skamieniała i osunęła się, z głuchym łoskotem na ziemie..
- Matko! – krzyknął Aaron i uklęknął przy matce. Jego krzyk usłyszał Edgar, który jak burza wpadł do komnaty z gotowością do walki.
Spojrzał pytająco na ojca.
- Czarna Królowa, znów rozpoczęła polowanie na nas – wytłumaczył Gordon.
- Niechże tylko dorwę tę podłą kreaturę – warknął Edgar, zerkając kątem oka na brata. Lorna wciąż była nieprzytomna.
Aaron oparł głowę matki na swoich kolanach. Znów na nowo mieli przeżywać piekło? Nie mógł na to pozwolić. Ogarnęła go żądza mordu. O nie… Nikt bezkarnie nie będzie krzywdził tych których kocham. Pora wziąć sprawy w swoje ręce.
Nadszedł czas zemsty…
Virgina poniesie konsekwencje swoich czynów.


                                                              ***



            Sophia siedziała w swojej komnacie i rozczesywała włosy, rozmyślając o Lionelu. Podkochiwała się w nim już od kilku lat. Wyobrażała sobie siebie przy jego boku, chociaż  doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ona jest mu przeznaczona. Z bolesnym westchnieniem, podeszła do ogromnego pozłacanego lustra i zaczęła się przyglądać swojemu odbiciu. Miała na sobie tylko cieniutką halkę. Jej włosy rozsypywały się po ramionach, opadając delikatną kaskadą po plecach. Piękne, ogromne zielone oczy odzwierciedlały jej samopoczucie.
Jej uwagę przykuł odbijający się w lustrze portret, który przedstawiał jej siostrę.
Hilda miała przechyloną na bok głowę, palcami obu dłoni rozczesywała swoje jasne włosy. Uśmiechała się patrząc wprost na malującego ją artystę. Jej oczy były w tym samym odcieniu co Sochy. Cechowała ją odwaga i upór. Od najmłodszych lat wykazywała zdolności, do jazdy konnej i walki. W dzieciństwie, gdy Sophia i matka zajmowały się ręcznymi robótkami Hilda galopowała na własnym majestatycznym rumaku po okolicznych lasach i łąkach. Towarzyszyli jej zawsze wszyscy czterej bracia i ojciec. Eleganckie kobiety z doliny, nie pochwalały takiego zachowania, według nich panienka powinna być pokorna i posłuszna. Obowiązkiem każdej młodej dorastającej kobiety, było przygotowanie się do roli dobrych żon i matek. Wszystkie dziewczęta musiały być grzeczne i potulne. Co jak co, ale Hilda grzeczna i potulna nie była. O nie! Pewnego razu piętnastoletnia  Hilda zobaczyła syna sąsiadki, który chciał zabić małego szczeniaczka. Nie wiele myśląc, w wielkim gniewie podbiegła do niego i go pchnęła. Chłopak przewrócił się, upuszczając trzymany w ręce nóż.
- Ty parszywy gadzie – wrzasnęła – Co ci, to niewinne stworzenie zrobiło, piekielny pomiocie?! Rusz go tylko, a Cię zabije – dodała wysuwając kły.
Chłopak wpatrywał się w nią zdezorientowany, po chwili na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości.
- Grozisz mi Ty mała smarkulo? – Odejdź stąd żmijo – wysyczał.
Hilda zbliżyła się błyskawicznie do niegodziwca i drasnęła go  po twarzy nożem, którego zdążyła pochwycić. Chłopak zawył z bólu, i zakrył krwawiąca twarz dłonią . Stojąca nieopodal kobieta słysząc krzyk, podbiegła do nich.
- Cóż się stało? – rzekła z przerażeniem, patrząc na młodzieńca. Ifor wskazał na Hildę. Jego matka spojrzała na nią. Jej twarz zrobiła się purpurowa ze złości.
- Hildo Rendsow! Zraniłaś mego syna! Nie ujdzie ci to na sucho! Już ja tego dopilnuję! – powiedziała, jej oczy ciskały błyskawice.
Hilda się tylko zaśmiała ironicznie. Ta dziewczyna miała dziki temperament, porywający i żywiołowy. Dla rodziny była gotowa poświęcić życie.
Takie to wspomnienia kłębiły się w głowie Sochy. Były takie różne, zupełnie do siebie niepodobne na pierwszy rzut oka. Lecz łączyło je najważniejsze, miłość do bliskich. Każda okazywała to na swój sposób. Ale czyż miłość nie ma wielu twarzy? Sophia bardzo podziwiała swoją starszą siostrę. Hilda była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Nie spuszczając oczu z portretu, podeszła wolnym pełnym gracji krokiem bliżej dzieła, i leciuteńko jak tchnienie wiatru przesunęła opuszkami swych długich palców po namalowanej żywymi barwami twarzy siostry. Portret genialnie oddawał charakter modelki i urodę. Odzwierciedlał jej siłę, odwagę, ambicje i determinacje. Jednocześnie ukazywał jej łagodność i miłość wobec najbliższych. Hilda była naprawdę bardzo piękna, jej pełne usta były barwy dojrzałej maliny.
Ktoś lekko zapukał. Sophia szybko naciągnęła na siebie bladoniebieską koszule nocną, obszytą koronkami i otworzyła drzwi. W progu stała matka. Przez dłuższą chwilę przypatrywała się bacznie Sophi, po czym weszła do komnaty i usiadła na krześle przy okrągłym małym stoliku. Sophia wyczuwając coś niepokojącego, usiadła naprzeciwko matki, i milcząc czekała aż ukochana rodzicielka coś powie. Lorna tymczasem biła się z myślami jak i czy w ogóle powiedzieć córce o rozkazie królowej. Była pewna, że Sophia popadnie w jeszcze głębszą rozpacz. Chciała twego uniknąć, ale z drugiej strony nie mogła niczego ukrywać. Bardzo bała się, co może się stać. Żadna z tych decyzji nie była dobra. Z miłością patrzyła w oczy córki, tyle było w nich smutku i żalu. W jednej chwili reszta odwagi ją opuściło.
- Sophio, chcę żebyś wiedziała, że co by się nie stało ja zawsze będę Cię
Kochać –  powiedziała tylko.
Sophia uniosła brwi
- Mamo, coś się stało, prawda? – zapytała
Lorna pokręciła gwałtownie głowa.
- Nie…Nic się nie stało – powiedziała  dobrze zdając sobie z tego sprawę , że właśnie okłamała swoją córkę. Sophia jednak od razu zauważyła że coś jest nie tak.
- Matko, powiedz mi proszę. Wiem że coś się stało. Bardzo dziwnie się zachowujesz – poprosiła. Coś jej podpowiadało że matka ma bardzo złe wieści.
Lorna popatrzyła na Sophie zbolałym wzrokiem.
- Wirginia wydała rozkaz, by zabić wszystkich zbiegów z doliny – wydusiła i ukryła twarz w dłoniach.
To było straszne…do Sophi nie od razu dotarł sens słów matki. Przez chwilę wpatrywała się w nią zdezorientowana, lecz po krótkim momencie w jej oczach pojawiło się ogromne przerażenie. Zrobiło się jej słabo. To nie mogła być prawda. Nie mogła w to uwierzyć. Wszyscy zginiemy, pomyślała…Boże wszyscy. Zaczęła przeraźliwie krzyczeć, zakrywając uszy dłońmi. Wstała i rzuciła się na łóżko. Matka podeszła do niej szeleszcząc suknią.
- Córko tak mi przykro. To jest przerażające. Znów nam przyjdzie przezywać piekło. Ojciec i Twój bracia szykują się na walkę. Tak bardzo się o nich boję, ale wiem, że oni nie odpuszczą. Będą walczyć na śmierć i życie do ostatniej kropli krwi, ale Wirginia jest zbyt potężna to nie może się dobrze skończyć Sophio – wyszeptała, kładąc się obok córki. Sophia leżała nieruchomo zwinięta w kłębek. Lorna nie mogła patrzeć jak jej córka cierpi. Łagodnym gestem gładziła ją po ramieniu, chcąc dodać jej otuchy. Byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Po kilku minutach Sophia zasneła kamiennym snem. W swoim świecie wampiry niczym nie różnią się od ludzi. Śpią, jedzą owoce warzywa i mięso. Dopiero jak przekraczają granice światów, stają się wampirami którzy łakną krwi. Lorna przykryła córkę pledem, podeszła do okna , otworzyła je i zlustrowała okolice wzrokiem.
- Boże zlituj się – wyszeptała spoglądając w niebo. Tej nocy księżyc lśnił przedziwnym blaskiem, jakby ostrzegawczo. Lorna na dłuższą chwile zapatrzyła się w jego srebrzystą tarcze. Drogą szedł jakiś nocny wędrowiec. On również patrzył na księżyc, w pewnym momencie stanął i spojrzał prosto na nią. Chciała się cofnąć, ale ze zdziwieniem zobaczyła, że mężczyzna delikatnie skinął jej głową. Cóż  to może znaczyć, pomyślała. Czekała co będzie dalej, nie spuszczając oczu z obcego wampira. Wyostrzony zmysł wzroku pozwolił jej dojrzeć, że mężczyzna był już w bardzo podeszłym wieku. Miał  długą śnieżnobiałą  brodę, i niezwykle mądre wejrzenie niebieskich oczu. Lorna nie wyczuła w nim żadnego niebezpieczeństwa. Obserwowany wędrowiec, ruszył do wrót domu. Lorna szybkim ruchem zamknęła okiennicę i wybiegła z komnaty córki. Zbiegając po schodach, złapała w holu długi płaszcz i otworzyła drzwi.
- Witaj panie – rzekła, dygając lekko przed przybyszem. Starzec odwzajemnił gest, składając głęboki ukłon. Lorna cofnęła się by go wpuścić.
Mężczyzna uważnie rozglądał się po holu.
- Spotkała was w życiu wielka tragedia Pani – powiedział nagle.
Lorna znieruchomiała.
- Skąd Panie wiecie? – zapytała szeroko otwierając oczy
- Czuję to. Duch tego domostwa i Pani rodziny przemawia do mnie. – odparł zagadkowo – Śmierć nadal depcze wam po piętach – dodał.
Lorna patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Kim Panie jesteście? – zapytała
- Zwą mnie Archibald – odrzekł i zaczął chodzić powolnym krokiem po calym pomieszczeniu. W pewnej chwili spojrzał na szczyt schodów i zmarszczył  brwi mrużąc oczy. Lorna nie spuszczała z niego wzroku, odniosła wrażenie, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym. Serce jej podpowiadało że ów mężczyzna kogoś szuka.
- Czy jest tylko Pani w domu? – zapytał Archibald, gładząc swoją bujną brodę.
Lorna pokręciła głową
- Nie. Mąż i dzieci odpoczywają, mieli bardzo trudny dzień – odpowiedziała, otulając się szczelniej peleryną.
- Niech ich Pani zbudzi – głos Archibalda był stanowczy. Lorna popatrzyła na niego z ogromnym zaskoczeniem.
- To bardzo ważne – dodał widząc wahanie kobiety, które szybko  przemieniło się w zrozumienie. Szybkim krokiem wbiegła po schodach na piętro. Weszła do komnaty którą dzieliła z mężem.
Gordon otworzył oczy.
- Cóż się stało najdroższa? – zapytał podnosząc się z posłania> Lorna w skrócie opowiedziała mu o przybyszu .
- Ciekawe. Zbudź chłopców i Sophie. A ja z nim porozmawiam – powiedział Gordon. Schodząc z e schodów obserwował przybysza , który z zainteresowaniem przypatrywał się obrazom. Gdy zauważył Gordona złożył mu pokłon. Gordon zrobił to samo.
- Czym możemy Panu służyć? – zapytał
Archibald przez chwilę rozmyślał nad odpowiedzią.
- Przychodzę w imieniu Ducha Przyszłości. Ważną rzecz mam wam do powiedzenia.
W tym momencie do holu weszli Aaron i Edgar. Młodzi mężczyźni wymienili ze sobą zdziwione spojrzenia. Archibald spojrzał na Aarona.
- Ty synu jesteś Naznaczony – rzekł – To tobie przypada zadanie odnalezienia Pogromczyni Ciemności – powiedział – Pozwólcie że opowiem wszystko od samego początku - dodał widząc  niepewność i zdumienie na twarzy Aarona. Gordon wskazał ławę. Starzec z westchnieniem usiadł na niej i zlustrował uważnie twarze wszystkich trzech mężczyzn.
- Tak… z całą pewnością  to Ty poprowadzisz nas ku świetności   - wyszeptał z zadumą wpatrując się w Aarona – To Ciebie wskazał Kryształ. Przed wieloma wiekami, zanim władze objęła Czarna Królowa, na tronie zasiadał Król Leonard, który był władcą dobrym i sprawiedliwym. Jego żoną była piękna  Oliwia. Pod ich opieką ,Królestwo rozkwitło, a mieszkańcy  żyli w szczęściu i zgodzie. Tak było przez około czterysta lat. Pewnej zimy  przybyła do zamku, młodziutka dama o pięknych bursztynowych oczach i włosach białych jak śnieg. Król był wobec niej bardzo podejrzliwy, według niego jej oczy skrywały ciemność. Królowa zaś, istota przepełniona miłością od razu polubiła przybyła panienkę. Mianowała ją na swoja dwórkę. Spędzały ze sobą wiele czasu. Wszystko było dobrze do pewnego słonecznego dnia. Wtedy to Król Leonard wyjechał, odwiedzić swój lud w okolicznych wioskach. Królowa Oliwia została w zamku, gdyż jej błogosławiony stan nie pozwalał na podróże. Wieczorem siedząc  na fotelu i uśmiechając się na myśl o dziecku, usłyszała hałas. Zaniepokojona lekkim krokiem wyszła z komnaty na korytarz, chcąc zobaczyć czy wszystko w porządku. Biedna nie zdążyła zamknąć drzwi, gdy ktoś chwycił ją za gardło od tyłu. Chciała krzyknąć, ale napastnik zakrył jej usta. Ostatnie, co zobaczyła był błysk ostrza, które w ułamku sekundy zostało zatopione w jej sercu. Rankiem przyszła służka by pomóc się ubrać swej Pani. Gdy znalazła ją przy królewskiej komnacie, ujrzała martwą monarchini. Cios w serce nie był jedynym ciosem, jaki został zadany. Zabójca przeszył również jej brzuch , dokładnie w miejscu gdzie znajdowało się malutkie serduszko maleństwa. Gdy Król wrócił i dowiedział się o tragicznej śmierci swej małżonki, wpadł w rozpacz i gniew. Wydał rozkaz by odnaleść tego, który pozbawił go największego szczęścia. Przez cały dzień siedział w komnacie żony i tulił do siebie jej suknie. Wieczorem skierował się do biblioteki by rozpaczać nad swa niedolą. Nawet nie przypuszczał że za chwilę spotka go mrożące krew w żyłach odkrycie  i straszna śmierć – powiedział Archibald, kończąc swą opowieść. Gordon, Aaron i Edgar byli w głębokiej zadumie. Lorna i Sophia które dołączyły do mężczyzn płakały nad losem rodziny królewskiej.
- To straszne.  jak można być, aż tak przesiąkniętym złem, by zabić. Och, tak mi żal tego nienarodzonego dziecięcia – szepnęła Lorna. Sophia jej przytaknęła ocierając łzy.
- Czy tą młodą dama była Wirginia? – zapytał Aaron.
Archibald pokiwał głową.
- Tak, Wirgina we własnej osobie. Ta kobieta od początku miała wszystko zaplanowane, zanim jeszcze weszła na dwór Króla Leonarda – odpowiedział ze zastanowieniem – Przypuszczam ze nie znacie Przepowiedni Onterego? – zapytał nagle.
- Nie mędrcze. Opowiedz nam o niej. – poprosił Gondor ujmując dłoń żony.
Archibald przymknął oczy.
- Jakieś siedemdziesiąt lat, po objęciu władzy przez Wirginie, jeden ze sług Królowej Oliwi, Onter przez kilka tygodni miał ciągle ten sam sen. We śnie widział Wirginię i jej coraz bardziej krwawe i okrutne rządy. Widział także istotę którą określił jako „ Nie z Tego Świata” . Wyglądała podobnie jak my, a jednak się różniła była inna. Istota ta w jego śnie, zabija Wirginie i wtedy nastają Nowe Czasy. Wielkie Czasy Pokoju. Całą swoją senna wizję spisał. W jego zapiskach pojawia się słowo Portal, które określa jako Wrota do Innych Światów – powiedział otwierając gwałtownie oczy. Wszyscy przyjęli to znak końca opowieści.
Sophia miała szeroko otwarte oczy.
- To istnieją inne światy? – zapytała z osłupieniem patrząc na Archibalda.
- Z całą pewnością Panienko – odparł, był nieco rozbawiony wyrazem twarzy dziewczyny. Zdołał też zauważyć nadzieje w oczach Lorny.
- Gdzie znajdują się owe wrota? – zapytał Gordon, zerkając  na żonę i córkę
- Jak przypuszczam na Południowy Wschód od Doliny Śmierci,, gdzieś w Górach Demonów… Tak mówią opisy Ontera. Za Wrotami znajduję się Pogromczyni Ciemności – odpowiedział mędrzec.
Aaron zerwał się z ławy, i zaczął chodzić w te i z powrotem po izbie. Czuł że ma ważne zadanie do wykonania, od którego zależy los Królestwa. Coś mu podpowiadało, że nie może zawieść, i że musi przyprowadzić Pogromczynie Ciemności.
- Kiedy mogę wyruszyć? – zapytał krzyżując ręce na piersi. Starzec uśmiechnął się lekko, widząc zapał wojownika.
- W każdej chwili Aaronie, lecz muszę Cię ostrzec. Wyprawa w inne światy niesie ze sobą ryzyko – głos Archibalda stał się złowrogi – tuż po przekroczeniu Wrót, zmienisz się nie do poznania. Staniesz się na wpół umarły. Będziesz żył nocą. Ogarnie Cię żądza krwi. Będziesz niebezpieczny dla tamtejszych mieszkańców.
Aaron patrzył z nad półprzymkniętych powiek na mędrca.
- W jaki sposób poznam Pogromczynie Ciemności? – zapytał zdecydowanym tonem, pocierając policzek dłonią.
- To już sam musisz odkryć mój chłopcze. Zadanie odnalezienia i rozpoznanie Pogromczyni przypada Tobie. Na mnie już czas przyjaciele, ale zanim odejdę chcę ci coś dać Aaronie – oznajmił  Archibald sięgając do kieszeni peleryny z której wyjął amulet na złotym grubym łańcuszku. Amulet składał się z większego kręgu i dwóch mniejszych,po obu stronach. pośrodku dużego kręgu znajdował się trójkątny rubin, z którego trzech boków, biegły promienie. Miedzy promieniami znajdowały się małe diamenty. Cały medalion wyglądał na bardzo kosztowny. Widać było, ze twórca włożył w jego wykonanie całe serce. Wszyscy zebrani z zapartym tchem, podziwiali urzekające aczkolwiek dziwne piękno amuletu. Aaron wyciągnął po niego rękę ,i przesunął palcami po mniejszym kręgu. W momencie gdy go dotknął, amulet rozbłysł jasnym światłem, a rubin zaiskrzył się czerwonym blaskiem. Aaron znieruchomiał. Wtedy właśnie zrozumiał, ze może się wszystko dobrze ułożyć. Archibald uśmiechnął się szeroko i włożył amulet do dłoni Aarona.
- Od tej pory Kryształ Maga, należy do Ciebie. Uczyniłeś  pierwszy krok ku wolności Królestwa Aaronie synu Gordona. Ale przed Tobą jeszcze długa i niezwykle trudna droga ku zwycięstwu. Zapewne wiele razy otrzesz się o śmierć, lecz Królestwo Istot Nocy w Ciebie wierzy. Nie wątpię, że ci się uda pokonać Zło. Niech Kryształ ma Cię w opiece. – rzekł i rozpłynął się w powietrzu. Aaron otworzył dłoń w której ściskał amulet upadł na kolana i zaszlochał. Po jego policzku zaczęły płynąc łzy. Lecz to nie były gorzkie łzy smutku, ani żalu. Te łzy były łzami Nadziei. Nadziei na wolność…




                             Rozdział II



     W lesie panowała cisza, śnieg pokrywał korony drzew. Które uginały się pod jego ciężarem. Zima była łagodna tego roku.
Weronika uwielbiała spacerować i podziwiać zimowy krajobraz. Była 8 rano. Tego dnia swoim zwyczajem wybrała się na spacer, idąc słuchała muzyki na MP4 i rozglądała się po okolicy. Na jednym z drzew dostrzegła wiewiórkę, która utkwiła w niej swe małe czarne oczka. Dziewczyna się uśmiechnęła i zrobiła ostrożny krok do przodu, lecz małe rude stworzonko spłoszone uciekło na następne drzewo i zniknęło jej z oczu. Weronika przez chwilę patrzyła się  w miejsce gdzie zniknęła. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc. Nigdy nie mogła zrozumieć ludzi, którzy nie cierpieli zimy. Według niej dużo tracili, nie doceniając piękna tej pory roku. Zima była taka magiczna że swoją wszechobecną bielą. Delikatnym ruchem odgarnęła z czoła swoje blond włosy i uniosła twarz ku koronom drzew. Śnieg stworzył prawdziwy balchadim  nad lasem. Poczuła na swych długich czarnych rzęsach płatki śniegu. Stała tak kilka minut z zamkniętymi oczyma. Gdy je otworzyła sięgnęła po telefon, zbliżała się 9 rano. Musiała wracać. O 11 była umówiona ze swoją przyjaciółką Julią. Miały się spotkać w małej wiejskiej knajpce. Od najmłodszych lat trzymały się razem. Szybkim krokiem skierowała się do domu. Po niecałych dwudziestu minutach siedziała w kuchni i popijała z kubka gorąca czekoladę. Chciała się rozgrzać przed ponownym wyjściem.
- Hej siostra – powiedziała Majka wchodząc do kuchni.
Jak zwykle wyglądała zniewalająco. Swoje ciemno blond włosy związała w koński ogon. Ciemnoniebieskie oczy podkreśliła eyelainerem. Miała na sobie biały golf z krótkim rękawkiem i czarne dżinsy rurki podkreślające jej długie smukłe nogi. Była ładną i seksowną dwudziestoczteroletnią dziewczyną o miłym usposobieniu. Weronika skinęła jej głową. Majka nalała sobie do wysokiej szklanki sok pomarańczowy i usiadła naprzeciw młodszej siostry.
- Jak tam? Jakie masz plany na dziś? – zapytała odstawiając szklankę na stół
Weronika wbiła w nią spojrzenie.
- Idę do knajpy. Mam się spotkać z Julią.
- No to fajnie – stwierdziła Majka stukając paznokciem o szklankę.
Weronika patrzyła na wypielęgnowane dłonie siostry po czym upiła łyk czekolady.
- Majka, jak myślisz znajdę kiedyś prawdziwą miłość? – zapytała nagle płonąc rumieńcem.
Majka przechyliła na bok głowę.
- Na pewno. Jestem tego w stu procentach pewna siostrzyczko. Musisz tylko cierpliwie czekać – odpowiedziała z uśmiechem i sięgnęła po pomarańcze
Z Mateuszem była już cztery lata. Byli fajną i barwną para. A co najważniejsze bardzo się kochali. Na wiosnę mieli razem zamieszkać. Chcieli wynająć mieszkanie w samym centrum Warszawy. Weronika uważnie obserwowała siostrę. Przypomniały się jej lata dzieciństwa. Majka w tamtych czasach była pulchną pieguską z trądzikiem i dwoma krótkimi mysimi warkoczykami. Mimo to była pełną radości jedenastolatką, za którą wszyscy przepadali ze względu na poczucie humoru i życiową energię. I właśnie ta sympatyczna pieguska broniła małej Weroniczki. A trzeba wiedzieć że Weronika już w dzieciństwie była przeciwieństwem starszej siostry. Była chuda jak patyk, sama skóra i kości, Jej mlecznobiała skóra była lekko przezroczysta. Jasne, krótko obcięte włosy sterczały na wszystkie strony świata. Wspomnienie sprawiło że Weronika zachichotała . Majka popatrzyła na nią zaskoczona uśmiechając się niepewnie.
- Cóż Cię tak rozbawiło mała? – zapytała, wrzucając do ust cząstkę pomarańczy.
- Nic, zupełnie nic.
- Werka, no proszę powiedz mi.
- Wspominam dawne czasy Majeczko.
- Aha, przypomniało ci się dzieciństwo jak mniemam.
- Zgadłaś bestyjko. Dobra Majka ja idę się przebrać i lecę – powiedziała Weronika nachylając się nad stołem i cmoknęła swoją siostrę w policzek po czym poszła „ skocznym” krokiem do swojego pokoju. Szybko się przebrała w kaszmirowy sweterek i obcisłe niebieskie spodnie. Usta pociągnęła ochronna pomadką i chwyciła fioletowy płaszczyk i torebkę. Wychodząc z domu natknęła się na Mateusza. Chłopak uśmiechnął się swoim zniewalającym uśmiechem, ukazując piękną biel zębów.
- Cześć Weronika – przywitał się, wyciągając z bagażnika swojego auta jakąś paczkę.
Weronika odwzajemniła uśmiech, zastanawiając się co tez może w niej być. Zapewne Mateusz, znów miał jakąś niespodziankę dla Majki. Tych dwoje, naprawdę bardzo się kochało. Weronika była pewna że w przyszłości będzie miała super szwagra, a Majka cudownego męża. Mateusz był bardzo przebojowym i przystojnym chłopakiem, o pięknych ciemnobrązowych oczach.
Miał dwadzieścia sześć lat i skończył studia na wydziale Architektury w Akademii Sztuk Pięknych. Był utalentowanym młodym mężczyzną. Przepięknie rysował i malował. Kilka jego rysunków miała Majka. Jeden nawet dostała Weronika. Rysunek przedstawiał dwa małe kotki.
- Co tam u Ciebie? – zapytał Mateusz
- A nic ciekawego. Pogadałabym z Tobą, ale muszę lecieć. Majka prawdopodobnie siedzi w swoim pokoju – odpowiedziała Weronika przepuszczając Mateusza w drzwiach.
- Aha, no to na razie Werka – chłopak posłał jej kolejny olśniewający uśmiech na pożegnanie . Był naprawdę uroczy. Weronika po dziesięciu minutach szybkiego marszu dotarła do baru „Królewiec”. Od razu w wejściu, przy jednym ze stolików dostrzegła Julkę, oprócz niej w knajpce było jeszcze trzy osoby, które popijały piwo i oglądały jakąś meksykańską telenowelę. Stojąca za barem kelnerka wycierała szklanki i kufle, zerkając co jakiś czas na telewizor. O tej porze, nie miała  wiele do roboty. Duży ruch zaczynał się dopiero w godzinach popołudniowych i wieczornych. Bar funkcjonował już od ponad czterdziestu lat, mieścił się w starym powojennym magazynie, który odnowiono. Budynek prezentował się nienagannie. Sala utrzymana była w ciepłych barwach. Ściany były pomalowane na żółto, a na stolikach były czerwone obrusy. Każdy stolik zdobił pozłacany świecznik. Był nawet wydzielony parkiet do tańca. Weronika podeszła do lady i zamówiła czarną kawę. Potem podeszła do stolika, przy którym czekała na nią Julka, i z głębokim westchnieniem usiadła na krześle. Julia uniosła brwi i się uśmiechnęła.
- Hej. Fajnie że jesteś – powiedziała, wyciągając z kieszeni dżinsów papierosy – Nudy, co nie? – zapytała zapalając jednego.
Weronika zakasłała, dając tym do zrozumienia, że wolałaby żeby przyjaciółka nie paliła, ale Julia to zignorowała z łobuzerskim błyskiem w oku. Weronika przewróciła oczyma.
- No – powiedziała tylko.
Julia zmrużyła oczy.
- Może zamówimy coś mocniejszego? – zapytała
- No nie wiem. Możemy się napić – stwierdziła Weronika, zakładając nogę na nogę.
- Ok. Pani Magdo, poproszę dwa drinki Królewskie z dodatkiem lodu – zawołała Julia do kelnerki. Kobieta uniosła wzrok z nad swojego zajęcia.
- Już, zaraz wam przyniosę – odpowiedziała odstawiając wytartą do sucha szklankę pod ladę.
Drink Królewski był wysokoprocentowym alkoholem  przygotowanym z najlepszego gatunku wódki, whisky i soku malinowego z dodatkiem cytryny i lodu. Kelnerka przyniosła drinki do stolika kołysząc łagodnie biodrami. Jej długie czarne włosy sięgały pośladek. Była atrakcyjną kobietą po trzydziestce. Jedyny mężczyzna w barze, nie odrywał od niej wzroku.
Julia upiła łyk, podanego drinka i skupiła całą swą uwagę na Weronice, która dostała ostrego ataku kaszlu przez dym. Julia zaciągnęła się po raz ostatni i zgasiła papierosa.
- Poznałam fajnego faceta – oznajmiła nachylając się ku przyjaciółce – Adam mu na imię – dodała.
- Cieszę się, opowiedz mi o nim – poprosiła Weronika.
- Cóż mogę ci powiedzieć. Jest przystojny, miły, idealny po prostu. Trenuję piłkę nożną.
- Aha. Wiele mi nie powiedziałaś. Ale brzmi nieźle – stwierdziła Weronika, odrzucając do tyłu włosy, po czym zanurzyła usta w drinku.
- Nieźle to mało powiedziane Werka, gdybyś go zobaczyła to byś zemdlała z wrażenia. Jest prawdziwym ciachem, miary samego Johnego Deppa. Ósmy cud świata, mówię ci kochana. Istny cukiereczek, chodzący afrodyzjak. Apollo normalnie. Żyć nie umierać – Julia zaczęła się coraz bardziej rozkręcać. Trajkotała jak najęta. Opowiedziała szczegółowo Weronice jak zapoznała się z nową zdobyczą. Dziewczyna grzecznie wysłuchała jej opowieści, od czasu do czasu kręcąc z niedowierzania głową. Starała się ukryć ukłucie bólu w sercu spowodowanego brakiem chłopaka. Od dziecka marzyła o prawdziwej miłości, jaka istnieje tylko w bajkach. Nagle przypomniała sobie sen który nawiedził ją ostatniej nocy.
Śnił się jej pięknie zbudowany mężczyzna o długich czarnych włosach. Nie widziała jego twarzy, gdyż był od niej odwrócony plecami. Potem naglę się obudziła, z dziwnym przeczuciem, którego nie umiała dokładnie zinterpertować. Jednego była pewna, ów mężczyzna był ideałem. Wiedziała to, choć nie zobaczyła jego oblicza. Uśmiechnęła się do swoich myśli.
- Werka, czy Ty mnie słuchasz? – zapytała nagle Julka, dziwnie się jej przyglądając.
Weronika zamrugała kilkakrotnie oczyma.
- Tak, tak – powiedziała pośpiesznie biorąc duży łyk drinka. Skrzywiła się i zakasłała – Diabelnie mocne – wykrztusiła.
Julia zachichotała.
- Co, Ty gadasz Werka. Drink jak drink – powiedziała potrząsając szklanką, w której zagrzechotały kostki lodu – Ale wracając do Adama.. kochana Ty musisz koniecznie go poznać. – dodała.
- No, myslę że będę miała ku temu okazje. – odpowiedziała Weronika z błyskiem w oku.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka wkroczył miejscowy „Playboy” z ładną filigranową brunetką, zawieszoną dosłownie na jego szyi. Panna wyglądała na mocno wstawioną. Wzrok miała rozbiegany i cały czas chichotała. Weronika wymieniła z Julią spojrzenia. Nieznajoma dziewczyna z ledwością pokuśtykała w stronę stolika. Idąc potknęła się o własne nogi, ale jakimś cudem udało się jej odzyskać równowagę, nie przestawała się wciąż śmiać. Chłopak podszedł do baru i poprosił niezbyt zadowoloną panią Magdę o dwie setki czystej wódki i sok pomarańczowy na przepitkę. Czekając na zamówienie, rozglądał się po sali. Gdy spojrzał na Weronikę i Julię, puścił im oczko.
- Cześć dziewczyny. Może do nas dołączycie? – zaproponował.
- Dzięki, ale nie – odpowiedziała Weronika.
Julia spojrzała na nią ze złością.
- Mów za siebie, ok.? – wysyczała, po czym zwróciła się do chłopaka – Ja chętnie się dosiąde – powiedziała. Nie zwracając kompletnie uwagi na przyjaciółkę podeszła do zadowolonego faceta.
Weronika westchnęła, to ja zabolało. Oczywiście doskonale wiedziała że Julia uwielbia flirtować z przystojnymi mężczyznami, ale jej zachowanie i tak uraziło przyjaciółkę. Dziewczyna obserwowała chwilę Julkę. Towarzyszce mężczyzny, wyraźnie popsuł się humor. W oczach miała autentyczną złość i smutek. Nagle wstała i podeszła smętnym krokiem do Weroniki.
- Hej. Jestem Domi a Ty? – zapytała czkając.
- No cześć. Weronika.
- Twoja koleżanka zabrała mi faceta – ton głosu Dominik był oskarżycielski. Patrzyła na Weronikę zbolałym wzrokiem. Z bliska wydawała się być miłą dziewczyną, która przesadziła trochę z alkoholem. Jej krótkie czarne włosy, sterczały na wszystkie strony, a łagodne szaroniebieskie oczy były zamglone, na policzkach miała rozmazaną mascare. Weronika przywołała na twarz dobrotliwy uśmiech.
- Nie przejmuj się, taki ma charakter – powiedziała – Skąd jesteś?
Dominika odwzajemniła uśmiech, ale po chwili znów miała posępną minę.
- Z Poznania – odpowiedziała.
- Rozumiem. Wiesz, ja to uciekam. Widzę, że moja przyjaciółka w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Trzymaj się – Weronika uprzejmie pożegnała się z nową znajomą. Przed wyjściem położyła dzieśęcio złotowy banknot na stoliku i wyszła z baru. Było zimno, Weronika rozejrzała się wokół.
- Weronika! Czekaj! – usłyszała nagle, tuż za nią szła Julia – Przepraszam – dodała widząc ponurą minę przyjaciółki. Weronika wzruszyła ramionami i bez słowa ruszyła dalej. Jakoś nie miała ochoty na rozmowę z Julią choć ta przeprosiła. Coraz bardziej się od siebie oddalały i nic nie mogły na to poradzić. Więzy je łączące pomału zaczęły się zacierać. Cała przyjaźń blakła, z każdym dniem. Obie dziewczyny miały swoje zajęcia. Weronika prace, a Julia uczelnie. Każda miała swoje życie. Nie umiały już ze sobą nawet rozmawiać, choć bardzo starały się podtrzymywać konwersację, ale kończyło się tylko na  pogaduszkach o chłopakach, potem zapadało milczenie. Całkowity rozpad przyjaźni zbliżał się nieuchronnie. Julia widząc obojętność, z powrotem wróciła do baru, posyłając za oddalającą się przyjaciółką przeciągłe spojrzenie. Wszystko z wolna się sypało. Gdy Weronika była już prawie w domu, poczuła ze jej słabo. W jej głowie rozległ się przedziwny aczkolwiek dźwięczny głos który zaśpiewał:
                                   
                                          Wiele upłynęło dni,
                                          Od nastania Złych Czasów.
                                          Wiele Krwi nieszczęsnych,
                                          Istot przelano.
                                          Lecz oto rodzi się w bólu,
                                          Nadzieja.

Gdy głos zamilkł, osłabienie przeszło. Weronika sama nie wiedziała, co się właściwie wydarzyło. Jednego była pewna, głos opływał w dobroć i słodycz. Był tak piękny, że miała zapamiętać go do końca życia. Nigdy nie słyszała piękniejszego dźwięku, niż ów głos. Głos Nieziemskiej Istoty. Była nim urzeczona, a jednocześnie było to trochę przerażające. Czuła ze głos przekazał jej jakąś wiadomość.
- Mamo! – zawołała, wchodząc do domu. Zajrzała do kuchni matki nie było – Jesteś mamo?! – powtórzyła, podpierając boki rękoma.
Usłyszała, że ktoś schodzi po schodach. Po chwili w drzwiach stanął wysoki mężczyzna.
- Cześć tato. Gdzie mama? – zapytała cmokając ojca na powitanie w policzek
- Pojechała z Majką i Mateuszem. Stało się coś? – głos ojca był zatroskany.
- Tak. Stało się.. Tatusiu, stało się coś dziwnego – odpowiedziała Weronika i zaczęła nucić słowa, które usłyszała. Ojciec patrzył na młodszą córkę zaskoczony.
- Usłyszałam głos. Niezwykle piękny, który zaśpiewał mi tą pieśń – wyszeptała.
- Weroniczko, córeczko czy Ty coś piłaś?
- Tylko jednego drinka tatku. A wracając do domu, poczułam się słabo, i pojawił się ten głos. I mam wrażenie, że dostałam jakieś niezwykłe przesłanie, tego co ma nieść dla mnie przyszłość. Czuje, ze stanie się coś ważnego – wyjaśniła Weronika sięgając po czekoladowe ciastko – Ale to jeszcze nie wszystko – dodała przełykając mały kęs.
- Jest coś jeszcze? – zapytał z niepokojem ojciec, obserwując badawczo córkę.
- Tak. Jest jeszcze sen.
- Sen? Jaki znowu sen? – w oczach ojca dało się ostrzec coraz większe zdumienie.
Weronika kiwnęła głową, i uśmiechnęła się niepewnie.
- Śnił mi się mężczyzna o długich, czarnych włosach i o pięknym ciele – odpowiedziała, zjadając do końca ciastko – Ale nie rozmawiajmy o tym – dodała po głębszym zastanowieniu. Do końca dnia myślała o pieśni.



                                                             ***


Norina Da Lorse była piękną kobietą o brązowych kręconych włosach, sięgających do połowy pleców i dużych błyszczących piwnych oczach. Wywodziła się z bogatego rodu i była jedyną ocalałą dwórką Królowej Oliwii. Za życia swej Pani, była najbliższą jej powiernicą i przyjaciółką. Historia ich przyjaźni zaczęła się gdy niespełna dwudziestoletnia Norina została wybrana spośród ponad trzystu najzamożniejszych panien,  na Pierwszą Damę Dworu Królowej Oliwii. Monarchini była zachwycona niezwykle zabawną i miłą dziewczyną o śniadej cerze. Norina nie mogła powstrzymać łez szczęścia, z lekkim okrzykiem radości, padła na kolana i ucałowała obie dłonie swej Pani.
- Wasza Wysokość, Tyś najpiękniejszą gwiazdą naszego Królestwa, a Miłość Twoja niewyczerpana, jest najczystszą ze wszystkich miłości, od zarania naszych dziejów – wyszeptała patrząc z oddaniem w lazurowe oczy uśmiechniętej Królowej, która w odpowiedzi uwolniła swą delikatną dłoń, przyobleczoną w jedwabną białą rękawiczkę, i dotknęła nią policzka Noriny.
- Norina, moja słodka dwórka – powiedziała tylko.
Przyjaźń rozkwitała, każdy dzień przepełniony był radością. Norina nawet nie myślała, że to się skończy,.. że w Królestwie zapanuje zło, które odbierze życie wielu niewinnym istoto. W chwili gdy dowiedziała się o śmierci Królowej, a później Króla Leonarda, wpadła w głębsza rozpacz,  która nie miała dna. Ból był niewyobrażalny. Wirginia.. kobieta, którą Królowa przyjęła z otwartymi ramionami zadała niewybaczalny cios zdrady, całemu Królestwu.
A wszyscy tak jej ufali, wszyscy dali się jej omamić. Tylko Król Leonard, zachował trzeźwość umysłu. Tylko on jedyny zdołał dojrzeć zło czające się pod piękną cielesną powłoką. Czuł ze stanie się coś strasznego, ale widząc czułość żony skierowana do białowłosej kobiety, oddalił od siebie niepokój, który i tak powracał za każdym razem na widok Virgini. Po śmierci Rodziny królewskiej odbyła się masowa egzekucja wszystkich dworzan. Norinie udało się przeżyć, gdyż włożyła na siebie strój strażnika. I właśnie w tym przebraniu patrzyła z rosnącym przerażeniem na śmierć swoich przyjaciół wampirów, którzy tak jak ona kochali zamordowaną Rodzinę Królewską. Widziała jak kat bez skropułów ścina głowy bezbronnym kobietom i mężczyznom, rozchlapując po całym dziedzińcu niewinną krew, tych którzy byli wierni Królowi Leonardowi i jego małżonce Królowej Oliwii do samego końca. Nawet niebo płakało nad ich losem, a wiatr zawodził wśród drzew, śpiewając swą żałobną pieśń. Jeszcze tego samego dnia, pod osłona nocy Norina uciekła z dworu, pozbywając się stroju strażnika, gdy zniknęła z zasięgu wzroku straży. Szła wiele godzin, aż upadła wyczerpana w leśnej głuszy. W tej chwili pragnęła umrzeć. Płakała wbijając palce w ściółkę. W końcu zasnęła, znaleźli ją czterej mężczyźni , którzy zabrali ją do samotnej chaty, ukrytej wśród drzew głęboko w puszczy, gdzie nikt się nie zapuszczał. Przez całą wędrówkę spała, podtrzymywana na koniu przez jednego z mężczyzn, który okrył ją swym płaszczem. Nie obudziła się nawet, gdy dotarli na miejsce. Kilka kobiet rozebrało ją z przemoczonych ubrań. Były pełne współczucia. Nie chcąc jej budzić, ułożyły ją na łożu i okryły szczelnie kołdrą, po czym wymknęły się po cichu z izby by przygotować strawę dla mężczyzn. Norina spała głębokim snem, przez wiele godzin. Gdy otworzyła w końcu oczy, z lekkim strachem i zaskoczeniem rozejrzała się po sypialni. Była sama. Wokół panował spokój. Gdy odrzuciła kołdrę, zauważyła ze ma na Sobie skromną brązową koszule. Nagle do pokoju weszła kobieta, która z miłym uśmiechem spojrzała na Norinę.
-Och, widzę że już się Pani obudziła – powiedziała – Proszę się nie bać, nie mam złych zamiarów. Jestem Kala – dodała widząc strach i nieufność Noriny. Była ładna. Miała miłą okrągłą twarz, którą okalały kruczoczarne włosy, upięte w luźny kok. Była też nieco pulchną i niewysoką kobietą o dobrotliwym i mądrym spojrzeniu turkusowych oczu. Norina odwzajemniła niepewnie uśmiech.
- A Ty jak masz na imię drogie dziecko? – zapytała Kala przyglądając się Norinie.
- Norina… Norina Da Lorse – odpowiedziała Norina.
Kala otworzyła szeroko oczy.
- Jest Pani szlachetnie urodzona. Przepraszam… Na pewno nie jest Pani przyzwyczajona do tak prymitywnych warunków – powiedziała, zataczając ręką koło.
-Droga Kalo, nie ma Pani za co przepraszać, to mi nie przeszkadza. Bardzo dziękuje, za troskę, jest Pani bardzo miła – rzekła Norina, uspokajając zawstydzoną Kale. Norina z miejsca ja bardzo polubiła.
- Za chwilę podajemy wieczerze, zapewne jest Pani głodna. Czy zje Pani z nami. Mężczyźni przynieśli dziczyznę i trochę ryb. A do picia mamy piwo korzenne. Nic wyszukanego, ale zaspokaja głód. – Kala była nieco onieśmielona.
- Z wielką przyjemnością, zjem pani rodziną i przyjaciółmi.
- Cudownie. Zawołam moją córkę, to przyniesie jakąś suknie. Pani odzienie jeszcze nie wyschło. Było całkowicie przemoczone. Będziemy na Panią czekać – powiedziała Kala, kierując się z ukłonem do drzwi. Po kilku minutach Norina, ubrana w suknie córki Kali, zeszła na wieczerze. Przy stole siedziało około 20 osób. Wszyscy zebrani spojrzeli w jej stronę. Norina wyczytała w ich twarzach zaciekawienie i życzliwość. W powietrzu unosił się apetyczny zapach mięsa i piwa.
- Niech Pani usiądzie – powiedział jeden z mężczyzn wskazując wolne miejsce, między dwiema miło wyglądającymi kobietami. Norina usiadła i przyjęła od swojej sąsiadki miskę z dziczyzną. Zauważyła, że niema żadnych  widelców ani noży, wszyscy jedli palcami. Zrobiła to samo, wkładając niewielkie kawałki do ust. Mięso było soczyste i niezwykle aromatyczne. Rozpływało się w ustach. Przy stole panowało milczenie. Gdy wieczerza dobiegła końca, Kala i jej córka wstały  i zaczeły zbierać naczynia. Rudowłosy mężczyzna upił łyk piwa i skupił swą uwagę na Norinie.
- Smakowało Pani? – zapytał.
Norina skinęła lekko głową.
- Tak, dziękuje. Mięso było bardzo dobre – pochwaliła splatając dłonie na stole - Gdzie ja jestem?
- W kryjówce buntowników. Walczymy o wolność całego Królestwa. Moja żona Kala mówiła, że ma Pani na imię Norina. Kilku mężczyzn znalazło pania na skraju lasu. Była Pani nieprzytomna. Jak to się stało ze znalazła się pani na tym odludziu?
Norina przymknęła oczy.
- Uciekłam. Byłam dwórką Królowej Oliwii. Wszyscy dworzanie zostali ścięci, ja zdołałam uciec – wyszeptała i zapłakała, chowając twarz w dłoniach. Wszystkie kobiety wymieniły między sobą przerażone spojrzenia, a córka Kali Tily upuściła glinianą misę, która stłukła się z głośnym trzaskiem. Była blada jak ściana. Kala zaniepokojona hałasem, wbiegła do izby i objęła córkę.
- Kalo, zabierz Tily – polecił Dercon, patrząc z czułością na żone i córkę.
Kala wyprowadziła struchlałą ze strachu Tily. Reszta kobiet wybiegła za nimi, zamykając za sobą grube, dębowe drzwi.
- Źle, się dzieje w naszym ukochanym Królestwie. Dużo Pani przeszła , dlatego proszę z całego serca, żeby pani tu została. Tu będzie pani bezpieczna. Moja żona to dobra kobieta, reszta niewiast również. Chce żeby pani wiedziała że my wszyscy jesteśmy pani przyjaciółmi – głos Dercona był przyjacielski i bardzo zatroskany. Norina uniosła ku niemu twarz, miała zaczerwienione oczy.
- Ma pan dobre serce. Jak ja się wam odwdzięczę. – rzekła ocierając delikatnie łzy. Czuła że może być spokojna, przynajmniej na razie. Z wielką wdzięcznością wstała od stołu, przepraszając Dercona, i wyszła do niedużego holu, w którym siedziały kobiety zajmując dwie długie ławy. Kala widząc Norie, podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
- Będzie dobrze kochanie. Pamiętaj, że nie wolno nigdy tracić nadziei – szepnęła i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Dercon miał racje. Jego żona była ciepłą kobietą o złotym sercu. Norinę ogarnęło  wspomnienie o matce.
Daliene Da Lorse, była szlachetną kobietą. Kochała córkę ponad wszystko. Ale została brutalnie zgwałcona i zamordowana, gdy Norina skończyła 22 lata. Straszne przeżycie zostawiło rysę na sercu wrażliwej Noriny. Bardzo tęskniła za ukochaną matką, która była piękna jak kwiat. Miała alabastrową skórę bez żadnej skazy. Długie brązowe loki, które upinała w wysoki kok i czarne jak węgiel oczy. Nosiła najdroższe i najpiękniejsze suknie, jakie szyte były w całym Królestwie. Jej pasją było szycie. Zaprojektowała swojej jedynaczce, prześliczne suknie i płaszczyki. Norina je uwielbiała. Ich materiał był delikatny i miły w dotyku. Matka potrafiła wyczarować prawdziwe cuda. Była dumna z Noriny, że Królowa Oliwia wybrała ją na Pierwszą Damę Dworu. Daliene była silną kobietą, nigdy się nie poddawała. Nawet jak opuścił ją mąż Telin dla Lily La Tauzen, która sypiała z wieloma mężczyznami o szlachetnym pochodzeniu, nie uroniła ani jednej łzy. Powiedziała tylko, że takie sytuacje dają lekcje, które z czasem wychodzą na dobre. Potem nie związała się z żadnym mężczyzną. Chciała sama sobie być panią. W tym czasie rozkwitła, osiągnęła pełnie szczęścia jako kobieta i matka. Córka była jej największym skarbem, któremu poświęciła całą swą uwagę. Norina była bardzo oddana matce. Bardzo cierpiała po jej śmierci. Miała złamane serce. Królowa Oliwia, najsłodsza istota jaką znała starała się złagodzić ból swojej dwórki, którą ukochała jak siostrę.
- Wygląda, pani bardzo mizernie – stwierdziła Kala, wyrywając Norie z zamyślenia – A może przygotować Tobie kąpiel moja droga? – zapytała unosząc brwi. Norina się uśmiechnęła.
- Tak, myślę ze powinnam się odświeżyć. Czy któraś z kobiet mogłaby mi pomóc?
- Ależ, oczywiście. Zaraz zaniesiemy gorącą wodę – powiedziała Kala i przeszła do kolejnego pomieszczenia. Norina dostrzegła w nim ogień paleniska. Nad którym stał ogromny kocioł. Domyśliła się, że jest w nim woda. Kala pochyliła się nad nim z dzbanem w ręku.
- Saro! Rino! Zanieście wodę na górę – zawołała.
Dwie z siedmiu siędzących kobiet wstały i poszły po napełnione dzbany. Niecałe pięć minut później, wszystko było gotowe do kąpieli. Norina z błogim uśmiechem zanurzyła się w wodzie. Za parawanem siedziała Rina i nuciła jakąś melodie. Jej obecność zadziałała na Norie kojąco. Wciąż miała przed oczyma, umierających przyjaciół. Wirginia nie znała litości. Była okrutną kobietą, którą ogarnęła żądzą władzy. Bez wahania zabijała  każdego kto się jej sprzeciwił, lub nie uznał jej władzy. W krótkim czasie zyskała zwolenników, głównie mężczyzn, którzy byli jej kochankami. Nigdy nie stroniła od uciech cielesnych. A liczba tych których uwiodła tylko potwierdzała jej lubieżność. Wszyscy ci mężczyźni, byli gotowi zrobić dla niej wszystko. Byle tylko przyjęła ich znów do swego łoża. Zabijali z rozkoszą, gdy dostali od niej taki rozkaz.
Norina się wzdrygnęła, woda zaczęła już stygnąć. Zanurzyła głowę w wannie, po czym zaczęła masować włosy, używając lawendowego mydła by je umyć. Poczuła się trochę lepiej, ale straszny obraz nie zniknął. Wiedziała, że nigdy nie zniknie. To czego była świadkiem, stało się nieodłączną częścią jej życia. Podkuliła nogi, objęła je ramionami i zaczęła niepohamowanie płakać.
- Panienko Norino? – usłyszała zaniepokojony głos Riny – Czy wszystko w porządku?
Norina pociągnęła nosem.
- Ciągle mam przed oczyma, egzekucje moich przyjaciół. Tych których kochałam ponad wszystko. Najpierw moja ukochana matka, potem Królowa Oliwia i Król Leonard a teraz oni. Los kpi sobie ze mnie… Rino czy to się kiedyś skończy? Czy kiedykolwiek będzie tak jak kiedyś?
- Serce mi pęka na myśl, co panienka przeszła. Nastały straszne czasy. Czasy bólu, śmierci i wielkiego niezwykle okrutnego zła, ale musimy wierzyć całym sercem Norino, że będzie dobrze i że to się skończy. Kala zawsze powtarza, że nigdy już nie będzie tak jak kiedyś, ale będzie lepiej niż jest teraz i należy pokładać w tym ufność – odparła Rina poważnym tonem.
- Och, Rino obyś miała racje – powiedziała Norina stając na nogi – Mogłabyś podać mi ręcznik? – poprosiła łagodnie z lekka zachrypniętym głosem.
Rina weszła za parawan i pomogła Norinie, owinąć się ręcznikiem, gdy była sucha podała jej do przyodziania koszule nocną. Potem Norina siadła przed lustrem, i zaczęła rozczesywać swoje długie piękne włosy. Mokre sprężynki przylegały do jej twarzy, co dodało jej jeszcze większego uroku. Nie zdawała sobie sprawy jaka jest piękna. Ciemną karnację, koloru czekolady z mlekiem odziedziczyła po swoim ojcu. Jej uroda była egzotyczna. Gdy była na Dworze Królewskim, wielu mężczyzn zabiegało o nią.
Królowa Oliwia, pragnęła wydać ją za prawowitego człowieka. Chciała żeby ukochana przyjaciółka, miała dobrego męża i by była szczęśliwa. Norina po dokładnym wyszczotkowaniu włosów odprawiła Rine, i położyła się do łóżka. Prawie natychmiast zasnęła. Kolejne dni upływały jej, na rozmowach, gotowaniu, praniu, haftowaniu i spacerach. Nie działo się nic złego. Nikt niepożądany nie odkrył kryjówki buntowników. I tak minęło kilkaset bezpiecznych lat życia Noriny w ukryciu, wśród niezwykłych i wspaniałych przyjaciół. Dzięki nim, uwierzyła w lepsze czasy. Zdawała sobie tez sprawę, że dawna świetność  Królestwa nie powróci, los przywróci tylko jej część, ale to i tak było bardzo dużo. Norina i jej przyjaciele cierpliwie czekali by wykonać właściwy krok.


                                                            ***


Aaron, obudził się wczesnym rankiem, spał tylko niecałe trzy godziny. Był podekscytowany wizytą Archibalda.. Planował wyruszyć na swoją misje w ciągu kilku dni. Miał mu towarzyszyć Edgar. Nie chciał zabierać nikogo więcej. To było zbyt niebezpieczne. Podróż konno do Doliny Śmierci, zajmowała sześć dni. Aaron wszedł do stajni i skierował się do boksu, w którym stał jego wierzchowiec. Młody ogier, był pięknym zdrowym i silnym zwierzęciem o kruczoczarnej sierści, i miodowej łatce na głowie w kształcie półksiężyca.
- Witaj przyjacielu. Wkrótce czeka nas niebezpieczna misja – powiedział Aaron dotykając chrap majestatycznego stworzenia, które zarżało radośnie, na jego widok. Nie zauważył jak do boksu wszedł Edgar, a tuż za nim Lionel.
- Bracie, Lionel chce wyruszyć z nami – oznajmił Edgar
- Że co, słucham?! Lionelu czyś Ty rozum postradał? To zbyt niebezpieczne, nie chcę Cię narażać. Masz narzeczoną, która niebawem zostanie Twoją zoną – powiedział stanowczo Aaron.
- A dlaczego Ty wyruszasz, skoro mówisz o niebezpieczeństwie? – odwarknął Lionel.
- Ponieważ jest nadzieja na pozbycie się Wirginii, a tak w ogóle nie mam nic do stracenia odkąd niema Elleny, Od jej śmierci, również i ja jestem martwy – wyjaśnił Aaron, na jego twarzy odmalował się ból, gniew i przerażająca obojętność.
- Aaronie jestem Twym przyjacielem…
- Masz rację, Lionelu jesteś moim przyjacielem i dlatego też zostajesz tutaj. To jest moje ostatnie słowo – wtrącił Aaron przerywając przyjacielowi – Nami by mnie znienawidziła, jakby coś ci się stało – dodał łagodniejszym tonem, wychodząc ze stajni. Lionel i Edgar szli obok niego. Kierowali się w stronę areny, na której zebrała się już spora gromadka wojowników.
- Witajcie chłopcy. Chwytajcie za broń, powinniście już trenować – zawołał Aaron przypatrując się im z uwagą. Po chwili rozległ się szczęk stali ocierających się o siebie mieczy. Patrząc na nich, Aarona napawała duma. Mężczyźni  byli zaciekli, opanowani i bardzo groźni. Ich ruchy wskazywały że z łatwością mogli zadać śmierć. Byli potężnymi wojownikami. Kilku przychodziło z leśnej kryjówki. Ich przywódcą był bardzo silny i odważny Dercon, który był serdecznym przyjacielem Gordona. Aaron zobaczył że jeden z wojowników Dercona przypatruję się mu. Wyglądał jakby się wahał, w końcu się zbliżył.
- Aaronie, mój Pan Dercon prosi żebyś przybył niezwłocznie do naszej kryjówki – powiedział wsuwając miecz do pochwy.
- Powiedz swemu Panu, że przybędę jeszcze dziś przed zachodem słońca – odparł Aaron. Wojownik skłonił ku niemu głowę i pobiegł na drugą stronę areny odwiązał swojego konia i pogalopował na wschód, gdzie na dalekim horyzoncie, znajdował się las. Aaron zastanawiał się cóż pilnego ma mu do przekazania Dercon. Zawołał Edgara i poprosił, by zajął jego stanowisko. Chciał porozmawiać z ojcem. Znalazł go przechadzającego się po dziedzińcu domostwa.
- Ojcze! – zawołał podbiegając do niego.
- Tak Synu? – zapytał gordon zerkając na Aarona.
- Jeden z wojowników Dercona, przekazał mi, ze jego Pan chce mnie widzieć. Zanim słońce zajdzie ruszam do ich kryjówki, chciałbym żebyś pojechał ze mną – odparł Aaron, stając gwałtownie w miejscu. Ojciec zrobił to samo i spojrzał z powagą w oczy syna.
- Dobrze synu. To co ma do przekazania Dercon, jest na pewno bardzo ważne, gdyż bez żadnego poważnego powodu nie kazałby Tobie gnać na złamanie karku. Poza tym, chętnie zobaczę się z moim drogim przyjacielem. – powiedział i uśmiechnął się niepewnie. Również on głęboko wierzył w wyzwolenie całego Królestwa, z pod władzy Czarnej Królowej. Archibald na nowo rozpalił płomień nadziei w sercach całej rodziny. Gordon wraz z synem poszedł do domu, w którym Lorna  przyrządzała posiłek. Była ubrana żółtą atłasową suknie przewiązaną w tali białą szarfa. Swoje hebanowe włosy, rozpuściła . Nowo narodzona nadzieja zaczęła  sprawiać cuda. Gordon, patrzył z zachwytem na żonę.
- Mój Boże, toż to anioł – szepnął
Był pełen podziwu.
Aaron również był zachwycony zmianą, która zaszła w matce. Wiedział że właśnie powróciła ze świata umarłych, do którego odeszła, już za życia. Miał całkowitą pewność, że bez Pogromczyni nie będzie mógł powrócić. Sumienie by mu na to nie pozwoliło. Musiał zwyciężyć. Gdy wraz z ojcem się posilił przepyszną sarniną duszoną w ziołach, osiodłali konie i wyruszyli na spotkanie z Derconem. Podróż zajęła im dwie godziny drogi. Przekraczając skraj lasu zsiedli z swych wierzchowców, resztę drogi pokonując pieszo. Niedługo potem zobaczyli wśród drzew chatę zbudowaną z drewnianych bali mającą parter, piętro i strych. W drzwiach czekała na nich niewysoka kobieta.
- Witaj, droga Kalo – powiedział Gordon, całując jej dłoń. Ta w odpowiedzi zarumieniła się uroczo na ten gest.
- Witajcie. Mój mąż już na was czeka – powiedziała uśmiechając się promiennie. Po czym lekko stąpając  poprowadziła przybyszów  do kuchni, w której stał Dercon. Jego muskularne ramiona opinała luźna lniana koszula, a do pięknie ukształtowanych długich nóg przylegały bryczesy. Całości dopełniały wysokie, lśniące czarne buty sięgające tuż pod kolano.
Na widok Gordona w dwóch krokach pokonał dzielącą ich odległość, i go serdecznie uściskał.
- witaj mój przyjacielu. Jak miło mi Cię widzieć – powiedział śmiejąc – Jak się miewa Twoja żona? – zapytał kładąc dłonie na ramionach Gordona, po czym znów go uściskał.
- Lorna, czuję się dobrze Derconie – odparł Gordon – wzywałeś mojego syna – dodał.
Dercon przeniósł spojrzenie na milczącego Aarona.
- Ach, tak…Aaronie muszę z Tobą omówić pewną sprawę . Doszły mnie słuchy, że jest nadzieja na pokonanie Wirginii. Ojciec panny Naomi , przekazał mi że wyruszasz w podróż, by odszukać niejaką Pogromczynie Ciemności. Dlatego chce, żeby ktoś ode mnie Ci towarzyszył.
Aaron pokręcił głową.
- Stanowczo protestuje, to niebezpieczne – odparł krzyżując ramiona na piersi, jego postawa wyrażała upór
Dercon tylko tyko się lekko uśmiechnął i ciężko westchnął.
- Aaronie, ja nalegam. Mam wspaniałą osobę, która może okazać się bardzo przydatna – powiedział.
- Synu, zgódź się, Dercon to rozsądny mężczyzna. Nie wysyłał by nikogo, jakby nie był pewny swoich racji – rzekł Gordon przyłączając się  do prośby Dercona.
Aaron spoglądał to na jednego, to na drugiego, potem zamknął oczy. Po czym postanowił zabrać ze sobą jednego z wojowników.
- Dobrze, więc. Ale któż to taki?
- Panna Da Lorse – odpowiedział Dercon z nutką dumy w głosie.
- Kobieta?!  Na Boga toż to delikatne stworzenie. Jakże sobie ona poradzi? – wykrzyknął Aaron ze zgrozą.
- Poradzi sobie znakomicie. Umie doskonale władać mieczem. Była dwórką Królowej Oliwii.
- Dobry Boże .. To na dworze uczono ją wojować?
- Nie. To moi wojownicy ją tego nauczyli. Uwierz mi Aaronie, to silna kobieta, Kiedyś zasłynie przez swoje bohaterstwo. Zaraz ją przyprowadzę. – powiedział Dercon i wyszedł z chaty. Gdy zamknęły się za nim drzwi, Aaron spojrzał na ojca.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – mruknął – Trudno mi uwierzyć, w to co mówi Dercon, wydaję mi się to absurdalne.
- Za chwilę się przekonamy. Chociaż i ja mam w głębi serca wątpliwości – odpowiedział Gordon przyglądając się z zastanowieniem synowi.
Chwile później wrócił Dercon, prowadząc za sobą  ciemnoskórą dziewczynę o inteligentnym spojrzeniu i burzą kręconych włosów.
Gordon i Aaron złożyli jej głęboki ukłon, który wykonywano przed szlachetnie urodzonymi osobami, gdyż tak nakazywała etykieta. Kobieta spojrzała na nich z zaciekawieniem i przeniosła pytający wzrok na Dercona, który skinął jej zachęcająco głową i podał jej miecz. W chwili gdy dotknęła pozłacanej rękoiści , oczom Aarona i Gordona ukazał się wspaniały pokaz fechtunku. Żaden z nich, nie mógł oderwać od niej zachwyconego i pełnego podziwu spojrzenia. Byli pod ogromnym wrażeniem jej umiejętności. Dziewczyna była nieziemska.
- Jak Ci na imię panienko – zapytał Gordon.
Dziewczyna spojrzała na niego z radosnym uśmiechem.
- Norina, mój panie.
- Moja droga Norino, ma panienka wspaniałe zdolności, których wielu wojowników mogłoby ci pozazdrościć. Jestem pod wrażeniem. Poznaj mojego syna Aarona. To z nim wyruszysz na misję.
Aaron zbliżył się do Noriny i ponownie się jej ukłonił chcąc okazać jej szacunek. Widząc to kobieta wybuchnęła śmiechem.
- Ależ, proszę pana.. proszę się nie wygłupiać. Jeden ukłon w zupełności wystarczył. To zaszczyt , że mogę Panu towarzyszyć w podróży Aaronie. Dercon stwierdził, że przyda  się panu kobieca ręka, w sprowadzeniu i zdobyciu zaufania Pogromczyni Ciemności – wyjaśniła. Nie mogła się doczekać, czekającej ją przygody. Bardzo chciała pomóc Aaronowi  w wykonaniu misji . Delikatnym ruchem odrzuciła swoje lśniące brązowe włosy do tyłu, które zdążyły już bardzo podrosnąć. Sięgały jej już do połowy ud. Była z nich dumna. Tily uwielbiała je czesać. Aaron pomału zaczął  przekonywać się do propozycji Dercona.
Norina była kobietą, jej o wiele łatwiej będzie przekonać Pogromczynie do przekroczenia wrót.
- Dobrze. Nie widzę żadnych zastrzeżeń. Może się panienka przygotowywać do podróży. Wyruszamy jutro, po zachodzie słońca- oznajmił Aaron. Pomyślał, że będzie mu raźniej mając u boku brata i tę oto stojącą  przed nim piękną nieustraszoną niewiastę.. Czuł że podjął dobrą decyzję. Nic nie mogło go powstrzymać, przed ratowaniem Królestwa. Norina mogła mu w tym bardzo pomóc. Z całą pewnością mieli szanse na zwycięstwo.

Ostatnio zmieniony przez Ingrid93ElaineGrey (02-03-2015 o 17h56)

Offline

#2 02-03-2015 o 21h58

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

To będzie chyba najdłuższa wiadomość, jaką kiedykolwiek napisałam na jakimkolwiek forum. No, ale trudno się dziwić, wrzuciłaś tutaj kawał sporego tekstu, jest co komentować. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

Zacznę od uwag. Uzbierało się tego sporo, więc raczej zrezygnuję z przytaczania każdego zdania, będę bardziej pisać ogólnikami. No i podzieliłam sobie byczki na kategorie, żeby się samej w tej wiadomości nie pogubić... xD

UWAGI "TECHNICZNE"

Przecinki
Pierwsza sprawa - przecinki. Jest ich od groma i trochę, większość wstawiono w złe miejsce. Za to nie ma pauzy tam, gdzie o przecinek się aż prosi... xD Niby pierdoła, ale kiedy pauzy tak nagminnie pojawiają się w nieodpowiednich miejscach, można stracić przyjemność z czytania. Brnięcie przez tak napisany tekst przypomina mi trochę tkwienie w korku ulicznym - kilka aut trochę ruszyło, ja z zadowoleniem szykuję się do wciśnięcia pedału gazu, a tu nagle znów hamulcowanie... Każdy, kto kiedykolwiek prowadził auto, na pewno zaskoczy, o co chodzi z tą metaforą... ^^
Wracając do przecinków - pod tym kątem solidnej korekty wymaga zdecydowana większość zdań, o ile nie wszystkie.

Niepotrzebne kropki
Kolejna sprawa - robienie dwóch zdań z jednego, którego nijak nie da się rozbić na mniejsze. Z tym błędem spotkałam się kilka razy, niestety, nie pamiętam dokładnie, które fragmenty to były. Ponownie przeglądając tekst znalazłam tylko jeden przykład, w prologu:

Wiał wiatr,  ciemność okrywała swym mrocznym płaszczem całą dolinę. Nad którą panowała przerażająca cisza, w której słychać było tylko echo koszmaru który się tu rozegrał.

Zamiast kropki powinien być przecinek. Jak to poznać? Bardzo prosto - jak zasłoni się pierwsze zdanie, to okaże się, że drugie bez tego pierwszego nie ma najmniejszego sensu. To niezawodny znak, że zdania trzeba połączyć. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

Akapity
Niby są i niby nie są mocno rozbudowane, więc ok. Ale jednak... W jednym akapicie potrafisz poruszyć kilka tematów: najpierw opisujesz jakąś czynność, potem wygląd miejsca, potem wygląd osoby, a na końcu - jej uczucia. Stanowczo za dużo jak na jeden akapit! Nie twierdzę, że za każdym razem, kiedy pojawia się dwuzdaniowa charakterystyka postaci, trzeba jej poświęcić oddzielny akapit (to wręcz niemożliwe), ale jednak przydałoby się, żebyś trochę bardziej podzieliła treść. Łatwiej byłoby się w tym wszystkim połapać. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png

Niekonsekwentne zapisy
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie rzuciły mi się w oczy, jest brak konsekwencji odnośnie zapisu myśli i imion. Z imionami sprawa jest prosta, chodzi o Virginię... a może o Wirginię? W sumie nie wiem, jak postać de facto ma na imię, bo raz zapisujesz przez "V", innym razem przez "W"... Musisz się zdecydować na jedną formę i trzymać jej do końca opowiadania.
Druga sprawa - zapis myśli. Sama spotkałam się z najróżniejszymi sposobami zaznaczania myśli bohaterów - niektórzy autorzy wyróżniają je kursywą, inni biorą w cudzysłów, jeszcze inni - zapisują jak zwykłą kwestię dialogową, jedynie zaznaczając, że słowa zostały pomyślane, a nie powiedziane. W sumie nie wiem, która konstrukcja będzie poprawna, ale wiem, że nie wolno stosować ich zamienne! Natomiast Ty użyłaś wszystkich trzech sposobów. Podobnie, jak z imieniem - musisz zdecydować się na jedną formę.

Zaimki osobowe
Zwróciłam uwagę na zaimki osobowe pisane wielką literą. "Ci", "tobie""jego", "mój" - zawsze z małej! No chyba, że piszesz list, wtedy wielka litera obowiązuje. To samo tyczy się zwrotów typu "pani".

Rozdzielanie wyrazów
Zdarzyło Ci się machnąć zbędną spację w połowie wyrazu, a że ten błąd pojawił się kilka razy i to w przypadku wyrazów powstałych z połączenia dwóch słów - postanowiłam zwrócić na to Twoją uwagę. Na bank napisałaś gdzieś "ciemno blond" i "nowo narodzona", reszty nie pamiętam, ale było ich kilka.

Drobnica
Po drodze zjadłaś masę literek i ogonków. Normalne, kiedy pisze się na klawiaturze. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png Ale warto jeszcze raz, bardzo uważnie przeczytać całość i wyszukać te małe byczki. Podobnie jest z powtórzeniami; znalazło się kilka, które na pewno sama szybko wyłapiesz. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

UWAGI "LITERACKIE"

Nadmiar piękna
Rozumiem, że chcesz podkreślić wyjątkową urodę swoich bohaterów, ale, niestety, mocno im w ten sposób szkodzisz. Po pierwsze, nadużywasz słowa "piękne". Piękne włosy, piękne oczy, piękne brwi, piękna twarz, piękne nogi... W jednej trzeciej tekstu czytelnik ma piękna serdecznie dość i bardzo chciałby dla odmiany przeczytać, że ktoś jest brzydki. Albo nawet niech będzie piękny, tylko... można urodę opisać innym słowem. Piękny = śliczny, uroczy, urokliwy, urodziwy, zachwycający, zniewalający, idealny, wspaniały, ładny, cudny... znalazłoby się jeszcze wiele epitetów. Nie mówiąc o tym, że można pokusić się o bardziej rozbudowany opis. Zamiast:
Swoje piękne czarne włosy związane miała w długi warkocz.

można napisać np.:
Swoje czarne włosy, które budziły zachwyt i zazdrość u niejednej kobiety, związane miała w długi warkocz.
Da się pokombinować. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

Szablonowość
Inna sprawa, że Twoje opisy postaci... tak na prawdę nie opisują postaci. Poszczególni bohaterowie różnią się od siebie jedynie płcią, kolorem włosów i oczu, zupełnie, jakby zeszli z tej samej taśmy fabrycznej. Ciężko ich sobie wyobrazić, a dodatkowo opisujesz ich jako do przesady idealnych, przez co wydają się zbyt nierealni. Samą urodę można opisać na tysiące sposobów i przeważnie nie trzeba długich, przesadnie szczegółowych opisów - ba, jeśli mowa o postaciach mało istotnych, to w ogóle pal licho wszelkie opisy, ale warto zaznaczyć jakieś cechy szczególne tych ważniejszych bohaterów. To, że każdy jest urodziwy, nie znaczy, że są dokładnie tacy sami. Przykładowo:
- jedna modelka może zawdzięczać urodę ostrym, surowym rysom i pociągłej twarzy, podczas gdy druga, równie ładna dziewczyna, przyciąga uwagę delikatnymi, dziewczęcymi rysami i słodko zadartym noskiem;
- z dwójki przystojnych mężczyzn jeden ma małe, świdrujące, głęboko osadzone oczka, które nadają mu nieco groźnego wyglądu, podczas gdy drugi charakteryzuje się oczami wielkimi i niewinnymi jak u psiaka, czym rozczula kobiety.
Nadaj swoim postaciom nieco indywidualności, bo póki co jedyną postacią, którą mogłam sobie wyobrazić inaczej, niż witrynowego manekina, była Kala. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

Odrealnienie
Co do ich "nieskazitelności" - kurczę, nikt nie jest nieskazitelny. Każdy ma jakąś wadę i warto by kilka zaznaczyć, bo inaczej bohaterowie wydają się nierealni - a w taką postać trudno uwierzyć, jeszcze trudniej ją polubić, za to bardzo łatwo znienawidzić. I tak dla przykładu:
- bardzo atrakcyjna dziewczyna może mieć chód typowy dla pędzącego listonosza, co odbiera jej odrobinę uroku;
- nieopisanej urody szlachcianka o wielkim sercu może być przewrażliwioną histeryczką, która na każdą drobnostkę, niepowodzenie i minimalną niewygodę reaguje płaczem (co czyni obcowanie z nią troszeczkę uciążliwym...)
- chłopak, do którego wzdychają wszystkie okoliczne lasencje jest tak mocno zakochany w pewnej niepozornej damie, że gdy tylko ją widzi, zaczyna się okropnie jąkać i rumienić, co jego samego bardzo krępuje...


Ok, no więc po obrzydliwie długim komentarzu z uwagami krytycznymi - czas na to, co mi się spodobało. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png

Wszystkie fragmenty dotyczące Wiktorii są bardzo fajne, narracja przy nich jest lekka, naturalna, niewymuszona, ogółem: przyjemnie się czyta. Całkiem nieźle wychodzi Ci opisywanie niuansów dnia codziennego - uśmiałam się przy fragmencie, gdy dwie dziewczyny o godzinie jedenastej rano biorą się za drinki, siedząc w papierosowym posmrodku (ha, jakbym samą siebie widziała... xD).

Nieźle idzie Ci opisywanie stanów emocjonalnych, przy drobnym szlifie mogą to być bardzo udane fragmenty. Można się wczuć w to, co w danej chwili przeżywa postać i lepiej zrozumieć jej decyzje i motywy, więc taka "empatyczna" więź między postacią a czytelnikiem jest bardzo ważna.

Ogółem pomysł na wampiry, które, będąc w swoim świecie, nie różnią się niczym od ludzi - całkiem przypadł mi do gustu. Teraz jestem ciekawa, jak bohaterowie zareagują, kiedy po przejściu przez Portal staną się bliżsi standardowemu wyobrażeniu wampira...

Cóż, czekam na kolejny rozdział! /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (02-03-2015 o 22h04)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1