Od razu informuję, że pisane dawno, a nie chciałam wiele zmieniać, bo pojechało na konkurs. Znaczy, w sensie, że wtedy, nie teraz.
Maska
Świat, w którym trzeba się ukrywać, przyodziewając maskę. Świat, w którym nikomu nie możesz zaufać na tyle, by pokazać prawdziwego siebie. Czasem bywa tak, że ktoś jest świetny w takim udawaniu, dzieje się to zwykle dzięki temu, iż ów człowiek potrafi być niezwykle zmienny, a co za tym idzie, często dzięki temu podziwiany. Skłonny zarówno do obrażania się na cały świat, jak i wykrzykiwania o bezgranicznej miłości do każdej żywej istoty, zarówno do wściekłej furii, jak i do opanowanej ciszy. A w rzeczywistości to wszystko niszczy go od wewnątrz. I właśnie dlatego z czasem przybywa mu coraz więcej tych masek, aż w końcu nie wie, którą założyć w poniedziałek.
Nie wie, co robić, często nawet co powiedzieć. A ludzie nie lubią nie wiedzieć, co się dzieje.
W ten właśnie sposób przegrywa.
W ten właśnie sposób skończyło się moje dotychczasowe życie, choć i wtedy za żadną cenę nie umiałam uśmiechać się naturalnie. Bolało, oczywiście. A najgorsze było to, że nie było przy mnie nikogo. Do czasu, gdy Nadzieja nie wyciągnęła do mnie ręki.
Ona. Znałam ją wcześniej, oczywiście. Wszyscy podziwiali ciszę, której za nic nie chciała przełamać. Zawsze owiana w tajemniczość, nagle postanowiła się komuś ujawnić. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego wybrała akurat mnie. Jednak nie przeszkadzało mi to, nawet jeśli pojawiła się nagle, do tej pory będąc tylko gdzieś w tle. W szarym, choć nie, raczej sztucznie kolorowym tle. Jej naturalne barwy wyłamały się z niego, stając się częścią mojego życia.
Cokolwiek robiła, robiła to w ciszy. Nie odzywała się za często, a jak już to pojedynczymi zdaniami. Działo się tak, dopóki nie zostawałyśmy same - wtedy zalewała mnie fala słów płynących z jej ust. Dziwiło mnie to z początku, do jej gadatliwości przywyknąć mi było tak ciężko, jak innym czasem sprawia problem przyzwyczajenie się do nowej barwy ścian w salonie.
W końcu zrozumiałam, że to się nie zmieni. Przy ludziach cicha i spokojna, przy mnie - zupełnie na odwrót. Z czasem zaczęło mnie to trochę denerwować. Wreszcie spytałam, dlaczego nie może zajmować się wszystkim w dobrze znanym innym ludziom milczeniu.
Pierwszy raz wtedy ujrzałam zawód na jej zwykle mimo, że milczącej, to jednak pogodnej twarzy. Od razu poczułam, że popełniłam ogromny błąd, lecz dopiero, gdy usłyszałam to, co miała mi do powiedzenia, zrozumiałam, że jesteśmy podobne bardziej, niż dotychczas myślałam.
Jej maska. Przez nią można było tylko spoglądać na świat oczyma i oddychać przez nos. Była czymś okropnym, jeśli tak łagodnie można to określić. Nie pozwalała otworzyć jej ust. Przy mnie nie czuła potrzeby ukrywania się, nawet jeśli ja nie potrafiłam się otworzyć. Robiła wszystko tak swobodnie, jakby nigdy tej maski nie było. Czułam, że to ona potrzebuje mnie bardziej, niż ja potrzebowałam jej kiedykolwiek. Ja...
Ja tylko musiałam się nauczyć uśmiechać trochę bardziej naturalnie. To wystarczyło, byśmy obie były szczęśliwe.
Tak więc mówiła wszystko, co tylko jej ślina na język przyniosła. Mówiła, a ja zawsze cierpliwie jej słuchałam, starając się jednocześnie, by wiedziała, że poświęcam jej uwagę. Tak, jakby cały mój świat mieścił się w jej postaci.
Szkoda, że tak nie było. Choćbym nie wiem, jak chciała, na świecie istnieli jeszcze inni, nie ważne, czy podobni do mnie, czy zupełnie odmienni, nieistotne, czy w masce podobnej do mojej czy też takiej, której nigdy bym nie założyła. Tacy, którzy poznali miłość, a także ci, którzy często mylili ją z zupełnie innym uczuciem.
Usłyszeć pierwsze "Kocham Cię" od osoby kochanej - chyba najwspanialsza rzecz na świecie. Naprawdę, ogromna szkoda, że tak nie było w moim przypadku.
W dodatku czuć ból człowieka, którego się odrzuca. Możliwe? Owszem, nawet w dzisiejszych czasach, jeśli ktoś chce, może usłyszeć pęknięcie cudzego serca. Niektórzy pozostają przy tym obojętni, inni czują, jakby to właśnie im się to przytrafiło, zamiast temu, którego przed chwilą zraniono.
Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego się przyznałam? By uśmierzyć, albo choć złagodzić ból gnieżdżący się wówczas nie tylko w jego, ale też moim sercu? Jak mogłam to powiedzieć takiej osobie? Równie dobrze mogłam wykrzyczeć mój sekret na cały świat, do tego moja, a właściwie nasza sytuacja byłaby zupełnie inna.
...Ludziom nie można ufać. Cokolwiek im powiesz, nie ważne, jak wielki to byłby sekret, rozniesie się wszędzie niczym epidemia. I właśnie przez tą epidemię zmuszona zostałam do kwarantanny.
Zaraza, która nie dawała im pojąć moich uczuć. Przez nią to nie "chorzy" musieli zostać odizolowani, tylko ja. Mimo to ja wciąż nie wstydziłam się swojej miłości, choć według niektórych powinnam, dlatego też wiedziałam, że powinnam jak najdłużej utrzymywać to w tajemnicy, choć i tak byłam zaskoczona nagłą reakcją ludzi. Najgorsze było to, że musiałam stanąć twarzą w twarz z nią. A jeśli już wiedziała?
Spróbuję uśmiechać się choć trochę bardziej naturalnie. Tak, jakby na mojej twarzy nie było żadnej maski. Możliwe, że wtedy... Wtedy co? Może ona już naprawdę wie?
***
Ta jedna nadzieja mnie zawiodła. Udowodniła mi tylko, że ludziom naprawdę nie można ufać pod żadnym pozorem, że zrobią wszystko, byleby wokół nich nie działo się nic niezgodnego z normami.
Nie straciłam na szczęście Nadziei, choć i ona wiedziała, że ludzie nas nie zrozumieją. Chciałabym do niej dołączyć, jednak jestem zbyt słaba, za mało odważna. Kto by pomyślał, taka cicha osóbka, tak odważna, by poświęcić się dla ukochanej... A ja? Ja nie potrafię.
Ale nie przeszkadza to ani mnie, ani jej. Widuję ją codziennie, choć teraz role się odwróciły - teraz ja wciąż mówię coś do niej, a ona słucha z wcale nie mniejszym od mojego zapału zainteresowaniem. Wiem, że słucha. Jestem tego tak pewna, jak tego, że kiedyś znów się spotkamy. A na razie, rozmawiamy, jeśli można to w ten sposób nazwać. Nie przeszkadza nam nawet dzieląca nas kamienna płyta, mojego głosu nie zagłusza nawet wiatr szumiący między setkami podobnych kamiennych płyt.
...Szkoda tylko, że dopiero teraz nauczyłam się uśmiechać trochę bardziej naturalnie.


