Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1

#1 14-03-2016 o 16h59

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

Słówko wstępne.
Historia powstała pod wpływem impulsu i posiada wiele luk, które mam nadzieję uzupełniać w trakcie pisania. Nie jest to opowiadanie "na serio", raczej rodzaj zabawy. Nie będę publikować całych rozdziałów, bo byłyby zbyt długie i pewnie nikt by nie przeczytał, dlatego posty będą zawierać raczej podrozdziały. Jeśli ktoś zechce przeczytać, to będzie mi miło, jeśli pojaw się komentarz - ucieszę się jeszcze bardziej. Uprzedzam, lubię krytykę i można mnie objeżdżać bez taryfy ulgowej, więc tego... xD
Początek jeszcze nie przeszedł gruntownej korekty, więc pewnie da się wyłapać sporo byczków, za które z góry przepraszam.


Rozdział I
1


    Ustawiono ostatnie statywy. W szafie upchnięto wszystkie rekwizyty, a rolki kolorowych teł wylądowały w kącie. Robota była skończona.
    James i Daniel opadli na kanapę i przybili słabą piątkę. Byli wykończeni, ale też zadowoleni. Cały dzień poświęcili na znoszenie gratów; w tamtej chwili mogli w spokoju przyjrzeć się owocom wielogodzinnej pracy. Skromne, ale własne studio napawało ich dumą.
- To wygląda cholernie dobrze – powiedział Dan.
    James przytaknął. Widział o wiele lepsze pracownie, bardziej przestronne, zastawione najnowszym sprzętem, dające większe pole do popisu, ale żadna z nich nie mogła równać się z tym stosunkowo małym i ubogim pomieszczeniem, będącym efektem wytężonej, dwuletniej pracy. Obaj ciężko harowali, by urzeczywistnić wspólne marzenie. I oto stało się. James już dawno nie był tak podekscytowany.
    Dan podniósł się ciężko. Miał uśmiech przyklejony do twarzy.
- Padam na ryj. Odwaliliśmy kawał dobrej roboty, J. Gotów na rozpoczęcie nowego, lepszego życia?
- Od urodzenia!
- To właśnie chciałem usłyszeć!
    Wyszedł, a po chwili z łazienki dało się słyszeć szum wody i coś, co przy odrobinie wyobraźni można byłoby nazwać śpiewem. Dan przeraźliwie fałszował.
    James rozsiadł się wygodniej, rozmyślając nad pytaniem przyjaciela. Nowe, lepsze życie. Wszystko układało się dobrze; tak niesamowicie dobrze, że czasami miał ochotę uszczypnąć się, sprawdzając, czy aby na pewno nie śni. Miasto opuszczali w pośpiechu i bez żadnego planu, w głowach mając tylko jedno: ucieczkę. Nie zastanawiali się nad tym, co będzie później.
    Daniel żył z dnia na dzień i nigdy nie wybiegał myślami dalej niż do najbliższego weekendu, a James przywykł do życia, w którym by mieć – wystarczy sięgnąć. Wyjazd szybko zrewidował oba podejścia. Równie szybko okazało się, że samodzielna praca jest tyleż ciężka, co satysfakcjonująca, a możliwość zbudowania swojej kariery (i swojego życia) od podstaw to coś, czego każdy z nich zapragnął.
    Udało się. Zaczynamy od nowa.
    Założyli firmę, co w tym dziwnym kraju okazało się o wiele trudniejsze, niż początkowo przypuszczali – tym większa była ich radość z powodzenia. Jednocześnie byli zatrudnieni w małych, lokalnych przedsiębiorstwach. Niskie stanowiska nie mogły zagwarantować życia na wysokim poziomie, ale zarabiali dość, by utrzymać się, nim ich własna firma ostatecznie stanie na nogi. Kupili mieszkanie, które częściowo przerobili na studio fotograficzne. W ciągu kilku dni miał wprowadzić się także pewien student, którego główną funkcją było dokładanie się do czynszu. Wszystko układało się idealnie.
    Zbyt idealnie.
    Nie pierwszy raz Jamesa dopadły wątpliwości. Jak długo mogła trwać ta idylla? Czy zatarł ślady po sobie wystarczająco dobrze? Co będzie, jeśli jego domek z kart runie? Nie chciał wracać do przeszłości, ale ta uporczywie go śledziła, nieustannie zaglądając przez ramię. Czasami czuł, że to wszystko i tak pójdzie na marne.
    Wszedł do swojego pokoju. Nie rozpakował się jeszcze, trzy kartony i walizka wciąż czekały w kącie. Nie było pośpiechu, mógł zająć się tym później. Po całym dniu był zbyt zmęczony. Z największego kartonu wygrzebał kilka płyt. Po chwili namysłu zdecydował się na Ozzy'ego Osbourna i włożył krążek do odtwarzacza. Ciche "pip" rozległo się kilkukrotnie, gdy szukał ulubionego kawałka, a po chwili pokój wypełniły ciężkie brzmienia gitar, zagłuszając kocie zawodzenie Daniela.
    James uśmiechnął się gorzko. Didi nie znosiła ciężkiej muzyki, a Ozzy działał na nią jak czerwona płachta na byka. Podkręcił głośność.
    Didi. Ciekawe, co teraz robi.
    Wspomnienia tej nietuzinkowej piękności kładły się cieniem na każdą radosną chwilę. Był pewien, że wiedziała o jego wyjeździe. Pytanie, czy zamierzała go szukać, a jeśli tak, to co z tego wynikało. Czy chciała zemsty? To by go nie zdziwiło. A może mimo wszystko pozostała naiwną dziewczynką, ślepo wierzącą w jego uczucia i snującą marzenia o wspólnej przyszłości? Brzmiało głupio, ale nie mógł wykluczyć takiej możliwości.
    On i Dan spędzili długie godziny, rozmyślając na ten temat. Niezależnie od tego, jakie motywy kierowały Didi, pewnym było, że łatwo nie odpuści. Miał tylko nadzieję, że nie przyjdzie jej do głowy szukać tak blisko. Było wiele miejsc, w których mógł się zaszyć: pod uwagę brał Stany Zjednoczone, Brazylię oraz Republikę Południowej Afryki. Obaj uznali jednak, że te wybory były zbyt oczywiste. Jeśli James miał zniknąć, to powinien udać się w miejsce tak szare i nijakie, że nikomu nie przeszłoby nawet przez myśl, by tam go wypatrywać.
    Kilka lat temu, w ramach wymiany studenckiej, Daniel odwiedził tę niewielką, nudną miejscowość w jednym z państw dawnego bloku wschodniego. Mówił trochę po polsku i miał  znajomości, które znacznie ułatwiały nowy start. Poszukiwania Jamesa mogłyby zawieść Didi nawet do amazońskiej dziczy, ale mało prawdopodobne, by szukała go wśród szarych blokowisk miasta, które nawet nie posiadało stacji metra.
    A jeśli?...
    Mimo wszystko wątpliwości nie dawały mu spokoju. Po kilku minutach doszedł do wniosku, że może jednak dobrze byłoby się dodatkowo zabezpieczyć. Zawsze warto jest mieć plan B, zwłaszcza gdy w grę wchodzi kobieta żądna zemsty. Lub miłości. W przypadku Didi i tak na jedno wychodziło.

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (08-04-2016 o 16h00)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

#2 15-03-2016 o 20h26

Miss'Fuzja
Charlotte5
“Elegance is the only beauty that never fades.”
Miejsce: Miami
Wiadomości: 5 762

Ty przeczytałaś moje, to ja twoje też! /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png

Historia zapowiada się naprawdę ciekawie. Już nie lubię tej Didi, jak można nie znosić ciężkiej muzyki? xD No wiem, że można, ale ja tam Ozzy'ego kocham <3 xD
W sumie to byłby dobry materiał na film. A Dana cały czas wyobrażam jako Matta Damona, chociaż nie lubię tego aktora. xDD
W sumie nie wyłapałam jakichś dużych błędów, chociaż niektóre zdania mogłyby lepiej brzmieć, ale to już jest twoja wola czy będziesz coś zmieniać, czy nie. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png
Wszystko układało się dobrze; tak cholernie dobrze <---- No fajnie, że się tak układało, ale już raz było "cholernie". Może zamiast tego słowa dać inne, np. "niesamowicie"?

Ogólnie przyjemnie się czytało i czekam na więcej, chętnie przeczytam i dam jakieś swoje uwagi. /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/big_smile.png Pozdrawiam. <3


~

Offline

#3 07-04-2016 o 22h46

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

*Whooooa~* Mój mentor wrzucił fragment swojego opka! *umiera*
*Khy, khy* Dashuuu~ Nie wiem czy czujesz tę ilość przepływającej ode mnie fali ekscytacji, ale jeśli nie czujesz, to pewnie lepiej dla ciebie, bo to mogłoby zabić śmiertelnika...
To ja może znacznę od twojej uwagi wstępnej - Rzeczy powstające pod wpływem impulsu na ogół są najlepsze :33
Nie krępuj się z wrzucaniem długich rozdziałów, proszę... Ja bardzo chętnie poczytam i te ciągnące sie w nieskończoność!
Błędów ci nie powytykam, bo jak już wiesz, jestem zbyt ułomna, żeby jakieś widzieć.
Pomijając fakt, że u ciebie i tak pewnie nie ma nawet czego szukać x'D

Generalnie, dobrze w końcu poznać twój styl. Prawdę mówiąc, spodziewałam się czegoś cięższego... *To przez twój mentorianizm - nie bij!*
Ponieważ nie lubię się bawić w obiektywizm, to powiem prosto z bańki, że czytało mi się niezwykle przyjemnie i ten fragment od razu wzbudził we mnie wewnętrzną ciekawość... Czo się w ogóle stało? Bo pomijając tutaj... Nah~ może jednak nie będę dzielić sie domysłami x'D
Dodam jeszcze, że pomysł ukrywania się w Polsze mnie rozbawił. Nie mam pojęcia z jakiego konkretnie powodu wydaje mi się to takie zabawne, bo w gruncie rzeczy to całkiem logiczny pomysł (+ to wygodne rozwiązanie dla ciebie jako autorki), ale po prostu umysł Osy jakiś spaczony jest ~
Tak wiec czekam na ciąg dalszy!~
Nie pogniewam się, jeśli będzie w formie dużo za długiego rozdziału, hehe


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#4 08-04-2016 o 16h16

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

Wstępniaczek :3

Spoiler (kliknij, aby zobaczyć)



2

    Mikołaj miał dwadzieścia osiem lat, kwadratową szczękę, niezłą pracę i głowę w chmurach. To ostatnie strasznie utrudniało życie.
    Od pół godziny nie mógł znaleźć kluczyków do samochodu. Miał też niejasne przeczucie, że ciągle przeszukiwał tę samą szafkę. Ewidentnie nie mógł się na niczym skupić. Z kuchni dobiegło go jakieś "bla bla bla", w które nie zamierzał się wsłuchiwać.
- Mhm – odparł w ciemno i znów zajrzał do szafki. Nie, zaraz, tu już szukał...
- Bla bla bla...
- No.
- Bla bla bla?
- Ta.
    Nie od razu zrozumiał, że ostatnie "bla" było pytaniem. Zamknął szafkę i odwrócił się. Stojąca w wejściu do pokoju Nika kreśliła palcem koła w powietrzu. Kluczyki podzwaniały cicho.
- Tak... właśnie ich szukałem. Dzięki.
- Spóźnisz się do pracy.
- Wiem. Już lecę.
    Złapał kluczyki w locie i schował do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Kacha dzwoniła. Chce wyskoczyć wieczorem do pubu.
- Bawcie się dobrze - rzucił bez cienia zainteresowania.
- Nie sądzisz, że musimy pogadać?
- Nie teraz. Spieszę się.
    Wymijając Nikę cmoknął powietrze tuż przy jej policzku, życząc miłego dnia.
- Ekhm... idziesz w kapciach?
    Mikołaj zaklął cicho. Zamienił kapcie na pierwsze buty, które wpadły mu w ręce i wyszedł z mieszkania. Dopiero opuszczając klatkę zdał sobie sprawę, że założył trampki, ale nie miał już czasu, by wracać po mokasyny. Lepiej, żeby szef tego nie zauważył; ostatnio i tak Mikołaj był na cenzurowanym. Odbył już poważną rozmowę z przełożonym na temat notorycznych spóźnień, mizernej efektywności oraz zalanych kawą faktur.
    Przy samochodzie stracił kilka cennych minut, próbując przypomnieć sobie, do której kieszeni włożył klucze.
    Droga do pracy była prosta jak w drut – wystarczyło wyjechać na główną ulicę, a po dziesięciu minutach zjechać na parking przed firmą. Mimo to samochód kilkakrotnie skręcał w mniejsze uliczki, klucząc bezsensownie wśród blokowisk. Czas mijał, spóźnienie rosło.
    Mikołaj uśmiechnął się, gdy zdał sobie sprawę, że podświadomie zmierza w kompletnie innym kierunku. Powinien na złamanie karku pędzić do firmy, ale zajęty porządkowaniem myśli mózg zupełnie nie koncentrował się na drodze, a zaciśnięte na kierownicy ręce wiedziały lepiej, dokąd jechać. Z trudem opanował chęć zatrzymania pojazdu, gdy mijał ten blok. Ograniczył się do zerknięcia w stronę okna, które bezbłędnie rozpoznał po różowej firance i białym storczyku. Potem dodał gazu. Miał już bite piętnaście minut spóźnienia.
    Do biura wpadł jak burza, tocząc wokół nieprzytomnym spojrzeniem.   
- Stary u siebie?
- Nie. Na spotkaniu z kontrahentem. - Bartek (zwany przez przyjaciół Bykiem) nawet nie podniósł głowy znad papierów, wystukując monotonny rytm na kalkulatorze. - Siadaj za biurkiem i udawaj, że pracujesz.
- Wcale nie muszę udawać! - Mikołaj,dotknięty do żywego, posłusznie klapnął na swoje miejsce.
- Nie rozśmieszaj mnie. - Byk wciąż szurał nosem po dokumentach, ale nie dało się nie zauważyć wrednego uśmieszku. - Ostatnio nie ma z ciebie żadnego pożytku.
    Mikołaj burknął coś mało przyjaznego i zabrał się do pracy.
    Nie szło mu tak rozpaczliwie, że po godzinie był zmuszony przyznać Bykowi cichą rację. Faktury firmy to ostatnie, czym miał ochotę się zajmować. Z westchnieniem odsunął górę papierów, która w ciągu kilku dni rozrosła się do rozmiarów niepojętych dla ludzkiego umysłu. Byk przyglądał mu się z politowaniem.
- Jak ci idzie? - zapytał, a widząc niewyraźną minę Mikołaja pokręcił głową. - Ech, młody... Daj mi te papiery. Jak tak dalej będzie, to stary cię wyleje.
- Jestem ostatnio trochę rozkojarzony... - powiedział przepraszająco Mikołaj, przenosząc stos faktur i rozliczeń na biurko kolegi.
- Co ty nie powiesz? - Byk znacząco zerknął na granatowe conversy współpracownika. - Powinieneś się rozerwać. Wiesz, naładować akumulatory. Gruby chce zwołać ekipę i iść w piątek do Podziemia. Wpadniesz?
- Zobaczę.
- Weź Nitkę.
    Mało brakowało, by Mikołaj wypalił bezwiednie "kogo?", ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. No tak. Berenika. Niepojęte, jak łatwo można zapomnieć o osobie, z którą spędza się niemal całe dnie.
    Nagle spochmurniał. Od kilku lat Nika była w jego życiu stałym elementem. Na studiach spotykali się niemal codziennie, potem wprowadzili się do małego mieszkanka, które dostał w spadku. Przywykł do tego, że po prostu była. Nic więc dziwnego, że z czasem zaczęła stawać się... transparentna. Jak mebel, który stoi w tym samym miejscu od tak dawna, że nikt go już nie zauważa.
    Dopadły go wyrzuty sumienia. Nie poświęcał jej ostatnio zbyt wiele czasu. Właściwie nie miał go wcale. Był tak zajęty innymi sprawami, że ledwo ją dostrzegał. Czy zauważyła zmiany w jego zachowaniu? Była zła? Ze zdumieniem odkrył, że w zasadzie było mu to obojętne. Poczuł się jak ostatni drań. Dziewczyna, z którą mieszkał, stanowczo nie powinna być mu obojętna.
- To jak?
- Co: jak?
- Przyjdziecie?
    Namyślił się chwilę i doszedł do wniosku, że jest jej coś winien.
- Pewnie, przyjdziemy.

3

    Tradycja wspólnych wypadów ciągnęła się za nimi jeszcze od czasów studenckich, kiedy to dziewczyny w ten niewyszukany sposób umilały sobie niezliczone okienka w planie. W efekcie na ostatnie zajęcia często nie docierały lub pojawiały się w stanie, który predysponował je do usunięcia jak nie z uczelni, to przynajmniej z sali wykładowej, co jakimś cudem nigdy się nie zdarzyło. Po otrzymaniu dyplomu ich drogi, o dziwo, nie rozeszły się, a spotkania, choć o wiele rzadsze i grzeczniejsze, regularnie wpisywały się w comiesięczny harmonogram każdej z nich, plasując się gdzieś pomiędzy zakupami, gotowaniem, obowiązkami zawodowymi a planami na przyszłość.
    Kacha, Hanka i Nika sączyły słabe drinki już trzecią godzinę, a nagadać się wciąż nie mogły. Od ostatniego spotkania wiele się wydarzyło (Kaśka wynajęła nowe mieszkanie, a Hania z dumą prezentowała zaręczynowy pierścionek), trzeba było też dokładnie przyjrzeć się plotkom o wspólnych znajomych oraz podebatować o aktualnej sytuacji polityczno-gospodarczej kraju (co prędzej czy później prowadziło do spięć między Kachą a Hanką, które reprezentowały skrajnie odmienne poglądy). Obsmarowania wymagały skandale w świecie celebrytów oraz nowa moda. Słowem: spraw było sporo i mogłyby tak gadać co najmniej przez tydzień, a musiały wyrobić się do dwudziestej.
    Coś jednak nie grało. Kaśka co kilka chwil rzucała podejrzliwe spojrzenia Berenice, próbując ją rozgryźć. Nika była tak samo głośna i roześmiana jak zwykle. Rzucała mięsem, opowiadała śmieszne anegdotki i na każde słowo towarzyszek miała przynajmniej pięć swoich. Pozornie wszystko było w porządku, ale coś nie dawało Kaśce spokoju; nie zgadzał się jakiś detal, który nieustannie jej umykał.
    Zrozumiała wreszcie. Telefon Niki milczał jak zaklęty, a to nie zdarzało się często. Wnikliwsza obserwacja ujawniała nerwowość, z jaką dziewczyna sprawdzała, czy nie przyszła nowa wiadomość lub powiadomienie o próbie połączenia. Robiła to co kilka minut, mimo że telefon leżał cały czas na stole i na pewno nie był wyciszony (co też kilka razy sprawdziła).
    Potem Kaśka zdała sobie sprawę, że tego popołudnia Nika ani razu nie wspomniała o Mikołaju. Równanie było proste jak dwa plus dwa.
- I pewnie jest przekonana, że ujdzie jej to na sucho! - Hania właśnie skończyła opowiadać o sąsiedzkich kwasach. - O nie, tak to na pewno nie będzie! Jeszcze dam tej rudej flądrze popalić!
- A propos popalić... - Kacha uśmiechnęła się znacząco do Niki, która w mig załapała, o co chodziło.
- Jasne. Idziesz z nami, Haniuś?
    Hania pokręciła przecząco głową, ale zobowiązała się popilnować szklanek. Obiecała też, że do żadnej nie napluje.
    Kaśka i Nika wyszły przed lokal same.
- Powiesz mi, co się stało?
    Nika spojrzała na koleżankę, jakby właśnie zobaczyła kosmitę.
- A co się miało stać?
- Przestań, zgrywusie. Znam cię trochę. Pokłóciliście się?
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Jak tam sobie chcesz, ale widzę, że coś jest na rzeczy. Jakbyś miała ochotę pogadać...
    Chwilę stały w milczeniu. Berenika patrzyła gdzieś w bok, unikając przenikliwego spojrzenia błękitnych oczu Kaśki. Zasłoniła się włosami, często służącymi jej za mur, którym odgradzała się od niewygodnych pytań i niechcianej uwagi. Wreszcie cisza zaczęła ją uwierać.
- No dobra, przyznaję, coś się dzieje. Tylko nie mam zielonego pojęcia co.
    Brew Kaśki pytająco powędrowała w górę. Nie przerywała. Berenika nie lubiła się zwierzać, więc gdy już zaczynała, lepiej było nie wchodzić jej w słowo.
- Mikołaj ostatnio dziwnie się zachowuje. Jest... nieobecny. Mało mówi, prawie mnie nie zauważa. Nie, nie kłócimy się. Po prostu żyjemy jakoś tak osobno.
- Mhm.
- Chyba nie powinno mnie to dziwić. Nie mogę przecież oczekiwać, by po pięciu wspólnych latach nadal nosił mnie na rękach. No i facet musi mieć też swoje życie, swoje sprawy. Nie powinnam ciągle dyszeć mu w kark i wymagać całej uwagi, prawda?
- W sumie racja.
- Ale fajnie byłoby, gdyby czasami powiedział coś miłego, zabrał mnie gdzieś... albo zapytał, jak mi minął dzień w pracy. I mógłby ze mną porozmawiać, jeśli ma jakiś problem. Bo z kim jak nie ze mną?
- W sumie też racja.
- Chrzanię jak połamana.
- Wcale nie. - Tylko troszkę, dodała w myślach, ale zachowała tę uwagę dla siebie. - To normalne, że się martwisz. Mówiłaś mu o tym?
- Odczep się.
- Czyli nie mówiłaś. Oj, Nitka... Nie sądzisz chyba, że facet sam się domyśli?
    Nika nie odpowiedziała, a tylko zrobiła naburmuszoną minę. Oczywiście, że tak nie sądziła, ale wątpiła, by zwykła moralizatorska rozmowa w czymkolwiek pomogła. Sęk w tym, że Mikołaj jeszcze nigdy się tak nie zachowywał. Często mówił jej to wszystko, co kobieta powinna słyszeć z ust własnego mężczyzny. Interesował się nią. Kupował jej ulubione czekoladki. Gdy wychodziła z koleżankami, potrafił zadzwonić kilka razy tylko po to, by upewnić się, że dobrze się bawiła. Tego dnia nie była nawet pewna, czy zauważył jej nieobecność w mieszkaniu.
- Wracajmy – rzuciła tylko, odwracając się na pięcie i kierując do drzwi knajpki. - Zimno tu jak w Nowosybirsku.
    Był ciepły, majowy wieczór.
    Kacha zdecydowanie nie należała do głupich: dużo obserwowała, analizowała i wyciągała wnioski. Nagła zmiana zachowania Mikołaja mogła mieć kilka przyczyn, a jedna wydawała się dziewczynie bardziej jaskrawa i oczywista od pozostałych. Z tonu Niki wywnioskowała, że i ona dostrzegała tę możliwość, ale wolała swoje przypuszczenia przemilczeć. A skoro tak, to Kaśka nie naciskała. Jeśli nauczyła się czegokolwiek o tej dziewczynie, to na pewno tego, by nigdy nie wywierać na niej presji.
    Trudno powiedzieć, czy były przyjaciółkami. Z jednej strony widywały się często i dużo rozmawiały. Nika zawsze bardzo otwarcie i barwnie opowiadała o sobie i swoim życiu, a Kaśka znała chyba wszystkie możliwe anegdotki o jej siostrze, mamie, ojcu, babci, ciotce chrzestnej, znajomych z liceum, sąsiadach, współpracownikach i trzech psach wujka Antka. Z drugiej strony miała wrażenie, że ta cała wylewność to tylko gra pozorów, mających zamaskować coś szalenie ważnego, czym Nika z nikim nie chciała się dzielić. Jakąś część siebie trzymała z daleka od świata. Odbijało się to na jej relacjach, które, choćby nie wiem jak intensywne, zawsze sprawiały wrażenie dziwnie spłyconych. Jakby wszyscy otaczający ją ludzie, nawet ci, wobec których była sympatyczna i których lubiła (a nie było to duże grono), byli jej w istocie obojętni.
    Reszta wieczoru minęła w przyjemnej atmosferze, a Kaśka ani razu nie zapytała już o Mikołaja. Nika wyłączyła telefon i schowała go na samym dnie torebki.

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (08-04-2016 o 18h56)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

#5 19-04-2016 o 11h45

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Mnie osobiście to "cholernie" niespecjalnie przeszkadzało. To było w pełni uzasadnione użycie, do tego w myślach bohatera...

W takim razie, droga mentorko, poproszę próbkę twojego topora na pw... Ja chcę to przeczytać zobaczyć, poczuć... Mogę? Prooooszę ( *-*)
Więcej wątków, Yeeey!
Mi prawdę mówiąc fragment nr.2 podobał się bardziej od fragmentu nr.1... Ale Osa to Osa i osowy mózg odbiega od normalności, więc nie masz się czym przejmować x'D
Czekam cierpliwie na dalsze rozwinięcie!


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#6 19-04-2016 o 16h39

Miss'wtajemniczona
KanapkaczusHighus
Czas by uratować naszą społeczność. .
Wiadomości: 1 775

Piękne, ogólnie nie znam się na takich opowiadaniach, ale z ciekawości przeczytałam /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png


https://discord.gg/XyTtcas

Offline

#7 30-04-2016 o 22h14

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

Słówko wstępne.

Spoiler (kliknij, aby zobaczyć)



Rozdział II
1


    Stojąc przed lustrem Berenika stwierdziła, że choć niedawno stuknęło jej ćwierć wieku, to nadal całkiem nieźle wyglądała. Co prawda jej twarz wymagała regularnych interwencji kilku ulubionych kosmetyków, a od jakiegoś czasu mocno wciągała brzuch, ukrywając mały nadbagaż wagowy, ale wciąż jeszcze we własnych oczach mogła uchodzić za niczego sobie babkę. A jeśli ona sama nie miała większych zastrzeżeń, to nikt nie powinien ich mieć.
    Zwykle na wykonanie makijażu potrzebowała piętnastu minut. Tym razem poświęciła tej czynności znacznie więcej czasu, a efekt końcowy uznała za zadowalający. Nie była przesadnie mocno wymalowana – ot, trochę pudru, odrobina różu i rozświetlacza (ale w rozsądnych ilościach), tusz do rzęs i ciemny cień do powiek. Usta jedynie musnęła bezbarwnym błyszczykiem. Złota zasada makijażu mówiła, by nie używać pomadek o intensywnych kolorach, jeśli poszalało się przy oczach.
    Nieźle. Naprawdę nieźle.
    Raz jeszcze spryskała lakierem włosy, które wcześniej, o zgrozo, zostały brutalnie potraktowane lokówką. Używała jej tylko od wielkiego dzwonu. Tym razem postanowiła zrobić coś ze swoimi czarnymi, przypominającymi druty pasmami i umodelowała je w delikatne fale.
    Kątem oka obserwowała Mikołaja. Siedział przy biurku z nosem przyklejonym do monitora wysłużonego komputera. Spodziewała się, że przynajmniej raz usłyszy, że nie musi się tak stroić, bo przecież i tak jest ładna. W męskim żargonie taka uwaga znaczyła mniej-więcej "kobieto, nie mamy całej wieczności na twoje sterczenie przed lustrem". Niestety, Mikołaj milczał, wykazując zainteresowanie jedynie wówczas, gdy rozbrzmiewał dźwięk przychodzącej wiadomości.
    Nika odwróciła się od lustra.
- I jak?
- Ładnie – odparł.
    Nawet nie spojrzałeś, łajzo!
    Wydęła gniewnie usta. Za punkt honoru obrała sobie wymuszenie na nim jakiejkolwiek reakcji.
    Gdy ponownie popatrzyła w lustro odniosła wrażenie, że wszystko wyglądało źle.
    Starła błyszczyk i – z premedytacją łamiąc złotą zasadę – sięgnęła po purpurową pomadkę. Kolor był tak głęboki, że w odpowiednim świetle wydawał się wręcz czarny.
- Trochę poprawiłam. Jak teraz?
- Ładnie – powtórzył Mikołaj.
    Chłopie, ja cię chyba zabiję...
    Wróciła do swojego odbicia. Makijaż zostawiła w spokoju (i tak już oscylowała na granicy dobrego smaku), za to skupiła się na ubiorze. Czarne, mocno dopasowane rurki z wysokim stanem znakomicie ukrywały nadmiar Berenikowego jestestwa. Do tego wybrała zwiewną koszulkę oversize, która miała zapewnić jej swobodę ruchu podczas wieczornych szaleństw. Zamierzała wyskakać się i wytańczyć za cały rok.
- Może się przebiorę...
- Jak chcesz.
    Zabiję, uduszę, poćwiartuję...
    Wzięła kilka głębokich oddechów i zanurkowała w szafie. Po chwili wahania postanowiła zamienić wygodę na efektowność. Miejsce luźnej koszulki zajęła czarna bluzka z długimi rękawami, dopasowana niczym druga skóra. Nieprzyzwoicie duży dekolt nie pozostawiał zbyt wiele dla wyobraźni.
- I co powiesz? - zagaiła niewinnie, spodziewając się tęgiej bury.
- We wszystkim ci dobrze – padła lakoniczna odpowiedź.
    Już nie żyjesz, tępy cepie!
    Mikołaj, którego znała, powinien wybałuszyć oczy i grozić przykuciem do kaloryfera, jeśli nie zgodziłaby się przebrać.
    Berenika skapitulowała. Jej starania spływały po tym ignorancie jak po kaczce. Rozumiała, że mógł być czymś zaaferowany na tyle, by nie okazywać swojej dziewczynie większego zainteresowania, ale zazwyczaj był bardzo zaborczy w kwestii jej wyglądu, zwłaszcza gdy wychodziła wieczorami. Nieważne, z nim czy sama.
    Wymuszanie aktów zazdrości było tanią sztuczką i nie mogła nadziwić się, jak nisko upadła, skoro po nią sięgała. Wszystko inne zawiodło. Rozmowy zbywał. Prośby ignorował. Gdyby chociaż sprowokował ją jakąś przykrą, uszczypliwą uwagą lub własnym zdenerwowaniem, wtedy mogłaby się z nim po ludzku pokłócić. Ale nie – on był irytująco uprzejmy i równie beznamiętny. Nie czepiał się, nie dogadywał, nie wypytywał, nie kontrolował. W ogóle nie zauważał.
    Doskonale wiedziała, że to nie była jej wina, że nawet nie o nią tu chodziło. Nie potrafiła jedynie pojąć, dlaczego wolał ją dręczyć obojętnością, zamiast wyłożyć karty na stół.
    Zrezygnowana, sięgnęła po torebkę.
- Jestem gotowa, możemy iść – powiedziała, choć zupełnie odechciało jej się tej imprezy.
    Podziemie było jedynym miejscem, w którym organizowano zabawy z prawdziwego zdarzenia. Takich lokali jak Ibiza (w której puszczali jedynie techno i trance) czy Zagroda (gdzie nieustannie leciało disco-polo) Berenika nie uważała za prawdziwe kluby. Nie wspominając o ściągającej tam klienteli oraz kiczowatej aranżacji wnętrz.
    Do Podziemia przychodzili jedynie ludzie z klimatu: harleyowcy, metale, punki. Żadnych kopii Dody czy Biebera. Wejście w dresie groziło oklepem, a w różowej mini lub białych kozaczkach – niewybrednymi komentarzami oraz salwą krytyki. Dla takich osób nie było w Podziemiu miejsca. Bywalcy klubu stanowili zamknięty krąg, w którym wszyscy się znali, jeśli nie osobiście, to przynajmniej z widzenia. Nowe twarze pojawiały się niezwykle rzadko i zawsze poddawano je drobiazgowej lustracji.
    Budynek, w którym znajdowało się Podziemie, stał samotnie na rubieżach miasta. Najbliższe zabudowania (głównie magazyny oraz składy) znajdowały się dobry kilometr na zachód i ciągnęły przez spory kawałek, aż do granicy najbliższego osiedla. Lokalizacja mogłaby wydawać się mało korzystna, ale dzięki takiemu odosobnieniu imprezowicze nikomu nie przeszkadzali, a głośniki w klubie mogły dudnić na całego.
    Ceglany kolos był opuszczony. Kiedyś mieścił się w nim zakład produkcyjny, od dawna już zamknięty na cztery spusty. Nikt pewnie nie zapuszczałby się w tę ponurą okolicę, gdyby nie piwnica budynku, sprytnie przerobiona na mały klubik. Wystrój był dość surowy: na ścianach wisiało kilka starych plakatów niszowych zespołów, w niszach ustawiono toporne, drewniane ławy. Lampy dawały niewiele światła, za to powoływały do życia niezliczone cienie.
    Już z daleka słychać było gwar rozmów i tłumiony przez ściany pogłos muzyki. Wejście okupowały kilkuosobowe grupki. Nika machnęła kilku starym znajomym, nim wypatrzyła towarzystwo, z którym umówił się Mikołaj.
    Byk i Gruby byli tak charakterystyczni, że nie sposób pominąć ich w tłumie. Ich przezwiska nie wzięły się znikąd. Gruby wyglądał – i ważył – niczym rasowy sumita. Byk był po prostu przeraźliwie wielkim facetem, składającym się z kości i mięśni (a Nika szłaby o każdy zakład, że także ze stali). Wyglądał jak szafa pancerna. Obaj mieli półdługie włosy i wyjątkowo dobrotliwe twarze. Rozmawiali z Kuprem (nazywanym tak przez wzgląd na jego niegasnącą miłość do Alice'a Coopera) i Radżą (którego przezwisko wzięło się diabli wiedzą skąd). Cała czwórka zaśmiewała się z czegoś do łez.
- Jesteście! - Byk rozpromienił się na ich widok jeszcze bardziej i podał rękę Mikołajowi. - Cześć. Hej, bestyjko.
- Siemasz, Byczku – odpowiedziała Nika; resztę obdarzyła skromnym uśmiechem. - Czekamy na kogoś jeszcze?
- Nie. Dziewczyny są już w środku.
- Wchodzicie?
- Zaraz. - Gruby machnął dłonią i kontynuował przerwaną historyjkę.
    Wywróciwszy oczyma, Nika udała się w kierunku wejścia do Podziemia. Przy schodach obejrzała się na Mikołaja, ale jego pochłonęła już rozmowa z kumplami.
    Wewnątrz było ciemno, głośno i tłoczno. Z głośników darł się Zack de la Rocha. Nika przemknęła pod ścianą, ledwie unikając staranowania przez jakiegoś wyjątkowo żwawego typa. Z trudem wyłowiła sylwetki koleżanek, do których szybko dołączyła na parkiecie.

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (30-04-2016 o 22h17)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

#8 02-05-2016 o 16h01

Miss'wtajemniczona
KanapkaczusHighus
Czas by uratować naszą społeczność. .
Wiadomości: 1 775

Świetne, czekam na kolejną część!
Nie wściekaj się, ale to jest śmieszne opowiadanie /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png


https://discord.gg/XyTtcas

Offline

#9 02-05-2016 o 16h48

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

KanapkaczusHighus napisał

Świetne, czekam na kolejną część!
Nie wściekaj się, ale to jest śmieszne opowiadanie /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png


Nie wściekam się, ale czy mogłabyś to rozwinąć? Co dokładnie Cię rozśmieszyło? Pytam, bo nie jestem pewna, czy po prostu wychwyciłaś jakiś-tam, szczątkowy humor, który próbowałam w kilku miejscach zawrzeć, czy może chodzi o coś innego... /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

#10 18-05-2016 o 16h30

Miss'wtajemniczona
KanapkaczusHighus
Czas by uratować naszą społeczność. .
Wiadomości: 1 775

A ja nie wiem /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png
Chyba masz spoko styl pisania albo coś w tym stylu /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png
Kiedy next?


https://discord.gg/XyTtcas

Offline

#11 29-05-2016 o 14h47

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

2

    Polowanie czas zacząć!
    James od tak dawna nie miał czasu na zabawy, że już prawie zapomniał, jak powinien wyglądać piątkowy wieczór. Zgodził się od razu, gdy Dan zaproponował mu wypad do klubu, który pamiętał jeszcze z czasów studenckiej wymiany.
- Fajni ludzie i dobry klimat – argumentował Daniel, choć było to zbędne. - Przyda ci się to po... no, sam wiesz. Po tym wszystkim.
    "To wszystko" faktycznie dało Jamesowi dość mocno w kość i miał wielką ochotę na odrobinę rozrywki.
    Czuł na sobie ciekawskie spojrzenia od chwili, gdy wszedł do piwnic ceglanej szkarady. Kilka osób pamiętało Dana, który musiał się gęsto tłumaczyć z lat nieobecności i znosić poklepywania oraz przytulania; James był dla miejscowych absolutną niewiadomą i choć starzy znajomi Dana przyjęli go względnie uprzejmie, to jednak nie bez dystansu. Szybko zrozumiał, że znalazł się dość hermetycznym środowisku, które nieufnie podchodzi do nieznajomych.
    Usiadł na skraju ławy, skąd miał dobry widok na parkiet. Obok Dan rozmawiał z kimś łamaną polszczyzną. James nie przyzwoił sobie jeszcze tego języka na tyle, by móc się dogadać, więc zainteresowanie jego osobą spadło do zera po małej kompromitacji przy próbie powiedzenia "Szczepan". Na migi zamówił coś do picia i zaczął przyglądać się tańczącym. O ile można tak określić grupę wielkoludów pogujących do "Killing in the name".
    Oczywiście, jego uwagę przyciągały głównie dziewczyny. Każda, która tylko pojawiła się w polu widzenia, musiała zostać poddania dokładnej lustracji. Pominął wszystkie te, które ewidentnie posiadały partnerów (przetańczenie trzech utworów pod rząd z jednym mężczyzną mogło o czymś świadczyć), a później te, które nieodpowiadały jego gustom. Za wysoka, za niska, zbyt pulchna, zbyt chuda, brzydka, nijaka, zbyt wyniosła, za skromna... W końcu lista potencjalnych zdobyczy zawęziła się do kilku, które mógłby określić jako "niczego sobie".
    Po chwili namysłu – i kilku łykach dla kurażu – postanowił zaryzykować i podejść do dziewczyny przy barze, modląc się w duchu, żeby znała chociaż podstawy angielskiego.
- Hej – zaczął, wyrastając nagle tuż obok niej z czarującym uśmiechem na twarzy. - Co taka piękność robi tutaj sama?
    Dziewczyna najpierw wybałuszyła oczy, ale potem zachichotała, czerwieniąc się.
- Drinki – wyjaśniła, wskazując na szklankę wypełnioną czymś, co śmierdziało mieszanką wódki i perfum. - Przepraszam, mój angielski słaby – dodała, dukając.
    Na nic lepszego i tak nie mogę liczyć... - pomyślał James z goryczą.
- Mój polski też jest beznadziejny. Może poduczymy się nawzajem? - Puścił do niej oczko. Znów zaczęła chichotać.
    Przedstawili się sobie. We wszechobecnym chałasie nie dosłyszał imienia, ale zakładał, że i tak nie będzie mu ono potrzebne.
    Nawet nie musiał się wysilać – już po chwili dosłownie jadła mu z ręki, a on poczynał sobie coraz śmielej: patrzył głęboko w oczy, niby przypadkiem dotykał dłoni, odgarniał na bok niesofrne loczki. Prawił komplementy. Dziewczyna próbowała udawać niedostępną, ale robiła to tak nieudolnie, że aż chciało mu się śmiać. Namówienie dziecka do przyjęcia cukierka byłoby trudniejsze...
    Problem w tym, że okazała się strasznie nudna. Rozmowa z nią była praktycznie niemożliwa i to nie tylko ze względu na bariery językowe. Na wszystkie zaczepki reagowała chichotem i wywracaniem oczu, co w końcu zaczęło się robić irytujące. Była albo zbyt speszona, albo zbyt głupia, by powiedzieć coś sensownego, a takie dziewczyny szybko go nudziły. Miał ją w garści, ale stracił zainteresowanie.
    Odezwała się wreszcie tylko po to, by poinformować go o udaniu się do toalety. Zapewnił, że poczeka, ale w duchu odetchnął z ulgą. Wiedział już, że pora rozejrzeć się za kimś innym.
    W tłumie dostrzegł kogoś potencjalnie interesującego: niską, czarnowłosą dziewczynę, ledwo widoczną pośród otaczających ją małpoludów. Tańczyła z koleżankami, co oznaczałoby, że nie przyszła z facetem. Wyginała się do rytmów "Younth gone wild" w taki sposób, jakby faktycznie była dzika; zauważył, że skupiała na sobie wiele męskich spojrzeń, ale wszystkie ignorowała.
    Zapominając o małomównej, rozchichotanej towarzyszce, przeniósł się pod ścianę, obserwując – był tego pewien – nową zdobycz.
    Ktoś do niej podszedł i zaproponował wspólny taniec – mina delikwenta pozwalała zgadywać, że odprawiła go mało delikatnie. To zaintrygowało Jamesa. Tak odważny taniec zwykle oznaczał, że dziewczyna chce zwrócić uwagę płci przeciwnej. Może biedak nie był w jej typie? Zaczął się zastanawiać, czy i jemu by odmówiła. Na palcach jednej ręki mógł zliczyć kobiety odporne na jego urok.
    Spojrzała w bok, w kierunku ławy, na której zasiadało pokaźne, męskie grono. James odniósł wrażenie, że zmarszczyła czoło. Wtedy zrozumiał: ściągnąć zainteresowanie konkretnej osoby. Chyba z marnym skutkiem. Podrywała któregoś z tamtych chłopaków? Mało prawdopodobne; z jego doświadczeń wynikało, że zachowywałaby się wówczas inaczej. Nie, chodziło o coś innego. O wzbudzenie zazdrości.
    Muzyka ucichła na krótką chwilę, a potem popłynęła znów – tym razem klub wypełnił subtelny głos Alexa Turnera z Arctic Monkeys. To musiał być jeden z jej ulubionych utworów: po pierwszych akordach przymknęła powieki i rozchyliła usta. Raz jeszcze spojrzała na siedzących mężczyzn, a potem machnęła dłonią i odeszła wgłąb parkietu, zapominając także o koleżankach. Zaczęła tańczyć sama, ale tym razem nie po to, by wywołać jakąkolwiek reakcję. Tańczyła tak po prostu, sama dla siebie. I dla muzyki.
    She's a silver lining, lone ranger riding through an open space...
    Pierwszy raz w życiu James nie wiedział, co zrobić. Z jednej strony chciał do niej podejść, z drugiej – chciał przyglądać się z dystansu, jak zarzucała włosami i kręciła biodrami. Było w tym coś magicznego. Ona i muzyka idealnie się uzupełniały.
    Unfair we're not somewhere misbehaving for days...
- Jesteś! - Rozległo się nagle tuż przy jego uchu, wyrywając z zamyślenia.
    Małomówna szczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Jeszcze godzinę temu uznał ten uśmiech za uroczy, teraz wydawał się przerysowany i groteskowy jak uśmiech gremlina.
- Jestem zajęty. Spadaj – fuknął, nie siląc się na uprzejmość.
- Ale...
- Powiedziałem, spadaj!
    Odeszła, chyba mocno urażona. Nie przejął się tym. Jak urzeczony obserwował nieznajomą, wodząc spojrzeniem za każdym ruchem dłoni, za każdym obrotem.
    Are you mine tomorrow or just mine tonight?
    Piosenka dobiegła końca, a czarnowłosa przestała tańczyć, nim zdecydował, czy do niej podejść. Wyciągnąwszy z torebki coś małego, białego i podłużnego, skierowała się do wyjścia. Po drodze ktoś ją zaczepił, przystanęła więc na chwilę.
    James podjął decyzję w przeciągu sekundy. Wybiegł z klubu, nim czarnowłosa skończyła rozmawiać. Nazewnątrz nie było już nikogo. Sięgnął do kieszeni po papierosy.
    Gdy wyszła, James stał oparty poręcz schodów, niespiesznie zaciągając się dymem. Nawet na niego nie spojrzała – z białym rulonikiem między wargami przeszukiwała torebkę.
    Dopiero w rozproszonym świetle ulicznych lamp mógł się jej uważniej przyjrzeć. Jedno słowo pasowało do niej jak ulał: czarna. Czarne włosy, czarne ubranie, czarny lakier na paznokciach. Oczy wymalowane czernią, usta – purpurą tak ciemną, że prawie czarną. Typowe, małe zło. Musiał jednak przyznać, że była całkiem ładna. Nie powalająco piękna, ale ładna. Ponadto miała coś, co trudno było uchwycić i nazwać: butność skryta w spojrzeniu, wrogość emanująca ze zmarszczonych brwi... Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że była bardzo charakterną osóbką.
- Potrzebujesz ognia? - zagaił. Jakże się zdziwił, gdy odpowiedziała mu niemal płynną angielszczyzną:
- Dzięki, mam swój.
    Mimo odmowy podsunął jej pod nos zapalniczkę – elegancką, chromowaną, z wygrawerowanym motywem skrzydlatej czaszki. Nie był gadżeciarzem, ale tę zapalniczkę uwielbiał ponad wszystko, może z wyjątkiem kolekcji aparatów fotograficznych. Pstryk – rozbłysnął płomyczek.
    Uniosła brwi w niemym zdziwieniu, ale skorzystała z ognia.
- James – przedstawił się.
- Nie pytałam cię o imię.
    Jakby mu wylano kubeł zimnej wody na głowę. Nieczęsto zdarzało się, że dziewczyny mu odmawiały, a nawet jeśli, to nigdy w taki sposób.
    Na chwilę stracił rezon, ale szybko doszedł do siebie, ba, nawet się uśmiechnął. Oporna sztuka, czy tak? To dobrze, lubił wyzwania.
- Miło wreszcie spotkać kogoś, kto zna angielski, nawet jeśli dostaje się od tej osoby kosza.
- Nie można mieć wszystkiego – odparła lakonicznie, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś stąd?
- Może.
- Często tu bywasz? - Wskazał na drzwi do klubu.
- Czasami.
- Nie jesteś zbyt wygadana, co?
- Słuchaj. - Odniósł wrażenie, że robiła się podirytowana. - Nie jestem w nastroju na towarzystwo, więc bądź tak dobry i daj mi spokój.
    Kolejny kosz. Postanowił zmienić taktykę.
- Widziałem cię na parkiecie. Nieźle tańczysz.
- Najlepiej, kiedy jestem sama.
- Powiedziałbym raczej: kiedy chcesz wzbudzić zazdrość. 
    Trafił w samo sedno, choć nie był pewien, czy dobrze zrobił, odzywając się tak bezpośrednio. Przez chwilę miał wrażenie, że dziewczyna rzuci się na niego i wydrapie mu oczy.
- To nie twoja sprawa – warknęła.
- Oczywiście, że nie. Ale jeśli potrzebowałabyś pomocy...
- Jakiej pomocy? - W jej oczach pojawiły się błyskawice.
    James nonszalancko wzruszył ramionami.
- Potrzebujesz kogoś, o kogo twój facet będzie zazdrosny. Mogę się przydać. Co ty na to?
    Prychnęła tylko.
- Wrócimy do środka, zatańczymy, postawię ci drinka – zaproponował. - To powinno zadziałać.
- Dzięki, nie skorzystam. I raczej nie wrócę do środka. - Wyrzuciła niedopałek. - Idę do domu.
- Sama? Jest trochę niebezpiecznie.
- Poradzę sobie.
    Chyba uznała rozmowę za zakończoną, bo odwróciła się na pięcie i raźno ruszyła w kierunku miasta, ale James nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Dogonił ją.
- Pozwól chociaż, że cię odprowadzę na przystanek.
- Jesteś uparty i wkurzający – stwierdziła.
- Może po prostu jestem dżentelmenem?
    Przyjrzała mu się krytycznie.
- Wątpię.
- Nie mogę pozwolić, żeby piękna kobieta szła sama przez okolicę pełną pustostanów. Jeśli dowiem się jutro, że znaleziono twoje zmasakrowane zwłoki, do końca życia będę miał wyrzuty sumienia.
    Był dobrym obserwatorem. Zauważył, jak wstrzymała oddech i zacisnęła pięści. Jeszcze nigdy nie spotkał się z taką reakcją na komplement. Zawstydzenie, rumieńce, nerwowy chichot – owszem. Ale złość?
- A jaką mam pewność, że nie jesteś psychopatycznym mordercą? Nie znam cię.
- Możemy to zmienić – podsunął nieco śmielej, ale ona znów prychnęła.
    Sprawa była przegrana. Nie chciał się dłużej narzucać, ale duma nie pozwalała mu tak po prostu przyjąć świadomości sromotnej klęski. Wydobył z kieszeni jakąś karteczkę oraz długopis. Zapisał swój numer.
- Ok, jak chcesz. Trzymaj. - Dosłownie wcisnął jej kartkę w dłoń. - Na wypadek, gdybyś jednak chciała, żeby ktoś odprowadził cię do domu... albo gdybyś zrobiła się bardziej rozmowna.
    Odchodząc, błysnął raz jeszcze zębami w żurnalowym uśmiechu.

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (29-05-2016 o 14h47)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

#12 04-08-2016 o 12h41

Miss'Fuzja
Ojsa
Martwa, lecz nieumarła, nieczuła całka nieoznaczona~
Miejsce: Somewhere in the darkness of my room. Under the blanket.
Wiadomości: 5 624

Whoooa~ Muszę przyznać, że do tej pory patrzyłam zupełnie inaczej na Nitkę... Wydawała się trochę bardziej bezradna i jakby to powiedzieć... słaba. A tutaj takie profesjonalne spławianie, osa jest aż dumna. Właśnie w ten sposób powinno się rozmawiać z mężczyznami! ^^'
To ja czekam na dalszy rozwój akcji i może jakieś retrospekcyjne spojrzenie na przeszłość Jamesa... Bo wciąż spekuluję i dobrze byłoby wiedzieć w jak wielkim stopniu się mylę.
I... uwaga, wciąż pamiętam o "obiecanym" mi fragmencie topornego stylu, Dash~


https://68.media.tumblr.com/c11d596a002e56fcb7da0f3fc671fd61/tumblr_o0dqnnhbw31udhucno1_500.gif

Offline

#13 08-02-2017 o 21h08

Miss'wtajemniczona
Dasharia
...
Wiadomości: 2 069

Krótko poza fabułą:

Spoiler (kliknij, aby zobaczyć)



3

    Przez chwilę patrzyła, jak nieznajomy odchodzi i znika za drzwiami Podziemia. Kartkę, wbrew wszelkiej logice, włożyła do torebki. A potem ruszyła przed siebie.
    Czy naprawdę to było aż tak widoczne? Skoro obcy człowiek zauważył jej żałosne próby przykucia uwagi Mikołaja, to dlaczego sam zainteresowany wykazywał się taką krótkowzrocznością? Co jeszcze mogła zrobić?
    Była wściekła i wolała trzymać się z daleka od innych. Oto czego potrzebowała: samotności. Jeśli musiała w tym celu po chamsku spławić jakiegoś typa, to trudno. Choć przyznała w duchu, że dzielnie walczył. Dzielnie i nieporadnie. "Piękna kobieta"? Tak banalny komplement to prawie jak potwarz...
    Niezależnie od tego, że miała faceta i nie była w nastroju na flirt – ten cały James i tak nie był w jej typie. Po pierwsze, nie gustowała w przystojnych mężczyznach, którzy wzbudzali zachwyt większości kobiet. Berenika nazywała ich często "produktami dla tępej masy". Jeśli coś wzbudzało powszechne pożądanie – ona ostentacyjnie wyrażała wzgardę. A James stanowczo należał do przystojnych. Wysoki, dobrze zbudowany, z długimi, ciemnorudymi włosami związanymi w kitkę, na pewno cieszył się sporym powodzeniem u płci przeciwnej. Ponadto zawadiacki uśmiech, pewność siebie i nieustępliwość wskazywały na bawidamka, a tacy doprowadzali ją do szewskiej pasji. Zdecydowanie nie jej liga.
    Błądząc pomiędzy magazynami, zastanawiała się, co ze sobą zrobić. Postanowiła nie wracać do klubu, żeby uwolnić się od namolnych zalotów ze strony ryżego, ale dostrzegła też inną korzyść. Ciekawiło ją, ile czasu upłynie, nim Mikołaj zauważy, że zniknęła. Kwadrans? Dwa? Mógł być ślepy, ale przecież ktoś w końcu zapyta go, gdzie podziała się jego lepsza połówka. Będzie musiał zadzwonić. Ona tymczasem wcale nie zamierzała wracać do domu. Minęła przystanek, nie sprawdziwszy, o której odjeżdża najbliższy autobus.
    Była już na granicy osiedla, gdy wreszcie usłyszała jazgotliwy dźwięk telefonu. Rzuciła okiem na ekran – to Mikołaj.
    Nie spieszyłeś się. Odebrała.
- Halo? Nika? Gdzie ty się, do cholery, podziewasz?
    Odpowiedź miała już na końcu języka, kiedy naszła ją pewna myśl. Pod wpływem impulsu wypaliła:
- Jestem w centrum. Kaśka dzwoniła. Siedzi w Ibizie. Pytała, czy wpadnę.
- Do Ibizy? - Oczyma wyobraźni widziała, jak twarz Mikołaja wykrzywia grymas zniesmaczenia.
- No... tak.
- Spoko. Kiedy wrócisz?
- Nie wiem. Jeśli będzie ciekawiej niż w Podziemiu, to pewnie rano.
- Aha.
    Chwila ciszy. Czuła, że głupio było mu się tak zwyczajnie rozłączyć, ale nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć.
- Długo będziesz siedział z chłopakami? - zapytała, wybawiając go z opresji.
- Nie. Zbieram się właśnie.
- Ok. Pozdrów Byczka.
- Jasne. Baw się dobrze.
    Spojrzała na zegarek, było po dziesiątej. Okrężną drogą spacer do domu mógł zająć około półtorej godziny. Tyle powinno wystarczyć.
    Nie do końca wiedziała, dlaczego skłamała. Miała przeczucie. Lata doświadczeń nauczyły ją, że kobiecej intuicji nie należy lekceważyć.
    Specjalnie wydłużyła drogę, zahaczając o park, w którym roiło się od małolatów. Minęła Ibizę, znacznie przyspieszając kroku (goście tego lokalu słynęli z zaczepiania kobiet), potem dworzec oraz małą galerię handlową; przeszła pod mostem i znalazła się w dzielnicy pełnej niskich, pokracznych bloków. Wszystkie wyglądały tak samo i choć w jednym z nich mieszkała już od trzech lat, to wciąż zdarzało jej się pomylić i wejść do niewłaściwego budynku.
    Tym razem obyło się bez wpadek. Weszła na klatkę, wcześniej sprawdziwszy, czy w oknach jej mieszkania paliło się światło. Jasno było w sypialni, o ile dobrze policzyła okna.
    Wspinając się na czwarte piętro Nika szukała dobrego wyjaśnienia wcześniejszego powrotu. Mogła powiedzieć, że jednak w Ibizie wiało nudą. Albo że Kaśka źle się poczuła i musiały wracać. Kłamstwo było szyte bardzo grubymi nićmi – zważywszy na czas, musiałaby spędzić z koleżanką około pół godziny, ale wątpliwe, by Mikołaj dopytywał. Pomyślała z goryczą, że to jedyny pozytywny aspekt jego obojętności.
    Gdy znalazła się przed mieszkaniem, zaskoczyły ją dwie rzeczy. W środku grała muzyka. Nie była na tyle głośna, by zakłócać spokój sąsiadów, ale dziwił już sam fakt, że Mikołaj, tak rygorystycznie przestrzegający zasad współżycia społecznego, zdecydował się puścić ją w nocy. Druga rzecz, która z kolei przestraszyła Nitkę, to uchylone drzwi. Mikołaj był prawdziwym paranoikiem i nawet będąc w domu, zawsze zamykał je na klucz. Serce dziewczyny zabiło mocniej ze strachu. Czyżby włamanie? Ale przecież włamywacze nie włączyliby odtwarzacza...
    Stłumiła strach i ostrożnie zajrzała do środka. W przedsionku panował półmrok, rozpraszany tylko jasną poświatą, wydobywającą się spod drzwi sypialni. W ciemności Nika dojrzała rozrzucone na podłodze rzeczy, chyba ubrania. Na stojącej tuż przy drzwiach szafce leżały klucze Mikołaja.
    Na palcach podeszła do drzwi sypialni. Muzyka stała się głośniejsza, ale Berenika przysięgłaby, że usłyszała coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że jej serce, jeszcze przed chwilą tłukące się jak szalone, przestało bić.
    Otworzyła drzwi na oścież. Zalała ją niemal oślepiająca fala jasności, niosąca widok, którego Nika wolałaby nigdy więcej nie oglądać. Wycofała się równie szybko, dobiegając do wyjścia, nim Mikołaj zdążył wygrzebać się z barłogu. Mówił coś do niej. Czuła się jak w transie. Przechodząc przez próg nie powstrzymała odruchu i trzęsącą się dłonią zgarnęła klucze, które Mikołaj tam zostawił. Zamknęła za sobą mieszkanie. Sekundę później usłyszała głuche uderzenia pięściami oraz błaganie, by otworzyła. Nie miała zamiaru spełnić tej prośby.
    Dopiero gdy znów była na zewnątrz w pełni pojęła to, co się zdarzyło. Zwymiotowała prosto na bukszpanowy żywopłot. Łzy cisnęły jej się oczu.
    Nie będę płakać. Nie warto. Nie będę płakać, nie będę... - zdążyła pomyśleć, nim tama opanowania pękła pod naporem wezbranej fali. Usiadła na niskim murku i rozpłakała się jak bóbr. Świat się zatrzymał, czas stanął w miejscu. Tylko łzy wciąż płynęły.
    Co dalej? Co powinna teraz zrobić? Dokąd pójść? Jednego była pewna, nie zamierzała wracać do tego mieszkania, nie po tym, czego była świadkiem. Na samą myśl znów poczuła mdłości. Gdzie zatem miała się podziać? Jej rodzina mieszkała po drugiej stronie kraju. Jechać do nich? Nie, to był zły pomysł. Nie miała ochoty na tłumaczenie, dlaczego z dnia na dzień rzuciła wszystko i wpadła z niezapowiedzianą wizytą. Udać się do hotelu? Nie było jej na to stać. Zresztą miała przy sobie niewiele gotówki, karta do bankomatu została w mieszkaniu.
    Przypomniała sobie o karteczce, którą dostała przed klubem. Wydobyła ją. Na zmiętym świstku widniał rząd cyfr, zapisany eleganckim, pochyłym pismem, pod nim zaś krótki dopisek: Call me. J.
    Przygryzła wargę. Podejmowanie decyzji w chwilach wzburzenia zawsze ściągało na nią poważne kłopoty. Długo walczyła z pokusą, by skorzystać z zaproszenia i zadzwonić. Chciała coś zrobić, chciała się zemścić. Ale... czy warto? Wciąż się wahała, w jednej ręce trzymając kartkę z numerem, a w drugiej telefon.
    Ostatecznie zmięła kartkę i wrzuciła ją do kubła na śmieci.
   
    Domowe spa, malowanie paznokci, czekoladki i komedia romantyczna. Dla niektórych szczyt nudy, dla Kaśki – wieczór idealny. Nic dziwnego, że zaklęła szpetnie, gdy spokój ustalonego harmonogramu został zakłócony przez dzwonek do drzwi.
    Podnosząc się leniwie z fotela, rzuciła okiem na ścienny zegar. Dochodziła druga w nocy. Kogo diabli przynieśli o takiej porze?
    W wizjerze mignęła groteskowo wykrzywiona twarz Niki. Miała zmarszczone czoło i usta zaciśnięte w linię cieniutką jak żyłka wędkarska. Rozmazany makijaż nadał jej wygląd sponiewieranego upiora.
- Nitka? Co jest? - zapytała Kaśka, uchylając drzwi.
    Berenika bez pardonu wprosiła się do środka. Miała dziwnie nieobecne spojrzenie.
- Potrzebuję kąta na kilka dni. Zapłacę.
- Gościnny jest wolny.
    Berenika skinęła oszczędnie.
- Nitka... co się stało?
- Nic.
- Chcesz pogadać?
- Nie.
- Kawa? Lody? Wino?
- Święty spokój.
    Drzwi do pokoju gościnnego zatrzasnęły się za Niką. Kacha stała osłupiała w przedpokoju. Dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie o otwartych drzwiach wejściowych.

Ostatnio zmieniony przez Dasharia (08-02-2017 o 21h08)


https://cdn.shopify.com/s/files/1/1158/9490/collections/pennywise-collection-banner_1400x_e89e2ea8-cdda-4b5c-9467-fd50e5b47012_1400x.jpg?v=1509661904

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1