Ieyoshi Higashiyama Divinité (Dieu)
Skończyłem kawę nawet bez jakichkolwiek rozmyślań. Wyszedłem z tego baru i ruszyłem chodnikiem, zastanawiając się co teraz porobić.
Po jakimś czasie, z drugiej strony ulicy, zobaczyłem mijającego mnie blondasia. Rzucił mi się w oczy, tylko... czemu? Skądś go znałem...
Przeszedłem więc na drugą stronę ulicy i ruszyłem jego kierunkiem... ich kierunkiem. Oblegało go kilka dziewczyn... czy nazwałbym je atrakcyjne? Raczej nie. No ale jeszcze nie widziałem twarzyczek. Jedna nieźle się z nim zabawiała. Nawet gdy go spoliczkowała, nic nie zrobił. Chciało mi się śmiać, jednakże byłem zbyt zaabsorbowany blondaskiem.
W końcu weszli do jakiegoś żałosnego klubu. Wejść? Tak się zastanawiam... a w sumie to co mi tam szkodzi... Wszedłem do środka i zasiadłem przy ladzie. Począłem obserwować blondasia. Robił nawet niezłe widowisko i szybko znalazł sobie nowe - atrakcyjniejsze panienki, w podobnej liczbie do poprzednich. Ach, już pamiętam. Ostatni krzyk mody mojej kuzynki - Jason.
Po jakimś czasie, odrzucając pierwszą i najbardziej rozbrykaną blondynę - chłopaczek zasiadł przy barze. Blondyneczka wybiegła... chyba z płaczem.. a druga chciała mu porobić wyrzuty? Śmieszne. Jakiś taki przywiązany... gust ci się pogorszył, kuzyneczko?
Powiedziałem barmanowi, aby przyniósł i nalał nam dwóm - tu wskazałem na blondysia - najlepszej jego whisky, jaką ma. Przy okazji pokazałem na boku wizytówkę. Mina mu zrzedła, co najmniej, ale już ruszał po trunka. Jeszcze rzuciłem mu, aby przekazał DJ'owi, aby ściszył muzykę. No to teraz zobaczmy...
Przesunąłem się na krzesło obok Jasona. Barman akurat wrócił, nalał nam Whisky i postawił butelkę. Muzyka została ściszona. Nie kwapiłem się, aby mu podziękować, a on raczej nie kwapił się, aby na podziękowania poczekać. Zwróciłem się do faceta.
- Niezłe przedstawienie, tak na co dzień? Czasami warto dać w pysk, aby zrozumiała - posłałem mu uśmieszek - ciekawe co na to odpowie.
Ostatnio zmieniony przez Minwet (26-03-2014 o 20h49)