Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1

#1 02-05-2014 o 11h40

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

Postanowiłam podzielić się odrobiną mojej twórczości, a przy okazji wpadłam na pomysł, by wciągnąć w pisanie czytelników. W tym wątku będę regularnie (tzn. mam nadzieję, że regularnie...) dodawać kolejne rozdziały opowiadania. Pod każdym rozdziałem dodam kilka pytań odnośnie tego, co może wydarzyć się w kolejnej części. Zapraszam Was do słania odpowiedzi na priv, a ze wszystkich, które otrzymam, wylosuję kilka, na bazie których napiszę kolejny rozdział. W ten sposób będziecie mogły mieć spory udział w tworzącej się historii /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png

Zasady:
1. Na końcu każdego rozdziału znajdzie się się kilka pytań, odpowiedzi na nie wysyłajcie mi w prywatnych wiadomościach.
2. Odpowiedzi, które udzielone zostaną w wątku nie będą brane pod uwagę.
3. Macie wpływ tylko na to, czego dotyczą pytania - resztę świata tworzę sama.
4. Na wysyłanie swoich propozycji macie równe 2 tygodnie od momentu dodania rozdziału.
5.. Losować będę odpowiedzi na każde z pytań osobno.
6. Nowy rozdział pojawi się najdalej 3 tygodnie po poprzednim.


Jednocześnie zapraszam do komentowania w wątku - jestem zwłaszcza otwarta na krytykę, więc nie krępujcie się i piszcie śmiało, co Wam się nie podoba, gdzie znalazłyście błędy itd. Dobra krytyka warta tysiąca pochwał /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png
No, to jedziem! ^^



Renevel

Rozdział I

    Gnali. Pędzili w noc. Dwa czarne konie niosły dwóch czarnych jeźdźców gdzieś w dal, tam, gdzie wiódł kręty, czarny trakt. Czarne niebo i czarne chmury nad nimi, czarna ściana lasu na horyzoncie. Czarne włosy, powiewające za Renevel niczym posępna chorągiew, otaczające jej głowę jak czarne, natrętne myśli. Wszędzie tylko czerń, czerń, czerń.
    Wiedziała, że już dłużej nie da rady utrzymać się w siodle. Była zbyt słaba i zbyt zmęczona, a nade wszystko – zbyt otępiała po godzinach rzucania zaklęć. Słuch ją zwodził, wzrok mamił. Noc była niesłychanie ciepła nawet jak na lato, a mimo to dziewczyna czuła, jak jej ciało drży z zimna. Czoło i kark skraplał lodowaty pot. W tym stanie nie mogła zajechać daleko. Musiała zatrzymać konia, musiała przerwać tę szaleńczą ucieczkę. Musiała...
- Renevel!
    Gwałtownie uniosła głowę i otworzyła oczy – krzyk towarzysza spłoszył nadchodzący podstępnie sen.
    Gavard zrównał się z nią w pędzie.
- Renevel, mówię do ciebie! Oprzytomnij, dziewczyno! Jak daleko są?
- Hm...?
- Jak daleko?
    Oczy same jej się zamykały. Umysł praktycznie przestał pracować. Potrzebowała kilku chwil i paru powtórzeń, nim zrozumiała pytanie. Udzielenie odpowiedzi było już zbyt karkołomne – pokręciła jedynie głową.
- Sprawdź! Sprawdź, gdzie są! Musimy wiedzieć!
    "Blisko" – chciała powiedzieć, lecz udało jej się tylko poruszyć wargami. To wystarczyło – Gavarda ciemności nocy nie ograniczały. Widziałby doskonale nawet znajdując się w sercu ziemi.
- Wiem, że są blisko, do kroćset! Ale jak blisko? RENEVEL, JAK BLISKO?
    Ze wszystkich sił próbowała się skupić, zmusić ciało do posłuszeństwa i jeszcze jednego, morderczego wysiłku. Starała się pochwycić najprostszą, najbanalniejszą myśl, choć odrobinę uporządkować nieład, jaki zapanował w jej głowie. Nic z tego. Wyczerpana wielokrotnymi splotami jaźni nie mogła już wykrzesać z siebie ani krzty magii.
    Gavard zaklął szpetnie.
- Żadnej korzyści, ani z ciebie, ani z tej twojej sowy – warknął; siła pędu praktycznie wyrwała mu słowa z ust i cisnęła je do tyłu, w trawy, między pagórki. - Hej, tylko mi tu nie zasypiaj! Jeśli zlecisz, to twoja brocha, ja się nie zatrzymam! Jasne? Renevel, słyszysz mnie? Renevel!
    Ciało bezwładnie zsunęło się z siodła, gruchnęło o ubitą ziemię i przeturlało na pobocze. Wolny od ciężaru dziewczyny koń przyspieszył, jakby od dawna wyczekiwał chwili, gdy pozbędzie się jeźdźca.

***
    Gdy tylko uchyliła powieki zalała ją fala jasności. Oczy zareagowały przenikliwym bólem, który zdawał się promieniować do wnętrza czaszki, odruchowo więc zacisnęła powieki i odwróciła twarz – a raczej spróbowała ją odwrócić. Niestety, w efekcie rozbolał ją kark, a prześwitującą przez powieki jasność przyćmiły czarne plamki. Poczuła, że zbiera jej się na wymioty.
- Nie ruszaj się. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Nieźle się poobijałaś, minie trochę czasu, nim dojdziesz do siebie. Próbowałem podawać ci te twoje lekarstwa, ale nie wiem, czy tylko bardziej ci nie zaszkodziłem.
    Rozpoznawała ten głos. Gavard.
    Posłusznie znieruchomiała, czekając, aż mdłości i pulsowanie w czaszce ustąpią. Po chwili zwłoki ponownie otworzyła oczy – powoli, niepewnie, bojąc się, że blask znów ją oślepi. Oczy zapiekły, lecz mniej dotkliwie, niż za pierwszym razem. Rozejrzała się, próbując uczynić to bez podnoszenia głowy.
    Oślepiająca ją jasność okazała się zaledwie półmrokiem, cieniem znaczonym złotymi, migotliwymi plamkami. Spojrzała w górę – nad nią rozpościerał się zielony, szeleszczący baldachim, podziurawiony promieniami słońca niczym tarcza strzelnicza. Podtrzymywały go dziesiątki grubych, posępnych kolumn o chropowatych powierzchniach. W powietrzu unosił się zapach młodych liści, igliwia, deszczu, ziemi i gnijącej ściółki.
    Byli w lesie. Renevel posłała pytające spojrzenie towarzyszowi. Ten zdawał się nie zwracać na nią uwagi, zajęty patroszeniem króliczego truchła. Półdługie, jasne włosy dla wygody związał rzemykiem, odsłaniając – po raz pierwszy, odkąd go znała – ostro zakończone uszy.
- Co się stało? - zapytała dziewczyna. Głos miała jakiś nieswój, jakby nie używała go tak długo, że zdążyła zapomnieć, jak to się robi.
- Straciłaś przytomność i spadłaś z konia.
- Ale... pogoń...
- Dawno nas minęli. Zabrałem cię z traktu i przyniosłem tutaj – swoją drogą strasznie dużo ważysz, jak na takie chuchro. Konie popędziły dalej. Bez nas na grzbietach będą poruszać się szybciej, więc minie trochę czasu, nim pościg je dopadnie.
    Renevel z sykiem bólu uniosła się na łokciach.
- A wówczas zorientują się, że gonili wierzchowce bez jeźdźców. Wrócą się i będą nas szukać.
- Dlatego właśnie ruszymy, jak tylko poczujesz się lepiej.
    Łokcie nie wytrzymały i Renevel opadła na prowizoryczną poduszkę. Ze zdziwieniem odkryła, że pod głową miała zwinięty i wypchany liśćmi płaszcz Gavarda.
- Od Arradeven dzielą nas dziesiątki mil. Nie dotrzemy tam pieszo. Z resztą idąc drogą prędzej czy później natkniemy się na zawracający pościg.
- Wiem. Nie wrócimy na trakt. Pójdziemy na południe, do Furevold. Tam wsiądziemy na statek.
- W którą stronę jest południe?
    Gavard wskazał kierunek zakrwawioną dłonią.
- Tam. Będziemy musieli przedrzeć się przez las.
- A co to za las?
- Nie wiem. Chyba Alayd Ekke.
    Wypowiedziane mimochodem słowa towarzysza spowodowały, że Renevel serce podeszło do gardła.
    Alayd Ekke, Zielona Otchłań. Słyszała opowieści o tym miejscu. Kto ich nie słyszał? Krążyły po całym kraju, stanowiąc swego rodzaju makabryczną rozrywkę. Ludzie je uwielbiali: historie te snute były przy ogniskach, szeptane dzieciom do snu, przekazywane w przydrożnych karczmach. Wśród dziesiątek, a może nawet setek opowieści nie sposób było odnaleźć dwie takie same, czy chociażby podobne. Łączyły je tylko dwie rzeczy: wydarzenia zawsze miały miejsce w Alayd Ekke i nigdy nie kończyły się dobrze.
    Mówiono, że knieja jest nawiedzona. Chodziły pogłoski, jakoby wyrosła na miejscu jakiejś dawno zapomnianej, acz wyjątkowo krwawej bitwy, a korzenie drzew oplatają kości dawnych wojowników, czerpiąc z nich gniew poległych. Ponoć w nocy nadal słychać tu było szczęk broni, chaotycznie wykrzykiwane rozkazy i jęki umierających. Uczeni zaprzeczali tej wersji, twierdząc, że nie ma żadnych historycznych podstaw by twierdzić, że jakakolwiek bitwa miała tu miejsce, ludzie jednak wiedzieli swoje.
    Niektórzy wierzyli, że puszcza była domem dla prastarych istot, tak wiekowych, cały świat o nich zapomniał. Próbowano zweryfikować tę wersję, lecz nikomu się nie udało – nikt nie zaszedł odpowiednio daleko.
    Różne rzeczy mówiono o Alayd Ekke, lecz jedno było pewne: w tym lesie ludzie ginęli. W jaki sposób – to już było dla Renevel mało istotną kwestią.
- Boisz się? - zapytał Gavard, błyskając w uśmiechu białymi zębami. - Spokojnie, to tylko las. Paru trefnisiów dało się tu zagryźć wilkom, to wszystko. Ze mną nic podobnego ci nie grozi.
    Renevel akurat było wszystko jedno, czy rozszarpią ją duchy, czy wilki, ale wiedziała, że spieranie się z Gavardem było bezcelowe. Jeśli to na prawdę była Zielona Otchłań, to tuż za południowymi granicami lasu znajdowało się portowe miasto Furevold. Podróż tą drogą będzie dużo dłuższa, niż trasa, którą początkowo zakładali, ale w obecnej sytuacji nie mieli wielkiego wyboru.
- Gavard...
- No?
- Zatrzymałeś się – uśmiechnęła się blado. - Groziłeś, że pojedziesz dalej, a jednak się zatrzymałeś.
    Twarz Gavarda stężała, lecz nie przerwał babrania się w trzewiach królika. Dziewczyna wiedziała, w jak wielkie zakłopotanie wprawiła go tym krótkim stwierdzeniem. Gavard był specyficznym typem, który ludzkie odruchy postrzegał jako słabość, a słabością głęboko pogardzał.  Dokładał wszelkich starań by być postrzeganym jako agresywny, nieczuły drań, zdolny zrobić dosłownie wszystko, jeśli cena będzie wystarczająco wysoka. Renevel wolała jednak myśleć o nim jako o czułym, dobrym w gruncie rzeczy mężczyźnie, który wstydzi się pokazać prawdziwą twarz.
- Musiałem. W końcu to ty miałaś sakiewkę. Jeśli uda nam się szczęśliwie zakończyć to zadanie, to przypomnij mi, żebym następnym razem nie dawał ci pod opiekę tak cennych rzeczy.
- Jeśli uda nam się szczęśliwie zakończyć to zadanie to nie będzie następnego razu.
- Fakt. Odpoczywaj, przygotuję obiad.
- Gavard? Czy Irri wróciła?
    Pokręcił głową. Renevel westchnęła ze smutkiem i ułożyła się wygodniej, przymykając oczy. Brak sowy niezwykle jej doskwierał – mogła tego nie odczuwać aż tak bardzo wtedy, na trakcie, lecz w tamtej chwili oddałaby wszystko, by móc dotknąć miękkich, rdzawobrązowych piór. Oczywiście fakt, że sowa jeszcze ich nie odnalazła nie powinien Renevel dziwić – trudno nawiązać kontakt z nieprzytomnym umysłem. Z drugiej strony dziewczyna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Irri krąży gdzieś przy granicy lasu, nie mogąc się przemóc, by doń wlecieć.
    Najchętniej sprawdziłaby, gdzie znajduje się jej ukochany chowaniec, ale czuła, że użycie choćby odrobiny magii tym razem spowoduje wyciek mózgu przez nos. Pozostawało czekać.


Pytania:
1. Co znajduje się w sakwie Renevel?
2. Przed kim uciekali Renevel i Gavard?
3. Co lub kogo napotkają w kniei?
4. Co stało się z sową dziewczyny?



Edit 28.06.2014
Zainteresowania nie było, więc rozdział drugi wymyśliłam sama. Zapraszam do czytania i komentowania. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png Pytania znów się pojawią na samym dole, na odpowiedzi czekam na pv. Reguły bez zmian. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png


Renevel

Rozdział II

        Magiczne medykamenty postawiły Renevel na nogi w rekordowym czasie; co prawda dziewczyna mocno uszczupliła zapasy, lecz liczyła, że przedzierając się przez las natrafi na odpowiednie zioła i przyrządzi kilka mikstur podczas postoju.
    Marsz przez knieję szedł im wyjątkowo opornie, głównie z powodu niezgrabności czarnowłosej. Przyzwyczajona była do przechadzania się po marmurowych posadzkach i miękkich dywanach, ewentualnie do przemierzania miejskich uliczek w niewielkiej lektyce. Nie dla niej wyprawy na rubieże, zwłaszcza wyprawy piesze. Alayd Ekke zdawał się to wiedzieć i kpić sobie z Renevel na każdym kroku: a to niespodzianie jakaś gałąź opadła jej na głowę, wplątując się w jej włosy, to znów korzeń, którego – mogłaby przysiąc – jeszcze sekundę temu nie było, nagle pojawia się tuż pod jej stopami, powodując upadek... Renevel szła, upadała, traciła równowagę, haczyła ubraniem o złośliwie wysuwające się ku niej krzaki i nieustannie klęła po cichu.
    Początkowo myślała, że to wina jej stylu życia. Była przecież mieszczuchem, do tego maginią, która nieczęsto wystawiała nos poza swoje komnaty i księgi. Trudno więc oczekiwać od niej, że w dziczy będzie sobie dobrze radzić. Jednak w miarę, jak zagłębiali się w las, zaczęła nabierać przekonania, że chodziło o coś więcej. Upewniała się co do tego z każdym kolejnym dniem. Zbyt wiele przeszkód pojawiało się na jej drodze znikąd. Zbyt wiele drzew sprawiało wrażenie, jakby pochylały się nad nią. Zbyt gęsto skupione były krzewy i zbyt trudno było się przez nie przedrzeć, zupełnie, jakby w swej złośliwości zaparły się, że jej nie przepuszczą. Co więcej, problemy zdawały się nie dotyczyć Gavarda. Oczywiście, jako półelf miał pewną naturalną zdolność "odnajdowania" się na zalesionym terenie, a jako najemny zbir pewnie nie raz krył się po lasach. Argumenty były mocne i logiczne, a jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest z goła inaczej, że to sam  Alayd Ekke nie życzy sobie jej obecności i robi wszystko, by ją zatrzymać lub zmusić do powrotu.
    Gavard usłyszał kilka ładnych metrów za sobą głośne jęknięcie. Westchnął, pokręcił głową i zawrócił. Jego towarzyszka opierała się plecami o stary buk, zawodząc i rzucając mięsem z wyrafinowaniem, którego nigdy nie spodziewałby się po kimś z jej pozycją.
- Strasznie się wleczesz. W ten sposób nie dotrzemy do Furevold przed pierwszym śniegiem...
- To nie moja wina – odfuknęła Renevel, rozcierając czoło w miejscu, w którym dość boleśnie spotkała się z wyjątkowo twardym konarem. - To ten las. Nie chce, żebym szła dalej.
- I pomyśleć, że słyszę to z ust wielkiej, uczonej magini – Gavard zaśmiał się w bardzo nieprzyjemny sposób. - Czyżbym był większym racjonalistą niż ty, Renevel? Chodź, musimy się pospieszyć. Nie zaszliśmy dziś zbyt daleko, a musimy jeszcze znaleźć odpowiednie miejsce na obóz.
- To nie jest kwestia racjonalizmu – podjęła ponuro dziewczyna po chwili marszu w kompletnej ciszy. - Jestem racjonalistą, dobrze o tym wiesz. Ale jestem też maginią. Wyczuwam pewne rzeczy i wiem, że z tym miejscem jest coś nie tak.
- Przede wszystkim jesteś typową kobietą, która boi się własnego cienia i nie kontroluje swojej wyobraźni. Ot i cała filozofia.
- Nie jestem strachliwa! - Głos Renevel pełen był szczerego oburzenia. - Nawet nie wiesz, jakie rzeczy widywałam w akademickich laboratoriach. Efekty niewprawnie rzuconych zaklęć, nieudane teleportacje, deformacje wywołanie użytkowaniem niesprawnych portali, niekontrolowane zaklęcia będące efektem samorzutnych fuzji magicznej energii... Niejeden chojrak na widok przenicowanego skrawka rzeczywistości uciekałby, gdzie pieprz rośnie. Tobie się wydaje, że magowie tylko wyciągają króliki z kapeluszy? Magia jest niebezpieczną nauką. Stanowczo nie dla tchórzy...
- Dobrze, już dobrze, zrozumiałem. Wcale nie jesteś tchórzliwą kwoką. To po prostu ten las tak na ciebie działa.
    Już otwierała usta, by powiedzieć mu, co myśli o jego ironicznym tonie, gdy gdzieś z góry usłyszała pohukiwanie słowy. Zadarła wysoko głowę, próbując dojrzeć rdzawą plamkę pośród plątaniny zieleni.
- To twoja sowa? Wróciła?
    Renevel chwilę milczała, wpatrując się liściaste sklepienie, a następnie smętnie pokręciła głową.
- Nie martw się. Wróci.
    "Wątpię" – pomyślała czarnowłosa. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by sowa przebywała z dala od swojej pani tak długo. Nawet, gdy ptak się oddalał, nic nie stało na przeszkodzie, by Renevel go wytropiła. Tym razem coś stało na przeszkodzie, coś blokowało jej magię za każdym razem, gdy chciała poszukać Irri. Nie dawało jej to spokoju. Nie chodziło o odległość – zaklęcie, którym obie były obłożone nie znało granic w przestrzeni.
- Opowiedz mi o niej. O tej twojej Irri. Po co ci w ogóle sowa?
- Wszyscy mamy swoje chowańce – odparła Renevel. - Wzmacniają nasze zaklęcia. Mag bez chowańca jest jak rycerz bez miecza.
- W jaki niby sposób?
    Wcale go to nie interesowało. Gavard nie przepadał za magami, ich sprawy i tajemnice ciekawiły go tyle, co odcień żółci wyschniętego źdźbła trawy. W ciągu ostatnich dni obserwował, jak Renevel regularnie zapadała w trans z nadzieją, że dowie się, gdzie podziała się jej sowa; widział smutek, gdy wybudzała się, nie zdobywszy żadnych informacji. Musiał zauważyć, jak wzdrygała się i rozglądała z iskrami w oczach za każdym razem, kiedy gdzieś w pobliżu zahukała sowa. Być może nie do końca rozumiał, dlaczego Irri była taka ważna (w zasadzie tylko mag, który sam posiada chowańca, jest w stanie zrozumieć specyfikę tej więzi), ale w lot pojął, że jej brak działa na dziewczynę bardzo źle. Nie pytał z ciekawości. Chciał zająć ją rozmową, zmusić, by nie myślała o ptaku. Urocze. Renevel i tak wiedziała, że ten jego nieumiejętnie wykonany podstęp na nic się nie zda, ale doceniała wysiłek. Dlatego też odpowiedziała.
- Wiesz, czym jest talent magiczny? To umiejętność gromadzenia i manipulowania energią magiczną, która stanowi kręgosłup rzeczywistości. Wszystko powstało z magii i wszystko – każde stworzenie, każda rzecz, każde zjawisko – swoistą energię wytwarza, a także... hm, "przyciąga". Magowie "przyciągają" jej znacznie więcej, a im więcej energii magicznej, tym potężniejsze zaklęcie, w skrócie rzecz ujmując. Otóż musisz wiedzieć, że talent ten objawia się nie tylko u ludzi. Posiadają go też niektóre zwierzęta. Nie są na tyle sprawne ani inteligentne, aby móc ów dar wykorzystać, ale możemy korzystać z niego my. Wystarczy jedynie odnaleźć zwierzę o takiej samej aurze magicznej.
- Ale Irri jest wyjątkowa, prawda? Widywałem już magów i ich zwierzęta, ale ich relacja nigdy jeszcze nie wydawała mi się tak głęboka.
- To efekt zaklęcia, tego samego, dzięki któremu mogliśmy śledzić pościg, jednocześnie będąc kawał drogi przed nim. Nasze umysły są splecione. Irri jest mną, a ja nią, przynajmniej w pewnym sensie. Znam jej myśli, widzę jej oczyma, czuję jej głód, niepokój, radość...
- Czytasz jej myśli? Poważnie? O czym może myśleć sowa?
- Chcesz wiedzieć?
- Chcę.
- Zazwyczaj o myszach.
    Mimo starań towarzysza niepokój o sowę nie opuścił jej przez resztę dnia. Nawet późnym wieczorem, kuląc się przy niewielkim ognisku, nie potrafiła myśleć o niczym innym. Strach o los chowańca nie opuszczał jej, gdy głowa zaczynała jej powoli ciążyć; trwał nadal, kiedy opadały jej powieki. Utrzymywał się nawet przez sen, w który szybko zapadła.
    Była w lesie. W  Alayd Ekke. Knieja wyglądała jakoś inaczej, jakby nagle jeszcze bardziej zdziczała, lecz Renevel była pewna – tą dziwną, nieuzasadnioną pewnością, którą odczuwa się tylko podczas snu – że to wciąż Zielona Otchłań. Było zimno i chłodno, a wokół panował mrok, przez który ludzkie oko nie potrafiło się przebić.
    Trzepot skrzydeł gdzieś w górze. Znów, znów i znów. Poza zasięgiem wzroku przelatywały ptaki, a sądząc po odgłosach, musiały być ich setki. Renevel nie miała pojęcia, skąd to wiedziała, ale czuła, że kierują się ku sercu kniei.
    Ruszyła z nimi, pozwalając, by kierował ją odgłos setek par skrzydeł, z uporem maniaka bijących powietrze. Musiała iść tam, dokąd leciały. Musiała.
    Las nie stawiał oporu, wręcz przeciwnie: drzewa rozstępowały się, kamienie umykały na boki, a krzewy odchylały, tworząc dla niej żywy tunel, wyściełany mchem niczym dywanem.
    A tam w górze, tam wśród koron, leciał korowód sów. Ich pióra spadały na ziemię niczym krople deszczu, coraz gęściej i gęściej...
    "Dokąd idziesz, Renevel?"
    Głos dobiegał jednocześnie ze wszystkich stron, a zarazem jakby w ogóle nie rozbrzmiał, jakby słowa nie zostały wypowiedziane.
- Do serca lasu – odpowiedziała.
Dziesiątki, setki, tysiące piór, a wszystkie rdzawobrązowe. Już nie stąpała po mchu, a właśnie po piórach, czując pod bosymi stopami ich miękkość.
"Zwróć, Renevel."
- Nie mogę zawrócić. Muszę iść za sowami. Muszę...
"Zawróć."
- Nie.
"ZAWRACAJ!"
    Razem z głosem nadszedł wiatr. Zaszeleściły korony drzew, pnie poruszyły się, drapieżnie wyciągając ku niej konary; w jednej chwili przyroda sprzysięgła się przeciw niej i zaczęła napierać ze wszystkich stron, odcinając ją od drogi, od piór, od sowiego korowodu. Oplotły ją pnącza, pochwyciły gałęzie; nie mogła uciekać, nie mogła się ruszyć, nie mogła krzyknąć...


Pytania:
1. Co znajduje się w sakwie Renevel?
2. Przed kim uciekali Renevel i Gavard?
3. Kto lub co przemawiało do Renevel we śnie?
4. Dlaczego las stawia dziewczynie opór?

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (28-06-2014 o 16h14)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1