Zachciało mi się zrobić zbiór opowiadań o romansach w showbiznesie. Trzy opowiadania będą się rozgrywały kolejno w Ameryce, Japonii i Korei. Pierwsze musiałam porządnie ocenzurować by tu wrzucić, iksdełkę. Do każdego mam też rysunki, ale na razie nie chce mi się ich skanować.
Anarchia w USA, część pierwsza.
-Grupa rockowa "Anarchy" to temat, który nie schodzi z ust dzisiejszych nastolatków i muzyka, która nie znika z radia ani na chwilę. Każda ich piosenka pobija rekordy popularności, zajmując pierwsze miejsca. Ich płyta "Broken harmony" osiągnęła najwyższe zainteresowanie już w przedsprzedaży a potem zeszła ze sklepowych półek w jedno popołudnie. Każdy członek zespołu zajmuje aktualnie czołowe miejsca w rankingach najprzystojniejszych mężczyzn w Stanach, a wokalistka i basistka w jednym... - płynny głos prezenterki ucichł nagle i pokój wypełniła głucha cisza.
-!@#$ to wszystko, pojedźmy gdzieś. Na Hawaje na przykład. - kobieta, która leżała na kanapie głową w dół odrzuciła gdzieś pilota i zmierzwiła swoje krótkie, białe włosy.
-Ann, widzę twoje majtki. - złotooki chłopak siedział przy szklanym stole i grał na PSP. Miał czerwone włosy, które były prawdopodobnie w artystycznym nieładzie, bo odstawały w każdą stronę ale wyglądały jakby "tak miały być". Dziewczyna tylko mruknęła coś, ale nie zmieniła pozycji. Na białej, skórzanej kanapie siedzieli jeszcze dwaj faceci. Jeden, z długimi czarnymi włosami spiętymi wysoko w kucyk, klikał coś w telefonie. Prawdopodobnie grał w Angry Birds albo inne badziewie. Obok niego siedział niski chłopak z krótko przystrzyżonymi włosami w kolorze banana. Czytał komiks leniwie przerzucając strony. Każdy w pomieszczeniu ziewał niekiedy i spoglądał ukradkiem na resztę.
-Słuchacie mnie? Mam dość tego wszystkiego. - mówiła coraz głośniej, żeby zwrócili na nią uwagę - Mam dość rozwrzeszczanych lasek, które sikają w majty na wasz widok, dość głupich prezenterów, którzy tak sztucznie się do nas uśmiechają, dość pisania piosenek i grania wszędzie za nienormalnie wysokie sumy. A jak jeszcze raz napadną mnie jacyś fani, gdy będę chciała wyjść do sklepu po pudding to seryjnie poleje się krew. - warknęła, ukazując białe ząbki pod zakolczykowaną wargą. Faceci odłożyli konsole, telefony i komiksy spoglądając na nią z uznaniem, potem popatrzyli po sobie i przytaknęli dość ochoczo.
-W sumie... - dołączył się długowłosy, nazywał się Anacin i był keybordzistą oraz drugim wokalem w zespole - Nawet jeśli przeminiemy jako "sezonowcy" to narobiliśmy tyle kasy, że starczy nam na wystawne życie i jeszcze na królewskie pogrzeby.
-Głupio to tak nagle zostawiać. - zaprzeczył szybko krótkowłosy blondyn, Richie, perkusista.
-Kto mówi o zostawianiu? - dorzucił na koniec swoje trzy grosze chłopak przy stole, Archie, gitarzysta i trzeci wokal - Możemy wyjechać gdzieś na jakieś egzotyczne wyspy pod pretekstem kręcenia teledysku, czy szukania natchnienia. - czerwony podparł głowę na dłoni i jeszcze raz przyjrzał się majtkom dziewczyny - Ann, przestań mnie kusić.
Białowłosa prychnęła i usiadła na kanapie w całkiem normalnej pozycji, poprawiając grzywkę.
-Czyli wychodzi na moje. - uśmiechnęła się szeroko i wstała po chwili - Chłopaki, nie ma co zwlekać. Jedźmy gdzieś i zabawmy się tak, żeby musieli nas potem zbierać ze szczytu jakiegoś wulkanu.
-"Gdzieś", "jakiegoś". Ann, Ann, Ann. Mała, głupia, Ann. - Anacin jak zwykle wykazywał się największym rozsądkiem - Żeby ustalić takie rzeczy, potrzeba kogoś myślącego. Zadzwonię do Petera i on za nas coś ustali, okej? A ty teraz zamiast się od razu napalać to zrób popcorn, obejrzymy sobie jakiś horror.
Niebieskooka zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta w dziwacznym grymasie.
-Nienawidzę Cię. Przecież wiesz, że się boję horrorów! - pisnęła, jednak wiedziała, że to nic nie da. Skoro on powiedział, że będzie horror, to będzie.
-Masz tutaj trzech rosłych chłopów, mała. Nie musisz się bać, każdy skoczy dla Ciebie w ogień. - powiedział ciepło Richie.
-Albo zniszczy hordę zombiaków. - dodał szybko Archie.
-Tylko zrób ten popcorn z masłem.
-I weź dwie butelki coli. I chipsy.
-I Pana Misiaka... Dla siebie oczywiście.
-Gnojki. - mruknęła cicho i skierowała się do kuchni. W ich wielkim apartamencie przydałyby się dwa bataliony pokojówek. Wszędzie leżały puste butelki, opakowania po chipsach, zgniecione kulki papieru, które były paroma linijkami tekstów piosenek albo nut, pudełka po pizzy, ubrania i różne dziwne badziewia pokroju pudełek z komiksami, które znosił Richie. Mieszkanie składało się na wielki salon, w którym Anarchy spędzało większość czasu, jeśli nie byli w studiu nagraniowym, pokaźną kuchnię z jadalnią, 5 pokoi - po jednym dla każdego, plus jeden dla gości oraz dwie łazienki - jedną dla facetów a drugą dla Ann. Przynajmniej w pierwotnym założeniu miały być damska i męska. W końcu i tak każdy korzysta w każdej, w zależności gdzie jest bliżej.
-Popcorn z masłem, dwie butelki coli, chipsy... - wyliczała pakując wszystko pod pachę - Będę musiała przejść się dwa razy. Wszystkiego nie wezmę.
-Przybyłem Cię uratować, księżniczko. - jak na zawołanie do kuchni wpadł Archie i od razu rzucił się by zabrać od dziewczyny butelki. Ona uśmiechnęła się wesoło i ruszyła do wyjścia.
-A misiak dla Richiego? - opamiętała się nagle i spojrzała na przyjaciela.
-Spoko, Anacin go przytuli, to się nie będzie bał. - zaśmiał się, a białowłosa zawtórowała mu.
-Wiesz co to oznacza? - zbliżył się do niej, przekładając butelkę z colą pod pachę i obejmując ją wolną ręką. Dziewczyna spojrzała na niego i pokręciła głową doprowadzając go tym do ponownego śmiechu - Rozwalasz mnie, Ann. Raz zachowujesz się niczym rasowa chłopczyca, klniesz jak szewc, latasz se po mieszkaniu w samej bieliźnie i w ogóle, a zaraz potem robi taki zdezorientowany wzrok, gadasz jak małe dziecko i boisz się horrorów, słodka jesteś, wiesz?
-!@#$% się, *&^%$. - odtrąciła jego łapy i przyspieszyła kroku wpadając do salonu gdzie Anacin i Richie rozkładali przed telewizorem poduszki i kołdry z całego domu.
-I wróciliśmy do pierwszego wcielenia. - prychnął czerwony do siebie i rzucił się na przygotowane miejsce. Ann stała jeszcze chwilę na nimi, gdy każdy zajął już miejsce.
-No chodź, mała. - Richie poklepał miejsce między sobą a Archim.
Kobieta przetarła szybko oczy rękawem i uśmiechnęła się smutno.
-Co jest? - spojrzał na nią Anacin - Będziesz ryczeć?
Ann pokręciła głową.
-Po prostu... To wydaje mi się tak nierealnie piękne, że tak sobie siedzimy i niczym się nie przejmujemy. Chciałabym, żeby to trwało wiecznie, chłopaki.
-No i nam się Anetka rozczuliła. - uśmiechnął się Archie jak pojedyncze łzy zaczęły spływać po jej bladych policzkach błyszcząc w świetle telewizora. - No już, chodź i nie płacz. Na pewno tak będzie już zawsze. - chłopak pociągnął ją do siebie za nogę i przytulił mocno, przykrywając kocem. W tym czasie czarnowłosy włączył film i siąkanie nosem po chwili ucichło, gdy biała uspokoiła się, wtulona w tors przyjaciela. Faktycznie, coraz częściej zdarzały się jej takie momenty, że chciało jej się płakać albo coś w tym stylu.
-Ej, Archie, nie bądź taki. Też chcę sobie przytulić małą Annette. - oburzył się nagle blondyn i przyciągnął dziewczynę do siebie przewracając przy tym miskę z popcornem.
-Zabiję was, gnojki... I nie nazywajcie mnie tak.- dziewczyna przyłożyła im obu, zaraz po tym jak czerwony zaczął ciągnąć ją w swoją stronę. Ostatnio także, faceci z Anarchy zaczynali patrzeć na nią bardziej jak na kobietę niż jak na kumpelę i wspólniczkę. Prawdopodobnie dlatego, że wszystkie inne dziewczyny jak to mówi Ann "sikały w majty na ich widok" więc oni nie mieli już głowy do chodzenia na randki i tym podobne, na to wszystko jeszcze ciągłe nagrywanie i występowanie. A i tak od zawsze nie kręciły ich laski z kategorii "miseczka D i włosy do pasa", które były rozwrzeszczane i nieszczere. Zostali muzykami nie dla fanów czy z pasji tylko po to by wieść spokojne życie bez martwienia się o wydatki.
Ktoś wrzasnął przesadnie głośno gdy w filmie znikąd pojawiła się jakaś zjawa.
-Zamknij się, Richie. To nie było aż takie straszne! - biała kopnęła go, ale sama i naciągnęła koc na oczy.
-Podaj colę.
-Łaskoczesz mnie włosami!
-Zabieraj ten łapy!
-Podnieś się, leżysz na popcornie.
-Mam chipsy w staniku.
-Pomóc Ci wybra... - coś łupnęło i wszyscy umilkli, przez chwilę jeszcze zapłakał jakiś głos w ciemności. Film właśnie się skończył więc ekran zrobił się czarny a w pokoju zapanował idealny mrok. Teraz nikt nie śmiał się odezwać, rozpoczęła się wojna, kto idzie oświecić światło. Skończyło się na tym, że i tak wszyscy posnęli razem, na podłodze, próbując się wcześniej wykończyć łaskotaniem lub innymi nieczystymi zagrywkami. Dopiero rano, Peter - ich manager i jedyna rozsądna osoba, której Anarchy ufało - odkrył ich niczym zapomniany skarb w jaskini. Przy czym "jaskinia" to idealne słowo, bo mieszkanie wyglądało jeszcze gorzej (o ile to możliwe) niż wcześniejszego wieczora.
-Pomogę wam gdzieś umknąć pod jednym warunkiem...
-Jakim? - powiedzieli wszyscy razem, podnosząc się z ziemi, a raczej "odklejając się od podłogi".
-Pod waszą nieobecność, wezwę tu ekipę sprzątającą i może jakichś facetów w czerni czy coś.
Perfekcyjni wrogowie, część pierwsza.
-Dziś w naszym programie dostąpiliśmy wyjątkowego zaszczytu. Gościmy parę, która nazywana jest królem i królową japońskiego showbiznesu. Zaczynali jako aktorzy, ale przez ich wyjątkowy wygląd, który udowadnia, że istnieją ludzie "idealni" stali się także wybitnymi modelami. Ostatnio także odkryli u siebie talent wokalny i niedługo spodziewamy się ich pierwszych singli. Jeszcze trochę i boję się, że odbiorą moje stanowisko prezentera! - przystojny pan zaśmiał się nisko a cała widownia zawtórowała mu - Ta parka jest niewątpliwie jedną z największych dum naszego kraju, znani już prawie na całym świecie. Panie i Panowie, proszę gorąco powitać Największe Gwiazdy Japonii: Shiyagi Tana oraz Kyotako Asahi!
Na widowni wszyscy zaczęli klaskać, krzyczeć, piszczeć i machać rękami. Poruszenie brzmiało co najmniej jakby sufit studia zaczął nagle się walić. Ktoś nieobeznany na pewno spodziewałby się wjazdu jakiegoś arabskiego szejka na słoniu, 20 wielbłądów, tancerek i ludzi żonglujących ogniem. Jednak zza kulis wyszły tylko dwie osoby. Jednak były to osoby nie byle jakie. Obydwoje, i kobieta i mężczyzna, byli wyjątkowo wysocy, mieli długie nogi, smukłe ciała, chude palce oraz białą, gładką skórę. Ich twarze były idealnie ukształtowane - z ogromnymi oczami, niewielkimi noskami i z uszami w perfekcyjnym kształcie i rozmiarze. Nie można było się dopatrzyć żadnej skazy, nieproporcjonalności, jakby byli wyjęci prosto z retuszowanego tysiąc razy zdjęcia. Jednak nie wyglądali nienaturalnie - wręcz przeciwnie, roztaczali aurę spokoju, ciepła i zrozumienia. Wydawać by się mogło, że gdyby przeszli przez zniszczoną łąkę, to wszystko za nimi by odżywało. Każdy kwiat stawałby się piękny a każdy motyl podążałby za nimi. Szli lekko i płynnie, jakby lewitowali centymetr nad podłogą. Rude włosy kobiety powiewały delikatnie, choć nie było przecież wiatru. Blond włosy mężczyzny zmieniały ułożenie z każdym krokiem, jednak za każdym razem wyglądały równie świetnie. Ich oczy - zielone i złote - błądziły po widowni, błyszczały wesoło i ciepło. Ich usta były podniesione w delikatnym uśmiechu. Obydwoje machali w stronę fanów, idealnie zsynchronizowanymi, płynnymi ruchami na ich szczupłych rękach. Ich ubrania wyglądały jak gdyby się w nich urodzili, każde miejsce wyglądało na tak perfekcyjnie dopasowane. Nic nigdzie nie było za krótkie czy za długie, wszystko pasowało do siebie idealnie. Bladozielona sukienka kobiety, która sięgała jej do kolan pasowała do krawatu mężczyzny, a jego koszula miała taki sam śnieżnobiały odcień co jej szal na ramionach. Kroczyli tak obok siebie może przez 10 sekund, jednak każdy kto wtedy patrzał mógł poczuć się jak w niebie. Ona przy nim, on przy niej wyglądali idealnie, idealnie się uśmiechali, machali i witali się. Jakby wyjęci z innego świata, błyszczeli przy prezenterze, który jeszcze chwilę temu przystojny, teraz wydawał się całkiem przeciętny. Blondyn uścisnął jego przeciętną rękę swoją perfekcyjną dłonią z długimi palcami, odzianymi w białą rękawiczkę. Ona podała mu swoją idealną rączkę, z idealnie spiłowanymi paznokciami a prezenter ucałował ją swoimi przeciętnymi ustami. Potem zajęli miejsca na kanapie, która wyglądała bardzo stylowo i nowocześnie, jednak na ich tle wydawała się tylko starym gratem z wyprzedaży.
-Shiyagi Tana, Kyotako Asahi! - przedstawił ich jeszcze raz przeciętny mężczyzna, choć wydawało się to tak zbyteczne jak zakładanie rezerwatów dla komarów. - Jesteśmy naprawdę zaszczyceni, że odpowiedzieliście pozytywnie na nasze zaproszenie.
-Nie przesadzajmy. - rudowłosa odezwała się miękkim głosem, który na pewno uspokoiłby płaczące dziecko - To przecież żaden zaszczyt. Jesteśmy ludźmi jak wszyscy.
-Jeśli już, to my powinniśmy być wdzięczni, że aż tak liczne grono osób chciało nas zobaczyć. - dołączył się blondyn, ciepłym głosem, który brzmiał jak śpiew egzotycznego ptaka - To naprawdę wiele dla nas znaczy.
Głos prezentera, jeszcze 2 minuty temu wydawał się idealnie wesoły, wyćwiczony, z dykcją do pozazdroszczenia. Teraz całkowicie znikał w cieniu tych dwóch perfekcyjnych głosów, który dopełniały się jakby nie mogły bez siebie istnieć. Widownia modulowała krzykami ze świetną wprawą: gdy ktoś mówił, oni milknęli i słuchali niczym bożego kazania, jednak po ciepłych słowach zaczynali wiwatować i machać serduszkami z różnymi pokrzepiającymi napisami.
-Jesteście naprawdę nieziemscy, każdy człowiek z taką sławą już dawno zapomniałby o swoich fanach i o swym kraju, zatracając się w swym sukcesie i wyjeżdżając na zawsze do miejsca z lepszymi perspektywami.
-Kocham mych fanów ponad życie, gdyby nie oni to nigdy nie osiągnąłbym sukcesu, niezależnie od talentu. - tym razem zaczął mężczyzna, a jego fanki wykrzyknęły jednocześnie "Kochamy Cię, Asahi-kun!". Blondyn uśmiechnął się, spoglądając na widownię i przymykając złote oczy - Naprawdę, wszystkie jesteście dla mnie bardzo ważne i bliskie. Byłbym szczęśliwy jeśli mówiłybyście po imieniu. Po programie jestem gotowy zostać tak długo jak będziecie potrzebowały, postaram się każdej dać imienny autograf. Kocham was równie mocno co wy mnie, jeśli nie bardziej.
Każda z osobna dziewczyna, nawet te przed telewizorami, czuła się jakby Kyotako mówił tylko do niej. Każda spłonęła rumieńcem i skinęła głową. Przez chwilę, na idealnej twarzyczce rudej kobiety pojawił się cień zazdrości. Nikt tego nawet nie zauważył, a nawet jeśli to pomyślałby, że to zazdrość o perfekcyjnego mężczyznę, siedzącego obok i uznałby to za dość słodkie. Jednak cień ten był bardziej mroczny i miał całkiem inną podstawę, która nigdy, przenigdy nie zostałaby powiedziana na głos przed tyloma ludźmi.
-Kyotako... - kobieta zaśmiała się perliście, a brzmiało to bardziej niczym śpiew - Czuję się jakbym miała teraz wszystko po tobie powtórzyć. Jednak poruszę drugą kwestię, mianowicie wyjazdu z Japonii. - przybrała pozycję lekko zamyślonej i błądzącej we wspomnieniach - To tutaj się urodziłam i dorastałam. To ten kraj dał mi szansę na zaistnienie i to ludzie stąd najbardziej mnie motywują. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wyjechać do Ameryki by kontynuować karierę w Hollywood. Ja po prostu... Chcę dawać szczęście wam. Nie potrzebuję być na okładkach magazynów na całym świecie, ani nie potrzebuję mieć posiadłości w Nowym Jorku. Zależy mi na tym, by być jak najbliżej mojego kraju, jego kultury, tradycji, historii i mieszkańców. Chcę być blisko was... - chwyciła się za serce a potem pokazała na widownię - I was... - tym razem skierowała się do kamery. Gdy przymknęła oczy, pozwalając by na jej idealną twarz spłynął delikatny smutek i melancholia wszyscy wstali i zaczęli klaskać i krzyczeć. - Dziękuję, dajecie mi siłę.
Mężczyzna przekręcił się na kanapie i ścisnął pięść, która spoczywała za nim, ale z jego twarzy nie schodził ciepły uśmiech i wzrok, który mrugnięciami przytakiwał kobiecie.
Prezenter przyłożył rękę do ucha, pewnie by usłyszeć w małej słuchawce jakieś pokrzepiające słowa typu "Jeszcze nigdy nie mieliśmy takiej oglądalności".
-Nadszedł czas na pytania od widzów, jednak tradycyjnie zaczniemy od pytania, który pojawiało się najczęściej w listach i e-mailach do naszego programu. - spuścił wzrok z kamery i spojrzał na idealną parkę na tle brzydkiej kanapy. - Mianowicie... Czy łączy was związek inny niż czysto zawodowy?
Wszyscy zamilkli, zarówno na widowni jak i przed telewizorami. Przełykali ślinę i ciągnęli się za guziki w podnieceniu. Faktycznie, było to pytanie, które nie schodziło z ust reporterów czy fanek ani z portalów plotkarskich. Jednak za każdym razem, ani Kyotako ani Shiyagi nie odpowiadali, wymigując się. Tym razem każdy czuł, że w końcu pozna prawdę. Nawet jeśli ktoś jeszcze nie oglądał tego programu, to teraz został poinformowany sms'em czy wiadomością na chacie od przyjaciela "Szybko, włącz telewizor!".
Największe Gwiazdy Japonii zastygły. Na pewno spodziewali się tego pytania i przygotowali sobie odpowiedź wcześniej, jednak za każdym razem był to dla nich szok.
-Nie... - zaczęła kobieta - Nie zależnie od tego jak to wygląda, nie jesteśmy razem.
"I w życiu nie planujemy być. Nawet gdyby ten głupek był ostatnim facetem na ziemi!" - pomyślała sobie idealna, ruda główka - "Mam nadzieję, że te jego nienormalne fanki zeżrą go w całości a potem się zatrują!"
-Shiyagi to wspaniała kobieta... - dodał mężczyzna głosem całkiem innym od tego wcześniejszego. Ktoś mógłby pomyśleć, że te słowa nie chciały wręcz przejść mu przez gardło - ...Jednak nie łączy nas nic większego, oprócz wspólnej branży.
"Nawet nie jestem znajomym tej śmierdzącej kozy! Kto w ogóle może myśleć, że jesteśmy parą? Wolałbym zjeść kaktusa!" - chciał wykrzyknąć idealny blondyn - "Oby spadła ze schodów potykając się o te swoje przesadnie wysokie obcasy na krzywych nogach!"
Potem obydwoje uśmiechnęli się niezbyt szeroko, jednak udając wesołych, a każdy Japończyk przełknął ślinę nieusatysfakcjonowany i posmutniał trochę.
Uwodziciel czy ofiara, część pierwsza.
Wysoki Koreańczyk szedł korytarzem niespokojnym krokiem. Jeśli byłby 10-letnim chłopcem, można by powiedzieć, że ucieka teraz przed jakąś wymyśloną zjawą. Jednak mężczyzna miał na oko 20 lat i chyba wolałby już ducha. Drzwi, obok których przechodził otworzyły się z impetem i wyszedł z nich starszy człowiek dzierżąc w ręku teczkę.
-Masz ją? - młodszy mężczyzna zatrzymał się gwałtownie i zwrócił do drugiego. - Błagam, powiedz, że kogoś znalazłeś.
Staruszek uśmiechnął się wesoło i pokiwał głową, otworzył szybko teczkę i podał mu plik kartek.
-Nie jestem pewien czy to odpowiednia osoba. W tych czasach naprawdę coraz mniej poważnych kobiet. Nie lubię oceniać ludzi, ale widać było, że każda szalała na twoim punkcie.
Wysoki skinął głową i zaczął przeglądać dokumenty, wyglądał na roztrzęsionego jednak powoli się uspokajał.
-Zdecydowałem się wybrać tą, która wyglądała jakby w ogóle nie wiedziała kim jesteś. Nie miała najlepszych kwalifikacji, ale wiem, że jest dobrą kobietą. Może trochę zbyt nieśmiałą.
-Polegam na Tobie. - młodszy ukłonił się nisko i złożył kartki na pół. - Kiedy się z nią spotkam?
-Podałem jej adres i klucze. Powiedziała, że zacznie od jutra. Park Hyun, ona jest chyba osobą, która woli dbać o innych niż o siebie. Bądź dla niej miły, naprawdę się przejmuje.
-Staruszku, mówisz jakbyś ją dobrze znał. - uśmiechnął się Koreańczyk i poprawił kołnierzyk.
-Tak, faktycznie. Ta dziewczyna niewiele mówi jednak po jednej rozmowie czujesz się jakbyście znali się co najmniej od zawsze. Dobrze się Tobą zajmie. Muszę lecieć. Zostawiam Cię w jej rękach. - pomachał mu i szybko zniknął w windzie naprzeciwko. Wysoki chłopak spojrzał jeszcze raz na CV jego nowej managerki. To będzie chyba siódma. Jednak mężczyzna ma bardzo ważną zasadę, którą każda kobieta prędzej czy później łamie.
Park Hyuna obudził intensywny zapach przypraw. Zdecydowanie to był jego ulubiony sposób pobudki, sto razy lepszy od budzika albo zdzierania kołdry. W pierwszym momencie jednak nie za bardzo wiedział kto gotuje. Wszedł zaspany do kuchni, przecierając oczy i przeglądając się po drodze w lustrze. Lee Park Hyun był wysokim mężczyzną z wyraźnie zarysowanymi mięśniami ale delikatnymi rysami twarzy. Miał proste, czarne włosy do brody, ścięte wyjątkowo równo. Na nosie nosił plaster. Mężczyzna co chwila na coś wpadał i robił sobie tam krzywdę, ale to stało się już częścią jego image'u. Po prostu było wiadomo, że ten z plastrem na nosie to on. Był aktorem-kaskaderem więc i tak musiał go niekiedy odklejać, ale robił to coraz mniej chętnie.
-...Halo? - zaczął, patrząc zaspanym wzrokiem na kobietę krzątającą się po kuchni i układającą rzeczy na stole - Dzień dobry, kim jesteś?
Koreanka podskoczyła przestraszona i odwróciła się do niego, zginając się przy tym w pół.
-Witam, nazywam się Go Chun Ae. Od dziś jestem pana managerką. - powiedziała, cały czas się kłaniając.
Park Hyun podrapał się po włosach i spojrzał na jedzenie, który kończyła właśnie szykować.
-Miło mi, Chun Ae. - przywitał się grzecznie i skinął głową a kobieta się wyprostowała. Było wyjątkowo niska, chociaż dla niego wszyscy byli niscy. Miała dziwnie obcięte włosy, spięte w niechlujny kucyk na boku, duże czarne oczy i nieporadnie zrobiony makijaż. Nosiła białą koszulę z podwiniętymi rękawami i szarą spódnicę od kostiumu a na to miała zarzucony zielony fartuch, który prawdopodobnie przyniosła ze sobą, po Park Hyun go nie pamiętał.
-Ale dlaczego robisz śniadanie? - spytał i usiadł przy długim, drewnianym stole. - To chyba nie należy do twoich obowiązków.
Koreanka postawiła jeszcze miskę z ryżem, sosem i zupą a potem zaczęła sprzątać po gotowaniu.
-Tak, wiem. - mówiła dość cicho, więc gdy Park Hyun wziął się za jedzenie próbował rzuć delikatniej by słyszeć jej słowa - Jednak i tak muszę przyjeżdżać tu wcześniej, bo potem nie mam autobusu, więc nie chciałam bezczynnie siedzieć.
-Rozumiem. Jednak to miło z twojej strony. Mogłaś sobie pooglądać telewizję zamiast gotować.
Chun Ae zdążyła obejrzeć cały dom i ogród gdy mężczyzna spał. Był naprawdę ogromny, szczególnie dla niej, która wychowała się w niewielkim mieszkaniu z rodzicami i dwoma braćmi. Oglądała dokładnie każdą gałkę od drzwi, każdą skórzaną kanapę i każdy obraz. Było jej trochę wstyd, że tak się rozgościła jakby była u siebie i bez pytania chodziła wszędzie i używała kuchni. Robiła się czerwona na samą myśl o tym, więc szorowała zlew ze spuszczoną głową.
-Nie mam w zwyczaju oglądać telewizji.
-Daleko mieszkasz? - próbował nawiązać rozmowę w przerwach między żuciem.
-60 minut drogi autobusem. - odwiesiła fartuch na haczyk obok ścierek. Miała zamiar gotować tu częściej. Kuchnia wyglądała naprawdę okazale. Wszystko było błyszczące i nowoczesne. Na długiej ladzie stały piękne urządzenia kuchenne, a w szafkach lśniące garnki i patelnie. Dziewczyna nigdy jakoś nie przepadała za gotowaniem, jednak w takim miejscu wzbierały się w niej całkiem inne uczucia.
-To dość daleko, musisz wcześnie wstawać. - mężczyzna odstawił miskę i poprawił plaster - Dziękuję za posiłek, naprawdę dobrze gotujesz.
-Miło mi to słyszeć. - powiedziała, chociaż nie uśmiechnęła się i zaczęła zbierać naczynia.
-Zwykle jem gotowe posiłki. - dodał zakłopotany - Pozwolisz, że Ci pomogę? - chwycił też za dwie miski. Wyjątkowo wiele porcelany jak na posiłek dla jednej osoby.
-Bardzo dużo pytań pan zadaje. - Chun Ae zaczęła myć zręcznie naczynia ale przyjęła jego pomoc zdziwiona.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko i pobiegł ubrać się i wziąć prysznic. Faktycznie, tak jak powiedział staruszek, ta dziewczyna "dbała o niego" i to dosłownie. Żadna z wcześniejszych managerek nie robiła mu posiłków, a nawet jeśli, to tylko jeśli on poprosił. No i nie były one zbyt dobre, tamte kobiety miały takie kwalifikacje aby dobrze rozplanować czas czy pieniądze. Wszystkie chciały piąć się po szczeblach kariery jako "kobiety sukcesu", więc żadna nie przejmowała się takimi błahymi umiejętnościami jak gotowanie czy sprzątanie.
-Panie Lee, proszę zmieścić się w 20 minutach. - krzyknęła nieśmiało stojąc pod drzwiami łazienki, gdy mężczyzna brał poranny prysznic.
-Spokojnie! - odpowiedział jej niewyraźnie - Już wychodzę. - dodał po chwili, otwierając drzwi od łazienki i wychodząc tylko w ręczniku przewiązanym luźno na biodrach.
-Powinien pan chodzić w szlafroku, można się przeziębić.
Park Hyun spojrzał na nią głupio wycierając włosy drugim ręcznikiem.
-Hm? Zawsze tak chodzę i nigdy się nie przeziębiłem. A w ogóle nie powinnaś być zawstydzone, widząc prawie nagiego mężczyznę? - rzucił wchodząc do garderoby, kobieta została przy drzwiach.
-Wychowałam się z 3 chłopakami, taki widok to dla mnie codzienność. Jednak jeśli woli pan żebym była zawstydzona, to zrobię co w mojej mocy. - zacisnęła rękę w pięść tuż przed brodą - Zależy mi na jak najlepszej ocenie, chociaż i tak nie znajdę pracy w lepszym miejscu niż u pana.
-Proszę, przestań się do mnie zwracać "pan". Masz 18 lat a ja 21, jesteśmy prawie w tym samym wieku. Możesz mi nawet mówić po imieniu.
-To trochę nietaktow...
-Od dziś będziemy spędzać razem prawie cały czas. - wyszedł z garderoby poprawiając kołnierzyk czarnej koszuli z krótkim rękawem - Więc chciałbym żebyś zapamiętała jedną zasadę, którą musi przestrzegać każda moja managerka. Jest to niezmiernie ważna zasada, którą każda prędzej czy później łamie, tym samym tracąc pracę. Najdłuższa wytrzymała 2 miesiące. A ty jesteś już siódmą.
Oczy Chun Ae otwarły się szerzej a ona przytaknęła entuzjastycznie.
-Jestem gotowa, co to za zasada?
Mężczyzna przyparł Koreankę do ściany, zbliżając się do jej przejętej twarzy.
-Nie możesz... - wyszeptał jej do ucha - ...się we mnie zakochać.
Dziewczyna spojrzała na niego głupio i niewiele myślała nad odpowiedzią.
-...Co za głupia zasada, rodem z mangi shoujo. - odsunęła go szybko na długość ręki - Czemu nie możesz zatrudnić managera faceta, skoro masz takie "problemy"? - ostatnie słowo powiedziała wyjątkowo ironicznie. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, choć teoretycznie nic się nie zmieniła, nie przypominała już tej samej małomównej dziewczyny sprzed 10 minut. Jej usta wykrzywione były w dziwnym uśmiechu, a ciemne oczy błyszczały mrocznie. - Jeśli jednak tego chcesz, to dobrze. Rozumiem tą zasadę, na pewno wytrzymam dłużej niż wszystkie inne kobiety razem wzięte. Nie będę ich oceniać, jednak nie jestem typem osoby, którą zauroczy ładny uśmiech czy pomoc w sprzątnięciu śniadania. A już na pewno wypłata i status społeczny. - mruknęła zgryźliwie i pociągnęła go za biały krawat - Prędzej ty zakochasz się we mnie niż ja w tobie. - puściła go i okręciła się na pięcie - Proszę poprawić włosy, Panie Lee. Wychodzimy za 5 minut.
Mężczyzna został skołowany na progu swojej garderoby i patrzał za znikającą w końcu korytarza dziewczyną.
-W coś ty mnie wpakował, staruszku? - powiedział sam do siebie. - Ale może być ciekawie.
Ktoś przeczytał wszystko? Potrafi powiedzieć, które najciekawsze? Które powinnam kontynuować? A może wszystkie? x.x
Mam ogólnie dużo opowiadań na dysku - trochę przygodowych, dramatów, shounen-ai i takich, które nie nadają się na publikację na MF. W sumie chyba wszystkie trzeba by okroić >n<.
Ostatnio zmieniony przez Yoshiko (30-06-2013 o 11h29)

