Alexie Craven
W pierwszym odruchu miałem ochotę wyklinać dziewczynę za przerywanie nam w tym momencie, dopiero potem, nadzwyczaj powoli, dotarło do mnie, że nie powinienem być na nią zły, ba!, biorąc pod uwagę, że całowałem się z bratem to mi się nie powinno aż tak bardzo podobać. Zdecydowanie nie tak powinienem na to reagować, w końcu to był tylko zakład, którego chyba żaden z nas nie chciał przegrać, co z tego, że dodatkowo niezwykle przyjemny... Choć chyba nie powinno tak być. Ach, pal licho z tym, nawet jeśli nie wypiłem tak dużo, co mój bliźniak, nie mogłem ze swoimi myślami dojść do ładu. I najchętniej to wpiłbym się w te słodkie usta ponownie. Niestety w tym momencie nie miałem na to najmniejszych szans.
Posłałem Jamesowi niby to urażone spojrzenie, gdy zasugerował to, do czego najchętniej bym dążył, gdyby nie fakt, że mieliśmy sporą widownie, która też się widocznie domagała uwagi. Choć innego rodzaju. I dlatego też całkiem zignorowałem słowa Channel o pocałunku, czy jak się ona nazywała. Jakkolwiek prędzej nadal bym posądzał mojego braciszka o niepamiętanie czyjegoś imienia, niż siebie samego. Na szczęście w skutecznym nie zwracaniu na nią swojej uwagi pomogło pukanie do drzwi, gdzie zaraz wszyscy się skierowali w wiadomym celu. Najgorszy punkt imprez? Powrót do domu niezaprzeczalnie, z bratem uczepionym ramienia, bo ma za dużą zawartość alkoholu we krwi by móc samemu iść w miarę prosto. W każdym razie za drzwiami stała policja, najpewniej zawiadomiona przez niemogących spać sąsiadów, a dodatkowo przedstawienie jakie zrobili moi znajomi, choć niekoniecznie było to przedstawienie jak sobie przypomnieć ile wypili, spowodowały zakończenie dzisiejszej zabawy.
Będąc już pod blokiem, w którym mieszkał James, stwierdziłem, że jednak noc jest trochę chłodna i naprawdę, ale mogliśmy wziąć coś jeszcze do zarzucenia. Jednak z reguły temperatura nie jest czymś co przewidywaliśmy, więc po jakimś czasie dało się przyzwyczaić. Uniosłem jedną brew, słysząc słowa brata, jednak objąłem go w pasie, przysuwając bliżej siebie.
- Co najwyżej zimny, przylepo, źli byli ci policjanci. - rzuciłem spokojnie, całując go w czoło. Nie pozwoliłem nam tak stać w objęciach za długo, bo mimo wszystko wypadało do domu w końcu wrócić. Jednak nie miałem zamiaru go puszczać, co to to nie, lubiłem być blisko niego. - Chodź do domu, inaczej tu zamarzniemy. - dodałem jeszcze, po czym ruszyłem w odpowiednim kierunku, oczywiście obejmując go nadal w pasie.