Ok, opowiadanie może jest nieco... kontrowersyjne, ale po konsultacji z moderatorką, postanowiłam je dodać. Przyjęło się dawno temu na SF, więc postanowiłam zaprezentować je też tu. Jeśli okaże się nieodpowiednie, to przepraszam.
Tytuł zapożyczony od Vocaloidów.
„... Ile cię trzeba dotknąć razy
żeby się człowiek poparzył?
No ale żeby już więcej ani razu...
żeby już więcej za nic...
żeby już więcej nie miał odwagi...
No ile razy?”
Jeszcze tylko troszkę.
Założyć samonośne pończochy, pomalować rzęsy tuszem i zwymiotować śniadanie.
Cholera, muszę poprawić błyszczyk.
Na biurku leży zakrwawiona żyletka. Odbija słońce w moją stronę, jakby patrzyła oskarżycielsko.
Mam schizę, że żyletka się na mnie patrzy.
„Nie lubię zapuszczonych dziewczyn” - usłyszałam jak mówisz pewnego dnia.
Od tamtej pory, jem tylko warzywa. Dla pewności, trzy razy dziennie wymiotuje.
Dla ciebie skarbie.
Kupiłam samonośne pończochy.
Moje stopy krwawiły, gdy zmuszałam je do szpilek. Dzień w dzień. Przestały.
Znowu to zrobiłam. Przepraszam skarbie. Wiem, że nie cierpisz mojej pooranej żyletką skóry.
Zakryje bandaże długimi rękawami, chociaż jest dziś ciepło.
Mówiłam ci już, nic nie szkodzi, że mnie nie kochasz. Nie musisz. Bo ja kocham ciebie tak bardzo... Chcę tylko, żebyś przy mnie był. I nawet nie chcę słyszeć o żadnej innej kobiecie przy tobie. Należysz do mnie, słyszysz!
Och, przepraszam, że się zdenerwowałam. Nie gniewasz się na mnie, prawda?
Jakbyś mógł.
Jesteś tylko twarzą na setkach zdjęć przyklejonych do ścian mojego pokoju.
Jesteś tylko ukradzioną koszulą, spryskaną perfumami poduszką, nocnym grzechem.
Kocham cię.
Na odchodnym chwytam kanapki, które zrobiła mama. Wyrzucę je po drodze. Jestem taka szczęśliwa! Moje nogi już nie krwawią, są szczupłe, piękne w opinających je pończochach. Łapie swoje spojrzenie w wystawie sklepowej. Nie rozmazałam się. Staram nie patrzeć sobie w oczy. Nigdy. Od dnia, gdy cię pokochałam. To utrudnia ich malowanie.
W końcu docieram do szkoły. Przyklejam łagodny uśmiech, niewinny i skromny. Witam się ze wszystkimi, ale moje wygłodniałe spojrzenie szuka tylko ciebie.
Jesteś. Od razu się uspokajam.
Czuje się nieswojo, gdy cię nie widzę. Dobrze, że nie jesteś sam, mogę spokojnie podejść. W końcu, jesteście moimi kumplami z klasy.
-Cześć Val! - Krzyczą kumple a ty podnosisz na mnie wzrok znad komórki i się uśmiechasz.
-Witaj, Valerie
-Cześć – Odpowiadam wesoło do wszystkich. A ty nie poświęcasz mi więcej uwagi. Nie mam tu nic więcej do roboty, odchodzę.
Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, że mnie ranisz? Kochanie, nie wiem jak długo to wytrzymam.
Lekcje spędzam zwyczajnie, patrząc na ciebie. A ty mnie nie zauważasz.
A po lekcjach, idę za tobą. Nie mogę cię zostawić. Chce wiedzieć, gdzie idziesz, co robisz, z kimś się spotykasz...
Kim jest ta dziewczyna, którą obejmujesz...?
Wpadam do domu, dopadam do toalety i wymiotuje. Długo i głośno. Nie jest mi lepiej.
Wchodzę w ubraniu pod prysznic i puszczam zimną wodę. Krople łączą się z moimi łzami. Zrywam bandaże i rozdrapuje rany. Wiem, co muszę zrobić.
Zabiję ją.
Zmusiłeś mnie do tego.
A teraz skarbie, na chwilę przestaniesz być jedną myślą w mojej głowie. Teraz, muszę ją odnaleźć. Tę, która mi cię odbiera.
Już wiem kim jest. Wiem o niej wszystko.
Wiem, jak ma na imię i gdzie mieszka. To wystarczy.
Nie martw się, ona niedługo zniknie z naszego życia.
Dlaczego jesteś taki przerażony, otwierając paczkę, którą położyłam na twoim progu? Czyżbyś nie cieszył się z prezentu?
Znowu mnie ranisz.
A tak ciężko było przepiłować kark.
Tabletki nie pomagają, wymioty nie oczyszczają.
Tnę się do kości, ale to na nic.
Wybacz mi skarbie, muszę to zrobić.
Muszę cię zabić.
Kocham cię.
Ale ty na mnie nie zasłużyłeś,
Za dużo much już lata nad starą beczką na deszczówkę w kącie mojego ogrodu.
-Widzisz, nie pozostawiłeś mi żadnego wyboru – Czemu się boisz? Czemu tak przeraźliwie wytrzeszczasz oczy? Nie możesz powiedzieć? Knebel ci nie pozwala? Przepraszam. Więzy obcierają ci nadgarstki? Wybacz, nie chciałam cię krzywdzić. Po prostu nie mam wyboru. Kocham cię. A ty wreszcie na mnie patrzysz! Wręcz śledzisz każdy mój ruch. Jestem szczęśliwa. Obserwujesz jak kładę na stole obok kilka narzędzi. Pilniczek, nóż, tłuczek do mięsa... Nie bój się. To nie potrwa długo. Sam mnie do tego zmusiłeś.
-Ale wiesz co? Mimo tego, jak mnie skrzywdziłeś, ciągle cię kocham. Nie jestem zła. Wiesz co, pochowam cię koło niej. Ją przecież kochałeś, prawda? - Po policzkach ciekną mi łzy. Wiele mnie to kosztowało, ale podobno jak się kogoś kocha, to trzeba mu pozwolić odejść. W każdym tego słowa znaczeniu.
Podnoszę pilniczek do góry.
Coś do mnie mówią, coś o zwłokach i morderstwie, o starej beczce. Nie słucham ich. Jestem zakochana.
Właśnie cię zobaczyłam.
Siedzisz przy biurku i spisujesz raport. Jesteś taki przystojny w mundurze.
Kocham cię.
Spoiler (kliknij, aby zobaczyć)



. Ciekawie się zapowiada.