O dziewczynie, o której nie pisze się piosenek...
(w tym rozdziale jeszcze nie ma Sebastiana, ale już niedługo...)
Z dedykacją dla ScarletWitch
Lysander westchnął ciężko i wygodnie rozsiadł się na ławce, odchylając głowę do tyłu i ciesząc się ciepłem promieni słońca na skórze. Gdzieś z oddali dobiegały go śpiewy ptaków i jeszcze dalsze, odgłosy zwyczajnego ludzkiego życia. Krzyki i śmiech dzieci, głosy dorosłych, warkot silników… Na kolanach leżał jego notes. Otwarty, z długopisem, uniemożliwiającym stronom zamknięcie się. Na nowej, czystej stronie widniała tylko jedna kropka. Tyle tylko udało mu się napisać, a przecież, przyszedł do parku z nadzieją napisania co najmniej paru kawałków. Ale nie mógł, nie mógł na niczym się skupić, ani niczego wyobrazić, bo jego umysł zaprzątały sprawy zbyt przyziemne, a te nigdy nie nadawały się na teksty piosenek.
„Nie jestem dziewczyną, o której pisze się piosenki” – niemal usłyszał jej głos i uśmiechnął się do siebie. Przymknął oczy, dając sobie na razie spokój z pisaniem i zanurzył się we wspomnieniach.
Na początku, w ogóle nie lubił Niny. Była taka hałaśliwa, krnąbrna, patrząc na świat, jakby był jej placem zabaw a ludzie zabawkami. I ten uśmiech… Przyjaźń z Kastielem wyczerpywała jego limit tolerancji na ironię, w dodatku uważał, że żadnej kobiecie nie pasuje taki cyniczny uśmieszek. Ale musiał ją znosić, przynajmniej odrobinę, w końcu byli w jednej klasie, a on nie należał do ludzi konfliktowych. Na co dzień po prostu ją ignorował. I tak miał dość własnych zajęć.
I tak było do czasu, kiedy na literaturze nauczycielka zarządziła przygotowanie projektów w parach. W dodatku, nie było mowy o żadnej dowolności w wyborze, sama podobierała klasę w pary. Wtedy to właśnie, Lysander chyba po raz pierwszy został zmuszony odezwać się do Niny, bo oczywiście, zgodnie ze złośliwym prawem Murphiego, które jak wiadomo, rządzi światem, zostali przydzieleni do siebie. Ale powiedział sobie wtedy, nic tam, to tylko szkolny projekt, zrobią co do nich należy i tyle. Nie będzie aż tak źle. Chociaż miał pewne obawy, czy nie będzie musiał odwalić całej roboty, bo dziewczyna nie sprawiała wrażenia ani ogarniętej, ani ambitnej i z pewnością, będzie próbowała wymigać się od pracy jak tylko się da.
Tematy projektu przydzielane były losowo. Lysander wylosował „motyw kobiety tragicznej w literaturze i teatrze”, przekazał kartkę z tematem Ninie i zapytał, czy ma czas po lekcjach spotkać się w bibliotece, by go omówić. Bez słowa skinęła głową, wpatrując się w kartkę. Poczuł się troszkę lekceważony, ale w końcu trwała lekcja i nie mógł nawet tego wyrazić. Tak czy inaczej, zgodziła się, może uda się wszystko załatwić już dziś.
Po lekcjach poszedł więc do biblioteki. Nawet próbował w międzyczasie zastanowić się nad tematem, ale ze wstydem musiał przyznać, że zapomniał jak on dokładnie brzmiał… Miał nadzieje, że Nina będzie miał kartkę… Tylko gdzie ona jest?
Zaczynał się niecierpliwić. Lekcje skończyły się już 20 minut temu. Stracił ją z oczu zaraz po dzwonku, pewnie poszła do łazienki. Tylko ile można czekać! Czy ona w ogóle miała zamiar się pokazać? Jej niepunktualność tylko bardziej go rozdrażniła i z całą pewnością, nie przysporzyła sympatii. Siedział przy stoliku, w centralnej części biblioteki, żeby mogła zobaczyć go od razu powejściu. Poirytowany, patrzył na zegarek. Minęło jeszcze dziesięć minut i poważnie rozważał pójście sobie do domu, skoro i ona najwyraźniej tak zrobiła.
Wtedy nagle, ktoś położył tuż przed nim stos książek. Najwyraźniej ciężkich, bo ich huk, gdy uderzyły o blat, był na tyle głośny, że aż podskoczył.
- No jesteś nareszcie! – podniósł głowę i zobaczył stojącą nad nim rudowłosą dziewczynę. W jej głosie nie było jednak nagany, a na twarzy widniał lekki uśmiech. Wyglądało na to, że nieźle się zdźwigała, nosząc te tomiszcza, bo na jej czole widniały drobne kropelki potu. Nie czekając na jego reakcję czy odpowiedź, usiadła obok niego i sięgnęła po pierwszą książkę. – Myślałam nad Anną Kareniną, ale nie wiem, czy to nie za ciężkie no i wiesz, nie jednoznaczne. Można by się kłócić, by była to postać tragiczna w takim prostym rozumieniu. Więc może Joanna d’Arc? Tragiczna i historyczna. Znalazłam tylko opracowanie naukowe, ale chyba możemy to podciągnąć pod literaturę nie? Czy myślisz, że może chodziło tylko o postaci z powieści? Bo jak tak, to proponuję Lady Makbet i Pani z Shalott, bo to takie romantyczne. A ty o czym myślałeś? – Z jednej strony, dziewczyna mówiła bardzo dużo i bardzo szybko, ale nie zrozumiał jej chyba dlatego, że był zbyt zdziwiony. Spodziewał się raczej, że dziewczyna olała sprawę i poszła do domu, a tu nie dość, że była przed nim, to jeszcze przygotowana. I te przykłady, które podawała… Nie wpadłby na połowę z nich. Zresztą i tak zapomniał tematu. Czuł, że się lekko czerwieni. Odchrząknął lekko.
- Ja… jak brzmiał ten temat? – zapytał cicho. Nie patrzył na nią, ale miał wrażenie, że ona na niego patrzy nieco znudzonym wzorkiem, może nawet z dezaprobatą.
- Masz słabą pamięć – westchnęła – mamy przedstawić tragiczne kobiety w literaturze i teatrze. Przychodzi ci coś do głowy? – Zamyślił się, szukając szybko jakiejś dobrej odpowiedzi.
- Lady Makbet to dobry pomysł no i mielibyśmy teatr z głowy. Joanna d’Arc też. Co do Anny Kareniny, mam wątpliwości. To chyba zbyt rozbudowana postać na taki referat. I masz rację, zbyt niejednoznaczna. – Słuchała go z uwagą, bez cienia tego cynicznego uśmieszku, który zwykle u niej widział. Nie wiedział, co o tym myśleć, wydawała się być… inna. – A co do Pani z Shalott… Pierwsze słyszę. – Nina sięgnęła po jedną z książek.
- To wiersz, element legend Arturiańskich. Bardzo smutna historia – Pokazała mu stronę z pięknie wykaligrafowanym wierszem. Chłopak czytał przez chwilę w skupieniu, po czym skinął głową.
- Faktycznie, bardzo piękna. Nadaje się na piosenkę.
- I nawet jest taka. No, właściwie, to po prostu wyśpiewany wiersz, ale brzmi pięknie. – Przyjrzał jej się uważnie, jakby bał się, czy z niego nie kpi – czemu tak patrzysz? Ubrudziłam się? – zapytała marszcząc twarz.
- Nie, wybacz, zamyśliłem się. A jeśli chodzi o pracę, to może zamiast Anny Kareniny wybierzemy „Damę Kameliową”? – Nina wyprostowała się na krześle i klasnęła w dłonie, ściągając na siebie pełne potępienie spojrzenie bibliotekarki.
- O tak! Świetny pomysł! Uwielbiam tę historię! – Lys nieco rozbawiony jej entuzjazmem dla szkolnej pracy, starał się ją uciszyć gestem dłoni. – Widziałeś film? – Dodała ciszej.
- A jest?
- Jest. Jak chcesz, możemy spotkać się u mnie w weekend, napiszemy prace i obejrzymy, co ty na to? – jej bezpośredniość zbiła go z tropu, chociaż przecież zawsze miał ją za taką… bezpośrednią. Na dobrą sprawę nawet się nie znali i w ogóle… Ale też głupio było odmówić, więc się zgodził. Podzielili się postaciami i rozeszli każde w swoją stronę.
W czasach obecnych, Lysander podniósł głowę i otworzył oczy. Słońce nieco go oślepiło, ale mimo to, uśmiechał się szeroko. Chwycił długopis i zapisał szybko:
Ona nosiła tylko czerń
Tę barw jej myśli i snów
Nigdy nie patrzyła wstecz
Jej skóra miała zapach bzów
Jakoś tak to się musiało zacząć. Nie, że od razu zostali przyjaciółmi, nie… Tak naprawdę, strasznie trudno było mu się do niej przekonać.
- A ja ci mówię, że on się zabił! – Stwierdziła stanowczo i z całym przekonaniem. Zza szalika, który niemal zakrywał jej usta, uleciał kłąb pary. Była ostra zima, właśnie wracali ze szkoły. Jak się okazało, miała po drodze i od pamiętnego projektu z literatury, często wracali razem do domu.
Wywrócił oczami na jej tekst.
- Jak?
- No z tego co wiem, to strzelił sobie w łeb! – Lysander schował dłonie głębiej do kieszeni.
- Nie, jestem pewien, że został zamordowany.
- I że to ona zleciła jego morderstwo, tak?
- Przyznaj, że to ma sens. Martwy wokalista zawsze zwiększa popularność zespołu.
- Jednorazowo! A ona miała dość kasy, własny zespół… Została młodą wdową, sama, z dzieckiem, do tego otoczona przez ludzi, myślących jak ty! – Strzeliła focha i zostawiając go w tyle, pobiegła do siebie. Co miał robić, pobiegł za nią…
Lys już się tak nie uśmiechał. Był bardziej skupiony. Pisał.
I nie płakała, wcale
Myślała, że tak jest
Bo nikt nigdy nie widział jej łez.
- Nie martw się – powiedział spokojnie, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Będzie dobrze.
- Przecież się nie martwię – powiedziała spokojnie, ale głos minimalnie jej drżał, gdy wypuszczała dym z płuc. Udał że jej wierzy i milczał, stojąc przy niej.
- Nie był ciebie wart – parsknęła śmiechem.
- Lys, o czym ty gadasz? To było nic, to tylko seks. – Miała nadzieję, że jest zbyt ciemno, by mógł dostrzec łzę na jej policzku. Udał, że tak jest. Bo w końcu… Była jego przyjaciółką.
Słuchała czarnego blusa
W noce równie czarne jak on
I popijała kawą
Czarną, jak ona cała.
- Koniec z tym – powiedziała stanowczo, przepychając się przez drzwi wejściowe do mieszkania Lysandra, odpychając przy tym wyżej wymienionego, bo zagradzał jej drogę. Pozwolił jej na to, bo od wielu dni był zobojętniały na absolutnie wszystko. Wyglądał jak kupka nieszczęścia, w wymiętej pidżamie, rozczochrany i ogólnie nieszczęśliwy. Nina nie zważała na to. Zamknęła drzwi, chwyciła Lysandra za ramię, niczym szmacianą lalkę i zaciągnęła do jego pokoju. Tam rzuciła na łóżko, usiadła obok i tymi samym, szybkimi i zdecydowanymi ruchami, wyciągnęła z torby butelkę wina i tabliczkę czekolady.
- Trzymaj – rozkazała, podając mu odpakowaną do połowy czekoladę. Potem chwyciła własne klucze i zaczęła mocować się z winem. Chłopak patrzył na nią zupełnie bez emocji i nie odezwał się ani słowem. W końcu Nina otworzyła wino i wsadziła je w jego drugą dłoń – mam tego dość. Ja wiem, że jesteś najnieszczęśliwszy na święcie, że jest ci źle, lepiej nigdy nie będzie, bo cię rzuciła miłość życia i już nigdy kochać nie będziesz – wyrecytowała na wydechu i chwyciła go mocno za ramiona, patrząc w oczy – ale to nie prawda. I choćbyś mi tu teraz ryczał całą sobotę, a potem ja cała niedzielę trzymała twój skacowany łeb nad kiblem, kiedy będziesz robił ze swoim żalem to, co powinieneś, to cholera, przestaniesz się zachowywać jak jakaś lebiega i znów będziesz Lysandrem, jasne?! – A po chwili dodała – wiesz, zależy mi na tym. I tobie też powinno, bo po mnie wkracza Kastiel. Coś mówił o wódce, dziwkach i koksie więc…
Lysander parsknął śmiechem, ale nie przestawał pisać.
Ona tańczy całą noc
I zapija wódką dżin
By nie myśleć wcale już
Gdy nastała wiosna, Lysander zdołał podnieść się ze swojej miłosnej tragedii. Nawet obyło się bez Kastiela i jego mrocznego planu.
Ale coś się zmieniło. I wcale nie był pewien, czy w nim…
- N… Nino! – wykrztusił z siebie z trudem. Sytuacja była co najmniej… dziwna, niezręczna to duże niedopowiedzenie. Był piękny, wiosenny dzień i większość uczniów spędzała przerwę na dziedzińcu szkoły. Sam już nie wiedział, czemu jego tam nie było, ale wiedział, że to był błąd. Gdyby wyszedł razem z Kasem, a nie szlajał się bez celu po szkole, nie stał by teraz przyszpilony do ściany w jakimś kącie, a jego przyjaciółka pewnie nie trzymałaby go w tej dziwnej pozycji, dość sugestywnie trzymając jedną dłoń na jego udzie, a drugą na piersi. Chociaż, znając Nine, jeśli to sobie zaplanowała, to była zdolna do wszystkiego.
- Co, Lysandrze? – Zapytała niewinnie, chociaż jej twarz wcale nie wyglądała niewinnie…
- Co ty robisz? – Powinien ją odsunąć. Czemu jej nie odsunął?
- A jak myślisz? – wyraźnie się z nim drażniła, uśmiechając się cynicznie. Ale już przywykł do tego uśmiechu. Ale przecież nie do takiego zachowania! Zupełnie jak tego dnia w bibliotece, nie poznawał jej… Była tak blisko… Owszem, przytulał ją wcześniej wiele razy i w ogóle… Ale przecież, to było coś zupełnie innego. Czuł jak robi mu się gorąco, a policzki czerwienieją. I jakoś nie mógł nic zrobić. Na szczęście, przybyło wybawienie.
- Nina! Nina chodź tutaj! – zza rogu dało się słyszeć nawoływanie Alexa, sugerujące, że chłopak zaraz ich nakryje. Nina bez słowa, ale jednak wyraźnie zawiedziona, szybko się odsunęła i uciekła. Tym razem jej nie gonił. Osunął się na podłogę.
Nie wiedział co ma o tym myśleć. Do końca lekcji nie miał okazji nawet się z nią spotkać i szczerze, był za to wdzięczny. Właściwie, specjalnie wracał do domu okrężną drogą, byle nie spotkać po drodze Niny.
Ale przecież i tak go znalazła. Po prostu przyszła do niego, jeszcze tego samego dnia, póki Leo był w pracy.
Nie spodziewał się jej. W zasadzie, miał w głowie mętlik, może dlatego, nie myśląc zbyt jasno, po prostu otworzył jej drzwi. Weszła, jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się lekko.
- Cześć – powiedziała, stając naprzeciwko niego, gdy tylko zamknął drzwi. – Obejrzymy coś? – Zamrugał szybko.
- Nino? – Zapytał powoli, nawet nie będąc pewnym, co chce powiedzieć. Uśmiechnęła się. Tym swoim zwycięskim uśmiechem.
- Co, Lysandrze? – powtórzyła tym samym tonem, co w szkole. Lys z trudem przełknął gule w gardle. Nina bez słowa poszła do jego pokoju, więc poszedł za nią. Z jednej strony zachowywała się jak zwykle, z drugiej wiedział, że to tylko gra. Tylko nie miał pojęcia, o co i kto może być zwycięzcą.
- Co do dzisiejszego zdarzenia w szkole… - zaczął, ale ona znów dosłownie się na niego rzuciła i tym razem, łapiąc mocno za koszule, wspięła się na palce i mocno go pocałowała. Po chwili niejasnego wahania, delikatnie ją odsunął. – Co ty robisz?! – powiedział ostro.
- Całuje cię – powiedziała z właściwą jej prostolinijnością. Lys czuł jak znów robi mu się gorąco.
- Ale… czemu? – To było najinteligentniejsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy.
- Bo mam na to ochotę. Na i na więcej. A ty nie?
- Ale… przecież… jesteśmy przyjaciółmi? – Westchnęła ciężko, jakby miała coś tłumaczyć dziecku.
- To dobrze, przyjaźń jest cenna. Cieszę się z tego, że jesteś moim przyjacielem.
- To dlaczego… - położyła palec na jego ustach.
- To nic między nami nie zmieni. Obiecuje. To tylko seks – powiedziała i znów go pocałowała.
I nie zmieniło.
Patrzył potem na nią, jak owinięta jego koszulą, stoi w oknie i pali papierosa.
- Mógłbym napisać o tobie piosenkę. Mogłabyś być moją muzą – zaśmiała się lekko i uśmiechnęła do niego, nieco smutno.
- Nie jestem dziewczyną, o której pisze się piosenki.
Lysander odgarnął włosy z czoła.
Kończy wódką listę swoich porażek
Zasypiając nad ranem, tuląc butelkę po winie
Dziewczyna, o której nie pisze się piosenek.
Ostatnio zmieniony przez Aria (06-01-2014 o 11h35)