„Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie jej oczu, blask jej oblicza zawstydził by gwiazdy.”
William Szekspir.
„Kiedy gwiazda płacze, z jej oczu nie lecą łzy, ale promienie światła.”
Jerry Spineli.
Mówi się że gdy ujrzy się spadającą gwiazdę to pomyślane marzenie się spełni. Jednak czy to dla tej gwiazdy nie jest koniec marzeń? Koniec wszystkiego? Czy to nie jest tak że ta gwiazda po prostu umiera? A gdyby tak nagle z gwiazdozbioru spadła najjaśniejsza gwiazda? Gdyby potem zniknął cały gwiazdozbiór… cała konstelacja…?
Tamtego czasu świat mógł zobaczyć tą oto tragedię…
Tamtego czasu zgasł Regulus, serce gwiazdozbioru Lwa. Niedługo potem na wieki przepadła cała konstelacja.
„Odejdź precz! Nie chce Cię widzieć na oczy! Nigdy więcej się nie pojawiaj!”
Nigdy jeszcze nie była taka poważna i wściekła jednocześnie. Nigdy jeszcze nie dała mi odczuć ze naprawdę, nic nigdy między nami się nie wydarzy. Zwykle kiedy mówiła żebym się ogarnął z wyznawaniem mojej miłości, słodko się rumieniła albo obracała kota ogonem. Teraz… Nie mogłem uwierzyć ile zimna jest w jej głosie i postawie.
Znieruchomiałem zaciskając palce w pięści. Otworzyłem usta chcąc coś powiedzieć ale nie mogłem. Jej słowa równoważyły się z zerwaniem kontraktu ze mną… Ale to nie było ważne w tej chwili. Nie chciała mnie… Teraz w tej chwili nie czułem się jak Gwiezdny Duch, tylko jak porzucony niedoszły kochanek.
Moja mina musiała ją chyba otrzeźwić, bo sama cofnęła się o krok zakrywając usta dłońmi. Jednak nawet nie próbowała się wykręcać… Przepraszać czy tłumaczyć się. Wdziałem że podjęła już dawno temu decyzję. Tylko teraz pod wpływem emocji źle ujęła swoje słowa. Za ostro i zbyt wieloznacznie.
„Loke… Natsu… On… On jest człowiekiem…”
Jednak się myliłem. Chciała się tłumaczyć. Pogarszała tym sprawę. Zacisnąłem palce mocniej gniotąc pudełeczko w którym był pierścionek… Tak. Oświadczyłem się jej, mimo że właściwie nigdy ze sobą nie byliśmy. To tylko moje głupie Lwie serce… Zbyt kochliwe zbyt szczere, głupie coś sobie ubzdurało. Chyba wiecie moi mili jaka była jej odpowiedz…?
Chciała coś jeszcze powiedzieć ale przerwałem jej robiąc jeden krok w jej kierunku. Chyba się wystraszyła bo sama chciała się cofnąć, jednak przeszkodziła jej w tym ściana.
Nie miałem złych zamiarów. Byłem w tamtej chwili najbardziej spokojną istotą we wszechświecie. To tylko dlatego że już wiedziałem co się stenie z moim sercem…
Wyprostowałem palce. Byłem tak blisko niej ze niemal stykaliśmy się ciałami. Sama opierała się o ścianę. Patrzała na mnie swoimi wielkimi oczami, był w nich strach…
Schyliłem się ku niej. To było już drugie nasze pożegnanie. Tylko że wtedy… Wtedy było tak inaczej. Wtedy ona mnie chciała, byłem jej potrzebny, a teraz stałem się tylko przeszkodą ku szczęściu. Zadrżała… Czy byłem aż takim potworem?!
Przyłożyłem tylko czoło go jej czoła, stykaliśmy się nosami. Tak mało brakowało by moc ją pierwszy i ostatni raz pocałować. Jednak nie miałem zamiaru tego zrobić. Szanowałem jej wybory i ją…
Moje serce właśnie opuszczało na wieki niebo. Razem z moim sercem Regulusem, spadła na jej policzek lśniąca niczym gwiazda na bezchmurnym niebie łza… moja łza. Nigdy jeszcze przy niej nie płakałem. Ostatnio to się zdarzyło kiedy zabiłem moją byłą Panią. Ale przy Lucy byłem taki szczęśliwy. Ta łza nie była szczęśliwa, to była łza bezgranicznej rozpaczy.
Lucy otworzyła szerzej oczy w szoku. Uniosłem dłoń i pogładziłem ją po policzku kojącym spokojnym gestem. Nie chciałem by się bała. Lekko się nawet uśmiechnąłem na uczucie dotyku jej ciepłej skóry.
Zaczynałem znikać…
Pewnie mi się wydawało ale Lucy wydawała się podejmować próby złapania mnie. Potem padła na kolana. Moja wyobraźnia musiała szaleć z bólu, bo podsuwała mi ostatnie obrazy i dźwięki, ze ona mnie woła. Histerycznym krzykiem i płaczem wzywała moje imię…
Znalazłem się w swoim świecie. Nie pamiętam ile to trwało ale zamknąłem się na wszystkich. Na wszystko. Z nikim nie rozmawiałem. Nikogo nie chciałem widzieć.
W ludzkim świecie musiały mijać miesiące a nawet lata. Na wspomnienie jej imienia czy obrazu wpadałem w jeszcze większą agonię.
Czas jednak zrobił swoje. Zacząłem żyć… chociaż życiem tego nie mogłem nazwać. Chodziłem na randki, spotykałem się z przyjaciółmi, jednocześnie omijając tych którzy byli we władzy Lucy. Jednak nie zawsze mi się udawało. Raz przypadkiem usłyszałem ze pomimo zerwania ze mną kontraktu Lucy nadal ma mój klucz… że często na niego patrzy i nawet czasem płacze. Wtedy na takie słuchy moje wnętrze chociaż trochę było cieplejsze… Jednak zaraz też słyszałem ze przyjęła oświadczyny Natsu… ze niedługo się pobierają… Wtedy znów w miejsce po moim sercu wstępowało zimno…
Chciałem by oddała albo sprzedała komuś mój klucz. Wtedy chociaż mógłbym skupić swoje myśli na walce zamiast trwać w swoim świecie z nią w głowie.
Jednak czy naprawdę chciałem należeć do kogoś innego? Nie. Chciałem być tylko i wyłącznie jej. Nikogo nigdy więcej. Chciałem by ktoś zniszczył mój klucz… albo by go pochowano z nią…
Jeszcze wtedy nie wiedziałem jak blisko jestem takiego scenariusza.
W Świcie Gwiezdnych Duchów wystąpiło ogromne poruszenie. Wszystko wskazywało na to ze Lucy ma kłopoty. Wiedziano że wyruszyła na bardzo niebezpieczną misje. Sama. Jednak nie wezwała żadnego ze swoich duchów. Żyła bo ich kontrakty trwały… Kiedyś tylko ja miałem moc by spojrzeć na jej działania i w odpowiedniej chwili, swoją własną mocą ruszyć jej na ratunek. Teraz po zerwaniu kontraktu nie widziałem nic.
Bałem się… jak nigdy dotąd się bałem że ona zginie! Mimo że mnie odrzuciła, moja miłość do niej nie zmalała ani trochę. Chciałem jej szczęścia. Wtedy odeszłam bez walki by dać jej drogę do tego czego sama chciała. Nie ważne było to jak bardzo teraz cierpię. Chciałem by miała dzieci… by potem miała wnuki z kimś kto mógł je jej dać. Rozumiałem jej argument. Byłem duchem. Ona jest człowiekiem. Natsu, jej pierwsza miłość był człowiekiem… no może nie do końca.. ale był.
Mijał czas a ona nie wzywała nikogo. Nie medytowała. Tak jakby jej klucze gdzieś zaginęły… Podejrzewałem taką ewentualność, ale wiedziałem też tak normalnie by ich nie zgubiła, dbała o nie… o nas, jak o swoją własna rodzinę. Więc coś musiało jej się przytrafić!
Inne duchy próbowały własną mocą się do niej przedostać. Jednak nie miały tyle mocy…
Ja miałem. Chociaż nie wiedziałem czy mogę. Bez kontraktu?
Inne duchy wpadły na ten sam pomysł. Przychodziły do mnie i niemal błagały bym spróbował… mówili ze rozumieją mój ból. Że doskonale wiedzieli co zaszło. O moim uczuciu o jej podejściu. Myśleli ze nie chce jej pomóc. A było wprost przeciwnie. Całą swoją mocą chciałem się do niej przedostać… Próbowałem wiele czasu. Szczęściem było że w tym świecie miałem niezliczoną ilość mocy wiec próby mnie nie osłabiały.
Byłem w szoku kiedy w końcu mi się udało. Powinienem znaleźć się w miejscu w którym była Lucy i klucze… Tak też się stało.
Okazało się ze było to miejsce najgorsze ze wszystkich. Szpital gdzieś na końcu świata. Osobna obskurna sala… na środku której stało łóżko. W łóżku leżała blada jak ściana wychudła postać miłości mojego istnienia. Przez chwile nie mogłem jej poznać… Była starsza od Lucy która mnie porzuciła, chociaż jej stan mógł sprawiać takie wrażenie.
Wyglądała jakby spała. Wiedziałem jednak ze to nie jest zwykły sen. Przeczytałem kartę wiszącą przy łóżku. Doznałem szoku… aż usiadłem nie mogąc ustać na nogach.
Lucy była na oddziale hospicjum dla ludzi w śpiączce. Z opisu wynikało ze jest w niej już ponad rok. To tyle ile nie było z nią kontaktu.
Ręce mi drżały… złapałem się za głowę w rozpaczy. Nie! To nie mogła być prawda… było tam napisane że nie rokują żadnej poprawy. Jednocześnie też dziewczyna była NN. Wiec nie wiedzieli nawet kim jest. No cóż. Nasza Gildia nie była znana na całym okrągłym świecie… Nie mogli wiedzieć kim jest Lucy.
Wstałem chodząc po pokoju. Wiedziałem co robić… jeśli była NN to pewnie nikt nie wiedział że tu jest. Musieli jej szukać! Jej mąż, chociaż ciężko było mi go tak nazywać musiał być w podobnej rozpaczy co ja… Znałem numer do Gildi. Musiałem ich poinformować.
Nie myśląc za wiele ruszyłem do drzwi. Jeszcze raz spojrzałem na nią i wyszedłem.
Obsługa hospicjum była w szoku widząc ze ktoś wychodzi z Sali ale nie dałem im szansy zatrzymania mnie. Chwyciłem za leciwy telefon i zadzwoniłem.
Ku mojemu szczęściu odebrała Ne kto inny jam Miruś. Była strasznie szczęśliwa ze mnie słyszy. Musiałem jej przerwać tę eksplozje.
- Znalazłem Lucy… ona… ona jest w śpiączce, na jakimś zadupiu, Mira… ona umiera. Nie dają jej szansy na przebudzenie, to jakiś uraz mózgu i serca… - mój głos się łamał, ale zdołałem powiedzieć gdzie się znajduje. Byłem duchem wiec znałem każdy język we wszechświecie, dzięki temu szybko udało i się ustalić lokalizacji tego miejsca.
Mira zapisała wszystko i stwierdziła że najbliżsi już wyruszają.
Ja sam wróciłem do Sali. Sam już nie wiem po co… w sumie spełniłem swój obowiązek. Mógłbym wrócić do siebie. Jednak żadna siła nie była w stanie mnie od niej oderwać. Nie mogła mnie powstrzymać by nie ująć jej dłoni. Delikatnie jej unieść i pocałować palce.
Była tak bardzo krucha… Jakby miała mi się rozpaść w palcach. Odłożyłem wiec jej dłoń na swoje miejsce i tylko delikatnie gładziłem jej policzek i czoło. Ledwo hamowałem łzy.
Czułem się winny… Gdybym się wtedy nie wygłupił z tymi oświadczynami. Pewnie do tej pory byśmy walczyli na misjach. Ochronił bym ją i nie dał nikomu skrzywdzić.
Siedziałem przy niej wiele godzin, chciałem odejść dopiero gdy Natsu dotrze na miejsce. Jednak wpadłem nagle na tak niesamowicie prosty ale jednocześnie zgubny dla mnie pomysł.
- Lucy… Powiedziałaś kiedyś ze mi ufasz… a ja powiedziałem że będę Cię chronił. Mówiłem też ze Moc ducha potęguje właśnie Miłość… Wiec może teraz udowodnię że moja miłość do Ciebie była prawdziwa? – szeptałem cicho pochylony nad nią - Nie byłaś tylko jedną z wielu które chciałem poderwać… Byłaś.. Nie! Nadal jesteś esencją mojej duszy. Wypełniasz każdy jej fragment. Wiedziałem że mnie odrzucisz… Ale chciałem spróbować. Pokochałem Cię i nigdy kochać nie przestałem. – pogładziłem kącik jej ust. – Żeby to udowodnić i dać Ci szansę na dalsze życie którego chcesz, zrobię coś czego nam nie wolno. Coś zakazanego ale możliwego. Dla Maga, magia jest jak życie. Ty jesteś niemal wysuszona z niej… ale ja Ci ją podaruje. Oddam Ci swoją moc. Oddam ci swoje życie Lucy. Pewnie mnie nie słyszysz ale to nie jest ważne. – schyliłem się nad nią jeszcze bardziej znów stykając się z nią czołem tak jak przy naszym pożegnaniu. – Proszę jedynie byś nie zmarnowała tej szansy. Za chwilę stanę się z Tobą jednością już na zawsze. Zniknę z Nieba, cała konstelacja Lwa odda Ci swoje życie. – schyliłem się jeszcze bardziej i zrobiłem coś na co sobie jeszcze nigdy nie pozwoliłem w stosunku do niej. Pocałowałem ją delikatnie w jej suche trochę szorstkie usta. To nie miało znaczenia. Był to najpiękniejszy i najcenniejszy pocałunek w moim całym istnieniu. Trwałem w nim długo. Delikatnie go pogłębiłem i w tej też chwili zacząłem oddawać jej swoją moc. Słabłem, jednak objąłem ją w pasie i uniosłem delikatnie. W Sali widać było silny oślepiający błysk. Moje i jej ciało stało się jednym.
Przez chwilę razem z jej smakiem poczułem jej ciepłe ciało, zobaczyłem oczyma wyobraźni jej uśmiechniętą twarz. Byłem szczęśliwy ze moja miłość na coś jej się przydała.
Po chwili usłyszałem krzyk. Poznałem go, to był Natsu i coś w stylu…. „Weź łapy od mojej kobiety ty gwiezdna-ruda-pało!”. Znów zapłakałem. Ale tym razem były to łzy szczęścia. „Tak Natsu… Już Ci ją oddaje… Opiekuj się nią i nigdy nie dopuść do jej krzywdy”. Powiedziałem w jego umyśle już zamieniając się w pył. „Kocham Cię Lucy…” dodałem ale już tylko do niej kiedy otwarła oczy. Szeroko z przerażeniem. Wyciągnęła ku mnie ręce ale mnie już nie było. Byłem jej integralną częścią.
Lekarze wspólnie stwierdzili ze zdarzył się cud. Magowie doskonale wiedzieli z to nie był cud ale po prostu ogromny transfer magicznych mocy które obudziły Lucy do życia.
Astrolodzy byli zszokowani.
Z nieba zniknął Lew. Ale Pojawiła się nowa konstelacja… Lwica.
Po roku spokojnego życia Lucy urodziła Salamandrowi pierwsze dziecko… Tylko dlaczego było ono rude…?
OPOWIADANIE Z MOJEGO BLOGA!
http://opowiadania-dojinshi-runa-miko.blog.onet.pl
Link do zewnętrznego obrazka
Ostatnio zmieniony przez BlackBlackHeart (24-01-2014 o 13h58)
Dziękuję i tak przyznaje się, błędy są. A to tylko dlatego że pisząc od razu gdzieś dodaje. Staram się nie lustrować tego zbyt wnikliwie bo w końcu dochodzę do wniosku że wszystko jest źle i kasuje XD. Wiec rzucam się na falę. Jestem szczęśliwy że znalazłem kogoś kto lubi LoLu... <3 XD