Edan Ravelin Colville
Zaczynała go drażnić i to bardzo. Chciał konkretów, nie miał całego dnia na użeranie się z małą dziewczynka, która bawi się w kotka i myszkę. Wypuścił powietrze nosem, coraz bardziej zrezygnowany. Niebieskie oczy uważnie obserwowały dziewczynę, jej próby analizy otoczenia.
~ Konkrety! - warknął przez zęby. Jeśli wykradła informacje których on potrzebuje będzie mógł je wykorzystać jako dowód. Tym pokonał by Gildię. Gdy ona zadała pytanie, nieco się rozluźnił. Oparł łokcie na kolanach, ukrył twarz w dłoniach, po czym spojrzał na dziewczynę opuszczając dłonie.
~ Też mam coś, co mogło by zaszkodzić Gildii. Hmmmm, czyli już nie porywacz a książę na białym koniu ? - uśmiechnął się łobuzersko do dziewczyny. ~ Pomogłem ci, bo tego potrzebowałaś i nie próbuj zaprzeczać. Gildia - ta na powierzchni nie działa tak jak powinna, szkodzi miast służyć. Zabija, zamiast leczyć, zamorduje każdego, kto stanie im na drodze. Sam kiedyś stanąłem im naprzeciw i nie wyszło mi to na dobre. - Wstał z krzesła, podszedł do drzwi pomieszczenia i nim wyszedł spojrzał na dziewczynę. Wyglądała jak by miała gorączkę.
~ Zjedz coś, napij się wody, jeśli będziesz chciała więcej jedzenia, albo picia nie krepuj się wołać strażnika. Wrócę tu i lepiej bym nie słyszał, że próbowałaś uciekać. - Posłał jej groźne spojrzenie i wyszedł. Mijał siatkę korytarzy, drzwi oddzielające go od cel, które w większości były puste. Ciemne korytarze oświetlały kule starego typu, dawały przyjemne księżycowe światło. Wyszedł na ulicę miasta, mniej uczęszczaną i kierował swe stopy w stronę budynku który pełnił funkcję tymczasowego biura dzikich. Dawniej był to najwyższy budynek w mieście, jednak z czasem, gdy zaczęło się ono rozrastać i ludzie z góry szukali tu schronienia trzeba było je rozbudować. Wjechanie windą na sam szczyt trwało trochę czasu, nie ma co się dziwić po windach starego typu magnetycznego. Kiedy wszedł na dach poczuł lekkie uderzenie wiatru, to oznaczało, że wentylacja działała prawidłowo. Nabrał powietrza i poszedł w stronę Arii. Zerknął na miasto, które powoli szykowało się do snu, w wielu oknach świeciły się światła. Jaskinia w której ukryte było miasto była niesłychanie wielka, czasem zdarzało się, że chmury tworzyły się same z siebie. Nie wystarczyło to jednak siwowłosemu, chciał wrócić na powierzchnię, mimo iż mieszkał tu prawie 3 lata nadal nie mógł przywyknąć do myśli, że teraz to miejsce jest jego domem.
Stanął obok Arii, ręce włożył do kieszeni i nie odrywając wzroku od otoczenia zagadał.
~ Więc co tym razem ? - zagadał. Kiedy mówiła o tym czego nie lubi od razu domyślił się, że chodzi o krew. Nikt po za nią i Lou nie znał jego sekretu. Lou dowiedziała się tego pamiętnego dnia, a Aria miała wizję na ten temat i nie było sensu ukrywać tego przed jasnowidzem. Do tej pory jakoś trzymały język za zębami za co był im wdzięczny. Przeniósł spojrzenie na dziewczynę.
~ Co to za wizja?
Letus Xavier Varia
Po skończonej rozmowie z ojcem, nie zdążył jeszcze schować urządzenia do kieszeni telefon zaczął wibrować ponownie, oznaczało to jedno. Ktoś do niego dzwonił, albo napisał wiadomość, albo to i to. Oznaczało to tylko jedną osobę, która chciała się z nim skontaktować. Letus zerknął na wiadomość.
"Jestem głodna. Lodówka pusta. Jak wpadniesz to będzie nawet spoko."
Czasem czuł się jak niania dla pięciolatka, a nie opiekun dorosłej panny.
"Zjemy po zebraniu, za pół godziny w auli zebrań. Przyjdę po ciebie, przyniosę ci też coś do jedzenia. Co byś zjadła? " - odpisał szybko, praktycznie nie patrząc na holograf wyświetlany przez telefon.
Posłał spojrzenie przyjacielowi, westchnął ciężko i schował telefon.
- Mnie również dziwi to, że zwołują wszystkich, a nie tylko inkwizytorów i łowców głów. - mruknął bardziej do siebie niż towarzystwa. Nagle usłyszał jakieś kroki, mimo iż były ciche dało się je usłyszeć w panującej ciszy. Odwrócił wzrok w tamtą stronę, nagle usłyszał też cichy głos, a Myra zawołała jakiegoś chłopaka. Obserwował ją przez chwilę flegmatycznym wzrokiem, ale nagle gdy usłyszał trzask o płytę chodnika jego szare oczy nagle zyskały bystry i dziki błysk. Szybko podszedł do drobnego chłopaka i czerwonowłosej. Nachylił się nad nim , klęknął naprzeciw Myry. Nie widział złej aury otaczającej go, jeśli coś by sobie zrobił taka automatycznie była by widoczna dla młodego nekromanty. Śmierć była śmiesznym zjawiskiem, czuć ją było już od najmniejszego skaleczenia i uszkodzenia, często też dawała się we znaki bez tego. Tak samo jak wtedy kiedy Edan miał wyruszyć na pierwszą misję. Nigdy nikomu nie powiedział i nie powie jak potężną aurę śmierci czuł od przyjaciela, a mimo to nie mógł go powstrzymać. Nagle wyrwał się z zamyślenia, potrząsnął głową i przeczesał niesforną grzywkę palcami. Kilka wyraźnie krótszych pasem uwolniło się z długiej kitki. Niewiele myśląc klepnął chłopaka w policzek próbując go ocucić.
- Nic mu nie będzie - mruknął do towarzyszki. - Nie otacza go nawet cień śmierci. - powiedział jakby szeptem. Następnie wstał i pozwolił Myrze zająć się jej znajomym.
Ostatnio zmieniony przez Ikuna (26-09-2016 o 00h36)