Na tej podstawie powstanie kiedyś książka. Boję się, że jeśli dam całość to ktoś skopiuje i będzie książka pod jego nazwiskiem miłego czytania
.
Wstęp
Wszyscy mówili na mnie Katrina. Urodziłam się na Czterowyspie Marytany. Moja mama miała piękne brązowe włosy. Idealnie wpasowały się w kolor jej oczów. Wydawało mi się, że zajmowała się samą sobą. Bardziej kochałam tatę. Zawsze miał dla mnie czas. Z tego co pamiętałam miał blond włosy, ale mu szybko zsiwiały. Był głównym paladynem. Mieszkaliśmy w Głównej Siedzibie Paladynów.
Lubiłam swoje czarne włosy. Dużo ludzi mówiło, że ten kolor włosów przynosi tylko zło. Mniejszość osób, tych bardziej samotnych, czytających mądre księgi, mówiło, że jestem bardzo ważna. Nie wierzyłam w to. Dla mojej rodziny byłam normalna. Miałam piękne zielone oczy. Lubiłam sukienki w czerwonym kolorze. Czułam się czasami inna. Większość dziewczynek w wieku trzynastu lat nosiła przesłodzone różowe sukienki. Ich cera była prawie nie opalona świadcząca o wysokim statucie społeczeństwa. Moja w ogóle się nie opalała. Miałam ją jaśniutką. Niektórzy wykształceni nawet się pytali czy mi nic nie jest. Zwykle odpowiadałam " Nie, dziękuję. Czuję się świetnie".
Mój "dom" znajdował się na końcu alei Górnego Miasta. Gdzie dostęp mieli tylko ci o wysokich stanowiskach. Na parterze były dwa pokoje. Jednym był przedsionek gdzie liczył i pisał Eldorh. To on nauczył mnie pisać i liczyć. Dalej był salon gdzie odbywały się wszystkie narady. I normalnie siedział mój tata. Był tam kominek przy którym lubiłam siedzieć. W przedsionku były też schody, które prowadziły na część mieszkalną. Mój pokoik był urządzony w beżowej tonacji. Pod ścianą było łóżko z białą aksamitną pościelą. Obok łóżka było biurko. Na nim był stos pergaminu i kałamarz. Obok była skrzynia na moje rzeczy. Obok był pokój rodziców, którego nigdy nie odwiedziłam. Po prostu nie mogłam. Może kiedyś zdobędę zgodę.
Games of Trones
Jeżeli boisz się, że ktoś ukradnie Ci tekst - nie musisz go umieszczać w sieci. Ale sieć zostawia ślad, tekst będzie na forum, gdyby nie daj Boże (czy w co kto wierzy) ktoś naprawdę Cię splagiatował - masz dowód swojej pracy 
