Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1

#1 07-04-2014 o 16h00

Miss'Żółtodziób
Atraja
...
Wiadomości: 4

Nie wiem, czemu, ale postanowiłam zacząć publikować tu mojego Starlajta, którego możecie znaleźć także na SyFie, dA i FF.net pod tą samą nazwą (na SyFie piszę pod nickiem Marqueree). Ale, mniejsza. Jadu.

|Wstęp|

      Ta historia, jak i wiele innych, zaczyna się zwyczajnie. Mamy główną bohaterkę w wieku licealnym, mamy jej problemy zarówno szkolne jak i rodzinne. Ale po kilku chwilach okazuje się, i to dobitnie, że to nie historia taka jak inne. W zwyczajnych tego typu opowiastkach, nasza heroina to zagubiona szara myszka obdarzona ponadprzeciętną urodą, często głupiutka, naiwna oraz skora każdemu do pomocy. No i tradycyjnie – nowa w mieście. Do tego marzycielka, nieraz miewa problemy z nauką. W końcu znajduje „Tego Jedynego” i na przekór całemu światu, jeżeli Ten Jedyny jest na złej drodze życia, próbuje go sprowadzić na dobrą. A potem mamy „They Lived Happily Ever After”.
      I tu pojawia problem. Duży problem. Polega on na tym, że nasza heroina bardzo wybiega poza ten ogólnie przyjęty obraz Marysi Zuzanny. Czy jest ładna? Nawet, ale to uroda pospolita i z wadami, a nie jakaś egzotyczna piękność. Czy jest szarą myszką… Raczej nie. Głupiutka? Nijak, a to dlatego, że została obdarzona niesamowitą wręcz inteligencją. Nie jest w żaden sposób naiwna. Chcesz coś? Dajesz coś w zamian, a nie pomaga praktycznie nigdy. W każdym razie, nigdy bezinteresownie. Może się z tą swoją inteligencją wydawać nieco „Marysio-Zuziowata”, ale w odróżnieniu od szablonowej heroiny, ma wady. Jest wredna i pyskata, bardzo często na wszystkich warczy, odstraszając ludzi dookoła. Nie ma żadnych bliższych znajomych, gdyż uważa ich za zbędnych. Może się poszczycić brawurowością, podsycaną niesamowitą wręcz ciekawością – a to, jak wiadomo, bardzo zła mieszanka. Nieraz śmiertelna. Jej rodzina? Zbytnich problemów nie ma. Rodzice ciągle w trasie, ale ją kochają, a ona żyje sobie szczęśliwie z babcią od piątego roku życia w jednym miejscu. Nie jest ani nowa, ani zagubiona – swoje miasteczko zna niemalże na pamięć. Marzycielką ona nie jest, raczej realistką, a problemów z nauką nie ma praktycznie żadnych.
      W tego typu historiach, jeśli te historie mają elementy fantastyczne, bohaterka zazwyczaj okazuje się być jakąś nadprzyrodzoną, hiper-potężną istotą, przy czym ratuje swoją planetę jakąś galaktyczną magią, a nie raz i cały wszechświat i sprawia, że martwe planety zaczynają tętnić życiem. I tu mamy kolejny, wielki, czerwony „STOP!”, bo tak tu nie będzie. Nasza heroina to istota ludzka, całkowicie normalna, bez jakichś specjalnych, fizycznych czy magicznych, tudzież kinetycznych mocy.
      Jej losy to nie jest jakieś proroctwo, czy coś. Po prostu znalazła się w danym miejscu o danym czasie oraz tak i tak zachowała, kwitując to jednym, krótkim słowem wyrażającym wszystkie negatywne emocje. Ale cóż poradzisz? Nie zauważyło się, jak się wlazło po pas w bagno, to trzeba próbować wyjść.
      Albo brnąć dalej.




|ROZDZIAŁ PIERWSZY|
•Zdarzenie całkiem niespodziewane•


      Czerwiec, miesiąc tak wyczekiwany przez wszystkich, szczególnie uczniów. Tak uwielbiany… Jednocześnie przez niektórych nienawidzony. Z jednej strony wakacje dwa kroki przed progiem, ale z drugiej… Zacznijmy od tego, że uczniów można podzielić na trzy grupy. Grupa pierwsza to osoby w pełni zadowolone ze swoich końcowych ocen. Oni mogą się odprężyć, wrzucić na luz i już żyć wakacjami, tudzież zdawać ostatnie egzaminy. Do drugiej grupy zaliczają się ci, którzy nie są zagrożeni, ale chcą koniecznie poprawić swoje oceny. Tu zaczyna się stres i włażenie w tyłki nauczycielom, które często kończy się fiaskiem. Najgorzej ma jednak bez wątpienia grupa trzecia, czyli ci, którzy są zmuszeni do poprawiania swoich ocen. No chyba, że nie chcą się dostać do klasy wyższej. Ale w tym jednym liceum w pustynnym stanie Nevada uczniowie byli wręcz zmuszani do poprawek. To nie było dobre rozwiązanie, ale nie dało się nic poradzić. Jednakże czy nauczyciele, skoro już musieli ich przepychać, zmuszali ich do poprawy ocen sami? Nie. I na tym właśnie cierpiała pierwsza grupa uczniów, szczególnie najlepsi z najlepszych.
      Natalie O’Correl, na swoje nieszczęście, była jedną z najlepszych. Piątki przeplatane szóstkami, oraz jedna czwórka, z wychowania fizycznego, wytargowana dziesiątkami prób i błędów. Ale jeszcze w czasie roku szkolnego, tego faktycznego. Ale teraz, idąc tak opustoszałym korytarzem, przeklinała swe osiągnięcia w duchu. Odgłos nerwowych kroków okutych w glany o twardej podeszwie stóp wszystkiemu dookoła mówił: „Uważaj, szuka kogoś, na kim mogłaby się wyżyć”. Jednakże ten przekaz został odebrany nader dobrze, i jeśli kogoś napotkała na korytarzu, ta osoba uciekła w podskokach.
      Dziś rano przyszłą do szkoły w niezłym humorze. Oczywiście, został on niemalże z miejsca zabity, kiedy dopadła ją wuefistka i oznajmiła, że Natalie MUSI pomóc jej ulubieńcom wyjść z tarapatów jedynkowych. Bo co jak co, ale wystawiając tę naciąganą czwórkę nauczycielka miała gdzieś średnią dziewczyny. Ale oczywiście, kiedy jej pupilki znalazły się w nie lada kłopocie, przypomniała sobie o tym, że Natalie to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza uczennica w szkole! Ale cóż poradzisz, skoro życie jest, jakie jest? Ludzie zwracają uwagę nas ciebie dopiero wtedy, kiedy czegoś chcą. Tak więc, ku niezmiernej wręcz irytacji dziewczyny, została wrobiona w poprawianie ocen trójce uczniów. Czy to było tyle? Oczywiście, że nie! Oczywiście, że jej ulubiona nauczycielka od fizyki musiała ją wziąć na litość i poprosić o pomoc swojemu drugiemu pupilowi. Ścisłowiec-geniusz, ale ze wszystkiego innego kompletny idiota. Choć przy reszcie ze wszystkiego geniusz, bo jemu groziły tylko dwie jedynki. I jako tako było się z nim dogadać. O dziwo, również ci zagrożeni nie przyjęli Natalie jako ratunku zbyt entuzjastycznie. Czemu? Pierwszym powodem był jej charakter, jeden z najgorszych, jakie można spotkać. Wredna, pyskata, niemalże bez cierpliwości. Jednak o ile charakter mogli znieść, to szkopuł tkwił w tym, że Natalie nigdy nie robiła niczego za darmo. Nawet pod presją nauczycieli. Trzecim powodem była jej mściwość, o czym już na początku roku pewien czwartoklasista się przekonał. Chciał sobie „nową i niepozorną” pomęczyć, pomęczył. I gorzko tego pożałował. Natalie bowiem, ta z pozoru zwyczajna, nie wchodząca nikomu w drogę dziewczyna, okazała się być genialnym hakerem. Ale była ich jedyną deską ratunku. A tonący choćby brzytwy się chwyci. Nikt nie był zadowolony, choć jedna strona była zmuszona do poprawy, a druga do zysku.
      Wzrok wręcz kocich, oliwkowych oczu dziewczyny prześlizgiwał się po drzwiach, szukając dwucyfrowej liczby wynoszącej trzydzieści sześć. Tam mieli na nią czekać delikwenci, choć Natalie żywiła w sercu cichą nadzieję, że olali to i sobie poszli. Jak to mawiają, nadzieja matką głupich. Kiedy otworzyła z hukiem drzwi, o dziwo z litego drewna, nie ze sklejki, o mało nie jęknęła z rozpaczy. Była tam calutka czwórka, rozsiana po całej klasie. Owo pomieszczenie było salą historyczną i wyglądało całkiem przyzwoicie. Ławki były w niezłym stanie, choć miały już ponad dziesięć lat. Nie, jak na dziesięcioletnie trzymały się świetnie. Wszędzie wisiały mapy, a żaluzje w kolorze kawy, opuszczone całkowicie, odcinały pomieszczenie od rażącego słońca i pustynnego krajobrazu. W klasie siedziały cztery osoby, trzech chłopaków i dziewczyna. I wszyscy chodzili z nią do klasy.
      Amadi Martin, afroamerykanin. Przeniósł się do Nevady, do małego Jasper niecały rok temu. I z miejsca skradł serce wszystkim wuefistom, a tych było trzech. Szybko został kapitanem drużyny koszykówki, ale to wcale nie zmieniało faktu, że był idiotą. Poczciwym idiotą, na szczęście.
       Mike Lowel zaś był kapitanem drużyny piłkarskiej i bramkarzem o posturze trzydrzwiowej szafy. Nawet jeszcze głupszy od Amadiego, ale za to milutki i skory do pomocy każdemu blondyn. Do tego bardzo wrażliwy, i choć strasznie niedomyślny, to bardzo dużo osób go lubiło. Natalie tolerowała.
      Ahmed Farid, rzeczony geniusz, hipis o arabskim imieniu i urodzie. Sprawiał wrażenie wiecznie przyćpanego. Wyglądał jak przyćpany, mówił jak przyćpany. Ale nie był taki. Z przedmiotów ścisłych miał nawet lepsze oceny od Natalie, oraz był osobą raczej miłą. I inteligentną, to najważniejsze.
      Niestety, nie ma róży bez kolców, prawda? Czwarta osoba, jedyna dziewczyna w gronie delikwentów nosiła miano Lisa Gaarland, i była prawdziwą zmorą wszystkich. Ale wuefistka była jej ciotką, więc należało pomóc rodzinie. Dziewczyna była prawdziwą, blondwłosą pięknością, przy której Natalie uchodziła za wręcz brzydulę. Jednocześnie, uchodziła przy niej za prawdziwego geniusza ze wszystkiego. Ale najgorsze było to, że obie miały okropne charaktery, a gdyby zostały zaprzysiężonymi wrogami… Obie by na tym ucierpiały, możliwe że i fizycznie. Udawało się im unikać kontaktów, znaczy Natalie udawało się unikać Lisy. Aż do teraz. Kociooka nie wątpiła, że przez to „pomaganie” może wywiązać się konflikt. Blondynka bowiem żyła w przeświadczeniu, że każdy ma być jej uniżonym sługusem i robić za nią wszystko.
      - No proszę, proszę, nareszcie! Ileż można czekać? – odezwała się pogardliwym tonem piękność. Natalie zmemła przekleństwo usilnie cisnące się na język, odgarnęła pasmo ciemnobrązowych, prawie czarnych włosów za ucho i westchnęła ciężko, powtarzając sobie w myślach „Nie daj się rozsierdzić, nie jest tego warta”.
      - Zależy na co czekasz – odezwała się Natalie pozornie grzecznym tonem – Jeśli chodzi ci o mnie, nie musiałaś wcale czekać. Oszczędziłoby mi to wiele kłopotu – uśmiechnęła się krzywo, z wielkim trudem. Lisa, czego można było się spodziewać, z początku nie zaskoczyła, że ciemnowłosa posłużyła się znaną i kochaną wszystkim ironią. Zdążyła w tym czasie podejść do bujającego się na krześle, zapatrzonego w bliżej nieokreślony punkt araba-hipisa o brązowych dredach do połowy pleców. Zanim jednak zdążyła go zagadać, blondynka jednak, o dziwo, zaskoczyła. Odgłos przewróconego krzesła i szybkich kroków szpil na nieludzkim obcasie, zdenerwowanych kroków należy dodać, oznaczać mogły tylko jedno. Natalie po sekundzie poczuła, jak długie tipsy wbijają jej się boleśnie w ramię i jakaś siła uparcie ciągnie ją, by się odwróciła. Więc się odwróciła. I co zobaczyła? Czerwoną na twarzy, brązowooką, blondwłosą piękność. Ta już chciała otworzyć usta u coś powiedzieć, ale na jej pełnych wargach szybko został złożony długi, niesamowicie zimny palec Natalie. Wzdrygnęła się, całkowicie zaskoczona. W sali panował gorąc, około trzydziestostopniowy, a palce ciemnowłosej były takiej temperatury, jakby siedziała w zimę w nieogrzewanym pokoju. Po kilku sekundach Lisa odskoczyła z piskiem. Zimne ręce były zawsze znakiem rozpoznawczym Natalie, ale żeby aż tak zimne? Cóż, na to wychodzi, że istnieją różne przypadki.
      - Z-zimne… - jęknęła głucho blondynka.
      - Ale odkrycie! Oczywiście że zimne. Plotek nie słucha? – parsknęła kociooka.
      - Jak u upiora! – kontynuowała Lisa.
      - Jak u upiora – powtórzyła Natalie z krzywym uśmiechem.
      - Ale… Jak to?
      - Mam spaczony krwioobieg. To dlatego jestem ogólnie blada i zimna jak trup – ciemnowłosa wcale nie oczekiwała, że ta blondynka o sarnich oczach zrozumie takie pojęcia jak „spaczony” lub „krwioobieg”, skoro na lekcji nie potrafiła odpowiedzieć, co to takiego „fotosynteza”. Ciekawe jakim cudem dobrnęła aż do liceum. Na szczęście udało się uniknąć walki, ale kociooka siedziała doskonale, że wojna między nimi jest tylko kwestią czasu. Ale psuć sobie ostatniego miesiąca przed wakacjami nie miała zamiaru. W każdym razie, nie blondynką.
       - Dobra – westchnęła, wymijając oniemiałą, wciąż trawiącą podane informacje Lisę. – W poniedziałek mamy sześć lekcji, więc chcę tu, w tej klasie widzieć wszystkich z waszej czwórki zainteresowanych poprawą ocen o pierwszej – odpowiedział jej zduszony jęk koszykarza i piłkarza – Wiem, że macie trening. Przecież nie musicie przychodzić, tracić czasu ani pieniędzy. Ale kto chce, to mówię – od jednej jedynki biorę dwadzieścia dolców. To tyle – poprawiła torbę na ramieniu i skierowała się szybkim krokiem ku drzwiom, zostawiając czwórkę osób w sali historycznej. Za szkolnym progiem czekała wolność, dwa dni upojnego weekendu.  Nie potrzebowała niczego więcej niż spokoju i odpoczynku. Tak więc nie oczekując odpowiedzi, zostawiając kolegów z klasy z decyzją „zapłacić czy nie zdać?” samym sobie, po prostu wyszła.
       Natalie O’Correl przekroczyła próg Liceum Ogólnokształcącego imienia Krzysztofa Kolumba w Jasper z niemalże piskiem radości. Czekały ją dwa dni późnego wstawania, płaszczenia tyłka przed laptopem i jedzenia specjałów babci. Czego chcieć od życia więcej? Na pewno nie jakichś niespodziewanych sytuacji. Jak co piątek udała się do kanionu za miastem. Zawsze spędzała tam czas, spędzając ostatnie godziny do zachodu słońca leżąc sobie na półce skalnej nad przepaścią, oglądając piękne, czerwone zachody słońca i robiąc swoje rzeczy na laptopie. Miała ku temu trzy powody. Pierwszy, było to miejsce spokojne, przez nikogo nie uczęszczane. Drugi, niezależnie od kąta padania słońca, zawsze panował tam przyjemny chłód i cień. Oraz trzeci, w całym Jasper nie dało się znaleźć lepszego zasięgu. Zawsze tam chodziła po szkole w poniedziałki, środy i piątki, spędzając czas na rzeczonej półce skalnej całkiem sama i beztroska, rozmyślając. Jednakże nic nie mogło jej przygotować na to, na co się natknęła w drodze tam. Z początku stała jak wryta, z miną kota nagle oblanego kubłem wody z lodem nie mając pojęcia, jak zareagować. Dopiero gdy niby-laserowy pocisk śmignął jej koło ucha dotarło do niej, że przydałoby się gdzieś schować.
      Mechy. W kanionie walczyły ogromne roboty.

Link do zewnętrznego obrazka
Lisa Gaarland

Ostatnio zmieniony przez Atraja (07-04-2014 o 16h01)

Offline

#2 06-05-2014 o 00h15

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

No całkiem, całkiem, nie powiem - końcówka intrygująca i aż chce się przeczytać kolejny rozdział. Szkoda tylko, że do tej fajnej końcówki trudno dotrzeć, bo we wstępie i na początku pierwszego rozdziału walisz takimi "pigułami", że hej. Za dużo informacji skumulowanych w jedno wielkie kompendium wiedzy o świecie/wydarzeniach/bohaterach. Tutaj mamy tylko wstęp i pierwszy rozdział, więc jeszcze idzie przebrnąć - gdyby była to książka, uwierz mi, połowa czytelników w ogóle pominęłaby tych kilka akapitów, a reszta przeczytała piąte przez dziesiąte, a zapamiętała dziesiąte przez piętnaste. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png Dobrze jest od czasu do czasu poświęcić akapit na obszerniejsze wyjaśnienie zjawiska, sytuacji etc., ale bez przesady, bombardowanie takimi informacjami przez połowę tekstu to średni pomysł. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png Nie musisz aż tak dokładnie wszystkiego opisywać. Przede wszystkim:
- sytuacja uczniów w czerwcu jest powszechnie znana, każdy to przechodził, każdy wie, 'o co kaman", więc po co taki obszerny opis? Jeśli chciałaś użyć tego jako punktu wyjścia dla akcji w rozdziale - to spoko, ale, na litość boską, skróć to trochę, bo droga przez te początkowe akapity to droga przez mękę;
- opisy charakteru głównej bohaterki i charakterystyki pozostałych są kompletnie niepotrzebne. Wiesz, czytelnik to zazwyczaj inteligentna istota i nie trzeba (a wręcz nie można!) podawać mu wszystkiego na tacy. Zamiast rzucać piguły informacji o bohaterach - opisz, co mówią, jak reagują, jak się zachowują. A czytelnik już sam sobie wydedukuje, która z bohaterek jest chamską, pseudointelektualną indywidualistką, a która pustą cizią. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

Nie ma nic złego w zaczynaniu zdania od "ale", "a", "i", jeśli jego treść wynika z poprzedniego zdania lub się z nim wiąże. Niemniej strasznie z tym przeginasz. Początkowych "ale" nawet nie byłam w stanie zliczyć, lecz jest ich stanowczo za dużo. Bardzo wybijają z rytmu przy czytaniu. Weź je pokasuj (przynajmniej w 90%) i będzie git-majonez. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png

Gdzieś-tam nie było akapitu w miejscu, w którym powinien być, w kilku miejscach chyba zabrakło przecinków, za to w innych - były niepotrzebne pauzy. Ale mniejsza o potknięcia edytorskie, zdarza się i nawet nie chce mi się tych potknięć wyszukiwać. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png Co innego błędy. No cóż, są. Wypiszę kilka najdrastyczniejszych, które znalazłam w rozdziale I.




Jednakże czy nauczyciele, skoro już musieli ich przepychać, zmuszali ich do poprawy ocen sami?

Hm. Za pierwszym razem zrozumiałam to zdanie tak, że nauczycielom ktoś pomagał zmuszać uczniów do poprawiania ocen. Tylko coś mi w kontekście nie leżało. xD Pokombinowałam więc i... już kumam! Ale nie zmienia to faktu, że zdanie jest źle zbudowane. Końcówka do poprawy, na coś w stylu: "Jednakże czy nauczyciele, skoro już musieli ich przepychać, zmuszali ich do samodzielnego poprawiania ocen?"


Ale teraz, idąc tak opustoszałym korytarzem, przeklinała swe osiągnięcia w duchu.

Wow, to dziewczyna miała jakieś "duchowe" osiągnięcia? Nie no, żart, wiem, o co Ci chodziło, tylko namieszałaś niepotrzebną inwersją.
"Idąc tak opustoszałym korytarzem, przeklinała w duchu swe osiągnięcia."
Prosta zmiana szyku, a całkiem zmienia znaczenie. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png


Odgłos nerwowych kroków okutych w glany o twardej podeszwie stóp wszystkiemu dookoła mówił (...).

W tym momencie naprawdę mam ochotę przedstawić Ci graficzną rozpiskę tego zdania, żebyś pojęła ogrom zbrodni. Po pierwsze, krok w żaden sposób nie może być "okuty". Po drugie, nic nie może być okute w glany, ponieważ glany to buty wykonane ze skóry, a nie stali. Po trzecie, odgłosy nie mówią. Po czwarte, fakt, glany mają twarde podeszwy, ale... twarda podeszwa stóp? Że co?
Rozumiem, że ogólny sens miał wyglądać jakoś tak: odgłos kroków powodowały stopy w butach o twardej podeszwie.Tylko zabrałaś się za to zdanie jak pies za jeża i zrozumienie go graniczy z cudem. De facto jest to jakiś kompletnie pozbawiony sensu mindf**k..
Krótko mówiąc: ostro "przegrafomaniłaś".


Jednakże ten przekaz został odebrany nader dobrze, i jeśli kogoś napotkała na korytarzu, ta osoba uciekła w podskokach.

O, znalazłam zbędny przecinek.


Ścisłowiec-geniusz, ale ze wszystkiego innego kompletny idiota. Choć przy reszcie ze wszystkiego geniusz, bo jemu groziły tylko dwie jedynki.

Powtórzenia. Do tego drugie zdanie jest jakieś takie... Nie wiem, coś w nim nie trybi.

Wredna, pyskata, niemalże bez cierpliwości.

To "niemalże bez cierpliwości" trzeba koniecznie zamienić na coś, co będzie lepiej brzmiało. Już krótkie "niecierpliwa" byłoby lepsze.


Jednak o ile charakter mogli znieść, to szkopuł tkwił w tym (...).

Jeśli w pierwszej części zdania pojawia się "o ile", to w drugiej musi znaleźć się "o tyle". W takim wypadku użyte przez Ciebie "szkopuł tkwił w tym" wylatuje, bo zwyczajnie nie będzie się kleiło. No i cała reszta zdanie do przeredagowania, żeby pasowało.


Nikt nie był zadowolony, choć jedna strona była zmuszona do poprawy, a druga do zysku.

Nie rozumiem, o co chodzi tutaj z tym zyskiem. To znaczy... owszem, bohaterka została wmanewrowana w pomaganie słabszym, ale do zysku nikt jej nie zmuszał - branie pieniędzy za korki to jej własny pomysł. Przynajmniej tak wynika z reszty tekstu...


Wzrok wręcz kocich, oliwkowych oczu dziewczyny prześlizgiwał się po drzwiach, szukając dwucyfrowej liczby wynoszącej trzydzieści sześć.

"(...) szukając tych oznaczonych liczbą trzydzieści sześć", opcjonalnie "(...) szukając tych o numerze trzydzieści sześć". Nie bardzo wiem, co innego można by tam wstawić, żeby zdanie miało ręce i nogi.


Ławki były w niezłym stanie, choć miały już ponad dziesięć lat. Nie, jak na dziesięcioletnie trzymały się świetnie.

Eee...
Jeśli drugie zdanie jest rozwinięciem i potwierdzeniem pierwszego, to dlaczego zaczyna się od przeczenia? "Nie" wylatuje! /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png


(...)żaluzje w kolorze kawy, opuszczone całkowicie, odcinały pomieszczenie od rażącego słońca i pustynnego krajobrazu.

Ten fragment przytaczam, bo mi się po prostu wyjątkowo spodobał. Prosto, krótko, w kilku słowach zawarłaś więcej wiadomości, niż przez pierwsze cztery akapity lania wody. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png


W klasie siedziały cztery osoby, trzech chłopaków i dziewczyna. I wszyscy chodzili z nią do klasy.

Niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę, ale... Hm. Nevada, tak? A więc Stany Zjednoczone. O ile się dobrze orientuję (acz mogę orientować się źle), to szkolnictwo USA nie działa w systemie klasowym. Tam każdy uczeń dostaje indywidualny plan zajęć, stąd na każdym przedmiocie spotyka się z innymi ludźmi. Jeśli oglądałaś kiedyś jakiś amerykański film, którego akcja dzieje się w szkole, to być może miałaś okazję usłyszeć, jak jeden uczeń do drugiego mówi coś w stylu: "Hej, kojarzysz mnie? Jak to nie, przecież mamy razem matmę" albo "Jaka szkoda, że nie jesteśmy razem na biologi... No trudno, w takim razie do zobaczenia na francuskim!".


Szybko został kapitanem drużyny koszykówki, ale to wcale nie zmieniało faktu, że był idiotą.

Dwie części zdania mają się do siebie kompletnie nijak. Najlepiej rozbić to jakoś na dwa zdania, będzie miało więcej sensu.


Nawet jeszcze głupszy od Amadiego, ale za to milutki i skory do pomocy każdemu blondyn.

Bez "nawet". I mam dziwne wrażenie, że brak tu orzeczenia. Równoważniki zdań generalnie są spoko, ale tutaj chyba byłoby lepiej z orzeczeniem.


Sprawiał wrażenie wiecznie przyćpanego. Wyglądał jak przyćpany, mówił jak przyćpany.

A tu bym się w zasadzie nie miała czego przyczepić. Tylko tak zupełnie subiektywnie brakuje mi jakiejś fajnej, śmiesznej puenty w drugim zdaniu. Tam aż się prosi, żeby dodać coś jak: "
Wyglądał jak przyćpany, mówił jak przyćpany, nawet (tu wstaw dowolny czasownik) jak przyćpany!"



Z przedmiotów ścisłych miał nawet lepsze oceny od Natalie, oraz był osobą raczej miłą.

Niepotrzebny przecinek, "oraz" źle mi leży w tym zdaniu.


Dziewczyna była prawdziwą, blondwłosą pięknością, przy której Natalie uchodziła za wręcz brzydulę. Jednocześnie, uchodziła przy niej za prawdziwego geniusza ze wszystkiego.

Po pierwsze: "uchodziła wręcz za", nie inaczej. Po drugie: powtórzenie (zaznaczyłam). Po trzecie: zbędny przecinek. Po czwarte: sugerujesz, że to Lisa była geniuszem w porównaniu z Natalie.


Natalie zmemła (...)

"Zmełła". Wiem, że "Polska język - trudna język", ale jeśli nie jesteś pewna odmiany wyrazu - nie używaj go. Albo po prostu przed zapisaniem sprawdź, jak powinno to poprawnie wyglądać.


(...)ciemnowłosa posłużyła się znaną i kochaną wszystkim ironią.

"(...)znaną i kochaną przez wszystkich (...)", lecz nie jestem pewna, czy to, co powiedziała Natalie, było ironią. W gruncie rzeczy ona tylko stwierdziła fakt - owszem, zrobiła to w sposób bezpośredni i bezczelny, ale na moje to do ironii temu daleko.


Zdążyła w tym czasie podejść do bujającego się na krześle, zapatrzonego w bliżej nieokreślony punkt araba-hipisa o brązowych dredach do połowy pleców.

Tak, bardzo fajne są takie sprytnie przemycone opisy, gdzie niby to zupełnie przypadkiem czytelnik ma okazję dowiedzieć się, jak bohaterowie wyglądają. Tyle, że tutaj zrobiłaś to trochę niezgrabnie i nieudolnie. W sumie nie wiadomo, po kiego grzyba ten opis. Najlepiej byłoby wykopać go z tekstu. ^^


Zanim jednak zdążyła go zagadać, blondynka jednak, o dziwo, zaskoczyła.

Tak samo, jak kilka razy wcześniej: wiem, co miałaś w tym zdaniu na myśli, ale przekombinowałaś i wyszło jakoś tak kompletnie nieczytelnie. Zmień jakoś ten zaznaczony fragment. Może tak (uwaga, będzie magia używania myślników):
"Zanim jednak zdążyła go zagadać - blondynka niespodziewanie zaskoczyła."



Natalie po sekundzie poczuła, jak (...) jakaś siła uparcie ciągnie ją, by się odwróciła. Więc się odwróciła.

No kurczę... Jak inwersja jest kompletnie nie na miejscu, to stosujesz ją nagminnie. A tam, gdzie aż prosi się o przestawienie szyku - nie robisz tego. A ten fragment wyglądałby tak słodko, gdyby tylko drugie zdanie zapisać: "Odwróciła się więc."


W sali panował gorąc, około trzydziestostopniowy, a palce ciemnowłosej były takiej temperatury, jakby siedziała w zimę w nieogrzewanym pokoju.

Ta temperatura... nie, nie gra. "Były tak zimne", "tak chłodne", "tak lodowate", "tak skostniałe"... ale żadnej temperatury. Źle się to czyta.


- Z-zimne… - jęknęła głucho blondynka.
      - Ale odkrycie! Oczywiście że zimne. Plotek nie słucha? – parsknęła kociooka.
      - Jak u upiora! – kontynuowała Lisa.
      - Jak u upiora – powtórzyła Natalie z krzywym uśmiechem.
      - Ale… Jak to?
      - Mam spaczony krwioobieg.

Pochwała. Bardzo fajna wymiana zdań. Uśmiałam się, serio. xD Przy okazji: w tym krótkim fragmencie świetnie pokazałaś charaktery obu dziewczyn. Wyszło to i ładniej, i przejrzyściej, i ciekawiej, niż w znajdujących się gdzieś wcześniej opisach.
I tylko tak cichcem podpowiem, że w jednym miejscu chyba "sz" Ci uciekło. Ale tak to już jest, jak się pisze na klawiaturze. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png


W każdym razie, nie blondynką.

Czasami zamiast przecinka - postaw myślnik! Wyglądałby tutaj lepiej.


Natalie O’Correl przekroczyła próg Liceum Ogólnokształcącego imienia Krzysztofa Kolumba w Jasper z niemalże piskiem radości.

Po raz kolejny - nie jestem pewna tych odniesień do systemu szkolnictwa. Nie wiem, czy oni tam w ogóle kojarzą termin "Liceum Ogólnokształcące". Najlepiej zapytaj o to swojego nauczyciela od angielskiego, powinien się w tym orientować.
I "(...) niemalże z piskiem radości".


Czego chcieć od życia więcej?

A raczej: "czego chcieć więcej od życia?"


Zawsze spędzała tam czas, spędzając ostatnie godziny do zachodu słońca leżąc sobie na półce skalnej nad przepaścią, oglądając piękne, czerwone zachody słońca i robiąc swoje rzeczy na laptopie.

Dwa powtórzenia. Dodatkowo stwierdzenie "(...) i robiąc swoje rzeczy na laptopie" nie jest najszczęśliwsze.


Miała ku temu trzy powody. Pierwszy, (...). Drugi, (...). Oraz trzeci, (...).

"Po pierwsze...", "po drugie...", "po trzecie..." i żadne "oraz" na początku zdania!


Uf. To tyle. Mam nadzieję, że ogrom tego postu Cię nie przerazi, a także, że niedługo pojawi się kontynuacja. Strasznie mnie ciekawi, co z tymi mechami. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (28-06-2014 o 16h18)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1