Joey Johnson
- To świetnie się składa, jutro ma... - urwał, bo został dość mocno popchnięty przez kelnera. Nie tylko został popchnięty, ale też oblany. Dla postronnego była to zwykła woda, ale Joey od razu poczuł, że to wódka. Skąd do cholery wódka w restauracji.
Skończyłoby się na niefortunnym oblaniu, gdyby tylko kelner miał więcej taktu i mniej tuszy. Jednak wpadł na niego tak gwałtownie, że Joey przechylił się do przodu i czołem przewrócił świecznik, stojący na środku stołu. Oczywiście, włosy całe w alkoholu zajęły się natychmiast.
Inteligentny kelner zamiast szukać czegoś do zgaszenie, zaczął wachlować jego głowę tacą, co spotęgowało płomienie, a Joey po chwili już nawet nie miał czym krzyczeć. Zanim dobiegł do niego ktoś z pojemnikiem wody, mężczyzna leżał martwy na stole ze spaloną facjatą. Sprawdzanie jego pulsu było tylko formalnością, chociaż w sumie, nawet nie było czego reanimować. Została po nim wielka, zwęglona masa, tląca się jeszcze gdzieniegdzie małymi płomyczkami.